Po kilku minutach marszu zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie zaufałem intuicji. Znajdowałem się na obrzeżach miasta, gdzie akurat nigdy się nie zapuszczałem, bo uważałem to za zbędne. Mieszkałem w centrum, do sklepów miałem blisko, a teraz również i do wytworni. Jeśli już wyjeżdżałem poza granice Tokio, to tylko z Reitą, ale w przeciwnym kierunku. Nie orientowałem się zbytnio, co mogę spotkać po drugiej stronie.
Idąc tak, mijałem wille i domy, które, jak myślałem, należały do wpływowych ludzi. Osobiście, musiałem przyznać, te budynki mnie zachwycały. Ja jeszcze nie mogłem sobie na to pozwolić. Może kiedyś, kiedy wybiję się muzycznie na szczyt, kupię taki dom i zamieszkam w nim z osobą, którą kocham. W moich wyobrażeniach to nadal był Akira.
Mijając kolejne domy, stwierdziłem, że nie trafię tędy nigdzie. Przypuszczałem, że do domu mam dość daleko, więc wyjąłem telefon i wybrałem numer do Uruhy. Przy kolejnych sygnałach traciłem nadzieję, że odbierze, ale dopiero zrobił to po przedostatnim sygnale.
- Słucham? - Po głosie można było wyczuć, że jest bardziej wstawiony.
- Uruś, nigdy nie byłem w tej okolicy, i nie wiem jak mogę się stąd dostać do domu. - Powiedziałem na jednym wdechu, bo może to i dziwne, ale bałem się ciemności. Właśnie zaczynało się ściemniać, a ja byłem coraz bardziej przerażony.
- Kotek, powiedz mi dokładnie, gdzie jesteś? - No tak, po alkoholu różne rzeczy się mówi. Odwróciłem się przodem do małego domku, aby dojrzeć numer budynku.
- Dom z nr 74, Kou. - Głos mi zadrżał, kiedy tylko usłyszałem w pobliżu jakiś szelest. - Mógłbyś po mnie wyjść?
- Nooo, w sumie tak, ale niedługo wpada Shiro! - Prawie krzyknął z podekscytowania. - Ruks, przyjdziemy razem. Czekaj tam na nas.
- Dobrze, pa. - Rozłączyłem się i rozejrzałem zaniepokojony. Nic nie usłyszałem, więc odetchnąłem. To nie było normalne, że się bałem. Wydawało się to być chore.
Stałem i stałem, patrząc co chwila na telefon, sprawdzając godziny. Piętnaście minut, tylko piętnaście minut, które dla mnie były niczym piętnaście godzin. Powtarzałem sobie w myślach, że już niedługo przyjdą, że będę bezpieczny. Wiedziałem jednak, że dopóki się nie zjawią, ja nadal będę drżał ze strachu, w obawie przed niebezpieczeństwem.
Parę minut później znowu usłyszałem ten sam szelest, tyle, że głośniejszy. Czułem, że coś się do mnie zbliża, ale nie poruszyłem się. Strach skutecznie mnie paraliżował. Rozejrzałem się, zaraz po czym zauważyłem dziwne światła zmierzające w moją stronę. Cofnąłem się, plecami zaś opierając się ogrodzenie. Wydawało mi się, że to coś bardziej się rozpędza. Wrzasnąłem głośno, za chwilę czując ból i przerażającą ciemność.
***
Obudziłem się, czując okropny ból pleców i głowy. Promienie słoneczne przeraźliwie drażniły moje oczy, w skutek czego, odwróciłem głowę w przeciwną stronę. Uchyliłem szerzej oczy, chcąc upewnić się, gdzie się znajduję. Podejrzewałem też, że jestem u Kouyou.
Poza ciszą, nie udało mi się nic innego usłyszeć. Taka dziwna pustka kryła się w czterech ścianach pokoju. w którym obecnie przebywałem. Czułem się też dziwnie, bo nie znałem tego pomieszczenia, nie wiedziałem do kogo należy. Może jest to dom nr 74?
Nie, to było najmniej prawdopodobne. Napewno zjawił się tam Kouyou z Yuu, i zabrali mnie do siebie, chociaż...
Usiadłem na łóżku, lekko krzywiąc się z bólu. Moją uwagę przykuł wielkie zdjęcie wiszące na ścianie. Miałem wrażenie, że już gdzieś je widziałem. Takich rzeczy się nie zapomina, jednak ja nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd je znam. Próbowałem odszukać je w pamięci, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, próbując przy tym znaleźć coś, co pomoże mi skojarzyć fakty. W kącie dostrzegłem bas, wyglądał bardzo znajomo.
- Reita... - szepnąłem, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Trafiłem do... Reity. To było takie dziwne, bo nie wiedziałem jak się tam znalazłem. Czyżby Kou poprosił go o pomoc?
Nie, to wydawało się być snem, z którego zaraz się obudzę i wrócę do rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nie Akira nie będzie obecny w moim życiu. Będę sam, w dużym łóżku, jedynie z zapachem blondyna, który pozostał po nim na mojej poduszce. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się do bardzo dobrze znanej mi kuchni. Reita już tam był.
- Wstałeś już? - Zapytał z lekkim uśmiechem, kiedy tylko wyczuł moją obecność. Kiwnąłem głową na potwierdzenie i usiadłem na na przeciwko niego.
- Akiś, chciałem.. - Zacząłem, ale ten przerwał mi gestem dłoni.
- Wiem, Takanori, ale nie chcę o tym rozmawiać. - Odpowiedział i wstał od stołu zabierając swoje brudne naczynia. - Zaraz podam ci twoje śniadanie, a potem dam ci czyste ubrania.
Chwilę po tym, przede mną stał talerz z kanapkami. Uśmiechnąłem się do siebie, doskonale wiedząc, że to jedyny popis kulinarny basisty. Kiedy tylko blondyn zniknął, poczułem się tak bardzo samotnie. Nawet ze mną nie porozmawiał, zignorował mnie. To bolało najbardziej.
wow!! Jestem ciekawa co się dalej stanie...czy się w końcu pogodzą i będą razem!!
OdpowiedzUsuńDlaczego takie krótkie? XD
Też się boje ciemności.
OdpowiedzUsuńAle było super, nie co jeszcze powiedzieć. Czekam na następną notke.
A ja biorę się za pisanie kolejnego one-shota. Życzę weny.
Chcę jeszcze :D
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Mam nadzieję, że pozostanie tak do końca.
OdpowiedzUsuńŻal mi Takanoriego... Akira jest w stosunku do niego oschły, ale przyznam- zasłużył sobie. Mimo wszytko bardzo boleję nad tą parą, bowiem jest im pisane być razem. Choć to ukrywają, każdy dzień bez ukochanego jest istną męczarnią.
-Czy mówiłam już, że po przeczytaniu części pierwszej, wydawało mi się, że to shot?-
Liczę na to, że rozłąka dobrze na nich wpłynie. Głód miłości ożywi ich uczucie i będą ze sobą aż do końca swoich dni. (≧∇≦)/
Czekam na kolejne części i pozdrawiam.