niedziela, 7 kwietnia 2013
Aoi x Uruha - Rozdział XIV
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, bo niestety na jakiś czas mnie wena opuściła :(
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Enjoy! ;D
[Aoi]
Nie liczyłem na odpowiedź, miałem tylko nadzieję, że Kou przeczyta wiadomość. Chciałem by włączył telefon i zobaczył jak bardzo mi na nim zależy.
Dziesiątki nieodebranych połączeń, do tego jeszcze około stu wiadomości. Idealny dowód, nieprawdaż?
Wyszedłem na balkon i wyciągnąłem kolejnego już papierosa. Musiałem się odstresować, bo przez to wszystko dłonie drżały mi niemiłosiernie wcale nie próbując przestać. Ścisnąłem telefon w dłoni i zaciągnąłem się głęboko wyrobem tytoniowym, by po chwili z moich ust wydobył się gęsty szary dym.
"Jedź do niego.."pomyślałem, lecz nie byłem do końca przekonany czy to odpowiedni moment.
"Jeśli nie spróbujesz, nie przekonasz się", usłyszałem swój wewnętrzny głos.
Jeszcze przez chwilę wahałem się, ale w końcu stwierdziłem, że zaryzykuję.
Wewnętrznie byłem przygotowany na każdą ewentualność. Nie zdziwiłbym się gdyby Uru nie chciał mnie widzieć, ale też miałem skrytą nadzieję, że może jednak uda nam się porozmawiać. Łaknąłem jego dotyku, głosu i pocałunków. Chciałem móc się wtulić w jego ciało.
Potrzebowałem jego obecności, ale po tym wszystkim moje oczekiwania były zbyt naiwne, by mogły się ziścić.
[Kaoru]
Postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę, bo aktualnie nie miałem co robić. Ułożyłem się na kanapie i nakryłem kocem. Jednak nie było mi dane odpocząć, dlatego że mój telefon zaczął dzwonić.
Jęknąłem cierpiętniczo i chwyciłem za komórkę i nawet nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
- Moshi, moshi?
- Dzięki Bogu, Kaoru. - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Toshiyi.
- Co jest? - zapytałem nieco zdziwiony reakcją basisty.
- Cholera no, Kyo wariuje. - odpowiedział.
- Wiesz co się stało?
- No właśnie nie. Wrócił niedawno i zdemolował swój pokój. To znaczy, zrzucił wszystkie dokumenty z biurka. Poszedłem do niego żeby pogadać, a on zaczął wrzeszczeć i mnie wywalił. - chłopak wypowiedział wszystko na jednym wdechu - Przyjedź do nas, bo tylko ty masz na niego jakikolwiek wpływ.
- Dobra, zaraz będę.
- Dzięki, Kaoru. - odparł Toshiya i rozłączył się.
Złapałem za kluczyki i portfel, po czym ruszyłem do chłopaków. Daleko w sumie nie miałem, ale nie chciałem iść tam pieszo.
Domyślałem się, że mogło chodzić o Kouyou. No bo o kogo innego? O mnie?
Ta, wokalista nawet na mnie nie spojrzy. Chciałbym, żeby to zrobił. Pragnąłem mieć u niego choć cień szansy, ale on niestety wolał jego.
Zawsze byłem blisko Kyo. Pomagałem mu, wysłuchiwałem. Mógł mi się wygadać, a ja szukałem każdego możliwego rozwiązania jego sytuacji.
Jednak przez te ostatnie dziewięć lat jego głównym "problemem" był właśnie Kouyou Takashima.
Wokalista nie miał u niego najmniejszej szansy, bo jego serce od kilku już lat biło dla kogoś innego. A tą osobą był Yuu Shiroyama.
Próbowałem pomóc Kyo, ale niestety on nie potrafił przestać czuć czegokolwiek do Uruhy. Widziałem, że przeradza się to w obsesję, lecz nie miałem się na razie czym martwić. Nie robił nic głupiego, więc niepotrzebnie nie interweniowałem.
Dziś, po telefonie od Toshiyi zrozumiałem, że dzieję się z nim coś dziwnego. Zawsze on i basista tworzyli udany duet przyjaciół. Wspierali się wzajemnie i rozumieli niemalże bez słów. To dlatego razem zamieszkali. Kyo bardzo mu ufał.
Po niecałych dziesięciu minutach byłem już pod ich domem. Wysiadłem z samochodu, po czym zamknąłem go i ruszyłem w stronę drzwi.
Zapukałem, a po jakimś czasie drzwi otworzył mi basista i rzucił mi się w ramiona . Niepewnie odwzajemniłem uścisk i poklepałem go po plecach.
- Idź do niego. - szepnął - Tylko uważaj, jest zalany.
- Nic mi nie będzie, spokojnie. - wyswobodziłem z jego uscisku i ruszyłem do pokoju wokalisty.
Zapukałem cicho i wszedłem do środka. Kyo siedział na podłodze, a wokół niego leżało kilka butelek po sake. Jedną oczywiście trzymał w dłoni i popijał.
Rozejrzałem się po pokoju ogarniając w między czasie stan chłopaka. Toshiya miał rację, pokój nie wyglądał zbyt dobrze, no ale jego właściciel wcale nie był lepszy.
- Pop..Poprooosił...bym...g-go...owiózł... - wybełkotał Kyo - Zzzaprosił...mmnnnnie...do..ssiebiee...aaa..po-potem...onn...napisaaał...iii...Uruuuś...kazaał...mi...jechać... - zachlipał, a ja niemal od razu znalazłem się przy nim, obejmując jego ciało. Wtulił się we mnie mocząc moją koszulę łzami. Pogładziłem go po włosach, by się choć trochę uspokoił.
Kwadrans potem poczułem jego miarowy oddech, zasnął. Uniosłem go z podłogi, położyłem na łóżku i przykryłem kołdrą.
Sprawy miały się następująco:
Uruha poprosił Kyo o podwózkę, a potem zaprosił go do domu. Yuu napisał coś do niego, w rezultacie czego odprawił wokalistę z kwitkiem. Dał mu kosza.
Chcąc, nie chcąc, ułożyłem się obok Kyo i po chwili sam odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I dobrze, że jedzie! Jedź jedź, Yuu, jedź.
OdpowiedzUsuńHehehe~ Kyoo~~ Weź sobie kogoś innego znajdź ;_;
Genialne !
OdpowiedzUsuńKyo weź sb Kaoru ( którego zaczynam lubić xD ) . ;...;
OdpowiedzUsuńOmom shippuję Kaoru x Kyo ^0^.
OdpowiedzUsuńI Tak kochany Aoisiu jedź i daj buzi !