piątek, 25 października 2013

Ósmy kolor tęczy - cz.5

[Reita]

 Kochałem Yutakę całym sercem, jednak było coś, co przy nim przypominało mi o przeszłości. O okresie czasu, którego najchętniej wyrzuciłbym z pamięci. Udał, że nigdy nie powinien mieć miejsca.
 W młodości, jeszcze jako dzieciak, wszyscy zarzucali mi, że na nic nie zasługuję. Że jestem nikim, i takim będę już do końca życia. Wierzyłem im, bo sam zacząłem tak myśleć. Skreśliłem siebie, bo wiedziałem, że tamci tego ode mnie oczekują. Nawet rodzina...
 Z nią miałem najgorzej, bo matka za każdym razem wypominała mi błędy. O wszystkim opowiadała swojemu facetowi. Z tego, co wiedziałem, ojciec zostawił ją jak jeszcze była w ciąży. Od babci dowiedziałem się, że miałem zostać usunięty, miałem się nie narodzić.
 Po jakimś czasie, wszyscy się na mnie wypięli. Na każdym kroku udowadniali mi, ze do niczego się nie nadaję. Nie miałem życia w szkole, w domu. Czasami czułem się szmaciana lalka, całkowicie pozbawiona ludzkich uczuć. Jak marionetka, z którą robi się, co tylko się chce. Skrzydła, które skutecznie mi podcinano, całkowicie zniknęły. Nie było ich, a zostały tylko marzenia, których nigdy nie spełnię, które będą przy mnie za każdym razem, ale ja nie będę mógł nic z nimi zrobić. Cele zamieniałem właśnie na marzenia. Kierowałem się tylko tym, co sugerowali mi inni, bo przecież i tak nic nie osiągnę. Przyszedłem na świat tylko po to, żeby być. Dzięki mnie matka miała pieniądze, a poza tym nic. Widziała we mnie nieudacznika, który tylko jej przeszkadza w układaniu sobie życia na nowo. Nie byłem do niczego potrzebny, poza kasą. Tylko ona kazała matce trzymać mnie w domu i nie puszczać.
 Byłem ograniczany. Nie mogłem nigdzie wychodzić, tylko cały czas musiałem siedzieć nad książkami i się uczyć. Żadnych przyjaciół, niczego. Sam, pozostawiony na łaskę innych. Z głupimi marzeniami, bez wiary w siebie, bez wewnętrznej motywacji do dążenia do celu. Nic, pustka.
Najgorsza była ta, którą chowałem w sercu. Pustka, zwana miłością. Pragnąłem kochać jak nigdy dotąd. A spowodowane to było tym, że nigdy nie znałem takiego uczucia. Nie wiedziałem jak to jest kochać, i jak być kochanym. Nienawidziłem siebie za to, bo wokół mnie było zbyt dużo ludzi darzących się właśnie tym uczuciem, a ja nie mogłem tego doświadczyć.
 Kiedy już byłem w szkole średniej, zrozumiałem, jak wiele pozostawiłem za sobą. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie chcę tam więcej być. Nie chciałem tam chodzić, tylko dlatego, że to właśnie matka mi ją wybrała, bo życzyła sobie, żebym był kimś. Dla niej, niekoniecznie. Chciała pokazać jakiego ma zdolnego syna, który uczy się w jednej z najlepszych uczelni w mieście. Tak naprawdę nie myślała o tym w ten sposób. Nienawidziła mnie, jak nie wiem co. W jej oczach nie istniałem, a w sercu nie miałem u niej miejsca. Nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, że jest ze mnie dumna, że zrobiłem coś, czego nie mogła się spodziewać. Znosiłem to wszystko dla niej, żeby w końcu dostrzegła we mnie kogoś, kto jest godny nazywać się jej synem.

 "Wiecie dlaczego tu jestem? Z pewnością nie...
Nie jestem tu z własnej woli. Decyzję o tym, że się tutaj znalazłem, podjęła moja matka. Wcale nie chcę tu być. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, co czuję, gdy muszę wstać rano i przyjść tutaj. Muszę pokonać całą nienawiść do tego miejsca, żeby tylko sprawić jej przyjemność. Co z tego, skoro ona tego nie widzi. Nie ma u niej miejsca dla kogoś takiego jak ja...
Nie rozumiecie mnie, bo nigdy wcześniej nie doświadczyliście tego, co ja. Jesteście tutaj ze swojego wyboru, bo chcecie być kimś. Kimś ważnym, do kogo ludzie będą mieli powszechny szacunek. Ja... nie chcę być taki, jak wy. Chcę być sobą, dlatego podjąłem taką decyzję.
Od zawsze marzyłem, żeby stać na scenie. Widzieć, że moja gra przynosi fanom tyle radości. Że wzruszam ich, albo bawię do łez. Właśnie taką osobą chcę być...
Macie cele, do których dążycie. Ja natomiast przez presję, cele zamieniłem na marzenia, i wiem, że większości nie uda mi się ich spełnić. Odchodzę, bo nie widzę siebie tutaj. To nie jest miejsce, w którym chciałbym być teraz.."

 Słowa, które wtedy wypowiedziałem do klasy i wychowawcy, wciąż echem odbijały się w mojej głowie. Rzuciłem szkołę i zacząłem grać na basie, bo to sprawiało, że byłem szczęśliwy. Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, kiedy tylko mogłem trzymać w dłoniach to, czego przez całe życia pragnąłem. Ćwiczyłem bardzo ciężko tylko po to, by pewnego dnia stanąć na scenie wraz z zespołem, pokazując ile dla mnie znaczy muzyka i to, kim wtedy będę.
 Miesiąc później poznałem Kouyou. Okazało się, że uczył się ze mną w klasie, a ja jak ostatni idiota go nie zauważałem. Przyjaźń, jaką się wtedy obdarzyliśmy, była jedną z rzeczy, których w głębi pragnąłem. Zaraz po tym zakochałem się, i to z wzajemnością. Spędziłem z Kou cudowne trzy lata, ale w chwili, kiedy tworzyliśmy GazettO, pojawili się oni. Mianowicie Shiroyama Yuu i Tanabe Yutaka. Gitarzystę prowadzącego wzięło niemal od razu, gdy tylko ujrzał Aoi'ego. Rozstaliśmy się dzień później, a przyznam, że nie bolało tak bardzo. Rok później, kiedy Yune postanowił odejść z zespołu, pojawił się właśnie Kai. Moje słoneczko...

5 komentarzy:

  1. Oh, nie sądziłam że Rei miał taką przeszłość, biedne słoneczko. *-*
    Czekam na więcej. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczałam jak bóbr kiedy to czytałam. Całkowicie rozumiem Akiego. Ja chcę więcej. Powodzenia w pisaniu :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok! Ja będę komentować nowe wpisy... Na bierzaco, ale te stqrsze tylo udostępnie... To było super i czekam na więcej!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń