poniedziałek, 30 września 2013

Przepraszam, dłużej tak nie potrafię cz.4 (Miniatura)

 Wspomnienia były w tym wszystkim najgorsze. Patrzyłem na uśmiechniętego Akirę, ochoczo konwersującego o czymś z Uruhą. Miło było dostrzec u niego szczery uśmiech, ale brakowało mi tylko jednego. Jego uśmiechu do mnie, takiego jak kiedyś, kiedy jeszcze byliśmy razem.
  Zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem. Ogarnęła mnie złość na samego siebie.
 Dlaczego tak postąpiłem? Nie wiedziałem.
 - Takanori, spotkanie dobiega końca. Możemy skoczyć na piwo? - Usłyszałem Uruhę.
 - Tak, oczywiście. - Odparłem posyłając mu uśmiech.
 - Okay, to może już chodźmy. Chciałbym z tobą porozmawiać. - Wiedziałem, czego ta rozmowa będzie dotyczyła. Nie bałem się, miałem świadomość słów, które najprawdopodobniej usłyszę. Pożegnaliśmy się i zeszliśmy do garażu, by po chwili wsiąść do auta Kouyou, i ruszyć, w nieznanym mi dotąd, kierunku.
 - Gdzie jedziemy? - Zapytałem krótko, bo po prostu zabrakło mi w tej chwili słów.
 - Do mnie. - Odpowiedział bez żadnych emocji. Był taki chłodny w stosunku do mnie. Nie dziwiłem się temu, doświadczałem właśnie tego na, co zasłużyłem.
 Dalsza droga odbyła się z milczeniu. Spoglądałem w okno, dosłownie wyprany z uczuć. Miałem za swoje, z czego nawet się cieszyłem. Zasługiwałem na takie traktowanie ze strony najbliższego przyjaciela Akiry.
 - Jesteśmy na miejscu.
 Wysiedliśmy z samochodu, kierując się w stronę niewielkiego, jednorodzinnego domu. Okolica była piękna, przynajmniej w moim przekonaniu. Kouyou otworzył drzwi, przepuszczając mnie w drzwiach. Kiwnięciem głowy podziękowałem za ten gest i wszedłem do środka. Musiałem przyznać, że było tutaj bardzo przytulnie, jak na j-rockera, co nieco mnie zdziwiło. Ale teraz nie o tym.
 - Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
 - Nie, dziękuję.
 -  Mam w lodówce piwo. Przynieść ci też?
 - Tak, poproszę.
 Kouyou wrócił chwilę później do salonu, który uprzednio mi wskazał. Usiadł na kanapie obok mnie, i podał trunek.
 - To, o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałem, otwierając puszkę.
 - Na samym wstępie zaznaczę, że nie mam do ciebie pretensji o to, co się stało między tobą, a Reitą. To wasza sprawa, ale martwię się. Zarówno o jego, jak i ciebie. - Odpowiedział, po czym pociągnął spory łyk alkoholu.
 - Dziękuję, ale ja świetnie sobie radzę. Przynajmniej próbuję. - Mruknąłem, wbijając wzrok w szklany stolik.
 - Widzę, Takanori. Starasz się, nawet bardzo.
 - Dlaczego mnie nie przytulił, kiedy do niego podbiegłem? - Skierowałem wzrok na rozmówcę. - Czy aż tak mnie nienawidzi?
 - To nie tak, że cię nienawidzi. U niego nie istnieje takie słowo, jak nienawiść, więc możesz być spokojny. Wiedz też, że cię nie obwinia, a uważa, że wina leży po obu stronach.
 - Kou, ja naprawdę chciałem inaczej, ale było to silniejsze ode mnie. Zbyt długo byliśmy rozłączeni, więc pomyślałem, że tak będzie lepiej, że nie będzie aż tak bolało. Powiedz mi, dlaczego mnie nie objął?
 - Ruki, powinieneś wiedzieć, że Akira nie ma ci tego za złe, ale też i to, że on na ciebie nie czeka. Nie liczy na to, że wrócisz. Uważa, że może i miałeś rację, ale nie potrafi zrozumieć, dlaczego zrobiłeś to w takim momencie, gdy naprawdę ciebie potrzebował. Twojego wsparcia, miłości, poczucia, że jest z nim ta osoba, którą kocha. Że ma w niej wsparcie.
 - Wiem, jak wielki błąd popełniłem. Uruha, ja wierzę, że uda mi się to wszystko naprawić. Chcę być szczęśliwy, chcę być szczęśliwy z nim.
 Poczułem jak kilka łez, bez mojego pozwolenia, opuszcza moje zaszklone oczy. Szybko przetarłem dłonią policzki i napiłem się tego piwa. Czułem się tak cholernie źle, dopiero teraz zrozumiałem, że to wszystko to tylko, i wyłącznie, moja wina. Tylko moja, nikogo więcej.
 - Nie będę robił co złudnych nadziei, Matsumoto. Sądzę, że nie będzie łatwo odzyskać i jego, i zaufania jakim cię obdarzył. Z tego, co mi dzisiaj powiedział, wynika, że nie widzi dla was przyszłości. Postaraj się, musisz mu pokazać, że ci na nim zależy. Oczywiście, jeśli to, co mi właśnie uświadomiłeś, jest prawdą.
 - Nie wierzysz mi? - Zapytałem drżącym głosem.
 - Tego nie powiedziałem. Sugeruję tylko, że nie zasługujesz na niego, ani on na ciebie. Za bardzo się różnicie, Ruki. To niestety źle wpływa na związek.
 - A może to ty chcesz skorzystać z okazji, co? W końcu przyjaźnicie się tyle lat. Może ta przyjaźń przestała ci wystarczać, Kouyou? - Zaatakowałem go.
 - Czy ty w ogóle słyszysz, co ty mówisz? Nie, nie chcę na tym skorzystać. Ja i Yuu, spotykamy się od jakiegoś czasu, więc nie mów mi takich rzeczy.
 - Przepraszam, poniosło mnie.
 - Nie szkodzi, rozumiem, co czujesz w tej chwili. Mam również świadomość tego, w jaki sposób mogłeś odebrać moje słowa. Ja też przepraszam, nie powinienem tak mówić.
 - Kou, czy sądzisz, że Akira nadal mnie kocha?
 - Nie przestał, i chyba nie przestanie, ale ta cała sytuacja z wami... To boli go najbardziej.
 Nawet nie zauważyłem, kiedy opróżniłem całą zawartość puszki. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, rozmawiając na przyjemniejsze tematy, po czym pożegnałem się i ruszyłem do domu. Miałem nadzieję, że trafię do domu, bo nigdy wcześniej nie byłem w tej okolicy.
Zdałem się na intuicję, podążając w pomyślanym kierunku.

2 komentarze:

  1. Boli, biedny Ruki, zrobiło mi się go szkoda.. Kochać, wiedzieć że jest się kochanym, mieć tą miłość, ale tak na prawdę nie móc choćby grama jej szczęścia..
    Oby było tylko lepiej..

    OdpowiedzUsuń
  2. No po prostu pięknie! Reita kocha Rukiego, Ruki kocha Reitę. A razem nie są! Nerwicy z nimi dostać można!
    Rozdział jak zawsze cudowny. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń