Gomenne za długość, ale... no, nie miałam pomysłu na ciąg dalszy. Wiem, że niektóre osoby czekały na ten rozdział, więc wrzucam. Mam nadzieję, że wybaczycie ; )
Ostrzeżenia: Opowiadanie pisane siłowo, bez jakiejkolwiek weny. Możliwe błędy czasowe, bądź inne.
Zastanawiałeś się kiedyś nad sensem swojego życia? Myślałeś o tym, co musiałbyś zrobić żeby poczuć się szczęśliwym? Z pewnością... nie. Znam Cię zbyt dobrze, nie jesteś taki. Jesteś zachłanny i wszystko chcesz brać niemal od razu. Nie potrafisz czekać, musisz dostać to, co chcesz od razu, nie licząc się z uczuciami innych. Masz gdzieś to, że możesz kogoś przy tym zranić, sprawić, że ta osoba Cię znienawidzi. Nie przestajesz walczyć, tylko brniesz do swojego celu. Kiedy słyszysz odmowę, załamujesz się, żeby po chwili stać się silniejszym. Odradzasz się na nowo i znowu atakujesz, doskonale wiedząc, że i tak polegniesz. Ale nie przejmujesz się tym, bo przez cały ten czas masz nadzieję, że Ci się uda. Jesteś blisko, po czym to, o co walczyłeś, po raz kolejny wymyka Ci się z rąk.Właśnie taki jesteś, Toshiya.
Teraz się nie dam, bo to, czego przez cały czas pragnąłem, jest bardzo blisko mnie. U mojego boku jest osoba, którą kochałem, kocham, i nadal kochał będę. Nie zepsujesz mi tego, nie tym razem. Zdaję sobie sprawę z tego, że się nie poddasz i będziesz walczył nadal o mnie. Mam nadzieję, że myślisz o mojej osobie poważnie, a nie jak o dziwce do pieprzenia, kiedy tylko nadarzy się na to okazja. Czyż nie do tego zmierzałeś tam, na korytarzu?
Miałeś ochotę, prawda? Chciałeś mnie przelecieć, bo tak Ci się podobało, czyż nie? Wiesz, że mam rację, nie próbuj zaprzeczać w żaden sposób. Przepraszam, jeśli wcześniej nieświadomie dałem Ci jakieś znaki, bądź nadzieję na odbudowanie tego, co między nami było. Nie chciałem tego, wybacz. Taki już jestem, mam talent do okazywania sprzecznych uczuć i oznak.
Jestem szczęśliwy z Akirą, więc chciałbym, żebyś to uszanował. O nic więcej nie proszę. Uwierz mi, blisko Ciebie jest osoba, która szczerze Cię kocha. Nie jestem nią ja, więc... czas abyś dostrzegł to, na co zasługujesz. Nie jestem w stanie zapewnić Ci tego, co on. Otwórz oczy i serce na nową miłość, Terachi.
- Tak, Takanori.. - mruknąłem cicho, kiedy przeczytałem wiadomość od niego. Nie wierzyłem w żadne jego słowo. - Banał. - Prychnąłem urażony.
Kłamał, zauważyłem to po stylu jego pisania. Wiedziałem, że nadal coś do mnie czuje, tylko broni się przed tym. Miałem wrażenie, że jest ze Szmatą jedynie z litości, bo widzi, że tamten go kocha. Byłem przekonany, że nie ma tam odwzajemnionego uczucia ze strony wokalisty, o nie.
Może i zachowywałem się jak psychol, ale musiałem zawalczyć o moje szczęście. A był nim właśnie Ruki. Nie dopuszczałem do siebie innej myśli. Pisząc o tej tajemniczej osobie miał na myśli siebie, byłem tego pewny. Nie chciałem kochać kogoś innego, nie potrafiłbym nawet. Obsesja? Być może, ale to przecież nic złego. Będę walczył, bo nic innego mi nie pozostało.
Ale w sumie... może Shinya ma rację? Co do uczuć młodego, rzecz jasna. Może faktycznie coś sobie wmawiałem. Czy wtedy Taka zareagowałby na moje pieszczoty? Nie wiem, ale to zrobił. Zawołał go, a to już o czymś świadczyło. Wyrywał się, prosił bym przestał. Tak się nie zachowuje osoba, która też cie kocha, prawda? Jednak nadal miałem nadzieję, że to ja powinienem teraz być z nim. Potrzebowałem go, jak nigdy dotąd. Chciałem go przytulić, pocałować, odgarnąć kosmyki jego włosów i szeptać mu na ucho o tym, jak bardzo go kocham.
Dotarło do mnie, że jeśli nie zrobię nic, Mały wymknie się z moich rąk. Tego nie chciałem, bo moje uczucia względem niego... zaczęły się ulatniać. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że przecież nie mam już u niego szans. Wyciągnąłem telefon i napisałem do blond basisty.
Do Szmaciak:
Opiekuj się nim, daję wam spokój. Ale... jeśli dowiem się, że go po raz kolejny skrzywdziłeś... Osobiście cię zatłukę.
Odetchnąłem głęboko, po czym opuściłem pokój hotelowy i udałem się do recepcji. Wymeldowałem się i opuściłem budynek. Będąc na zewnątrz, spojrzałem po raz ostatni w okno, które należało do apartamentu Matsumoto. Uśmiechnąłem się wsiadając do samochodu. Zaraz potem odjechałem w dobrze znanym mi kierunku. Do Shinyi...
Takie krótkie.. ale cieszę się, że dał mu spokój. miejmy taką nadzieję. czekam na kolejną część *o*
OdpowiedzUsuńFajne :D
OdpowiedzUsuńToshiya dał spokój Rukiemu? No nie wierzę...
OdpowiedzUsuńJuż widzę minę Reity, po odczytaniu sms-a. XD
Mam nadzieję, że będzie im się powodzić.. Takanoriemu i Akirze, i oczywiście Toshiyi i Shinyi.
Czekam na kolejne notki i pozdrawiam.
Ooo jakie to urocze było.
OdpowiedzUsuńAle fajne, szkoda, że nie walczył dalej... Ale może to i lepiej?
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san