niedziela, 27 października 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... cz. 6 (Miniatura)

 Zamieram, kiedy tylko słyszę, że Akira po chwili kieruje swoje kroki ku kuchni. Siedzę, trzymając kanapkę przy ustach, nasłuchując. Zatrzymuje się nagle, czuję, że stoi w drzwiach kuchennych i przygląda mi się. Zaczynam drżeć, boję się usłyszeć jego słów. Domyślam się, co powie, ale nie przyjmuję sobie tego do wiadomości. Nadal trwam w przekonaniu, że jednak mi wybaczy.
 - Takanori, myślę, że powinieneś już iść. - Paraliżuje mnie jego oschłość, pierwsze krople łez moczą moje policzki. Nie wierzę, że to powiedział. Nadal liczę na to, że się przesłyszałem.
 - Takanori?
 - Hmm? - Zdobywam się tylko na tyle. Więcej słów nie chce opuścić moich ust.
 - Pytałem, czy chcesz się umyć. - Zaraz, czyli... tylko mi się zdawało, tak? Odwracam się w jego stronę i widzę jego lekki uśmiech.
 - Um, tak. Dziękuję, a czy..? - Przerywa mi gestem dłoni.
 - Ubrania położyłem na pralce, przebierz się w nie. - Posyłam mu nieśmiały uśmiech, który on odwzajemnia. - Idź już, Taka-chan.
 Wstaję i zmierzam do łazienki. Zamykam się, opierając się po chwili o drzwi. Zaciskam mocno oczy i dłonie. Nie, ze mną jest coś nie tak. Dlaczego to usłyszałem? Czyżby mi się tylko zdawało? Nie jestem nienormalny, żeby słyszeć jakieś dziwne głosy. Osuwam się na podłogę i ukrywam głowę między kolanami. Ścieram wierzchem dłoni łzy, po czym normuję oddech. Boję się, nie wiem czego,ale jednak. Przed Akirą? Przed samym sobą?
 Nie znam odpowiedzi, nie potrafię nawet jej znaleźć. Ukryta gdzieś głęboko, ze strachu przed jej poznaniem. Sam nie wiem czemu, ale.. Zawsze pojawia się ale, bez względu na sytuację.
 Po chwili dochodzę do siebie i wstaję. Podchodzę do lustra, przyglądam się swojemu odbiciu, nie poznaję siebie. Ktoś, kto jest po drugiej stronie nie jest mną. Przede mną stoi młody chłopak, dość blady, z podkrążonymi oczami. To nie mogę być ja, to niemożliwe, a jednak. Nie rozumiem, dlaczego tak się zaniedbałem? To wynik tego, co ostatnio przeżyłem? Całkiem możliwe.
 Ściągam ubranie i wchodzę pod prysznic. Głowę opieram o kafelki, oddychając głęboko. Za dużo tego wszystkiego dla mnie. Czuję się słaby psychicznie, tak, jakby każda rzecz mogła mnie zranić. Odkręcam wodę, po chwili czując jak gorące strumienie obmywają moje ciało. Drżę, po czym zamykam oczy. Słone krople na nowo moczą moją twarz, ale woda skutecznie je maskuje. Mam wrażenie, że powoli umieram. Nie jako człowiek, a jako jego wnętrze. Czuję dziwne ukłucie w sercu. Jest tak bolesne, że chwytam się za pierś i oddycham głośno. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie chcę już tak żyć. Nie chcę żyć w świecie, w którym nie ma Akiry. Nie potrafię.
 Uspokajam się po paru minutach i wychodzę. Wycieram się wolno ręcznikiem, który przesiąknięty jest zapachem blondyna. Pamiętam go dokładnie, w sensie: ręcznik. Przypominam sobie jak Akira wychodził z łazienki, tylko nim owinięty. Podchodził wtedy do mnie i obejmował ciasno, przyciskając mnie do swojej piersi. Czułem bicie jego serca, które należało do mnie.
 Ubieram się w przyszykowane ubrania i opuszczam pomieszczenie. Kieruję się do kuchni, ale tam nie zastaję basisty. Stoję tak jeszcze przez chwilę, po czym kieruję się do salonu. Widzę go, siedzi na kanapie i ogląda telewizję. Podnosi na mnie wzrok, kiedy wyczuwa moją obecność. Po raz kolejny uśmiecha się delikatnie i gestem przywołuje mnie do siebie. Jak zaczarowany kroczę w jego kierunku. Siadam obok niego, a wzrok wbijam w podłogę. Nie jestem na tyle odważny, żeby móc spojrzeć mu prosto w oczy. Moje dłonie lekko drżą, a ja zaciskam je w pięści, chcąc je zatrzymać. Wzdycham, kiedy mi się to nie udaje.
 W końcu, po chwili walki z samym sobą, spoglądam na Reitę. On też na mnie patrzy, a w jego oczach zauważam ból zmieszany z radością. Nie rozumiem tego, nie chcę. Cieszy mnie, że nie ma nic przeciwko mojej obecności, bardzo. Czuję jak ujmuje moją dłoń i delikatnie ją ściska. Łzy znowu wypełniają moje oczy, ale żadna nie próbuje ich opuścić. Jestem wpatrzony w basistę, usta przy tym mi lekko drżą. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, ale dociera do mnie, że teraz słowa nie mają znaczenia, nie są potrzebne. Patrzymy się na siebie jeszcze chwilę, a potem posyłamy wzajemnie delikatne uśmiechy. Jest mi dobrze, teraz przy nim. Na razie mi to wystarcza, nie chcę być zachłanny. Na wszystko przyjdzie czas, przetrwamy to wszystko. Razem, nie w pojedynkę. Szczęście maluje nam się na twarzach, ale nic o tym nie mówimy. Nie chcemy zburzyć tej pięknej chwili.
 - Przepraszam.. - wypowiadamy w tym samym momencie, po czym oboje cicho się śmiejemy. Tak jest dobrze, tak powinno być.

3 komentarze:

  1. Już myślałam, że na prawdę do wyrzuci. .__.
    Ruki słyszy głosy?! Gdzie, gdzie?!
    Mam nadzieję, że w końcu zacznie się między nimi układać.
    Czekam na następne części i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się, czekam na więcej. :3

    OdpowiedzUsuń