- Co robisz dzisiaj wieczorem? - zapytałem nieśmiało ciemnowłosego.
- W zasadzie nic - odparł i spojrzał na mnie podejrzliwie. - Dlaczego pytasz?
- Pomyślałem, że może byśmy się na jakieś piwko umówili, co? Mam akurat wolną chatę i...
- A co na to twój chłopak, Akira, tak? Nie będzie mnie potem szukał po całym Tokio? - przerwał mi z uśmiechem.
- Nie, co ty - mruknąłem. - Nie chcę siedzieć w domu sam, a on wraca dopiero jutro w południe.
- Pomyślimy, Kouyou - Yuu spojrzał na mnie jakoś tak ... inaczej i odszedł. Serduszko troszkę mocniej zabiło, a ja tylko pomyślałem o moim rozpadającym się związku.
W sumie trwało to od dłuższego czasu, od około sześciu miesięcy. Nie układało się między nami, ale każda próba zakończenia tego gówna kończyła się jednym, czyli braniem mnie na litość. Były łzy, prośby, obietnice zmiany, że jakoś się ułoży. Byłem głupi, że mu ulegałem, ale Akira taki był. Doskonale wiedział, że mam miękkie serce i wykorzystywał to przeciwko mnie. W zeszłym tygodniu minęło dokładnie trzynaście miesięcy wiecznych kłótni i rozczarowań.
Na początku, jak się pewnie domyślacie, było słodko i kolorowo. Obaj staraliśmy się, aby ten związek prosperował jak najlepiej. Była chemia, były urocze słówka, pocałunki pełne namiętności. Aż w końcu - BANG! - rozsypało się po całości, a ja jak ten ostatni debil, próbowałem wszystko ratować, bo Akirze się nie chciało nic z tym robić, udając, że nadal jest tak jak było, ale niestety - mylił się.
Akurat tego dnia było cholernie zimno. Stałem przed studio trzęsąc się jak osika, próbując palić papierosa. Ręce drżały jak opętane, włosy rozrzucane były przez wiatr w każdym możliwym kierunku, szczególnie umiejscowując się na mojej twarzy. Warknąłem cicho i objąłem się jedną ręką w pół, usiłując utrzymać choć odrobinę ciepła.
- Rzuć palenie, bo to szkodzi - usłyszałem za sobą i odwróciłem się twarzą do rozmówcy.
- Odezwał się ten, który nie pali - jęknąłem czując potężne uderzenie zimnego wiatru.
- Zimno ci? - zapytał, po czym zdjął swoją kurtkę i okrył nią moje ramiona.
- Dzięki, nie trzeba było - mruknąłem tylko. - I tak miałem za chwilę wracać.
Zgasiłem papierosa i skierowałem się ku wejściu. Chciałem się trochę ogrzać, bo gdybym postał na tym chłodzie jeszcze jakiś czas, jutro nie byłoby ze mnie żadnego pożytku.
- Zastanowię się jeszcze i dam ci odpowiedź - usłyszałem za sobą. Zagryzłem wargę starając się nie wybuchnąć śmiechem i tańcem radości.
- Twoja kurtka - ściągnąłem okrycie i podałem je właścicielowi. - Nie każ mi zbyt długo czekać - uśmiechnąłem się i poszedłem do automatu z kawą. Wybrałem gorącą czekoladę, ująłem kubeczek w dłonie i skosztowałem tego cudownego napoju. Błogość przerwał mi dźwięk własnego telefonu. A dzwonił nie kto inny, jak Akira. Mój "prawie" były chłopak.
- Skarbie, gdzie jesteś? - zapytał podenerwowany. - Miałeś być w domu pół godziny temu. Stało się coś? - wywróciłem teatralnie oczami, a w zasięgu mojego wzroku pojawił się Aoi. Uśmiechnąłem się mimowolnie kontynuując rozmowę.
- Nie, zostałem chwilę dłużej, bo chciałem jeszcze trochę poćwiczyć - odpowiedziałem rozkoszując się już ostatnim łykiem płynnej słodyczy.
- Wracaj już do domu, dobrze? Nie chcę siedzieć sam - zgniotłem kubeczek z całej siły zaciskając pięść.
- Za chwilę będę - rzuciłem tylko i rozłączyłem się. Nie chciałem wracać do domu, ale wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, znowu będą pretensję, że nie miał się kto zająć tym życiowym niedorajdą. Przecież on nic nie zrobi, póki nie pokażesz mu palcem.
- Stało się coś? Minę masz taką jakby odechciało ci się żyć.
- Heh - zaśmiałem się. - Nic się nie dzieje, tylko znowu się zaczyna. Biedactwo nie ma się czym zająć.
- Oj, młody. Powinieneś to zakończyć jak najszybciej, bo później najtrudniej będzie z tego wyjść. Zrób to, póki nie jest jeszcze za późno - starszy podszedł do mnie i przytulił mocno, muskając ustami mój policzek. - Odezwę się później, okej? Mam twój numer, będę dzwonił.
- Umm - mruknąłem w odpowiedzi. - Mam nadzieję, że obejdzie się bez większych akcji.
- Trzymaj się i do zobaczenia - pożegnaliśmy się, a ja udałem się do wyjścia.
***
- Nie rozumiesz, że się martwiłem?! Nie mogłeś zadzwonić lub napisać, że wrócisz później?!
- Nie krzycz - jak nigdy byłem aż za bardzo opanowany. - Miałem to zrobić, ale zająłem się czymś innym i kompletnie wyleciało mi to z głowy.
- Ja czekam jak głupi aż się odezwiesz, a ty co?! Żadnego słowa wyjaśnienia! - Akira na prawdę był wkurzony, jednak nic sobie z tego nie robiłem. Dziś miałem tyle odwagi, by stawić temu czoła.
- Nie widzisz, co się z nami dzieje? - zapytałem, a blondyn od razu uraczył mnie pytającym wzrokiem. No tak, przecież według niego jest wszystko w porządku.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? Przecież nic się nie dzieje.
- Kłócimy się od dłuższego czasu, ostatnio nawet o głupoty. Nie widzisz, że się od siebie oddalamy?
- My się od siebie oddalamy?! To ty przez cały czas wszczynasz kłótnie o pierdoły, a potem masz pretensje do całego świata, że coś się dzieje. Nic się nie dzieje, kocham cię - jego obrona i postawa już mnie nie ruszała w żaden sposób. Zachowywał się tak jakby żył w swoim świecie, gdzie istnieje tylko on i jego idealna wizja życia.
- Jest ktoś, kto pojawił się w moim życiu. Zrozum, mam wątpliwości, co do nas - odpowiedziałem spokojnym tonem. - Już nie jest tak jak wcześniej. Psuje się, ale ty tego nie widzisz, bo nie chcesz. Nie rozumiesz, że się męczę? Ty też, choć nigdy się do tego nie przyznasz.
- Nie zostawisz mnie - szepnął tylko. - Nie odejdziesz, bo mnie kochasz.
- Zdziwisz się - odparłem ledwo słyszalnie. - Yuu jest na dobrej drodze ku temu.
***
- Nie sądziłeś, że będziemy się spotykać, prawda? - czarnowłosy przerwał milczenie i skupienie oglądanym filmem.
- Nie mogę w to uwierzyć - uśmiechnąłem się czując ciepło gdzieś w okolicy serca.
- Ja też - przysunął się do mnie, objął ramieniem moje kolano i ucałował je.
Rozczulił mnie ten widok - Yuu wyglądał tak niewinnie. Leżeliśmy u niego w łóżku oglądając film, który leciał by leciał. Byliśmy zajęci sobą, stworzyliśmy nasz prywatny świat. Pocałunkom i przytulaniu nie było końca. Pewnie większość z was zastanawia się, czy aby nie za szybko. Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że mój związek już dawno temu odleciał w niepamięć. Trzeba to było w końcu zakończyć, raz na zawsze.
***
To, co łączyło mnie i Yuu trwało dokładnie czterdzieści siedem dni, osiemnaście godzin, piętnaście minut. Tak, liczyłem każdą sekundę przebywając z tak wspaniałym człowiekiem.
Relacja, która nas łączyła skończyła się równie szybko i niespodziewanie, tak jak się zaczęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz