wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie~

 Wiem, że wszyscy spodziewali się kolejnego rozdziału Dirty Dancing, za co przepraszam. Część jest w trakcie tworzenia, z nieco inną fabułą, która będzie towarzyszyła nam przez kolejne kilka rozdziałów. Była również propozycja o zamieszczeniu wątku Reituki, co też zostanie uwzględnione~

Chciałam też podziękować za dziesięć miesięcy spędzonych tutaj :) Przyznam, że dołączając do "blogerskiego społeczeństwa", jako autorka, nie spodziewałam się, że to, co podpowiada mi wena, zostanie przez was zaakceptowane. Jednak stało się wręcz przeciwnie, jesteście, czytacie, za co jestem wam bardzo wdzięczna. Problem jednak jest w komentowaniu, jak na wielu blogach w ostatnim czasie, ale mam nadzieję, że po nowym roku będzie inaczej~ Wasze komentarze mnie cieszą i mobilizują do dalszej pracy, jako autorka the GazettE Love :)

Co prawda, zdarzały się chwile zwątpienia, które powodowały, że miałam chęć usunięcia bloga i zaprzestania publikacji. Na całe szczęście, każdy kryzys udało się pokonać i zabrnąć aż tak daleko~

Życzę wam też, aby nowy rok przyniósł wiele radości, bo to jest najważniejsze, dla niektórych, może nie, więc decyzję o życzeniach pozostawiam dla was ;)
 Do zobaczenia w przyszłym roku~
 Akiko~

piątek, 27 grudnia 2013

Dirty Dancing cz.5

 W korytarzu słyszę kroki. Doskonale wiem, kto jest ich właścicielem. Nie mogę powiedzieć, że nie, ale cieszę się, że jednak przyszedł. Chociaż tyle z jego strony, więc jestem wdzięczny. Kiedy słyszę w oddali inne, zaczynam się niepokoić. Coś dziwnego dzieje się mojej głowie. Mam coraz bardziej złe przeczucia. Boję się, że coś może się stać. Kładę się więc na łóżku i odwracam plecami do drzwi. Nie chcę patrzeć na to, co za chwilę będzie miało miejsce. Postanawiam udawać, że śpię, bo wtedy nic mi nie będzie groziło.
 Drzwi otwierają się i dobrze wiem, kto wszedł pierwszy. Wchodzi w głąb pokoju i siada na moim łóżku. Zdaje się, że dał się nabrać na mój rzekomy sen. Zaraz po tym ktoś jeszcze wchodzi do pomieszczenia, przez co zaciskam mocniej powieki. Na chwilę wstrzymuję oddech, ale od razu go reguluję, aby nadal stwarzać pozory.
 Nieznajomy siada na krześle i cicho wzdycha, a ja nie wiem czego mam się spodziewać. Yuu wstaje i zajmuje miejsce przy małym stoliku w rogu pokoju. Tam, gdzie siedziała obca mi osoba.
 - To on? - słyszę i zaczynam nerwowo przygryzać wargę. Chodzi mu o mnie, najpewniej. Tysiące myśli krąży w mojej głowie. Nie rozumiem, po co Aoi go tutaj przyprowadził.
 - Tak, to właśnie Kouyou. Porozmawiamy z nim jak tylko się obudzi . Tsu, masz dużo czasu? - pyta, po czym czuję jego wzrok na mnie.
 - Yuu, przecież wiesz, że czas nie gra dla mnie roli - odpowiada nieznajomy. - Poczekajmy.
 Z barwy głosu wnioskuję, iż to jest jeszcze młody chłopak. Zapewne młodszy od Yuu. Nie wiem, o czym chcą ze mną rozmawiać, ale nachodzi mnie myśl, że powinienem zaufać przybyszowi. Jest przecież znajomym czarnowłosego. Gdyby mu nie ufał, nie przyszedłby z nim do mnie. Dziwi mnie tylko jedna rzecz, jak to możliwe, że wpuścili tutaj tego Tsu.
 - Jak myślisz, jak to przyjmie? - chłopak pyta, po czym słyszę cichy szmer. Otwieram jedno oko i widzę jak młodszy podchodzi do okna. Reflektuję się jednak i na nowo zamykam powiekę.
 - Myślę, że się ucieszy - Yuu odpowiada tylko tyle. Nie wiem, o co może chodzić. Z czego miałbym się ucieszyć? Nic nie rozumiem z zaistniałej sytuacji.
 - Dziwni ci ludzie tutaj, Yuu - wnioskuje nieznajomy i wraca na swoje miejsce. - Gdyby mi ktoś wcisnął taką bajeczkę, w życiu bym nie uwierzył, a oni? Wyglądają na totalnych idiotów, a powinni być bardziej uważni na to, kto wchodzi w ich skromne progi.
 - To prawda - śmieje się cicho czarnowłosy. - Dziwię się, że nie mają tutaj żadnej ochrony, tak jak w innych miejscach, podobnych do tych. Mają jednak zaufanych ludzi, którzy pilnują tutaj porządku.
 - Wiesz, czasami nawet i to nie pomaga. Nigdy nie wiadomo, kto tu przyjdzie i jakie będzie miał zamiary. Nikt tego nie wie, Yuu. Ale nadal nie rozumiem, jakim cudem uwierzyli w twoją historię o mnie, jako o styliście, bo Kouyou potrzebna jest metamorfoza. Na ich miejscu patrzyłbym na ciebie, jak na idiotę, a siebie wyrzuciłbym stąd i wydał na siebie zakaz wstępu tutaj. Ty poniósłbyś karę, jeszcze nie wiem jaką, ale byś ją miał.
 - Znowu zaczynasz gadać jak najęty - odpowiada Yuu i ponownie siada koło mnie. Delikatnie głaszcze mnie po plecach i nakrywa szczelniej kocem.
 - Nic się nie zmieniłeś, Tsuzuku - dodaje, a ja w końcu znam prawdziwe imię gościa -  Tsuzuku, nawet ładnie. Tylko nadal nie rozumiem, po co on tutaj jest.
 - Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają, na przykład, Yori. Ona postanowiła odejść i wieść normalne życie, z dala od środowiska, w którym się obracam. Zostawiła mnie, bo uważała, że jestem tak samo niebezpieczny, jak Kaoru, bądź Yoshiki. Ale nadal nie wie, jak bardzo się myliła. Tak poza tym, znalazłem odpowiedniego kandydata.
 - Kim on jest?
 - To Shindy, blondwłosy chłopak. Rozmawiałem z nim po naszym ostatnim spotkaniu, jest pozytywnie nastawiony. W końcu to będzie jakaś odskocznia od tego, co robi. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo. Wolałbym być tutaj, niż tam gdzie on.
 - Tsu, często używasz słowa "gdybym" - zauważa Aoi, wykazując przy tym zainteresowanie wspomnianym zjawiskiem.
 - Yuu, czasami trzeba postawić się na czyimś miejscu, żeby zrozumieć, co dana osoba czuje. Wtedy jest ci łatwiej jej pomóc i wesprzeć, na ile jesteś w stanie. Ja się postawiłem na miejscu Kouyou i doskonale wiem, co musi czuć, kiedy musi tutaj spędzać całe swoje życia. Z dala od cywilizacji, bo ci, którzy znajdują się w tym budynku, nie są ludźmi. To zwierzęta żywiące się krzywdą innych, na przykład Kou, czy Rukiego. Ten to ma szczęście, że trafił w ręce Reity. U nikogo nie będzie mu tak dobrze, jak właśnie u niego.
 - Tobie się tylko tak wydaję, Tsuzuku. Akira kupił Małego, więc jeśli mu się znudzi jego towarzystwo, będzie zmuszony go tutaj zwrócić.
 - Dobre chociaż tyle, że Takanori nadal ma kontakt ze światem, z ludźmi. Zanim zaczął tutaj pracować na stałe, nie musiał tutaj spędzać każdej doby swego życia. Wiem, że to on namówił Kouyou do takiej pracy. To jego powinieneś teraz obwiniać o coś takiego.
 Zaraz, skąd ten Tsuzuku o tym wie? Kim jest i co tutaj robi? Nie mogę zapytać, bo się zorientują. Yuu, kogo przyprowadziłeś?

poniedziałek, 23 grudnia 2013

All I want for Christmas is... Yuu? (Aoiha, One Shot)

 Zimno, które ogarniało jego ciało było jakby ukojeniem. Stał na balkonie paląc, któregoś już z rzędu, papierosa. Ubrany zaledwie w za dużą koszulkę z krótkim rękawem i rozciągniętych spodniach od piżamy. Nie cieszył się, że już wkrótce będą święta. Nie czuł świątecznej magii, czaru. Irytowali go nawet ludzie, którzy zabiegani przemierzali ulice w poszukiwaniu prezentów dla najbliższych. On nawet nie miał komu zrobić prezentu; chyba, że jego kotka, Black Star, byłaby zachwycona nową kuwetą, czy może zabawką.
 Olał fakt, że na zewnątrz było około -20 stopni. Nie dbał o to, bo nie miał po co, tym bardziej dla kogo. Chociaż, gdzieś w głębi, chciał czuć, że jest komuś potrzebny, że pozna czym jest poczucie bezpieczeństwa z ukochaną osobą. Ale niestety, od kilku lat marzył o tym samym, co jemu na złość nigdy nie chciało się spełnić. Tak, jakby na to nie zasłużył.
 W sumie, to miał jeszcze jedno marzenie, które nosiło imię Yuu. Nawet sam nie wiedział do końca, kiedy się to wszystko zaczęło, jak się rozwijało. Ta niewiedza koiła ból, który w sobie nosił od kilku lat. Na samym początku nie był świadomy tego, co powoli rodziło się w jego sercu. Czuł pragnienie przebywania w towarzystwie drugiego gitarzysty; jeszcze wtedy uważał to za czystą przyjaźń, którą czarnowłosy odwzajemniał. To z nim przecież na początku kariery złapał najlepszy kontakt; z innymi również, ale trochę to trwało, zanim się z nimi zakolegował. Nie dotyczyło to jednak Reity, z którym znał się dobrze, jeszcze za czasów liceum. Potem również i Kai'a, który dołączył do nich rok później, po odejściu Yune.
 Syknął cicho, kiedy niedopałek papierosa zetknął się z jego skórą. Zabrał go równie szybko i wyrzucił za balkon. Już miał sięgać po następnego, gdy nie spodziewanie usłyszał dzwonek do drzwi. Westchnął i ruszył w celu ich otwarcia. Zatrzymał się jeszcze w przedpokoju, spojrzał w lustro, po czym przetarł zmęczoną twarz dłońmi i przeczesał lekko włosy palcami.
 Otworzył i jego serce wybiło szybszy rytm. Nadzieja znowu w nim ożyła, na co uśmiechnął się promiennie.
 - Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał przybysza, przesuwając się w bok i wpuszczając go do mieszkania.
 - Wiesz, byłbym szybciej, ale niestety winda znowu ma awarię, więc musiałem wchodzić po schodach. - Odpowiedział mu czarnowłosy, od razu pozbywając się kurtki  i butów.
 - Tak poza tym to jest już dziesiąta, nie jest aż tak wcześnie - dodał po chwili, na co oboje zachichotali.
 - Nie przygotowujesz się do świąt? - zapytał rudzielec zapraszając gościa do salonu. - Od samego rana ludzie biegają po ulicach żeby zdążyć ze wszystkim. Zostało mało czasu - dodał zgodnie z prawdą; nie spał od siódmej i większość czasu spędził na balkonie, paląc fajki i kpiąco uśmiechając się na widok podekscytowanych świętami mieszkańców Tokio i okolic.
 - Nie, akurat w tym roku jestem zmuszony spędzać je samotnie, więc nie muszę się specjalnie przygotowywać - odparł Yuu kierując wzrok na Kouyou - A ty nic nie robisz?
 - W sumie, to nie mam po co - mruknął przenosząc wzrok na Black Star, która zaczęła pod stołem ocierać się o jego nogi - Kupię coś kociakowi i z głowy.

 Ty przynajmniej, co roku spędzasz święta z rodziną, więc rok bez nich nie robi ci różnicy. 
Ja z kolei od kilkunastu lat muszę siedzieć sam, ewentualnie w towarzystwie kota.

Uśmiechnął się, kiedy kotka ufnie podeszła do Yuu i dała mu się pogłaskać. Zaskoczyła go, bo zazwyczaj podchodzi do ludzi z dystansem i wielką ostrożnością.
 - Kouyou, rozumiem, że jest ci ciężko. Ale po tym wszystkim powinieneś mieć siłę żeby żyć dalej, nie patrzeć w przeszłość.
 Zadrżał pod wpływem jego słów. Doskonale wiedział, że starszy ma rację, ale bał mu się ją przyznać. Uciekał przed tym jak tylko mógł. Szybko się otrząsnął i spojrzał na czarnowłosego.
 - Próbuję, Yuu - standardowa odpowiedź na tego typu słowa, do każdego, bez wyjątku. - Tylko, że już mam dość tej samotności, która ogarnia całego mnie i przenosi się na wszystko dookoła. Wypełnia mieszkanie, serce - dosłownie wszystko.
 - Kou, ale to nie musi być tak. Nie musisz być samotny - poczuł jak drugi gitarzysta kładzie mu dłoń na ramieniu i delikatnie obrócił go w swoją stronę. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chcesz już dłużej być samotnym.
 Tak jak nakazał, wlepił wzrok w jego oczy. Zaniemówił, gdy tylko dostrzegł w nich piękno, którego w nich jeszcze nie widział. Oddech lekko mu przyspieszył, a serce na powrót wybijało szybki rytm.
 - Nie chcę.. - szepnął tylko, ale nie dane mu było dokończyć. Usta Yuu przykryły jego i zamknęły w czułym pocałunku, który Kouyou odwzajemnił.
 W końcu mógł spędzić święta z osobą, którą kochał. I uwierzył, że marzenia na prawdę się spełniają.

czwartek, 19 grudnia 2013

W cieniu... - Part 10

 To nie było tak, że nie chciał czy coś. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak działał na Ślicznego. Ale uważał, że rudzielec potrzebuje czasu na taką decyzję, bo przecież nie miał dobrych wspomnień, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju stosunki seksualne. Daisuke wystarczająco pokazał mu, co to ból i brak spełnienia. Reita tylko chciał pozostawić w umyśle Kouyou najlepsze doznania i wyzbycie się uprzedzeń. Ot co, troskliwy Akira.
 Wcześniej nikt nie pomyślałby, że może tak się zmienić pod czyimś wpływem. Wróć, to nie tak. Chodziło głównie o to, że osoby, które przebywały z nim niemal codziennnie nigdy nie wpadłby na to, że z twardego i mającego dystans do wszystkiego mężczyzny, zmieni się w opiekuńczego i wrażliwego przedstawiciela płci męskiej. Cóż, on sam nawet by w to nie uwierzył.
 Było w nim coś, co nakazywało mu martwić się o Kou. O każdy jego ruch, decyzję. Czuł, że musi mu zapewnić bezpieczeństwo, bo tylko on jest w stanie to zrobić. Znaczy, nie popadł w jakąś manię samozadowolenia i wyższości; po prostu czuł, że to jest jego obowiązek, bo przecież to on przygarnął Ślcznego, pomógł mu uwolnić się od toksycznego związku, który nie działał na niego zbyt dobrze. Cholera, on był na skraju załamania nerwowego, a Reita trwał w tym czasie u jego boku. Gdyby nie on... to nie wiedział co by się wtedy stało. Pojawił się w życiu Uruhy w odpowiednim czasie.
 Patrzył teraz z uśmiechem na ustach na, po raz kolejny znikającego w łazience, Kou. Bawiła go trochę ta sytuacja, bo przecież mógł mu trochę pomóc. Oczywiście, nie myślał tutaj o seksie, a jedynie o pomocy z problemem swojemu mężczyźnie. Zaśmiał się na to, co pojawiło się w jego myślach. Chaotyczny był zawsze, a co za tym szło, zawsze chaotycznie wykonywał różne czynności. To rozbawiło go jeszcze bardziej, bo chyba nikt inny na świecie nie miał takich problemów jak on.
 - Uruś, pomóc w czymś? - zapytał z trudem opanowując śmiech.
 - N-nie trzeba-ah, j-jest okay - wyjęczał rudzielec, co przyprawiło Szmaciaka o lekkie rumieńce i nagły przypływ gorąca.
 - Jesteś pewny Kou-chan? Bo wiesz, jeśli mógłbym to...?
 - Oh, zamknij się, Akira. N-nie musisz, poradzę sobie - przerwał mu głos dobiegający zza drzwi.
 Doskonale wiedział, co jego partner wyprawia w tamtym pomieszczeniu. Wiedział, ale wolał nie denerwować go, bo nie znał jeszcze objawów jego złości, więc wolał siedzieć cicho. Co nie zmieniało faktu, że chciał się tam teraz znaleźć. Jednak opanował się, nie miał pewności czy w tej chwili Kouyou byłby gotowy na taki ruch z jego strony. Z jednej strony widział, że chciał, ale z drugiej nie miał pewności jak zareagowałoby jego ciało na coś takiego. Psychicznie może i był gotowy mu się oddać, ale fizycznie to już inna sprawa. Wolał czekać na dalszy rozwój wydarzeń. W końcu miał klasę, nie mógł nic zrobić bez upewnienia.

sobota, 14 grudnia 2013

Dirty Dancing cz. 4

 - Nie proś, nie chcę żebyś to robił.
 - Chcę stąd wyjść, rozumiesz? Zapomniałem już jak wygląda miasto, tamto życie. Cholera, Yuu, ja nadal jestem człowiekiem.
 - Kou, nie mogę. Nie mogę cię skrzywdzić w taki sposób.
 - I tak wystarczająco krzywdzisz mnie; nie chcesz mnie stąd zabrać. To boli, Aoi.
 - Po raz pierwszy od kilku dni zwracasz się to mnie w ten sposób.
 - Jak mówiłem na początku - pasuje do ciebie. Ładnie byłoby ci w niebieskim.
 - Ty za to i tak jesteś śliczny, jak głosi twój pseudonim.
 - Yuu, proszę, nie zmieniaj tematu.
 - Kouyou, przepraszam. Muszę już iść, przyjdę jutro. Do widzenia, skarbie.
 - Znowu uciekasz! Czego się boisz, co? Poznać prawdy, czy być ze mną, jak obiecywałeś?
 - Do jutra, Kouyou, do jutra.

****

 Po raz kolejny musiałem wyjść żeby nie drążył tego tematu. Nie rozumiałem, dlaczego mu tak na tym zależało. Na tym kupnie. Nie mogłem mu tego zrobić, nie mogłem go sobie przywłaszczyć. A kupienie go właśnie tak wyglądało. Gdyby nam nie wyszło, bo nikt nie musi wiedzieć, że służy do zupełnie innych celów niż zakładali, musiałbym go oddać tutaj z powrotem. A tego nie chciałem.
 Kouyou nawet nie próbował mnie zrozumieć. Ciągle tylko chciał, wręcz błagał żebym w końcu to zrobił. Ale przecież to byłaby dla niego większa krzywda. Nie zniósłbym tego, za bardzo mi na nim zależało. To, co rodziło się we mnie przez ostatnie tygodnie spędzone z nim, było coraz bardziej poważniejsze. Coś czułem, ale to jeszcze nie była miłość. Zauroczenie? Możliwe, więc nie mogłem pozwolić żeby potem o wiele bardziej cierpiał. Nie byłem podłym człowiekiem.
 Dni mijały, a Uruha coraz bardziej się ode mnie oddalał. Sugerował zachowaniem, że go zawiodłem, nie spełniłem jego oczekiwań. Ale ja na prawdę nie mogłem nic zrobić. Nie potrafiłbym; to dobre wyrażenie, idealne do zaistniałej sytuacji.
 Usłyszałem pewnego dnia, że Reita wykupił Małego. Nic o tym nie wiedziałem, bo nie było okazji do spotkania. Mój świat kręcił się tylko w okół Kouyou, któremu z całego serca chciałem pomóc, ale on nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że moja pomoc będzie wyglądała trochę inaczej niż zakładał. To ja miałem plan, a on nawet o tym nie wiedział; tylko domagał się kupna.

****

 - Tsuzuku, potrzebuję twojej pomocy.
 - Jak zawsze, Yuu. Co masz w sobie takiego, że nigdy nie potrafię ci odmówić?
 - Nie wiem, nie wnikajmy. Wiesz, o co mi chodzi.
 - Tak, z tego co zrozumiałem z rozmowy telefonicznej, chodzi ci o tego dzieciaka z burdelu?
 - O Kouyou, Tsu. Mogę na ciebie liczyć?
 - Okay, popytam gdzie trzeba, może uda mi się coś ogarnąć.
 - Oni nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz?
 - Od tego jestem, Shiroyama. To akurat moja specjalność. Gwarantuję ci, że nikt o tym nie usłyszy, ani zobaczy. Do zobaczenia po wszystkim.
 - Ile potrzebujesz czasu?
 - Niewiele, ale odwiedzaj go regularnie żeby nie wzbudzać podejrzeń. Odezwę się.
 - Obiecaj mi, że nie stanie mu się krzywda.
 - Yuu, to bolało. Nic mu nie będzie, już ja się o to postaram.
 - Ufam ci, Tsuzuku.

piątek, 6 grudnia 2013

Dirty Dancing cz. 3

~ Uruha~

 Dla ciebie kilka słów, dla mnie o wiele więcej. Słowa, które spijałem z twoich ust, dawały mi nadzieję na lepsze jutro. Setki pocałunków pozbawionych uczucia sprawiały, że coraz bardziej cię pragnąłem. Zatracałem się w tobie, choć wiedziałem, że nie powinienem.
 Przychodziłeś, a ja za każdym razem nie chciałem żebyś odchodził. Chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że takie tutaj panują zasady, chciałem abyś został ze mną na wieczność. Byłem zauroczony, pociągałeś mnie, podobałeś mi się. Miałeś cechy, których nigdy wcześniej nie poznałem. Odróżniałeś się od innych, byłeś wyjątkowy.
 Tęskniłem, kiedy cię nie było. Ale wtedy miałem czas żeby pomyśleć o tej sytuacji. Chciałeś mnie stąd zabrać, zaczynałem nawet w to wierzyć. Czy to aby nie były obietnice bez pokrycia? Nie próbowałeś mnie oszukać? Zrobić mi złudnej nadziei, że mogę żyć inaczej? Z tobą u boku? Bez zmartwień i cierpienia? Bez bólu?
 Nie wiedziałem, czy mogę ci ufać. Choć sprawiałeś takie wrażenie, nadal miałem wątpliwości. To przecież ja sam sobie wybrałem takie życie, nie powinieneś się nade mną litować. To ja się sprzedawałem, nie ty. I choć tylko ty byłeś moim klientem, to nie zmieniało faktu, że byłem dziwką. Nie zasługiwałem na ciebie, byłem tego pewny.
 Nic nie mogłem ci dać, nic nie miałem. Nie posiadałem nawet uczuć, nie wiedziałem, co znaczy kochać. Szczerze mówiąc, byłem nikim. A kim byłem w twoich oczach?
 - Uruś, jestem już. - Usłyszałem twój głos i od razu serce mi szybciej zabiło. Odwróciłem się w twoją stronę, posyłając najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
 - Cieszę się, że jesteś, Aoi. - Odparłem radośnie. Cieszyłem się z twojej obecności, było mi lżej.
 Usiadłeś obok mnie i objąłeś mnie ramieniem. Czułem przyjemne ciepło, które biło od ciebie. Wtuliłem się w twój tors, jednocześnie zaciągając się twoim cudownym zapachem.
 - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za tobą tęskniłem. - Szepnąłem nieśmiało bojąc się twojej reakcji.
 - Ja też tęskniłem, skarbie. - W tym momencie poczułem twoje usta na swoim czole. Parzyło mnie to miejsce, ale twój kolczyk skutecznie chłodził. To uczucie trwało do czasu, aż zabrałeś swoje wargi.
 Już nie musiałem nic mówić. Ta cisza była kojąca, nie niezręczna. I właśnie to mi się podobało, że rozumiemy się bez słów. Choć dla innych mogło wydawać się to dziwne, dla mnie było niezwykłe, magiczne. Przy tobie czułem, że mogę wszystko.
 Ciszę przerywały tylko nasze równomierne oddechy, które były balsamem dla moich uszu. Nie musiałem się martwić, że ktoś przyjdzie i nam przeszkodzi. Byłem twoją własnością i dzięki temu mogłeś spędzać tutaj tyle czasu, ile ci się podobało. Niestety, nie mogliśmy opuszczać pomieszczenie, było to zabronione. Chyba, że kupiłbyś mnie. Ale tego nie chciałeś zrobić. Mówiłeś, że za bardzo ci na mnie zależy żeby zrobić coś takiego.
 - Kup mnie, proszę. - Poprosiłem, unosząc głowę i wpatrując się w twoje piękne oczy.
 - Nie proś mnie o to, nie zrobię tego.
 - Ja nie chcę już tutaj być. Yuu, zabierz mnie stąd.
 - Zabiorę, ale jeszcze nie teraz. Muszę wszystko sobie poukładać, dopiero wtedy zacznę działać. Kou, nie zrobię ci takiej krzywdy.
 Standardowa rozmowa od kilku dni. Upierałeś się, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Nie docierały do ciebie żadne argumenty. Ciągle powtarzałeś to samo, a ja zacząłem tracić nadzieję. Gdyby ci na mnie zależało, zrobiłbyś to dawno. Czyli kłamałeś..

czwartek, 5 grudnia 2013

To tylko seks? cz.10 + Epilog

Kłamstwo, które przez cały czas rosło w sile, nabierało szybkiego tempa. Czy na prawdę go kochałem? Nie wiem, ale miałem nadzieję, że akurat w tym go nie oszukałem.
 Kłamałem, mówiąc, że tamten dzień nie powinien się wydarzyć. Kłamałem, mówiąc, że seks nic dla mnie nie znaczył. Kłamałem, wmawiając sobie, że chcę zapomnieć.
 Czytając wiadomość od Toshiyi ulżyło mi. W końcu mogłem wziąć sprawę na poważnie. Patrząc w tym momencie na pogrążoną we śnie twarz Rukiego, zdałem sobie sprawę jak wiele straciłem, mówiąc mu takie rzeczy. Wiedziałem już jak bardzo go wtedy zraniłem. Nie chciałem tego, nie tak miało być. Gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego.
 Zależało mi na tym małym wariacie. Po raz kolejny nie mogłem go stracić. Zbyt wiele dla mnie znaczył. Pierwszy raz w życiu tak bardzo kochałem, teraz miałem już pewność, co do moich uczuć. Nikt wcześniej takich nie wzbudzał, jak on. Takanori był wyjątkowy, jedyny.
 Musiałem się przyznać, że kłamałem, lecz nie wiedziałem jak młody to przyjmie, czy mi wybaczy. Każdy w końcu rozumie swoje błędy, stara się je naprawić. Przecież uczymy się na błędach. Ja popełniłem ich zbyt wiele, jednak miałem ich świadomość. Chociaż tyle.
 Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy zauważyłem delikatny uśmiech na ustach Aniołka. Serce zabiło szybciej, przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Nie było to pożądanie, to była miłość. Miłość, która mimo wszystko nas łączyła. Choć kiedyś rozdzieliła, nadal istniała. Żyła w nas przez cały czas, pomimo, że obaj próbowaliśmy zapomnieć. On z Toshiyą, a ja... sam nie wiem. Ja tylko chciałem jego szczęścia, dlatego żyłem w cieniu, z dala od niego. Bo beze mnie mógł poczuć się kochany, co ja wtedy wszystko zaprzepaściłem. Byłem idiotą, nadal jestem. Ale ta mała istotka zmieniła wiele w moim życiu, za co byłem wdzięczny.
 Kochałem, nie kłamałem. Uczucie żyło głęboko we mnie, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Teraz było wspaniale, z nim obok.
 Przed oczami miałem obraz tego, co Toshiya próbował zrobić Maleństwu. Wiedziałem, że zrobił to specjalnie. Żeby pokazać Rukiemu, że jestem nieobliczalny, że łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. I choć już go za to przeprosiłem, nadal miałem wyrzuty sumienia. Nie powinienem tak reagować, rzucać wyzwiskami w jego stronę. Ale stało się, byłem winny.
 Chciałem mu wynagrodzić całe zło, jakie mu wyrządziłem. Zdawałem sobie sprawę, że mogę nie podołać, ale dla niego chciałem spróbować. Dla niego chciałem żyć, dla niego budzić się rano z uśmiechem na ustach. Dla niego pragnąłem naszego szczęścia, dla niego chciałem móc grać na każdym koncertem. Dla niego chciałem patrząc głęboko w oczy mówić szeptem kocham cię. Dla niego chciałem wszystkiego, bo to on był moją muzą. Mój Takanori.

***
 Od tych zdarzeń minęły dwa lata. Nadal jestem z Takanorim i jestem szczęśliwy. Mogę śmiało powiedzieć, że ten czas mnie zmienił. Na lepsze, rzecz jasna, na lepsze.
 Planujemy ślub, pół roku po trasie oznajmiliśmy, że jesteśmy razem. Pozostali byli szczęśliwi, nie bardziej niż ja. Wszystko jest idealne, jak z bajki. A to wszystko zasługa wokalisty.
 Toshiya z Shinyą też są razem, od roku. Trochę to trwało, aż do końca zdali sobie sprawę jak wielkie uczucie ich łączy. Ale pomimo wszystko, życzę im szczęścia z całego serca.
 W życiu każdego z nas pojawia się moment, w którym zaczynamy w siebie wątpić. Wszystko, co robimy wydaje nam się złe i bez sensu. Marzenia przestają się spełniać i jest coraz gorzej.
 Ale w takich momentach nie należy się poddawać. Zacznijmy walczyć o swoje szczęście, tak jak to zrobiłem ja, wasz Reita.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Co dalej?

 Jako, że mam zaczętych kilka opowiadań (a nie wiem, co wstawić ;c), co chciałybyście/-liście w następnej notce? Zaczęłam ósmą część Do YUU Love Me?, ale może czas na coś innego?
 Nie chciałabym robić tu spamu tym samym opowiadaniem, więc decyzja należy do was. Opowiadanie, które pojawiało się najczęściej w Waszych komentarzach w najbliższym czasie zostanie opublikowane : )

piątek, 29 listopada 2013

Dirty Dancing cz. 2

~Perspektywa Uru~

 Szczęście było kłamstwem. Wszyscy, którzy odczuwali to uczucie, byli dla mnie oszustami. Nie istniało nic takiego, a jeśli już, to przynosiło tylko ból i cierpienie. Ale ludzie byli szczęśliwi, choć trwało to tylko przez krótki czas. Bez żadnych następstw, bez niczego.
 Nie, nie jestem idiotą. Wiem, że może nie mam racji, ale mówię o tym na swoim przykładzie. Zawsze tak było, nic nie mogło tego zmienić. Poza ranami w moim sercu nie miałem nic. Nawet nie umiałem kochać, bo nikt mnie tego nie nauczył. Miłości też nie było, tylko pustka.
 Mdliło mnie na widok tych wszystkich zakochanych par, które przemieszczały się ulicami miast. Nic nieznaczące kocham cię wypływało z ust do ust, choć i tak wiedzieli, że to tylko jedno, wielkie kłamstwo. Ale i tak brnęli w to dalej, ponieważ tylko tyle im zostało.
 Czekałem spokojnie na moment, w którym nie będę musiał już oglądać tego wszystkiego. Drażniło mnie to, ale nic nie mogłem zrobić. Było mi dobrze, w samotności. Nikt niczego nie oczekiwał, nie składał pocałunków na moim ciele. Nie było mi to potrzebne.
 Chociaż, dla mnie wszystko było kłamstwem. Nawet ja sam, bo ciągle wmawiałem sobie, że czegoś nie ma. Ale może faktycznie wszystko istniało, tylko ja nie umiałem tego dostrzec.
Zbyt ślepy na dostrzeżenie w okół siebie piękna?
 Od zawsze byłem dość chłodny w stosunku do innych, aż w końcu poznałem Rukiego, który już od jakiegoś czasu zajmował się prostytucją. To on nauczył mnie tego, że w tym zawodzie można zapomnieć o wszystkim. Złagodzić ból, który z dnia na dzień narasta w sercu. Że tam nie muszę być sobą, mogę udawać kogoś, kim nie jestem i nigdy nie będę. Choć z początku nie dopuszczałem do siebie myśli, że mógłbym coś takiego robić, to za namową Maleństwa zmieniłem zdanie. Być może to był to dla mnie początek czegoś nowego, lepszego.
 Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc pierwszy dzień w pracy mnie dość mocno stresował. Takanori ciągle powtarzał, że mam się zdać na intuicję, iść jak to ujął, za głosem serca. On wiedział o co w tym chodziło, ponieważ zajmował się tym już kilka lat. Dla niego nie było to nowością, ale postanowiłem mu zaufać. Choć z drugiej strony nadal nie było mi łatwo.
 Przydzielili mi pokój, który dotychczas należał do Małego. Przyznam, że było tam trochę chłodno, ale nie narzekałam. Ruki dostał miejsce w apartamencie, bo podobno zasłużył na to. Nie dziwiło mnie to, wiedział, co robić żeby umieć zadowolić. Ciągle słyszałem, że jakiś Yuu zrezygnował z jego usług i przyjdzie do niego ktoś inny. Ten Yuu musiał być jego stałym klientem. Ale skoro przychodził do niego regularnie, więc dlaczego zrezygnował?
 Godzinę później przyszedł nasz szef i powiedział, że mam się przygotować, bo za chwilę przyjdzie mój pierwszy klient. Ręce mi się trzęsły, bo nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Nie znałem go, nie wiedziałem czego będzie oczekiwał. Zrzuciłem z siebie ubrania, szybko podkreśliłem oczy kredką i stanąłem przy łóżku odwrócony tyłem do drzwi. Czekałem, jednocześnie powoli uspokajając oddech i nerwy.
 Ciche skrzypnięcie drzwi zasygnalizowały przybycie gościa. Podszedł do mnie i według panujących tutaj zasad,stanął przy łóżku i oczekiwał rozpoczęcia przedstawienia. Postanowiłem, że zaprezentuję coś, w czym jestem dobry, czyli taniec.
 Nie wiem nawet kiedy moje ruchy stały się zbyt prowokujące. Widziałem jak to na niego działało, więc nie przerywałem. Stawałem się wyzywający, zostawiając w tym trochę zmysłowości. W końcu zdecydowałem się na ostrzejszy krok i pchnąłem go delikatnie na łóżko. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem ocierać się o jego rekcję. Przez spodnie czułem, że ma się czym pochwalić. Cieszył mnie to, że jednak coś potrafię, że mogłem doprowadzić go do takiego stanu. Potem wszystko potoczyło się szybko, a ostatnie, co zarejestrowałem to słonawa ciecz w moich ustach.
 Kiedy usłyszałem jego imię, zdałem sobie sprawę kim jest. To był ten Yuu, ten, który zrezygnował z Maleństwa. Nie chciałem pytać dlaczego to zrobił. Nie chciałem być niegrzeczny.
Czuły pocałunek po wszystkim sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Dla mnie, jak i dla niego, to nie było zwykłe zaspokajanie. W tym było o wiele więcej.
 Przychodził regularnie, ale nie po to żeby rozładować swoje seksualne napięcie. Siedzieliśmy i  rozmawialiśmy. Dzięki temu mogliśmy się poznać i zbliżyć do siebie.
 Ciągle powtarzał, że mnie stąd zabierze, że mu na mnie zależy. Ale ja nie wierzyłem w żadne słowo o takiej treści. Nie chciałem żeby się nade mną litował.

wtorek, 26 listopada 2013

Dirty Dancing cz. 1

 Nauczyłem się żyć bez osoby, którą kochałem całym sercem. To, moim zdaniem, była najlepsza decyzja z wszystkich tych, które podjąłem w swoim życiu. Niczego nie żałowałem.
****
 Coraz częściej za namową Reity, najbliższego przyjaciela, odwiedzałem nocne kluby i zabawiałem się z tamtejszymi prostytutkami. W męskiej wersji, oczywiście. Tam mogłem być sobą, na co Kai nigdy mi nie pozwalał. Wszystko musiało byś tak, jak sobie zaplanował, według listy dopuszczanych zachowań. Ograniczenia nie sprzyjały naszemu związku, co tylko ja zauważałem. Dla niego było idealnie, tak jak sobie wymarzył.
 Pomimo tego było nam ze sobą dobrze. Wytrzymaliśmy razem siedem lat, co jednocześnie było najdłuższym związkiem w moim życiu. W końcu przyszedł moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że nie dam rady tego ciągnąć. Musiałem zatrzymać najszczęśliwsze chwile, poczucie bycia kochanym, i, co najważniejsze miłość do drugiej osoby. Bo przecież nie byłem z nim ot tak, kochałem go całym sobą. Ale Yutaka podjął decyzję, zanim ja przystąpiłem do działania. Czekałem tylko na moment, w którym zda sobie z tego sprawę, lecz nigdy do tego nie doszło. Rozstanie było moją inicjatywą.
***
 Akira od zawsze lubił takie wypady. Czerwone dzielnice były jego ulubionymi. Nie szukał związków, wolał przygody najczęściej na jedną noc. Nie kochał, bo twierdził, że nie jest mu to potrzebne. Nie angażował się i tego samego wymagał od innych. Poza przyjaźnią nie dopuszczał do siebie innych uczuć. Dla niego były one zbędne i nieprzydatne.
 Od kiedy cieszyłem się wolnością, coraz częściej zaczynałem rozumować w ten sam sposób. Sypiałem z przypadkowymi osobami, z którymi poznawałem się na tego typu imprezach. Po wszystkim niczego nie żałowałem. Ja płaciłem, oni spełniali moje zachcianki. Taka była kolej rzeczy. Oczywiście, nie wymagałem wiele. W takich chwilach pozostawała we mnie resztka godności. Szanowałem siebie i innych, dlatego też nie chciałem żeby robili coś wbrew swojej woli. Nie podobne do mnie, ale jednak.
 W końcu postanowiłem działać troszkę inaczej od zamierzonego celu. Wynająłem sobie idealnego chłopaka, z którym mogłem robić wszystko, na co tylko miałem ochotę. On nie miał nic przeciwko, wręcz uwielbiał takie zabawy. Idealny dla mnie.
 Budynek mieścił się przecznicę od klubu, w którym najczęściej bawiłem się z Reitą. Nie rzucał się w oczy, był jednym z najciekawszych miejsc w czerwonej dzielnicy.
 Blondynek nazywał się Ruki, po jakimś czasie dowiedziałem się jak ma na imię na prawdę. Matsumoto Takanori, prawdziwe cudo.
 Miał zwinne łapki, równocześnie swój malutki języczek. Nie był zbyt wysoki, ale to akurat dodawało mu uroku. Głębią swojego głosiku oczarował mnie od razu. Dość specyficzny, jak na osobę pracującą w takiej branży.
 Kilka tygodni później udało mi się namówić Opaskonosego na wizytę w tym domu. Odstąpiłem mu Ruksiątko, bo chciałem żeby przekonał się do tego miejsca. Zależało mi na tym, ponieważ chciałem pokazać mu, co tutaj potrafią. To nie było to, czego doświadczałem w 13STAIRS. To miało w sobie coś, czego od dawna poszukiwałem.
 Właśnie wtedy miałem okazję po raz pierwszy ujrzeć najpiękniejszą istotę na ziemi. Wiedziałem tylko tyle, że jest tutaj nowy. Przyjęty zaledwie kilka godzin wcześniej. Spodziewałem się, że może nie być doświadczony tak jak Takanori. To, co zrobił potem spowodowało, że Ruki przy nim był niczym w porównaniu do niego.
 Uruha sprawił, że moje serce zaczęło bić mocniej. Po raz kolejny zapragnąłem kochać i dzielić z kimś swoje życie. Tą osobą był właśnie on. I nie chodziło tu wcale o to, że był dobry w tym, co robi. Miał coś, co nie pozwalało mi przejść obok niego obojętnie. To, czym się zajmował nie było dla niego odpowiednie. Chciałem go stąd wyciągnąć, ale on nie uwierzył w moje słowa. Z resztą, nie dziwiłem mu się. Nikt nie przychodzi tutaj z pomocą.
 Od tego momentu on stał się moją własnością. Nikt nie miał prawa go tknąć poza mną. Ja już nie przychodziłem tutaj żeby go pieprzyć. Nasze spotkania głównie były rozmowami, przez które poznawaliśmy się coraz bardziej. Co nie zmieniało faktu, że nadal mi nie ufał. Ciągle powtarzał, że wypowiadam słowa bez żadnego pokrycia. Nie wierzył, że chcę mu pomóc.
Nie rozumiał, że znaczy dla mnie o wiele więcej niż mu się wydawało.

niedziela, 24 listopada 2013

To the Dazzling Darkness (AoixUruha, UruhaxRuki)

 Moje serce pękało z każdą chwilą. Najbardziej bolał widok ciebie z tym, który mi cię odebrał. Teraz smakowałeś jego ust, dotykałeś jego ciała. To jemu mówiłeś, że kochasz. To on kochał się z tobą w oświetlonym świecami pokoju. Tym samym, w którym do niedawna to ja kochałem ciebie. W tym samym mieszkaniu, w taki sam sposób robiłeś to z nim.
  Cztery wypowiedziane przez ciebie słowa zniszczyły wszystko. Nigdy cię nie kochałem. Zadaję sobie ciągle to samo pytanie: dlaczego przez ten cały czas mnie okłamywałeś? Mówiłeś przecież, że kochasz, że jestem tym, który otrzymał twoje serce, ciebie całego. Byłeś mój, przez ten cały czas należałeś tylko do mnie. On był tylko przyjacielem, tak właśnie mówiłeś.
 Mogłem to zauważyć wcześniej, bo spędzałeś z nim bardzo dużo czasu. Jednak ja, ślepy z miłości, wierzyłem w waszą przyjaźń. To ty pocieszałeś go kiedy rozstał się z Reitą. Ty zapraszałeś go do nas, wyczuwając wcześniej, że będę miał ochotę cię kochać. Robiłeś to specjalnie, ale ja zawsze inaczej to tłumaczyłem. Wierzyłem, że chcesz pomóc mu zapomnieć.
 Nie wiem dokładnie od kiedy to trwało. Przez cały czas zachowywałeś się normalnie, tak jak na samym początku nas. Nie wzbudzałeś podejrzeń, ja niczego się nie domyślałem. Kiedy sypiałeś z nim, nadal nic nie podejrzewałem. Nie zwracałem uwagi na to, że z dnia na dzień jesteście sobie coraz bliżsi. Częściej go przytulałeś i całowałeś w policzek na przywitanie i pożegnanie. Brałem to tylko za przyjacielskie gesty, nic nieznaczące gesty. Tak było łatwiej.
 Wszyscy o was wiedzieli, tylko nie ja. Nawet Reita mówił mi żebym cię zostawił póki jeszcze mam czas. Nie słuchałem, bo nie wierzyłem w żadne słowa kierowane pod twoim adresem. Przez cały czas cię usprawiedliwiałem, nie przyjmowałem do wiadomości, że mógłbyś mnie zdradzić. Mimo tego, że w przekonaniu lidera i basisty, stawałeś się dziwką.
 Coraz częściej nie wracałeś na noc. Nic sobie z tego nie robiłem, bo miałeś świetne wymówki, które nie wzbudzały podejrzeń. W takich momentach siedziałem w twoim mieszkaniu sam, popijając czerwone wino i komponując. Wracałeś dość późno, jednak w takich momentach nie przychodziłeś do sypialni. Nocowałeś w salonie, w którym po jakimś czasie regularnie przebywałeś. Nasz pokój został moim, samotnym. Jednak nadal nic nie wiedziałem.
 Nie kochaliśmy się już wcale, bo ciągle nie miałeś ochoty. Myślałem, że może potrzebujemy przerwy, że może faktycznie robimy to za często, tak jak sugerowałeś. Nie przypuszczałem, że możesz robić to z nim.
Z tą małą kurwą, którą był wokalista.
 Kazałeś mi się wyprowadzić miesiąc później. Dopiero wtedy zacząłem zauważać, że wszystko się między nami psuje. Stwierdziłeś, że musimy od siebie odpocząć, że to pomoże uratować nasz związek. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że kłamałeś.
 Szokiem było to,co zobaczyłem, kiedy pewnego dnia przyszedłem po parę swoich rzeczy.
Mieszkanie było otwarte, co nieco mnie zdziwiło. Zawsze je zamykał, więc nie rozumiałem dlaczego tak je zostawił. Uruha był strasznie przewrażliwiony na punkcie swoich rzeczy. Bał się, że ktoś się włamie i go okradnie, czego on nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
Od razu w oczy rzuciły mi się porozwalane ubrania, z pewnością nienależące do gitarzysty. Postanowiłem iść ich śladem, aż znalazłem się pod drzwiami sypialni, które po raz pierwszy były zamknięte. Już miałem wchodzić, gdy nagle usłyszałem przeciągły jęk spełnienia. Nie należał on do Kouyou, z pewnością. Otworzyłem energicznie drzwi, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. On, w ramionach Rukiego, zagłębiony w nim.. Ten widok spowodował mdłości. 
 - Aoi, wybacz.. - jego głos nie wyrażał skruchy - Wiesz, nie miałem jak ci tego powiedzieć, ale myślę, że to już najwyższy czas. Nigdy cię nie kochałem. 
 Kiedy wypowiedziałeś te słowa, obróciłem się i wybiegłem z twojego mieszkania. Brzydziłem się wami, jak nigdy dotąd. Czułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy przed moimi oczami pojawiał się obraz ciebie w nim. Tak obrzydliwe, że musiałem powstrzymywać się od wymiotów.
 Teraz, stojąc pod twoim oknem, obserwuję jak dwa cenie łączą swoje usta w namiętnym pocałunku. Dłonie błądzą po waszych ciałach poznawając je na nowo. Wiem, co za chwilę nastąpi, ale nie dbam o to.
 Wyciągam broń i kieruję ją w stronę okna. Ciągnę za spust, po czym słyszę jak szyba się rozlatuje, a potem przerażony krzyk. Należy on do ciebie, bo pewnie trafiłem w twoją nową miłość. Celuję po raz kolejny, po czym zapada głucha cisza. Po raz kolejny trafiłem i jestem z siebie zadowolony. Podchodzę bliżej, zaglądam przez wybite okno, patrzę z zachwytem na swoje dzieło. Należało wam się, doskonale zdajecie sobie z tego sprawę.
 - Wiesz, Uruha, to jest najlepszy czas, żebyś w końcu się dowiedział. Nienawidzę cię!

piątek, 15 listopada 2013

And I feel so far away...from you (Reituki)

 Związek na odległość nie ma sensu. Wiemy o tym oboje, lecz ty robisz wszystko, żeby było inaczej. Nie możesz zapomnieć? Chociaż spróbuj. Mnie się udało, na chwilę. Ale wtedy byłem szczęśliwy, do teraz.
 Wszystko zaczęło wracać do mnie z zawrotną prędkością. Zacząłem sobie przypominać chwilę, które razem spędziliśmy. Wiem, że było ich zbyt mało, ale to jeden z najlepszych okresów mojego życia. Nigdy wcześniej nie czułem się tak, jak przy tobie. W twojej obecności nie musiałem udawać, mogłem być sobą, choć nie wszytko, co robiłem ci nie odpowiadało.
 Usprawiedliwiałem cię na każdy sposób. Myślałem, że się o mnie martwisz i nie chcesz mnie stracić. Kochałem cię, bo wierzyłem, że ty czujesz do mnie to samo. Może się myliłem?
 Zacząłeś mnie ograniczać, choć doskonale wiedziałeś, że tego nie lubię. Kazałeś mi wybierać między dwiema rzeczami, które uwielbiałem i w które wkładałem całe swoje serce. Prawda była taka, że nic, ani nikt nie mógł zmienić mojej osoby. Nawet ty, chociaż byłeś dla mnie najważniejszy.
 Z biegiem czasu zacząłem odczuwać, że moje uczucie do ciebie gaśnie. Z dnia na dzień, coraz bardziej się oddalałem od siebie. Ty za to byłeś zbyt ślepy żeby to zauważyć. Łudziłeś się, że jest taka samo jak przedtem. Jedyne, co zauważyłeś to to, że coraz rzadziej mówiłem do ciebie kocham cię. Tylko tyle i nic poza tym.
 Czas mijał, a ja znalazłem sobie pracę. Pragnąłem usamodzielnić się i pokazać, że warto iść za głosem serca. Twoja zazdrość o moich współpracowników była nie do zniesienia. Wmawiałeś sobie, że chcą mnie tobie odebrać. Aż tak bardzo kochałeś? Przykro mi, ale nie wierzę w to.
 Po tygodniowym stażu miałem trochę więcej czasu wolnego. Przyjeżdżałeś do mnie i spędzaliśmy ze sobą jak najwięcej chwil. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że może nie jest za późno. Że może jeszcze jest dobry czas na to, żeby moje uczucie do ciebie wróciło. Nie chciałem cię stracić, ale czułem, że nie powinienem cię dłużej okłamywać. Jaki to miałoby sens?
 Widzieliśmy się zaledwie pięć razy, w ciągu trwającego dwa i pół miesiąca związku. To było śmieszne, bo podobno się kochaliśmy. Wróć, to chyba tylko ty kochałeś. Ja miałem sporo wątpliwości. Chciałem to zakończyć, ale nie potrafiłem. Nie umiałem cię zranić. Ty zrobiłeś to trochę później, ale teraz nie o tym.
 Nie rozumiałeś, że jestem osobą wrażliwą. Krytykowałeś każdą łzę spływającą po moim policzku. Nawet tą, której nie widziałeś, lecz usłyszałeś mój płacz przez telefon. Rzucałeś aluzjami seksualnymi, choć wiedziałeś, że mam z tym złe wspomnienia i potrzebuję trochę więcej czasu. Wspominałem ci o tym na samym początku naszego związku. Zacząłem myśleć, że zależy ci tylko na jednym. Nie słyszałeś, kiedy podczas tamtej rozmowy mój głos zamienił się w cichy szloch. Nie chciałeś tego usłyszeć, nieprawdaż?
 Z każdą chwilą byłem coraz dalej. Nasze rozmowy nie były już tak częste. Znajdywałem każdą możliwą wymówkę, żeby tylko z tobą nie rozmawiać. Wykręcałem się, bo nie chciałem słyszeć już twojego głosu. Zaczynałeś być nic nieznaczącym epizodem w moim życiu. Do rozstania doszło tydzień później.
 To nie była twoja wina. Była to nasza, wspólna. Oboje zawiniliśmy, i ty, i ja. Wina leżała pośrodku. Pamiętam jak błagałeś wręcz o drugą szansę. Byłem nieugięty, nie chciałem próbować na nowo, bo zdałem sobie sprawę, że nic do ciebie nie czułem. Być może było to tylko zauroczenie, nic nieznacząca fascynacja. Teraz nie wiem, nie jestem pewny.
 Właśnie kilka dni temu pomyślałem o tobie. Zastanawiałem się, co u ciebie. Z tego, co wiedziałem, to od miesiąca byłeś w związku. Cieszyłem się, że byłeś szczęśliwy.
 Zdecydowałem się na jeden telefon do ciebie. Chciałem tylko chwilę porozmawiać. Dowiedziałem się, że jesteś już wolny, że to nie była miłość. Miło nam się rozmawiało, nie przeczę. Ale to tylko tyle z mojej strony.
 Następnego dnia też zadzwoniłem, bo chciałem się czegoś upewnić. Powiedziałeś, że jeśli się spotkamy, możesz się we mnie jeszcze bardziej zakochać. Byłeś z nim, bo chciałeś o mnie zapomnieć, tak jak ja zapomniałem o tobie.
 Kolejny dzień minął dobrze. Nie odczuwałem chęci rozmowy z tobą, zaczynałem powoli wyrzucać cię z pamięci. Parę godzin później sam zadzwoniłeś. Nie odebrałem, nie chciałem. Napisałem tylko krótką wiadomość: 
Nie mogę teraz rozmawiać, mam ważne spotkanie. Ruki~
 Teraz czuję się już wolny. Mam nadzieję, że zapomnisz. Ja ułożę sobie życie, a ty zrobisz to samo. Bez udziału ciebie i mnie. Tak, jakbyśmy się nie znali. Nigdy nie spotkaliśmy się na tej samej drodze. Ale bez względu na wszytko, dziękuję. Byłeś dla mnie wszystkim.

środa, 13 listopada 2013

Dirty Dancing (Aoiha) +18

  Czułeś zimno, które brutalnie pieściło twoje ciało. Ku mojemu zdziwieniu nie broniłeś się, coraz bardziej pragnąłeś tego chłodu. Nie wiem, co było w nim takiego pociągającego?
 Twoje nagie ciało prężyło się prowokująco, a ja nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Tańczyłeś w rytm cichej muzyki wydobywającej się z mojego telefonu. Seksowne ruchy powoli doprowadzały mnie do szaleństwa, ale wiedziałem, że nie mogę nic zrobić. Tylko stałem i patrzyłem. Takie były zasady tego miejsca, ty tańczyłeś, ja nie mogłem cię dotknąć, chyba, że sam wyraziłbyś na to zgodę. Czas mijał bardzo szybko, lecz nie zrobiłeś jeszcze żadnego ruchu w moją stronę.
 Czułem się jakbym był sparaliżowany. Nie mogłem się poruszyć, bo działałeś na mnie hipnotyzująco. Gdybym mógł, zostałbym tutaj z tobą na zawsze. Nie miałem jednak takiego prawa, kiedy twój występ się skończy będę musiał odejść. Ale jeśli tego nie zrobię, przyjdą i wyprowadzą mnie siłą.
 Ostatnie minuty były decydujące. Coraz bardziej prowokowałeś, a ja czułem, że zaczyna mi braknąć miejsca w spodniach. Kiedy tylko to zauważyłeś, podszedłeś i lekkim ruchem pchnąłeś mnie wielkie łoże, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Usiadłeś okrakiem na moich kolanach, zaraz potem zacząłeś zmysłowo ocierać się o moje krocze.
 Z każdym twoim ruchem, z moich ust wydobywały się westchnięcia i ciche jęki. To, co właśnie robiłeś było złe, jednak ja nie potrafiłem tego zakończyć. Pozwalałem, abyś nadal mnie pobudzał, bardzo mi się to podobało. Z tobą przeżywałem coś niesamowitego.
 Czułem, że jestem bliski spełnienia, ale nie potrafiłem ci o tym powiedzieć. Odchyliłem głowę do tyłu, wzdychając głośno. Domyśliłeś się, o co mi chodzi, dlatego też przyspieszyłeś swoje ruchy, a ustami zaatakowałeś moją szyję. Jęknąłem, kiedy poczułem mocne ugryzienie. Niespodziewanie zsunąłeś się na jasnoróżowy, puchaty dywan. Zwinne palce dobrały się do rozporka i jednym ruchem ściągnęły je, wraz z bokserkami.
 Twój wzrok był przerażający. Widziałem w nim pożądanie, którego się bałem. Ciepły oddech owiewał mojego członka, a twoje oczy wpatrywały się w moje. Bałem się ciebie, tak, po prostu. Usta zassały się na główce, po czym usłyszałem pomruk aprobaty. Przeszły mnie dreszcze, gdyż męskość objęła fala przyjemnych wibracji. Robiłeś to zapamiętale, tak, jakbyś robił to nie jeden raz. Dzisiaj widziałem cię tutaj po raz pierwszy, chociaż odwiedzałem to miejsce wiele razy. Dowiedziałem się, że to twój pierwszy dzień w "pracy". Myślałem, że jesteś jeszcze nie doświadczony.
 Krzyknąłem twój pseudonim, kiedy doszedłem. Wiedziałem, że to już koniec, że nie mogę już nic zrobić. Zasady. I tak byłem zadowolony, więc więcej ni oczekiwałem.
 Uruha, śliczny. Pasowało to do ciebie. W świetle świeczek wyglądałeś pięknie, nie dziwię się, że tak cię nazwali. Ciekawiło mnie, dlaczego w tym pokoju zawsze było chłodno. Coś mi nie pasowało, ale nie narzekałem. Z tobą, w tym miejscu, mogłem spędzić wieczność.
 - Aoi... - cichy szept wydobył się z twoich ust, a czarne, niemal jak noc, oczy znowu napotkały moje spojrzenie.
 - Słucham? - Zapytałem zdezorientowany.
 - Mnie nadali pseudonim, a ja nadaję go też tobie. - Uśmiechnąłeś się i sięgnąłeś w stronę mojej dłoni. Nieśmiało splotłeś nasze palce i wbiłeś wzrok w dłonie.
 - Pasuje do ciebie, Aoi. - Dodałeś po chwili, wolną dłonią podając mi bieliznę. - Ubierz się, jest zimno.
 Skinąłem głową, po czym puściłem twoją dłoń i ubrałem odzienie.
 - Przyjdziesz jeszcze? - Zapytałeś z nadzieją w głosie.
 - Przyjdę - odparłem - Jak ci na imię?
 - Takashima Kouyou, ale wolę, żebyś mówił do mnie Uruha.
 - Jestem Shiroyama Yuu, miło cię poznać.
 Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Patrzyłem na ciebie, ale ty skutecznie odwracałeś  wzrok. Zacząłeś oddalać się w drugi koniec pokoju, nerwowo przygryzając wargę. Zdecydowałem, że zareaguję. Nikt się przecież nie dowie, nieprawdaż?
 Ruszyłem w twoim kierunku i chwyciłem za nadgarstek. Obróciłem cię w moją stronę i bez ostrzeżenia złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.
 - Kiedyś cię stąd zabiorę.
 - Nie obiecuj, skoro obaj wiemy, że tego nie zrobisz.
 - Obiecuję.

sobota, 9 listopada 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... (Epilog)

 Wspólną ciszę przerywał tylko miarowy oddech basisty. Leżeliśmy tak już kilka minut, a ja nadal nie otrzymałem odpowiedzi. Zaczynałem się bać jego reakcji. To, co stało się chwil temu, nie powinno się wydarzyć, ale nie żałowałem tego. W głębi duszy czułem, że to było przeznaczenie. Tak musiało się stać, żebyśmy obaj dostrzegli siłę naszego uczucia.
 Kiedy Reita zaczął wplatać palce w moje włosy, delikatnie je przeczesując, zyskałem pewność, że nie śpi. Wtuliłem się bardziej w jego bok i westchnąłem cicho.
 - Co jest, mały? - Usłyszałem cichy szept, na co uśmiechnąłem się do siebie.
 - Nie, nic - odpowiedziałem. - Myślę tylko..
 - O nas? - To pytanie mnie zaskoczyło. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, i pokiwałem nią na potwierdzenie. Na usta blondyna wpłynął piękny uśmiech, po czym pocałował mnie w czoło. Nie wiedziałem jak mam rozumieć jego zachowanie.
 - Wiesz, ja też dużo myślałem o nas, o tobie. - Dodał, splatając przy tym nasze palce.
 - Żałujesz? - Zapytałem dla pewności.
 Odpowiedziała mi jedynie cisza, która zaczynała mnie powoli irytować. Była dość trudna do zniesienia. Chciałem tylko znać prawdę, ale jak widać, nie była mi w tej chwili dana.
 - Nie, a ty? - Po pewnym czasie odpowiedział, całując mnie we włosy.
 - Nie, a powinienem? - Do moich uszy dobiegł stłumiony chichot. Również się zaśmiałem, bo ta rozmowa zaczynała robić się śmieszna i banalna. Gdyby któryś z nas żałował, to raczej nie rozmawialibyśmy ze sobą w taki sposób. - Myślisz, że możemy spróbować na nowo?
 - Chciałbym... tylko nie wiem, czy chcesz tego samego. - Uniosłem się po raz kolejny i wbiłem w niego wzrok.
 - Jeśli nie chciałbym, nie byłoby mnie tutaj. - Posłałem mu uśmiech, a po chwili spojrzałem na niego z wyrzutem. Akira po raz kolejny się roześmiał i złączył na krótką chwilę nasze usta. Zamruczałem z aprobatą, a kiedy się odsunął, prychnąłem udając obrażonego.
 Złożyłem na jego wargach jeszcze jeden pocałunek, po czym wtuliłem się w niego, tak jak poprzednio.
 - Kocham cię, Takanori. - Upragniona odpowiedź dotarła do mnie po chwili.

***

 Patrząc na mnie podczas koncertów, bądź oglądając zdjęcia z sesji zdjęciowych, zapewne zauważacie we mnie pewność siebie i prowokację. Myślicie, że jestem niewyżyty seksualnie i pieprzę wszystko, co się rusza. Łącznie z barierkami podczas występów.
 Prawda jest niestety taka, że to tylko maska, pod którą ukrywam prawdziwego siebie. Nie jestem taki, za jakiego mnie macie.
 Możecie jedynie gdybać, co do mojej osoby w rzeczywistości. Tylko tyle wam zostaje, bo prawda o Matsumoto Takanorim, niestety, ale nie będzie ujawniona. Nigdy nie będzie wam dane poznać, kim jestem na prawdę.

środa, 30 października 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... cz.7 (Miniatura)

Ostrzeżenia: Scena erotyczna 


 Przez dłuższą chwilę wpatrywania się w swoje oczy, Reita przysunął się do wokalisty i ujął jego twarz w swoje dłonie. Blondynek zamruczał cicho i przymknął powieki. Po chwili poczuł jak miękkie wargi basisty muskają delikatnie jego usta. Nieśmiało odwzajemnił pocałunek, uśmiechając się do siebie. Wydawało mu się to takie nierealne, jakby to była tylko jego wyobraźnia. Kiedy tylko Akira odsunął się od niego, otworzył oczy i spojrzał na niego nieśmiało. Nie wierzył w to, co właśnie się stało. To... było zbyt magiczne, żeby mógł uważać to za realizm. Objął delikatnie starszego, wtulając się przy tym w jego klatkę. Słyszał bicie serca, które wydawało się bić dla niego. Znowu czuł, że należy do basisty i był szczęśliwy.
 Długie palce delikatnie przeczesywały jasne kosmyki wokalisty. Oddech owiewał szyję młodszego, przyprawiając go o dreszcze. Tego było mu trzeba po kilku tygodniach rozłąki. Ale jednak wiedział, że to tylko chwila zapomnienia, która niedługo zniknie. Będą musieli powrócić do brutalnej rzeczywistości, gdzie nie będzie dla nich miejsca. Po raz kolejny rozłączą się, a uczucia, które do siebie żywili na powrót zajmą miejsce w ich życiu. Ból, rozpacz, cierpienie... i miłość. Miłość pozostająca w ukryciu, lecz nadal obecna.
 Silne ręce basisty usadziły Rukiego na swoich kolanach, muskając przy tym ustami jego szyję. Obaj wiedzieli do czego to zmierza, ale nie chcieli się bronić, pomimo, że nic nie zmieni tego, co się działo z nimi od tygodni. Wokalista złączył ich usta w pewniejszym, lecz namiętnym pocałunku. Uchylił zapraszająco usta, z czego Akira od razu skorzystał. Powoli badał wnętrze młodszego, niewinnie przy tym zaczepiając język młodszego, na co ten, mruczał z aprobatą. Wiedzieli, że nie powinni tego robić, ale pożądanie wzięło nad nimi górę.
 Blondynek czuł jak basista podwija jego koszulkę, chcąc się jej pozbyć. Uniósł ręce, pomagając starszemu w zdjęciu jej. Zadrżał, kiedy poczuł jak zimne dłonie suną wzdłuż jego boków, kończąc wędrówkę na plecach, które zaczął zmysłowo masować. Takanori wygiął się w łuk czując jak chłopak delikatnie wgryzł się w jego szyję, pozostawiając w tym miejscu czerwony punkt. Znaczył go jeszcze przez chwilę, po czym ułożył wokalistę na kanapie, uprzednio ściągając swoją bluzkę. Ubrania były zbędne, więc po chwili obaj pozostali jedynie w bokserkach. Język basisty sunął po ciele młodszego docierając do gumki jego bokserek. Ucałował przez materiał rosnącą wypukłość, po czym szybko się ich pozbył, to samo robiąc ze swoimi. Nie zamierzał bawić się grą wstępną, od razu przystąpił do działania.
 Sięgnął po buteleczkę lubrykantu, której zawartość wylał sobie na dłoń i rozsmarował ją na swoim członku. Nie chciał zrobić blondynkowi krzywdy, więc wsunął w jego wnętrze pierwszy palec, za chwilę dołączając drugi. Delikatnie go rozciągał i dodał jeszcze trzeci. Takanori westchnął cicho poruszając biodrami, dając jednocześnie znak, że jest już gotowy. Basista wyjął palce i płynnym ruchem zatopił się we wnętrzu młodszego. Zatrzymał się jednak, pozwalając na przyzwyczajenie się do uczucia wypełnienia. Ruki jęknął cichutko, kiedy tylko basista zaczął się w nim poruszać.
 Robił to zmysłowo i powoli chcąć dać kochankowi jak najwięcej przyjemności. Nie chciał się spieszyć. Poznawał na nowo drobne ciałko wokalisty, które wygięło się delikatnie, kiedy uderzył w jego prostatę. Rytmiczne ruchy doprowadzały młodszego do szaleństwa. Po chwili pokój wypełniały jęki obu i ciche westchnienia. Obaj mieli wrażenie, że robią to po raz pierwszy, choć wcześniej kochali się regularnie.
Teraz, w tym momencie, czuli, że to jedno z najlepszych doznań, które mieli przyjemność doświadczać.
 Wokalista jęknął przeciągle ogłaszając swoje spełnienie. Poczuł jak basista rozlewa się w nim i delikatnie opada na wymęczone ciałko. Złączyli usta w pocałunku, po czym basista wysunął się z niego i wziął na ręce kierując się do sypialni. Ułożył młodszego na łóżku, po chwili do niego dołączając. Przygarnął do siebie Rukiego i objął szczelnie ramionami.
 - Kocham cię, Rei.. - wyszeptał Takanori układając głowę na torsie starszego.

 Basista nie odpowiedział.

poniedziałek, 28 października 2013

To tylko seks? cz.9

Gomenne za długość, ale... no, nie miałam pomysłu na ciąg dalszy. Wiem, że niektóre osoby czekały na ten rozdział, więc wrzucam. Mam nadzieję, że wybaczycie ; )

Ostrzeżenia: Opowiadanie pisane siłowo, bez jakiejkolwiek weny. Możliwe błędy czasowe, bądź inne.



 Zastanawiałeś się kiedyś nad sensem swojego życia? Myślałeś o tym, co musiałbyś zrobić żeby poczuć się szczęśliwym? Z pewnością... nie. Znam Cię zbyt dobrze, nie jesteś taki. Jesteś zachłanny i wszystko chcesz brać niemal od razu. Nie potrafisz czekać, musisz dostać to, co chcesz od razu, nie licząc się z uczuciami innych. Masz gdzieś to, że możesz kogoś przy tym zranić, sprawić, że ta osoba Cię znienawidzi. Nie przestajesz walczyć, tylko brniesz do swojego celu. Kiedy słyszysz odmowę, załamujesz się, żeby po chwili stać się silniejszym. Odradzasz się na nowo i znowu atakujesz, doskonale wiedząc, że i tak polegniesz. Ale nie przejmujesz się tym, bo przez cały ten czas masz nadzieję, że Ci się uda. Jesteś blisko, po czym to, o co walczyłeś, po raz kolejny wymyka Ci się z rąk.Właśnie taki jesteś, Toshiya.
 Teraz się nie dam, bo to, czego przez cały czas pragnąłem, jest bardzo blisko mnie. U mojego boku jest osoba, którą kochałem, kocham, i nadal kochał będę. Nie zepsujesz mi tego, nie tym razem. Zdaję sobie sprawę z tego, że się nie poddasz i będziesz walczył nadal o mnie. Mam nadzieję, że myślisz o mojej osobie poważnie, a nie jak o dziwce do pieprzenia, kiedy tylko nadarzy się na to okazja. Czyż nie do tego zmierzałeś tam, na korytarzu?
 Miałeś ochotę, prawda? Chciałeś mnie przelecieć, bo tak Ci się podobało, czyż nie? Wiesz, że mam rację, nie próbuj zaprzeczać w żaden sposób. Przepraszam, jeśli wcześniej nieświadomie dałem Ci jakieś znaki, bądź nadzieję na odbudowanie tego, co między nami było. Nie chciałem tego, wybacz. Taki już jestem, mam talent do okazywania sprzecznych uczuć i oznak.
 Jestem szczęśliwy z Akirą, więc chciałbym, żebyś to uszanował. O nic więcej nie proszę. Uwierz mi, blisko Ciebie jest osoba, która szczerze Cię kocha. Nie jestem nią ja, więc... czas abyś dostrzegł to, na co zasługujesz. Nie jestem w stanie zapewnić Ci tego, co on. Otwórz oczy i serce na nową miłość, Terachi.

 - Tak, Takanori.. - mruknąłem cicho, kiedy przeczytałem wiadomość od niego. Nie wierzyłem w żadne jego słowo. - Banał. - Prychnąłem urażony.
 Kłamał, zauważyłem to po stylu jego pisania. Wiedziałem, że nadal coś do mnie czuje, tylko broni się przed tym. Miałem wrażenie, że jest ze Szmatą jedynie z litości, bo widzi, że tamten go kocha. Byłem przekonany, że nie ma tam odwzajemnionego uczucia ze strony wokalisty, o nie.
 Może i zachowywałem się jak psychol, ale musiałem zawalczyć o moje szczęście. A był nim właśnie Ruki. Nie dopuszczałem do siebie innej myśli. Pisząc o tej tajemniczej osobie miał na myśli siebie, byłem tego pewny. Nie chciałem kochać kogoś innego, nie potrafiłbym nawet. Obsesja? Być może, ale to przecież nic złego. Będę walczył, bo nic innego mi nie pozostało.
 Ale w sumie... może Shinya ma rację? Co do uczuć młodego, rzecz jasna. Może faktycznie coś sobie wmawiałem. Czy wtedy Taka zareagowałby na moje pieszczoty? Nie wiem, ale to zrobił. Zawołał go, a to już o czymś świadczyło. Wyrywał się, prosił bym przestał. Tak się nie zachowuje osoba, która też cie kocha, prawda? Jednak nadal miałem nadzieję, że to ja powinienem teraz być z nim. Potrzebowałem go, jak nigdy dotąd. Chciałem go przytulić, pocałować, odgarnąć kosmyki jego włosów i szeptać mu na ucho o tym, jak bardzo go kocham.
 Dotarło do mnie, że jeśli nie zrobię nic, Mały wymknie się z moich rąk. Tego nie chciałem, bo moje uczucia względem niego... zaczęły się ulatniać. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że przecież nie mam już u  niego szans. Wyciągnąłem telefon i napisałem do blond basisty.

 Do Szmaciak:

 Opiekuj się nim, daję wam spokój. Ale... jeśli dowiem się, że go po raz kolejny skrzywdziłeś... Osobiście cię zatłukę.

 Odetchnąłem głęboko, po czym opuściłem pokój hotelowy i udałem się do recepcji. Wymeldowałem się i opuściłem budynek. Będąc na zewnątrz, spojrzałem po raz ostatni w okno, które należało do apartamentu Matsumoto. Uśmiechnąłem się wsiadając do samochodu. Zaraz potem odjechałem w dobrze znanym mi kierunku. Do Shinyi...

niedziela, 27 października 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... cz. 6 (Miniatura)

 Zamieram, kiedy tylko słyszę, że Akira po chwili kieruje swoje kroki ku kuchni. Siedzę, trzymając kanapkę przy ustach, nasłuchując. Zatrzymuje się nagle, czuję, że stoi w drzwiach kuchennych i przygląda mi się. Zaczynam drżeć, boję się usłyszeć jego słów. Domyślam się, co powie, ale nie przyjmuję sobie tego do wiadomości. Nadal trwam w przekonaniu, że jednak mi wybaczy.
 - Takanori, myślę, że powinieneś już iść. - Paraliżuje mnie jego oschłość, pierwsze krople łez moczą moje policzki. Nie wierzę, że to powiedział. Nadal liczę na to, że się przesłyszałem.
 - Takanori?
 - Hmm? - Zdobywam się tylko na tyle. Więcej słów nie chce opuścić moich ust.
 - Pytałem, czy chcesz się umyć. - Zaraz, czyli... tylko mi się zdawało, tak? Odwracam się w jego stronę i widzę jego lekki uśmiech.
 - Um, tak. Dziękuję, a czy..? - Przerywa mi gestem dłoni.
 - Ubrania położyłem na pralce, przebierz się w nie. - Posyłam mu nieśmiały uśmiech, który on odwzajemnia. - Idź już, Taka-chan.
 Wstaję i zmierzam do łazienki. Zamykam się, opierając się po chwili o drzwi. Zaciskam mocno oczy i dłonie. Nie, ze mną jest coś nie tak. Dlaczego to usłyszałem? Czyżby mi się tylko zdawało? Nie jestem nienormalny, żeby słyszeć jakieś dziwne głosy. Osuwam się na podłogę i ukrywam głowę między kolanami. Ścieram wierzchem dłoni łzy, po czym normuję oddech. Boję się, nie wiem czego,ale jednak. Przed Akirą? Przed samym sobą?
 Nie znam odpowiedzi, nie potrafię nawet jej znaleźć. Ukryta gdzieś głęboko, ze strachu przed jej poznaniem. Sam nie wiem czemu, ale.. Zawsze pojawia się ale, bez względu na sytuację.
 Po chwili dochodzę do siebie i wstaję. Podchodzę do lustra, przyglądam się swojemu odbiciu, nie poznaję siebie. Ktoś, kto jest po drugiej stronie nie jest mną. Przede mną stoi młody chłopak, dość blady, z podkrążonymi oczami. To nie mogę być ja, to niemożliwe, a jednak. Nie rozumiem, dlaczego tak się zaniedbałem? To wynik tego, co ostatnio przeżyłem? Całkiem możliwe.
 Ściągam ubranie i wchodzę pod prysznic. Głowę opieram o kafelki, oddychając głęboko. Za dużo tego wszystkiego dla mnie. Czuję się słaby psychicznie, tak, jakby każda rzecz mogła mnie zranić. Odkręcam wodę, po chwili czując jak gorące strumienie obmywają moje ciało. Drżę, po czym zamykam oczy. Słone krople na nowo moczą moją twarz, ale woda skutecznie je maskuje. Mam wrażenie, że powoli umieram. Nie jako człowiek, a jako jego wnętrze. Czuję dziwne ukłucie w sercu. Jest tak bolesne, że chwytam się za pierś i oddycham głośno. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie chcę już tak żyć. Nie chcę żyć w świecie, w którym nie ma Akiry. Nie potrafię.
 Uspokajam się po paru minutach i wychodzę. Wycieram się wolno ręcznikiem, który przesiąknięty jest zapachem blondyna. Pamiętam go dokładnie, w sensie: ręcznik. Przypominam sobie jak Akira wychodził z łazienki, tylko nim owinięty. Podchodził wtedy do mnie i obejmował ciasno, przyciskając mnie do swojej piersi. Czułem bicie jego serca, które należało do mnie.
 Ubieram się w przyszykowane ubrania i opuszczam pomieszczenie. Kieruję się do kuchni, ale tam nie zastaję basisty. Stoję tak jeszcze przez chwilę, po czym kieruję się do salonu. Widzę go, siedzi na kanapie i ogląda telewizję. Podnosi na mnie wzrok, kiedy wyczuwa moją obecność. Po raz kolejny uśmiecha się delikatnie i gestem przywołuje mnie do siebie. Jak zaczarowany kroczę w jego kierunku. Siadam obok niego, a wzrok wbijam w podłogę. Nie jestem na tyle odważny, żeby móc spojrzeć mu prosto w oczy. Moje dłonie lekko drżą, a ja zaciskam je w pięści, chcąc je zatrzymać. Wzdycham, kiedy mi się to nie udaje.
 W końcu, po chwili walki z samym sobą, spoglądam na Reitę. On też na mnie patrzy, a w jego oczach zauważam ból zmieszany z radością. Nie rozumiem tego, nie chcę. Cieszy mnie, że nie ma nic przeciwko mojej obecności, bardzo. Czuję jak ujmuje moją dłoń i delikatnie ją ściska. Łzy znowu wypełniają moje oczy, ale żadna nie próbuje ich opuścić. Jestem wpatrzony w basistę, usta przy tym mi lekko drżą. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, ale dociera do mnie, że teraz słowa nie mają znaczenia, nie są potrzebne. Patrzymy się na siebie jeszcze chwilę, a potem posyłamy wzajemnie delikatne uśmiechy. Jest mi dobrze, teraz przy nim. Na razie mi to wystarcza, nie chcę być zachłanny. Na wszystko przyjdzie czas, przetrwamy to wszystko. Razem, nie w pojedynkę. Szczęście maluje nam się na twarzach, ale nic o tym nie mówimy. Nie chcemy zburzyć tej pięknej chwili.
 - Przepraszam.. - wypowiadamy w tym samym momencie, po czym oboje cicho się śmiejemy. Tak jest dobrze, tak powinno być.

piątek, 25 października 2013

Ósmy kolor tęczy - cz.5

[Reita]

 Kochałem Yutakę całym sercem, jednak było coś, co przy nim przypominało mi o przeszłości. O okresie czasu, którego najchętniej wyrzuciłbym z pamięci. Udał, że nigdy nie powinien mieć miejsca.
 W młodości, jeszcze jako dzieciak, wszyscy zarzucali mi, że na nic nie zasługuję. Że jestem nikim, i takim będę już do końca życia. Wierzyłem im, bo sam zacząłem tak myśleć. Skreśliłem siebie, bo wiedziałem, że tamci tego ode mnie oczekują. Nawet rodzina...
 Z nią miałem najgorzej, bo matka za każdym razem wypominała mi błędy. O wszystkim opowiadała swojemu facetowi. Z tego, co wiedziałem, ojciec zostawił ją jak jeszcze była w ciąży. Od babci dowiedziałem się, że miałem zostać usunięty, miałem się nie narodzić.
 Po jakimś czasie, wszyscy się na mnie wypięli. Na każdym kroku udowadniali mi, ze do niczego się nie nadaję. Nie miałem życia w szkole, w domu. Czasami czułem się szmaciana lalka, całkowicie pozbawiona ludzkich uczuć. Jak marionetka, z którą robi się, co tylko się chce. Skrzydła, które skutecznie mi podcinano, całkowicie zniknęły. Nie było ich, a zostały tylko marzenia, których nigdy nie spełnię, które będą przy mnie za każdym razem, ale ja nie będę mógł nic z nimi zrobić. Cele zamieniałem właśnie na marzenia. Kierowałem się tylko tym, co sugerowali mi inni, bo przecież i tak nic nie osiągnę. Przyszedłem na świat tylko po to, żeby być. Dzięki mnie matka miała pieniądze, a poza tym nic. Widziała we mnie nieudacznika, który tylko jej przeszkadza w układaniu sobie życia na nowo. Nie byłem do niczego potrzebny, poza kasą. Tylko ona kazała matce trzymać mnie w domu i nie puszczać.
 Byłem ograniczany. Nie mogłem nigdzie wychodzić, tylko cały czas musiałem siedzieć nad książkami i się uczyć. Żadnych przyjaciół, niczego. Sam, pozostawiony na łaskę innych. Z głupimi marzeniami, bez wiary w siebie, bez wewnętrznej motywacji do dążenia do celu. Nic, pustka.
Najgorsza była ta, którą chowałem w sercu. Pustka, zwana miłością. Pragnąłem kochać jak nigdy dotąd. A spowodowane to było tym, że nigdy nie znałem takiego uczucia. Nie wiedziałem jak to jest kochać, i jak być kochanym. Nienawidziłem siebie za to, bo wokół mnie było zbyt dużo ludzi darzących się właśnie tym uczuciem, a ja nie mogłem tego doświadczyć.
 Kiedy już byłem w szkole średniej, zrozumiałem, jak wiele pozostawiłem za sobą. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie chcę tam więcej być. Nie chciałem tam chodzić, tylko dlatego, że to właśnie matka mi ją wybrała, bo życzyła sobie, żebym był kimś. Dla niej, niekoniecznie. Chciała pokazać jakiego ma zdolnego syna, który uczy się w jednej z najlepszych uczelni w mieście. Tak naprawdę nie myślała o tym w ten sposób. Nienawidziła mnie, jak nie wiem co. W jej oczach nie istniałem, a w sercu nie miałem u niej miejsca. Nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, że jest ze mnie dumna, że zrobiłem coś, czego nie mogła się spodziewać. Znosiłem to wszystko dla niej, żeby w końcu dostrzegła we mnie kogoś, kto jest godny nazywać się jej synem.

 "Wiecie dlaczego tu jestem? Z pewnością nie...
Nie jestem tu z własnej woli. Decyzję o tym, że się tutaj znalazłem, podjęła moja matka. Wcale nie chcę tu być. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, co czuję, gdy muszę wstać rano i przyjść tutaj. Muszę pokonać całą nienawiść do tego miejsca, żeby tylko sprawić jej przyjemność. Co z tego, skoro ona tego nie widzi. Nie ma u niej miejsca dla kogoś takiego jak ja...
Nie rozumiecie mnie, bo nigdy wcześniej nie doświadczyliście tego, co ja. Jesteście tutaj ze swojego wyboru, bo chcecie być kimś. Kimś ważnym, do kogo ludzie będą mieli powszechny szacunek. Ja... nie chcę być taki, jak wy. Chcę być sobą, dlatego podjąłem taką decyzję.
Od zawsze marzyłem, żeby stać na scenie. Widzieć, że moja gra przynosi fanom tyle radości. Że wzruszam ich, albo bawię do łez. Właśnie taką osobą chcę być...
Macie cele, do których dążycie. Ja natomiast przez presję, cele zamieniłem na marzenia, i wiem, że większości nie uda mi się ich spełnić. Odchodzę, bo nie widzę siebie tutaj. To nie jest miejsce, w którym chciałbym być teraz.."

 Słowa, które wtedy wypowiedziałem do klasy i wychowawcy, wciąż echem odbijały się w mojej głowie. Rzuciłem szkołę i zacząłem grać na basie, bo to sprawiało, że byłem szczęśliwy. Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, kiedy tylko mogłem trzymać w dłoniach to, czego przez całe życia pragnąłem. Ćwiczyłem bardzo ciężko tylko po to, by pewnego dnia stanąć na scenie wraz z zespołem, pokazując ile dla mnie znaczy muzyka i to, kim wtedy będę.
 Miesiąc później poznałem Kouyou. Okazało się, że uczył się ze mną w klasie, a ja jak ostatni idiota go nie zauważałem. Przyjaźń, jaką się wtedy obdarzyliśmy, była jedną z rzeczy, których w głębi pragnąłem. Zaraz po tym zakochałem się, i to z wzajemnością. Spędziłem z Kou cudowne trzy lata, ale w chwili, kiedy tworzyliśmy GazettO, pojawili się oni. Mianowicie Shiroyama Yuu i Tanabe Yutaka. Gitarzystę prowadzącego wzięło niemal od razu, gdy tylko ujrzał Aoi'ego. Rozstaliśmy się dzień później, a przyznam, że nie bolało tak bardzo. Rok później, kiedy Yune postanowił odejść z zespołu, pojawił się właśnie Kai. Moje słoneczko...

piątek, 11 października 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... cz.5 (Miniatura)

 Po kilku minutach marszu zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie zaufałem intuicji. Znajdowałem się na obrzeżach miasta, gdzie akurat nigdy się nie zapuszczałem, bo uważałem to za zbędne. Mieszkałem w centrum, do sklepów miałem blisko, a teraz również i do wytworni. Jeśli już wyjeżdżałem poza granice Tokio, to tylko z Reitą, ale w przeciwnym kierunku. Nie orientowałem się zbytnio, co mogę spotkać po drugiej stronie.
 Idąc tak, mijałem wille i domy, które, jak myślałem, należały do wpływowych ludzi. Osobiście, musiałem przyznać, te budynki mnie zachwycały. Ja jeszcze nie mogłem sobie na to pozwolić. Może kiedyś, kiedy wybiję się muzycznie na szczyt, kupię taki dom i zamieszkam w nim z osobą, którą kocham. W moich wyobrażeniach to nadal był Akira.
 Mijając kolejne domy, stwierdziłem, że nie trafię tędy nigdzie. Przypuszczałem, że do domu mam dość daleko, więc wyjąłem telefon i wybrałem numer do Uruhy. Przy kolejnych sygnałach traciłem nadzieję, że odbierze, ale dopiero zrobił to po przedostatnim sygnale.
 - Słucham? - Po głosie można było wyczuć, że jest bardziej wstawiony.
 - Uruś, nigdy nie byłem w tej okolicy, i nie wiem jak mogę się stąd dostać do domu. - Powiedziałem na jednym wdechu, bo może to i dziwne, ale bałem się ciemności. Właśnie zaczynało się ściemniać, a ja byłem coraz bardziej przerażony.
 - Kotek, powiedz mi dokładnie, gdzie jesteś? - No tak, po alkoholu różne rzeczy się mówi. Odwróciłem się przodem do małego domku, aby dojrzeć numer budynku.
 - Dom z nr 74, Kou. - Głos mi zadrżał, kiedy tylko usłyszałem w pobliżu jakiś szelest. - Mógłbyś po mnie wyjść?
 - Nooo,  w sumie tak, ale niedługo wpada Shiro! - Prawie krzyknął z podekscytowania. - Ruks, przyjdziemy razem. Czekaj tam na nas.
- Dobrze, pa. - Rozłączyłem się i rozejrzałem zaniepokojony. Nic nie usłyszałem, więc odetchnąłem. To nie było normalne, że się bałem. Wydawało się to być chore.
 Stałem i stałem, patrząc co chwila na telefon, sprawdzając godziny. Piętnaście minut, tylko piętnaście minut, które dla mnie były niczym piętnaście godzin. Powtarzałem sobie w myślach, że już niedługo przyjdą, że będę bezpieczny. Wiedziałem jednak, że dopóki się nie zjawią, ja nadal będę drżał ze strachu, w obawie przed niebezpieczeństwem.
 Parę minut później znowu usłyszałem ten sam szelest, tyle, że głośniejszy. Czułem, że coś się do mnie zbliża, ale nie poruszyłem się. Strach skutecznie mnie paraliżował. Rozejrzałem się, zaraz po czym zauważyłem dziwne światła zmierzające w moją stronę. Cofnąłem się, plecami zaś opierając się ogrodzenie. Wydawało mi się, że to coś bardziej się rozpędza. Wrzasnąłem głośno, za chwilę czując ból i przerażającą ciemność.
***
 Obudziłem się, czując okropny ból pleców i głowy. Promienie słoneczne przeraźliwie drażniły moje oczy, w skutek czego, odwróciłem głowę w przeciwną stronę. Uchyliłem szerzej oczy, chcąc upewnić się, gdzie się znajduję. Podejrzewałem też, że jestem u Kouyou.
 Poza ciszą, nie udało mi się nic innego usłyszeć. Taka dziwna pustka kryła się w czterech ścianach pokoju. w którym obecnie przebywałem. Czułem się też dziwnie, bo nie znałem tego pomieszczenia, nie wiedziałem do kogo należy. Może jest to dom nr 74?
Nie, to było najmniej prawdopodobne. Napewno zjawił się tam Kouyou z Yuu, i zabrali mnie do siebie, chociaż...
 Usiadłem na łóżku, lekko krzywiąc się z bólu. Moją uwagę przykuł wielkie zdjęcie wiszące na ścianie. Miałem wrażenie, że już gdzieś je widziałem. Takich rzeczy się nie zapomina, jednak ja nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd je znam. Próbowałem odszukać je w pamięci, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, próbując przy tym znaleźć coś, co pomoże mi skojarzyć fakty. W kącie dostrzegłem bas, wyglądał bardzo znajomo.
 - Reita... - szepnąłem, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Trafiłem do... Reity. To było takie dziwne, bo nie wiedziałem jak się tam znalazłem. Czyżby Kou poprosił go o pomoc?
 Nie, to wydawało się być snem, z którego zaraz się obudzę i wrócę do rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nie Akira nie będzie obecny w moim życiu. Będę sam, w dużym łóżku, jedynie z zapachem blondyna, który pozostał po nim na mojej poduszce. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się do bardzo dobrze znanej mi kuchni. Reita już tam był.
 - Wstałeś już? - Zapytał z lekkim uśmiechem, kiedy tylko wyczuł moją obecność. Kiwnąłem głową na potwierdzenie i usiadłem na na przeciwko niego.
 - Akiś, chciałem.. - Zacząłem, ale ten przerwał mi gestem dłoni.
 - Wiem, Takanori, ale nie chcę o tym rozmawiać. - Odpowiedział i wstał od stołu zabierając swoje brudne naczynia. - Zaraz podam ci twoje śniadanie, a potem dam ci czyste ubrania.
 Chwilę po tym, przede mną stał talerz z kanapkami. Uśmiechnąłem się do siebie, doskonale wiedząc, że to jedyny popis kulinarny basisty. Kiedy tylko blondyn zniknął, poczułem się tak bardzo samotnie. Nawet ze mną nie porozmawiał, zignorował mnie. To bolało najbardziej.

poniedziałek, 30 września 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię cz.4 (Miniatura)

 Wspomnienia były w tym wszystkim najgorsze. Patrzyłem na uśmiechniętego Akirę, ochoczo konwersującego o czymś z Uruhą. Miło było dostrzec u niego szczery uśmiech, ale brakowało mi tylko jednego. Jego uśmiechu do mnie, takiego jak kiedyś, kiedy jeszcze byliśmy razem.
  Zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem. Ogarnęła mnie złość na samego siebie.
 Dlaczego tak postąpiłem? Nie wiedziałem.
 - Takanori, spotkanie dobiega końca. Możemy skoczyć na piwo? - Usłyszałem Uruhę.
 - Tak, oczywiście. - Odparłem posyłając mu uśmiech.
 - Okay, to może już chodźmy. Chciałbym z tobą porozmawiać. - Wiedziałem, czego ta rozmowa będzie dotyczyła. Nie bałem się, miałem świadomość słów, które najprawdopodobniej usłyszę. Pożegnaliśmy się i zeszliśmy do garażu, by po chwili wsiąść do auta Kouyou, i ruszyć, w nieznanym mi dotąd, kierunku.
 - Gdzie jedziemy? - Zapytałem krótko, bo po prostu zabrakło mi w tej chwili słów.
 - Do mnie. - Odpowiedział bez żadnych emocji. Był taki chłodny w stosunku do mnie. Nie dziwiłem się temu, doświadczałem właśnie tego na, co zasłużyłem.
 Dalsza droga odbyła się z milczeniu. Spoglądałem w okno, dosłownie wyprany z uczuć. Miałem za swoje, z czego nawet się cieszyłem. Zasługiwałem na takie traktowanie ze strony najbliższego przyjaciela Akiry.
 - Jesteśmy na miejscu.
 Wysiedliśmy z samochodu, kierując się w stronę niewielkiego, jednorodzinnego domu. Okolica była piękna, przynajmniej w moim przekonaniu. Kouyou otworzył drzwi, przepuszczając mnie w drzwiach. Kiwnięciem głowy podziękowałem za ten gest i wszedłem do środka. Musiałem przyznać, że było tutaj bardzo przytulnie, jak na j-rockera, co nieco mnie zdziwiło. Ale teraz nie o tym.
 - Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
 - Nie, dziękuję.
 -  Mam w lodówce piwo. Przynieść ci też?
 - Tak, poproszę.
 Kouyou wrócił chwilę później do salonu, który uprzednio mi wskazał. Usiadł na kanapie obok mnie, i podał trunek.
 - To, o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałem, otwierając puszkę.
 - Na samym wstępie zaznaczę, że nie mam do ciebie pretensji o to, co się stało między tobą, a Reitą. To wasza sprawa, ale martwię się. Zarówno o jego, jak i ciebie. - Odpowiedział, po czym pociągnął spory łyk alkoholu.
 - Dziękuję, ale ja świetnie sobie radzę. Przynajmniej próbuję. - Mruknąłem, wbijając wzrok w szklany stolik.
 - Widzę, Takanori. Starasz się, nawet bardzo.
 - Dlaczego mnie nie przytulił, kiedy do niego podbiegłem? - Skierowałem wzrok na rozmówcę. - Czy aż tak mnie nienawidzi?
 - To nie tak, że cię nienawidzi. U niego nie istnieje takie słowo, jak nienawiść, więc możesz być spokojny. Wiedz też, że cię nie obwinia, a uważa, że wina leży po obu stronach.
 - Kou, ja naprawdę chciałem inaczej, ale było to silniejsze ode mnie. Zbyt długo byliśmy rozłączeni, więc pomyślałem, że tak będzie lepiej, że nie będzie aż tak bolało. Powiedz mi, dlaczego mnie nie objął?
 - Ruki, powinieneś wiedzieć, że Akira nie ma ci tego za złe, ale też i to, że on na ciebie nie czeka. Nie liczy na to, że wrócisz. Uważa, że może i miałeś rację, ale nie potrafi zrozumieć, dlaczego zrobiłeś to w takim momencie, gdy naprawdę ciebie potrzebował. Twojego wsparcia, miłości, poczucia, że jest z nim ta osoba, którą kocha. Że ma w niej wsparcie.
 - Wiem, jak wielki błąd popełniłem. Uruha, ja wierzę, że uda mi się to wszystko naprawić. Chcę być szczęśliwy, chcę być szczęśliwy z nim.
 Poczułem jak kilka łez, bez mojego pozwolenia, opuszcza moje zaszklone oczy. Szybko przetarłem dłonią policzki i napiłem się tego piwa. Czułem się tak cholernie źle, dopiero teraz zrozumiałem, że to wszystko to tylko, i wyłącznie, moja wina. Tylko moja, nikogo więcej.
 - Nie będę robił co złudnych nadziei, Matsumoto. Sądzę, że nie będzie łatwo odzyskać i jego, i zaufania jakim cię obdarzył. Z tego, co mi dzisiaj powiedział, wynika, że nie widzi dla was przyszłości. Postaraj się, musisz mu pokazać, że ci na nim zależy. Oczywiście, jeśli to, co mi właśnie uświadomiłeś, jest prawdą.
 - Nie wierzysz mi? - Zapytałem drżącym głosem.
 - Tego nie powiedziałem. Sugeruję tylko, że nie zasługujesz na niego, ani on na ciebie. Za bardzo się różnicie, Ruki. To niestety źle wpływa na związek.
 - A może to ty chcesz skorzystać z okazji, co? W końcu przyjaźnicie się tyle lat. Może ta przyjaźń przestała ci wystarczać, Kouyou? - Zaatakowałem go.
 - Czy ty w ogóle słyszysz, co ty mówisz? Nie, nie chcę na tym skorzystać. Ja i Yuu, spotykamy się od jakiegoś czasu, więc nie mów mi takich rzeczy.
 - Przepraszam, poniosło mnie.
 - Nie szkodzi, rozumiem, co czujesz w tej chwili. Mam również świadomość tego, w jaki sposób mogłeś odebrać moje słowa. Ja też przepraszam, nie powinienem tak mówić.
 - Kou, czy sądzisz, że Akira nadal mnie kocha?
 - Nie przestał, i chyba nie przestanie, ale ta cała sytuacja z wami... To boli go najbardziej.
 Nawet nie zauważyłem, kiedy opróżniłem całą zawartość puszki. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, rozmawiając na przyjemniejsze tematy, po czym pożegnałem się i ruszyłem do domu. Miałem nadzieję, że trafię do domu, bo nigdy wcześniej nie byłem w tej okolicy.
Zdałem się na intuicję, podążając w pomyślanym kierunku.

czwartek, 19 września 2013

Pamiętnik (Aoiha, One Shot)

Chwyciłem w dłonie jego pamiętnik. Pamiętam, że zawsze był częścią życia Kouyou. Otworzyłem go na pierwszej stronie, od razu rozpoczynając jego lekturę.

22.01.2012r.

 Moje popędy seksualne były już nie do zniesienia. Mój ówczesny chłopak, Tai, nie domyślał się tego. To było najgorsze. Postanowiłem go sprowokować do tego, by się ze mną przespał. Nie potrzebowałem dużo czasu, niemal od razu przystał na mój pomysł. Zataiłem jednak fakt, iż będzie to dopiero mój pierwszy raz. Wstydziłem się tego, że w wieku trzydziestu lat, nadal jestem prawiczkiem. W końcu od dziesięciu lat byłem gwiazdą sceny muzycznej, więc powinienem już dawno mieć to za sobą. Było inaczej, według mnie wydawało się to dziwne.
 Nadszedł wieczór, w którym miałem przeżyć swój pierwszy raz z mężczyzną. Na początku się stresowałem, ale odrzuciłem to na dalszy plan. Pragnąłem czerpać z tego wydarzenia jak najwięcej przyjemności, i dać ją również Tai. Zasługiwał na to, tak myślałem, a szczerze, byłem o tym przekonany.
 Wszystko działo się równie szybko. Nie pamiętam nawet, kiedy zostałem pozbawiony z ubrań, i kiedy też mój chłopak zrobił to samo. Czułem skrępowanie, ale poddałem się moim popędom. Teraz wiem, że to było złe.
 Pamiętam, że całował mnie po szyi, pieszcząc przy tym dłońmi moje ciało. Czasem sięgał moich ust. Było mi dobrze, ale nie odczuwałem podniecenia. Nic, jakbym był całkowicie pusty. Usłyszałem jak Tai odkręca nakrętkę z buteleczki lubrykantu. Zadrżałem, ze strachu. Tak, dokładnie tak można to nazwać. Chwilę później zaczął się we mnie wsuwać. Bolało okropnie, chciałem się wycofać, lecz on uspokajał mnie mówiąc, że to tylko jeden ruch, który może zaboleć, a potem już będzie w porządku. Dotarło do mnie, że wcześniej mnie nawet nie przygotował. Poprosiłem, by przestał, ale on tylko zamknął moje usta pocałunkiem, i jednym, mocnym pchnięciem znalazł się w moim wnętrzu. Po moich policzkach spłynęły pierwsze strużki łez. Poruszał się szybko, nie zwracając uwagi na moje prośby. Czułem się jak szmaciana lalka, której można rozłożyć nogi, kiedy tylko się ma na to ochotę. 
Sam tego chciałem, lecz nie w taki sposób.
Po jakimś czasie doszedł, nawet nie zauważając tego, że ja nie szczytowałem. Nakrył nas cienkim kocem, po czym przygarnął mnie do siebie. Ucałował mnie w czoło i usnął. Wysunąłem się z jego objęć, z trudem podążając do łazienki. Wszedłem pod prysznic, usiłując zmyć z siebie to, co miało przed chwilą miejsce. Czułem się jak dziwka, która sprzedała się za najniższą cenę. Wycierając się, na ręczniku zauważyłem ślady krwi. 
To nie tak miało wyglądać, miało być cudownie. 
Od zdarzenia minęły dwa dni, a ja wciąż krwawię. Nie wiem co się dzieje, boję się, że Tai zrobił mi większą krzywdę. Możliwe, że są to rany, powstałe w wyniku otarcia. 
Chcę zapomnieć~

Zrozumiałem dlaczego nigdy nie rozmawiał o seksie. Unikał tego tematu jak ognia. Było mi wstyd, że namawiałem go z pozostałymi, na rozmowy w tym temacie. Przewróciłem kartkę i zauważyłem, że od ostatniego wpisu minął długi okres czasu.

17.09.2013r.

Zakochałem się w Yuu, który jest moim przyjacielem. Nie wiem jak mogłem do tego dopuścić. Czy aż tak bardzo boję się samotności, że zakochuje się w przyjacielu?!
Nie, to nie może być prawda. Chcę się obudzić z tego pieprzonego snu. 

NIENAWIDZĘ SIEBIE!! NIENAWIDZĘ, SŁYSZYSZ??!!

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szantaż emocjonalny, w wykonaniu Tai. Tak, rozstaliśmy się, dwa tygodnie temu. Mój były, nie może się z tym pogodzić. Kilkadziesiąt razy dziennie do mnie wydzwania, wypisuje setki sms-ów. Ignoruję go, bo nic do niego nie czuję. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nigdy go nie kochałem. 

NIGDY, TAI, NIGDY!!

Odejdź, zostaw mnie! Nie daję już rady! Duszę się, brak mi powietrza! 
Odejdź i zapomnij o mnie, bo nikt nigdy nie zwracał uwagi na moje zaszklone oczy, tylko wciąż ze mnie szydził!!

NAWET TY!!

Nie, dłużej tak nie chcę. Chcę umrzeć, nie chcę już dłużej żyć. Nie! Nie! Nie!

NIE!

Yuu, pewnie i tak dorwiesz się do mojego pamiętnika, więc skieruję do Ciebie kilka słów.

Pokochałem Cię, choć wiem, że było to złe. Z biegiem czasu znienawidziłem siebie, Ciebie, nas. Odejdę, zanim się zorientujesz. Nie zasługuję na nic, nawet na Twoją miłość. Wiem jednak, że Ty nie czujesz do mnie tego samego, więc nie zwracaj uwagi na zdanie wstecz. Nadszedł dzień, by się pożegnać, zakończyć coś, co nie powinno było mieć miejsca.
Nie powinienem był się urodzić, nie mam prawa żyć. Nie zasługuję na nic, więc...

Oyasuminasai, misiaczku...

Zamknąłem pamiętnik, z oczami pełnymi łez. Poznałem część jego życia. Historię, która mogła być naszą. To nie powinno się stać, Kou powinien żyć.
Stoję właśnie nad jego grobem, przyciskając pamiętnik do piersi. Oczy uwalniają sporą ilość łez, ale tak jest dobrze, nie zatrzymuję ich. W drugiej dłoni trzymam broń, to rozwiązanie wydaje się odpowiednie. Otwieram pamiętnik, zapisując w nich następujące słowa:

Jeśli kiedykolwiek ktoś trafi na ten pamiętnik, niech wie, że to część życia Kouyou Takashimy, gitarzysty prowadzącego zespołu the GazettE. Jest to historia nieszczęśliwego człowieka, który jest.. był niesamowitą i niezwykłą osobą. 
Jest tutaj też,  historia nieszczęśliwej miłości.
Miłości dwójki przyjaciół, o której odwzajemnieniu obaj nie mieli pojęcia
Miłości, która miałaby nowy pocżatek, nowe życie.
Miłości wiecznej, która już nigdy się nie skończy.
Miłości Kouyou Takashimy i Yuu Shiroyamy.

Potem tylko jeden strzał i nicość obejmująca moje ciało.

środa, 18 września 2013

Wystarczyło Twoje Jedno Spojrzenie - Zakończenie

Poczuł, jak silna para ramion obejmuje jego drobne ciało. Ufnie wtulił się w tors starszego, powoli zamykając oczy. Pragnął, by ta chwila trwała wiecznie. Odwzajemnił uścisk i westchnął cichutko.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać.. - szepnął cicho, kiedy usta blondyna spoczęły na jego skroni.
- Mógłbym zostać tu na zawsze. - odparł Reita, owiewając oddechem ucho Rukiego. Młodszy zadrżał, spoglądając przy tym na chłopaka.
- Tu jest pięknie - rozmarzył się, unosząc wzrok ku niebu.
- Tak, cieszę się, że tutaj przyjechałem.
- Szkoda, że zostaniemy jeszcze tylko dwa dni. - mruknął Takanori, lekko przechylając łebek.
- Mam nadzieję, że utrzymamy kontakt.. - szepnął blondyn - Takanori?
- Tak?
- Wiem, że to zbyt wcześnie, ale muszę to powiedzieć. - Akira spojrzał w oczy Rukiego - Chcę być dla ciebie kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Kimś, kto zajmuje w twoim sercu ważne miejsce. W tym momencie, może to wydawać się dziwne, wiem. Spędziliśmy tutaj zaledwie kilka dni, ale czuję, że znaczysz dla mnie coś więcej. Zakochałem się, tego nie zmienię. Kocham cię, Takanori.
Młodszy patrzył mu w oczy i nie dojrzał w nich kpiny. Wierzył, że starszy mówi to poważnie. Każde słowo przenikało przez jego umysł, odbijając się echem. Nie wiedział, jak ma zareagować, zabrakło mu słów. Chciał powiedzieć, że czuje to samo, lecz uważał, iż może się to wydać nie właściwe z jego strony. Akira sam właśnie wyznał mu uczucia, ale on nie do końca sobie tego nie poukładał. Odetchnął, i spojrzał chłopakowi prosto w oczy.
- Kocham cię.. - cichy szept wydobył się z jego ust, choć w rzeczywistości nie chciał tego powiedzieć. Przysunął się bliżej, po czym wspiął na palce, i pocałował starszego. Ten chętnie oddał pieszczotę i objął go szczelnie ramionami. Całowali się powody, odrywając o siebie wtedy, gdy zabrakło im tchu. Serca obojga znacznie przyspieszyły. Spoglądali na siebie w milczeniu, które przerywały jedynie ich oddechy. Czuli, że wspólnie mogą stworzyć coś niezwykłego, należącego tylko, i wyłącznie do nich, coś osobistego.
Chcieli zmienić świat, choć wiedzieli, że sami nie są w stanie tego zrobić. Mieli marzenia, które pragnęli spełniać. Czas mijał bardzo szybko, a oni nie chcieli go stracić. Znaleźli to,czego szukali przez długi okres czasu, znaleźli siebie. I nikt, ani nic nie mogło tego zmienić.

***

Kilka lat później wpatrywali się w swoje fotografie. Wspominali to, co zdarzyło się w czasach szkolnych. Uczucie przez te lata rosło, a oni nadal byli szczęśliwi.
Mieli już ponad trzydzieści lat, własny zespół, oddanych przyjaciół, a przede wszystkim, siebie.
- Nie mogę uwierzyć, że tyle lat minęło od naszego pierwszego spotkania. - mruknął wokalista, wtulony w tors basisty.
- Byliśmy wtedy tacy młodzi~  - zaśmiał się Reita, wyłączając przy tym telewizor.
- Ej, nadal jesteśmy. - Takanori szturchnął go w bok i posłał mu w powietrzu buziaka.
- Czternaście lat, Ruki.. - westchnął Akira, spoglądając na młodszego.
*
Na ich palcach lśniły dwie, srebrne obrączki. Pobrali się dwa lata później, od feralnego wyjazdu. Niczego nie żałowali, spełnili marzenia, zmienili świat. Tak, udało im się.

The End~~

wtorek, 17 września 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię cz.3 (Miniatura)

Jestem, mając nadzieję, że wena już ze mną zostanie. Nie jestem zachwycona tym, co naskrobałam, ale pozostawię to, i tak, waszej opinii : )

Saya Mizayaki - Oczywiście, że przeczytałam Twoje komentarze. Muszę przyznać, wzruszyłaś mnie. Nie wiem, co powiedzieć, poza dziękuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań i nadal będę Cię zaskakiwać. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba to, co tworzę, choć miałam chwile zwątpienia, co do prowadzenia tego bloga. Z całego serca, dziękuję ;*



Kilka lat wcześniej~

Wszedł do domu, jak zwykle, po szkole. Mieszkał wraz ze swoim obecnym chłopakiem. Pomimo wieku, a miał skończone wtedy szesnaście, rodzice pozwolili mu zamieszkać z Hiroshim. Nie wiedzieli natomiast o orientacji syna. Byli przekonani, że są tylko bliskimi przyjaciółmi. Nie mieli pojęcia jak bardzo się wtedy mylili.

*Takanori i Hiro poznali się przypadkowo w szkole, i od tego momentu spędzali wspólnie każdą wolną chwilę. Mylicie się, sądząc, że miłość pojawiła się od razu. 
Chłopcy zaprzyjaźnili się. Mieli wspólne zainteresowania i sposoby spędzania wolnego czasu. Z dnia na dzień, przywiązywali się coraz bardziej do siebie. Często trzymali się za ręce, obejmowali, ale nikt nie podejrzewał jakiejś większej zażyłości między tą dwójką. Sami uważali, że nie robią nic złego. Trwali w przekonaniu, że są dla siebie tylko przyjaciółmi. 
Rok później, zostali parą. Hiroshi dostał w prezencie od rodziców mieszkanie. Twierdzili, że zasłużył sobie na życie prywatne, bez ich udziału. Wspierali go finansowo, więc mógł rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Zaproponował blondynkowi, żeby się do niego wprowadził. Takanori od razu zaczął rozmawiać z rodzicami na ten temat. Ku jego zdziwieniu, zgodzili się, a przez to, że w dalszym ciągu nie mieli pojęcia o związku ich syna, cieszyli się z jego wyboru. Lubili Hiro, a to też miało jeszcze wpływ na ich decyzję*

Ruki, bo tak mówili na niego znajomi, uśmiechnął się wspominając to, co zdarzyło się dwa lata temu. Obecnie miał osiemnaście lat i nadal nie mógł uwierzyć, że ten związek trwa już tak długo. Kochał Hiroshi'ego tak samo jak wcześniej.
Zdjął kurtkę i buty, po czym podreptał do sypialni. Chciał zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi. Otworzył drzwi i zaniemówił.
- Hiro.. - wydusił łamiącym się głosem. Jego Hiro właśnie leżał nago, w objęciach jakiegoś szatyna.
- Takanori, to nie tak jak myślisz. - odparł przestraszony czarnowłosy, zrywając się z łóżka i okrywając szczelnie kocem.
- Spakuj moje rzeczy. - zażądał blondynek i udał się do salony. Czuł jak po policzkach spływają mu pierwsze krople łez. Nie chciał płakać, pokazać, że jest słaby. Musiał być silny, dla siebie.
- Takanori... - usłyszał szept swojego, byłego już, chłopaka.
- Nie chcę słuchać wyjaśnień. Zrób tylko to, o co cię prosiłem.
Szatyn zniknął w sypialni i zaczął pakować ukochanego. Nie chciał go zdradzić, po prostu za dużo wypił, i nie znał nawet tego chłopaka. Wszystko odbyło się spontanicznie. Nie pamiętał jak znaleźli się w ich domu, i jak doszło do tego wszystkiego. Spakował jednak rzeczy Rukiego i zaniósł je do salonu.
- Przepraszam.. - tylko na tyle go było stać. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy.
- Nie przepraszaj, nie chcę słuchać zbędnych tłumaczeń. - i wyszedł, bez pożegnania.
Kroczył ulicami Tokyo, zastanawiając się, co takiego zrobił. Czuł, że to jego wina, że to on do tego doprowadził. Mylił się, to nie była jego wina. Spuścił głowę, próbując ukryć łzy.
Szedł, aż nagle poczuł jak silne dłonie chwytają go za ramiona.
- Ej, mały. Dlaczego płaczesz? - usłyszał głęboki, męski głos.
- Zostałem zdradzony.. - wychrypiał spoglądając na rozmówcę. Przed nim stał wysoki blondyn, w kapturze na głowie, i dziwnej opasce na nosie.
- Jak ci na imię?
- Takanori.
- Jestem Akira. Miło mi cię poznać, Takanori.

czwartek, 12 września 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię.. cz.2 (miniatura)

Jako, że pojawiła się sugestia, żeby kontynuować one shot, wstawiam kolejną część. Jest to kolejne już Reituki, mam nadzieję, że Was to zainteresuje w jakiś sposób.
 Ciężko mi powiedzieć, kiedy będzie następna notka, bo przechodzę przez pewnego rodzaju kryzys, czyli brakuje mi weny, a kiedy już zaczynam pisać, to w pewnym momencie stwierdzam, iż jest to do niczego. Nie wiem jak długo to potrwa, mam nadzieję, że to tylko chwilowe "załamanie" pisarskie i nie długo mi przejdzie.

Chętnie zobaczę w komentarzach, propozycję, do opowiadań, które chciałybyście przeczytać w najbliższym czasie. Zrobię, co mogę, żeby stworzyć coś dla Was, bo gdyby nie Wy, najprawdopodobniej już dawno usunęłabym bloga i moja działalność, jako Akiko, zakończyłaby się <3 p="">
Także, zapraszam do czytania :)



      Samotność była dla mnie lekiem. Powoli wychodziłem z uzależnienia od Akiry. Minęło kilka dni, a ja czułem jakąś ulgę. Ciężar z serca został zdjęty. Uśmiechałem się, bo czułem, że jest to odpowiednie.
     Poznawałem nowych ludzi, zaprzyjaźniałem się z nimi. Po rozstaniu z Reitą, więcej mężczyzn zwracało na mnie uwagę. Czułem się tak, jakby to właśnie z jego powodu nie miałem powodzenia wśród innych. Tych zachowań nie potrafiłem sobie dokładnie wytłumaczyć. Równie dobrze mogłem się mylić, nie byłem człowiekiem nieomylnym. Miałem prawo osądzać źle.
      Ciągnęło mnie do ludzi. Zrobiłem się otwarty i chętniej mówiłem o sobie. Przede wszystkim ufałem im, co nie działo się, kiedy byłem z basistą.
      Dni mijały, a ja coraz częściej odczuwałem pewnego rodzaju pustkę. Uczucie tęsknoty czasami dawało mi w kość. Chciałem móc rozmawiać z Suzukim, ale wiedziałem,  że na to jest zbyt wcześnie. Oboje potrzebowaliśmy czasu, byliśmy pod wpływem emocji. Przeczuwałem, że nasza rozmowa, w tym momencie, mogłaby zakończyć się kłótnią, a mi z kolei zależało na przyjaźni z nim. Od momentu feralnej rozmowy, nie kontaktowałem się z nim. Co prawda, dostawałem od niego kilka sms-ów dziennie, ale nie odpisywałem na nie.
      Miałem przeczucie, że jeśli teraz skontaktuję się z Akirą, skończy się na tym, że znowu będziemy razem. Nie po to kończyłem ten związek, aby teraz ponownie do niego wracać. Nie wchodzi się przecież dwa razy do tej samej rzeki. Nie potrafiłbym, nie umiał.
      Wydawało mi się, że przez przypadek go widziałem. Wróciły najpiękniejsze wspomnienia i chęć całowania basisty. Dobrze całował, muszę przyznać. Podobała mi się jego taktyka. Nigdy nigdzie się nie spieszył, tylko cierpliwie badał moje podniebienie i policzki. Nie był brutalny, czy chciwy. To miało u mnie duże uznanie.
      Ja, jako wokalista, w końcu postanowiłem zrobić coś w tym kierunku. PS Company poszukiwało ludzi do nowego zespołu. Cieszyłem się bardzo, że w końcu zacznę spełniać swoje marzenia. Na przesłuchaniu, przedstawiłem kilka swoich tekstów, które, ku mojej radości spodobały się zarządcom. Miejsce w zespole miałem już zarezerwowane, brakowało tylko gitarzystów i perkusisty.
      Na pierwszym spotkaniu, na jakie zostałem zaproszony, miałem poznać pozostałych członków zespołu. Perkusistą został niejaki, Yune. Widać było po nim, że nie jest bardzo doświadczonym muzykiem, ale miał w sobie to coś, co przykuwało uwagę.
Gitarzystą prowadzącym został Kouyou Takashima, który był przyjacielem Reity. Rozmawialiśmy dużo, przez co dowiedziałem się, że mój były partner zaczął się kształcić w grze na basie. Ucieszyłem się, że zdecydował się rozwijać swój talent.
Drugi gitarzysta, Yuu Shiroyama, wprowadził wspaniałą atmosferę. Podczas tego spotkania nie byliśmy skrępowani. Poznawaliśmy się, opowiadaliśmy o sobie. Brakowało już tylko basisty, który się spóźniał. Manager poinformował nas, że kolejny członek utknął w korku, ale powinien się niedługo pojawić.
      Wspaniałą rozmowę przerwał głęboki, męski głos, rzucając krótkie, cześć. Odwróciłem się, a moje serce, nie wiedzieć czemu, przyspieszyło. Przede mną stał chłopak, tleniony blondyn z opaską na nosie. Spotkanie po takim czasie, utwierdziło mnie w przekonaniu, że nadal coś do niego czuję. Akira czuł to samo, widziałem to w jego oczach.
    - Witaj, Takanori. - przywitał się, posyłając mi uśmiech. W odpowiedzi rzuciłem mu się na szyję, ciasno przylegając do jego klatki piersiowej.
      Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo odbudować nasze relacje, ale postanowiłem spróbować. W oczach Reity można było dostrzec ból, pomieszany ze szczęściem. Nie wiem nawet, czy kiedyś będzie w stanie wybaczyć mi ten błąd.
    - Przepraszam.. - poruszyłem tylko wargami, ale blondyn zrozumiał, o co mi chodzi. Uśmiechnął się tylko i rozpoczął konwersację z pozostałymi członkami.
      To nie był uśmiech, jaki widziałem, kiedy byliśmy razem. Wydawał się być tak chłodny. Wiedziałem jednak, że właśnie na to zasłużyłem, ale miałem też świadomość, że Aki nadal coś do mnie czuje. W tym momencie chciałem zbyt wiele.

wtorek, 3 września 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię (Reituki, miniatura)

Gatunek: angst
Beta: brak


Dzieliła nas spora odległość. Reita musiał przeprowadzić się do rodziców, bo jego mama zachorowała. Sto kilometrów rozdzielało nas od ponad dwóch miesięcy. Przyjeżdżał, ale tylko na parę godzin. Brakowało mi go, nic nie mogłem na to poradzić.
Stan jego mamy nie poprawiał się. Wylądowała w szpitalu, przez co rozmowy telefoniczne stały się rzadsze. Rozmawialiśmy tylko dwa razy dziennie po kilka minut. Akira nie miał już na nic czasu. Przynajmniej tak mi mówił, a ja wierzyłem.
Zacząłem odczuwać brak ochoty na rozmowy z nim. Opóźniałem rozmowy, zapominałem dzwonić. Zdażyło mi się, że wyłączyłem telefon na kilka godzin, chcąc uniknąć kontaktu.
Czas dłużył się, a ja traciłem już nadzieję na przetrwanie tego związku. Zaczynałem myśleć, że mnie zdradza. Chciałem to zakończyć, ale nadal go kochałem. Uczucie jednak słabło.
Powoli przyzwyczajałem się do samotności, do tego, że jestem bez niego. Nie pragnąłem już spędzać z nim każdej wolnej chwili, z trudem mówiłem 'kocham cię'. Sam się sobie dziwiłem, bo jeszcze niedawno powtarzałem to w każdej rozmowie, a on mnie. Teraz rodziła się między nami przepaść. Odczuwałem to najbardziej, Suzuki nie był tego świadomy.
Przypadkowo poznałem innego chłopaka, który wpadł mi w oko, ale nic nie robiłem. Nie mógłbym być z nim, po tylu miesiącach spędzonych z basistą. Na chwilę obecną, nie wyobrażałem sobie życia z inną osobą u mego boku. Liczył się tylko Akira, wspomnienia związane z nim.
Czy ja naprawdę go kochałem?
Może to było tylko zauroczenie?
Może myliłem przyjaźń z miłością?
Może miał być to tylko przelotny romans, związek bez żadnej przyszłości?
Czy może wmawiałem sobie uczucia do niego, bo bałem się samotności?
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Ból pozostał w sercu, w głębi. Robiłem dobrą minę do złej gry. Nie potrafiłem skończyć tego, co było takie piękne.
W końcu zdecydowałem i nie zatrzymałem się. To nic, że moje serce rozbiło się na drobne kawałeczki. To nic, że Akira teraz cierpi. Tak musiało być, tego chciał los.

***
- Cieszę się, że dzwonisz.
- Mam nadzieję, że możesz teraz rozmawiać.
- Tak, Ruki, mogę. Co robisz?
- Rozmyślam. Nie przeszkadzam.
- Nie, a o czym myślisz?
- O nas, o mnie, o tobie.
- To miłe. Kocham cię, Takanori.
- Przepraszam, Akira.
- Za co?
- To koniec, tak będzie lepiej. Dla mnie, dla ciebie. Nie będziemy się męczyć.
- Taka...

***
Dźwięk rozłączonego połączenia, strugi łez. Podjąłem decyzję, nie cofnę jej. Serce boli, czuję, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Jestem samolubny, jestem egoistą, ale....
Każdy koniec ma swój początek, prawda?