wtorek, 16 kwietnia 2013
Ósmy kolor tęczy - cz.2
KRÓTKIE :(
Nie bijcie *płacze*
Enjoy ;D
[Uruha]
To właśnie dziś był ten dzień, w którym po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem zobaczyć Yuu. Nie miałem pojęcia jak zareaguję na to wszystko. Miałem nadzieję, że może jednak wszystko się ułoży i znowu będziemy razem. Liczyłem na to. Właśnie stałem przed lustrem w łazience i układałem w włosy. Chciałem wyglądać jak najlepiej. Jeszcze tylko podkreśliłem oczy kredką i upudrowałem twarz. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia kiedy tylko wszystkie niedoskonałości zniknęły pod makijażem. Nagle usłyszałem jak ktoś przekręca zamek od mojego mieszkania.
Aoi?
Tak, tylko on miał klucze. Wstrzymałem oddech i wychyliłem się z łazienki. To musiał być on, przynajmniej tak myślałem. W końcu ktoś wszedł i postawił bagaż w przedpokoju. Serce przyspieszyło kiedy poznałem, że kroki należą do czarnowłosego.
- Kouyou? - usłyszałem niepewnie moje imię. Wybiegłem z łazienki i rzuciłem się Shiroyamie w ramiona. Objął mnie pewnie i przyciągnął mnie bliżej.
- Tęskniłem... - wyszeptałem wdychając jego zapach. Tak bardzo mi go brakowało.
- Ja... - starszy zająknął się - Też tęskniłem... Bardzo. - oderwałem się od niego, by spojrzeć w jego oczy. Dostrzegłem w nich niepewność i strach.
- Yuu, ukrywasz coś przede mną? - zapytałem nieśmiało, bałem się reakcji drugiego gitarzysty.
- Nie, K'you. Powinienem przeprosić. - wydawał się być szczery, jednak byłem nieufny.
- Tak, zgadzam się z tym, ale teraz nie jest na to czas. Chcę porozmawiać o czymś zupełnie innym. - pociągnąłem go za sobą do salony i usiedliśmy na kanapie. Złapałem jego dłoń i splotłem nasze palce. - Posłuchaj, kocham cię i nie chcę byś uważał, że jesteś nikim. Gdyby tak było nie byłbym z tobą, ale fakt, że jestem o czymś świadczy. Nie potrafiłbym tak po prostu zapomnieć o tobie, nawet po takim liście. Czekałem i wierzyłem, że wrócisz. - przerwałem spoglądając na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Kouyou... - westchnął zabierając swoją dłoń - Ja nie powinienem być z tobą, bo wydaje mi się, że nie zamknęliśmy do końca starych spraw. Czasami czuję, że nadal między tobą, a Kai'em nadal jest silna więź. Między Reitą a mną też. Nie potrafimy o nich zapomnieć, powracamy myślami do tamtych wydarzeń, porównujemy ich z nami. Chcemy żeby każdy z nas był podobny do nich. Ja nie potrafię tak dłużej, wybacz mi, proszę...
- Wyjdź! - wrzasnąłem zrywając się z kanapy.
- K'you, proszę... Daj mi wytłumaczyć..
- Nie chcę cię słuchać! Wyjdź!! - łzy płynęły mi po policzkach. Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Próbowałem udawać, że nie słyszałem, ale nie potrafiłem. To tak bardzo bolało. Poczułem ból w okolicach serca i osunąłem się na podłogę.
- KOUYOU!! - to było ostatnie słowo jakie usłyszałem.
***
[Aoi]
- Jak to serce?! On jest jeszcze taki młody! - krzyknąłem do lekarza, który właśnie tłumaczył co się stało.
- Przykro mi. Pański przyjaciel ma chore serce, najprawdopodobniej od urodzenia. Czy ostatnio czymś się denerwował? - zapytał zapisując coś na kartce.
- Nie, nie miał czym. - skłamałem. Nie chciałem by lekarz dowiedział się, że to wszystko moja wina.
- W takim razie choroba mogła wywołać to wszystko. - odpowiedział podnosząc na mnie wzrok znad papierów - Zostawimy go na kilka tygodni, poobserwujemy go. Jeśli jego stan się nie poprawi może być konieczny przeszczep. Nie wiem czy nie w najbliższym czasie nie pokażą się jakieś komplikacje. Jeśli wszystko będzie w porządku wypuścimy go do domu. Dobrze by było gdyby ktoś z nim zamieszkał i uważał na niego. - pokiwałem potakująco głową.
- Czy on... On z tego wyjdzie? - zapytałem drżącym głosem.
- Trzeba mieć nadzieję, panie Shiroyama. - odpowiedział lekko się uśmiechając - Pan Takashima po wyjściu ze szpitala będzie musiał odstawić papierosy i alkohol. Nie będzie mógł się przemęczać ani denerwować.
- Tak, rozumiem. - westchnąłem cicho i przetarłem twarz dłońmi.
- Przepraszam, mam pytanie. - usłyszałem głos lekarza. Uniosłem na niego wzrok dając znak ręką by kontynuował - Kim dla pana jest Kouyou Takashima? Jeszcze raz przepraszam, ale po prostu nie wiem czy będę upoważniony udzielać panu dlaszych informacji.
- W porządku. Mieszkam z nim i jesteśmy razem. Poza mną nie ma nikogo.
- A rodzice?
- Jego rodzice zginęli w wypadku 10 lat temu, z tego co wiem, dalsza rodzina nie interesowała się nim zbytnio. Miał wtedy 22 lata, był dorosły, więc stwierdzili, że pomoc jest zbędna.
- Dobrze, dziękuję. Tyle mi wystarczy.
- Czy ja mógłbym do niego zajrzeć?
- Tak, proszę. Tylko niedługo...
- Dziękuję...
***
Siedziałem przy łóżku Kouyou i ściskałem jego dłoń. Miałem wyrzuty sumienia. Nie chciałem żeby tak się skończyło. Nie mogłem sobie wybaczyć moich słów skierowanych do niego.W pewnej chwili chciałem zadzwonić do Kai'a, ale powstrzymałem się. Wolałem powiedzieć mu to osobiście. Znienawidzi mnie, to pewne. Obiecałem mu, że nigdy nie skrzywdzę K'you. Zastanawiało mnie czy wiedział o chorobie. Jeśli tak, to oznaczało, że młodszy gitarzysta darzył go wielkim uczuciem. Ja nie potrafiłem wypełnić tej pustki w jego sercu. Na próbach zawsze spędzali przerwy w swoim towarzystwie. Śmiali się i rozmawiali o wszystkim. Zostali przyjaciółmi, pomimo tego w jaki sposób się rozstali. Znowu zalała mnie fala wyrzutów.
To ja rozbiłem ten związek, jednocześnie dając kres swojemu. Młodszy zaczął mnie pociągać. Przy nim nie czułem tego co przy Reicie. Stałem się delikatniejszy, złagodniałem. Byłem mu za to wdzięczny. Cieszyłem się, że miałem kogoś takiego u swojego boku.
Z Reitą mieliśmy podobny temperament. Twardo dążyliśmy do celu i walczyliśmy o dominację. Przede wszystkim kochaliśmy się. Starałem się zapomnieć, byłem już na dobrej drodze.
***
- Przepraszam.. - szepnąłem gładząc dłoń nieprzytomnego Kouyou - Nie chciałem by tak wyszło.. Nie chciałem cię zranić.. Nie powinieneś tutaj teraz leżeć.. Ja.. - poczułem jak po moich policzkach spływają słone łzy - Nie miałem zamiaru kończyć naszego związku.. Chciałem tylko prosić byśmy zapomnieli o wszystkim i żyli bieżącą chwilą.. Wybacz mi, proszę.. - nawet nie wiem kiedy zacząłem szlochać. Ułożyłem głowę na jego klatce piersiowej i dałem upust wszystkim emocjom.
- Nie odchodź, potrzebuję cię...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
oo Kami- sama T^T
OdpowiedzUsuńto takie smutne.. uch.. hmm.. nie wiem co napisać. odebrało mi "mowę" *śmiech*
bardzo mi się podobało.
ugh! nadal nie wiem co napisać *myśli*
KAWAIIIIIIIII ((´^ω^))
dużo weny *u*
Przy końcówce to mi się kurna ryczeć zachciało! :c Weź ino wstaw już kolejną część i niech wszytko będzie tak ładnie i pięknie co? :c Cholera... idę po chusteczki... :<
OdpowiedzUsuń