- Jesteś jego dziewczyną? - zapytałem świdrując ją wzrokiem. zrobiła zaniepokojoną minę, by po chwili wybuchnąć cichym śmiechem.
- Nie, nie jesteśmy parą - parsknęła. - Mój chłopak aktualnie przebywa w Londynie. No wiesz, poznaliśmy się na studiach, a Yuu jest tylko moim przyjacielem.
- Nie wierzę ci! - syknąłem, podczas gdy ona cofnęła się kilka kroków ode mnie. - Jeśli zbliżysz do niego swoje łapki, obiecuję, że własnymi rękoma wyrwę te twoje śliczne włoski!
- Widzę, że przypadliście sobie do gustu - usłyszałem za sobą głos Shiroyamy. Miałem tylko nadzieję, że nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziałem.
- Wydaje mi się, że dla Kouyou nie jesteś tylko przyjacielem - mruknęła robiąc dumną minkę.
- Ty! - wrzasnąłem.- Ty zarozumiała zdziro!
- Kou, spokojnie - poczułem dłoń gitarzysty na ramieniu. - Cokolwiek powiedziała, nie bierz tego do siebie. A ty Yuki nie denerwuj go, bardzo tego nie lubi - puścił oczko, objął ramieniem i zabrał ją, by poznała resztę członków.
- Zabiję, przysięgam - wysyczałem i zabrałem się za strojenie swojej gitary.
- Kogo zabijesz? - Reita przysiadł się do mnie i niemal jego zaciekawione oczy zwróciły się ku moim.
- Ta mała... czuję, że raczej się nie polubimy - burknąłem i w tym samym momencie jedna ze strun pękła uderzając mnie w nos, - Kurwa! - wydarłem się łapiąc się za obolałe miejsce.
- Kou, ale ty przeżywasz - zaśmiał się basista. - Lepiej powiedz, co ci zrobiła, że jesteś na nią tak cięty?
- Zapytałem grzecznie, czy może jest dziewczyną Yuu, a kiedy przyszedł powiedziała mu, że wydaje jej się, że nie jest dla mnie tylko przyjacielem - odpowiedziałem grzebiąc w futerale w poszukiwaniu zapasowej struny.
- Uruś, kochanie moje - przyjaciel zaśmiał się i poklepał mnie po plecach. - Ty i grzecznie? Znamy się tyle lat, a ja nigdy nie słyszałem, żebyś do kogoś zwracał się grzecznie. No chyba, że do GazettO, czy twojej upierdliwej rodzinki. A najbardziej do Shiroyamy. No, powiedz Reicie, dlaczego on ma u ciebie aż takie względy?
- I ty przeciwko mnie? - jęknąłem. Tego po Akirze się nie spodziewałem. Co on sobie myśli?
- Ja tylko próbuję cię zrozumieć, nic więcej - parsknął śmiechem i nim się obejrzałem, już go nie było, jak również struny, której szukałem. Było tylko jedno wyjście - albo zapytać Matsumoto o zapasową, albo poprosić o to Yuu. Wybór był oczywisty.
- Hej, Yuu - krzyknąłem. - Mógłbyś podejść? - normalnie sam bym się przeszedł, ale przez tą laleczkę wolałem zachować pozory i udawać, że jednak jest w błędzie.
- Wołałeś mnie? - podniosłem wzrok i od razu napotkałem parę pięknych, ciemnych oczu, w których mógłbym zatonąć na wieczność.
- Um, tak. Chciałem zapytać, czy może nie masz zapasowej E, bo właśnie mi pękła, a nie mam drugiej? - zapytałem odwracając wzrok.
- Jasne, tylko... Kouyou posłuchaj, Yuki jest moją bardzo bliską przyjaciółką - nie dziewczyną. Chciałbym żebyś o tym wiedział. I mam małą prośbę, czy mógłbyś być dla niej trochę milszy? Wiem, że nie przypadliście sobie do gustu, ale...
- Postaram się, obiecuję - przerwałem mu. - Ja też mam pytanie, dlaczego mi się tłumaczysz? Przecież nie pytałem o waszą zażyłość, prawda?
- Nie, nie pytałeś mnie, ale ją, Zapytałeś przecież, czy jest moją dziewczyną, czyż nie?
- Tak, pytałem - zaśmiałem się zgrywając pozory. - Po prostu zaciekawiło mnie, że ją przyprowadziłeś. To tylko z ciekawości - odparłem posyłając Shiroyamie uśmiech.
- Tylko z ciekawości? - zapytał, a ja dostrzegłem cień smutku na jego twarzy. - Cóż, to chodźmy, dam ci tę strunę - dodał.
Co miałeś na myśli, Yuu? Na prawdę chciałbym wiedzieć...
środa, 26 listopada 2014
piątek, 14 listopada 2014
Dirty Dancing cz. 13/2
[Reita]
Małe dłonie z zachwytem podziwiały mój nagi tors. Tym razem akt miłosny, który odbyliśmy nie był taki, jaki był w tamtym miejscu.
- Cieszę się, że ... - zacząłem, jednak spoglądając na jego potarganą blond czuprynkę i grymas zadowolenia, jak nigdy dotąd zabrakło mi słów.
- Ja też - odparł unosząc się na łokciach.
- Takanori ... - westchnąłem. - Jest coś o czym powinienem ci powiedzieć, ale boję się, że mógłbyś przez to zmienić co do mnie zdanie.
- Akiś, po prostu nie mów. Są tajemnice, o których nie powinno się mówić.
- Nie rozumiesz - obróciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit. - Ciężko mi z tym, wydaje mi się, że powinieneś wiedzieć.
- Uznajmy, że powiesz mi wtedy, kiedy obaj będziemy na to gotowi - zaproponował. - Na razie nie chcę psuć sobie chwil szczęścia, zastanawiając się, co takiego mógłbyś mi powiedzieć. Show must go on, jak to mówią - zaśmialiśmy się.
- Obiecasz mi, że zanim mnie ocenisz po tym, cokolwiek ci powiem, zastanowisz się, czy na prawdę chciałem tego, co się wtedy wydarzyło. Pomyślisz o tym, że do tej pory sam nie wiedziałem, komu mogłem zrobić krzywdę. Obiecaj mi, Takanori, proszę.
- Nie bój się, nie zachowam się tak jak myślisz. Postaram się wszystko zrozumieć - odparł i cmoknął mnie w nos.
Mój mały, żebyś tylko wiedział, że to wszystko jest moją winą. Wtedy myślałbyś inaczej - pomyślałem.
*****
[Uruha]
- Ja wiem, że niczego nie sugerowałeś, ale ... nie czuję się gotowy pójść o krok dalej, ponieważ ... - nie wiedziałem jak to powiedzieć Yuu, żeby zrozumiał, że nie chodzi tutaj o niego.
- Spokojnie, Kou. Powiedz, o co chodzi - zachęcał z delikatnym uśmiechem na ustach. Czułem, że się martwi.
- Nie powiedziałem ci czegoś ważnego. Coś się stało, a ja się nie przyznałem, bo się tego wstydzę i chciałbym, by to się nigdy nie zdarzyło - wziąłem głęboki oddech i zdecydowałem, że powiem mu o tym właśnie teraz, - Zostałem zgwałcony, Yuu. Pierwszego dnia, w którym się tam pojawiłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści i oczekiwałem najgorszego, jednak Aoi podszedł do mnie i mocno objął. Zacząłem się uspokajać w jego ramionach. Moje ciało powoli przestawało drżeć, a oddech wyrównywał się. Poczułem się bezpiecznie, pomimo, że nadal bałem się tego, że za chwilę mogę usłyszeć przykre słowa z ust osoby, która była mi bardzo bliską.
- Powiedz coś ... - szepnąłem uwalniając ostatnie już krople łez. - Jeśli nie chcesz mnie takiego... brudnego, to powiedz, zrozumiem.
- Nie opowiadaj bzdur, Kouyou - odparł silnie chwytając mnie za ramiona i wbijając we mnie karcący wzrok. - Czegokolwiek by ci nie zrobili - nie odejdę. Nawet o tym nie myśl.
Ciepłe usta spoczęły na moich, zamykając je w pełnym oddania pocałunku. Nie mogłem tego nie odwzajemnić.
*****
- Operację: Yuu Shiroyama uważam za otwartą.
- A dziewczyna?
- Namierzymy ją, to tylko kwestia czasu. Sądzę, że pomoże nam dotrzeć do pana przyjaciela, szefie.
- Ryu?
- Tak, proszę pana?
- Bądź dyskretny, on nie może się dowiedzieć, że jest obserwowany.
- Oczywiście, proszę pana. Będę bardzo ostrożny.
- I jeszcze jedno - Yuu Shiroyama nie jest moim przyjacielem.
- Ale przecież mówił pan, że ...
- Kai, tak się do mnie zwracaj. Ten mężczyzna, on... jest kimś więcej.
Małe dłonie z zachwytem podziwiały mój nagi tors. Tym razem akt miłosny, który odbyliśmy nie był taki, jaki był w tamtym miejscu.
- Cieszę się, że ... - zacząłem, jednak spoglądając na jego potarganą blond czuprynkę i grymas zadowolenia, jak nigdy dotąd zabrakło mi słów.
- Ja też - odparł unosząc się na łokciach.
- Takanori ... - westchnąłem. - Jest coś o czym powinienem ci powiedzieć, ale boję się, że mógłbyś przez to zmienić co do mnie zdanie.
- Akiś, po prostu nie mów. Są tajemnice, o których nie powinno się mówić.
- Nie rozumiesz - obróciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit. - Ciężko mi z tym, wydaje mi się, że powinieneś wiedzieć.
- Uznajmy, że powiesz mi wtedy, kiedy obaj będziemy na to gotowi - zaproponował. - Na razie nie chcę psuć sobie chwil szczęścia, zastanawiając się, co takiego mógłbyś mi powiedzieć. Show must go on, jak to mówią - zaśmialiśmy się.
- Obiecasz mi, że zanim mnie ocenisz po tym, cokolwiek ci powiem, zastanowisz się, czy na prawdę chciałem tego, co się wtedy wydarzyło. Pomyślisz o tym, że do tej pory sam nie wiedziałem, komu mogłem zrobić krzywdę. Obiecaj mi, Takanori, proszę.
- Nie bój się, nie zachowam się tak jak myślisz. Postaram się wszystko zrozumieć - odparł i cmoknął mnie w nos.
Mój mały, żebyś tylko wiedział, że to wszystko jest moją winą. Wtedy myślałbyś inaczej - pomyślałem.
*****
[Uruha]
- Ja wiem, że niczego nie sugerowałeś, ale ... nie czuję się gotowy pójść o krok dalej, ponieważ ... - nie wiedziałem jak to powiedzieć Yuu, żeby zrozumiał, że nie chodzi tutaj o niego.
- Spokojnie, Kou. Powiedz, o co chodzi - zachęcał z delikatnym uśmiechem na ustach. Czułem, że się martwi.
- Nie powiedziałem ci czegoś ważnego. Coś się stało, a ja się nie przyznałem, bo się tego wstydzę i chciałbym, by to się nigdy nie zdarzyło - wziąłem głęboki oddech i zdecydowałem, że powiem mu o tym właśnie teraz, - Zostałem zgwałcony, Yuu. Pierwszego dnia, w którym się tam pojawiłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści i oczekiwałem najgorszego, jednak Aoi podszedł do mnie i mocno objął. Zacząłem się uspokajać w jego ramionach. Moje ciało powoli przestawało drżeć, a oddech wyrównywał się. Poczułem się bezpiecznie, pomimo, że nadal bałem się tego, że za chwilę mogę usłyszeć przykre słowa z ust osoby, która była mi bardzo bliską.
- Powiedz coś ... - szepnąłem uwalniając ostatnie już krople łez. - Jeśli nie chcesz mnie takiego... brudnego, to powiedz, zrozumiem.
- Nie opowiadaj bzdur, Kouyou - odparł silnie chwytając mnie za ramiona i wbijając we mnie karcący wzrok. - Czegokolwiek by ci nie zrobili - nie odejdę. Nawet o tym nie myśl.
Ciepłe usta spoczęły na moich, zamykając je w pełnym oddania pocałunku. Nie mogłem tego nie odwzajemnić.
*****
- Operację: Yuu Shiroyama uważam za otwartą.
- A dziewczyna?
- Namierzymy ją, to tylko kwestia czasu. Sądzę, że pomoże nam dotrzeć do pana przyjaciela, szefie.
- Ryu?
- Tak, proszę pana?
- Bądź dyskretny, on nie może się dowiedzieć, że jest obserwowany.
- Oczywiście, proszę pana. Będę bardzo ostrożny.
- I jeszcze jedno - Yuu Shiroyama nie jest moim przyjacielem.
- Ale przecież mówił pan, że ...
- Kai, tak się do mnie zwracaj. Ten mężczyzna, on... jest kimś więcej.
niedziela, 26 października 2014
BROKEN - Zapowiedź
Cześć, mam na imię Yuu i od dwóch lat jeżdżę na wózku.
Zostałem teraz sam, choć jeszcze jakiś czas temu miałem kochającego chłopaka, przyjaciół, a nawet zespół. Miałem rodzinę, która odwróciła się ode mnie, kiedy tylko dowiedziała się, że nie będę mógł się poruszać o własnych siłach. Stwierdzili, że będę jedynie kłopotem i na nic im się nie przydam w takim stanie.
Od samego początku twierdzili, że skoro mam GazettO, to nic więcej nie potrzebuję. Uważali, że na wszystko mnie stać, każdą rzecz mam na wyciągnięcie ręki. Miłości jednak kupić nie mogłem. Nie była na sprzedaż, była ogromnym uczuciem dwojga kochających się ludzi, bez względu na płeć, wiek lub wygląd. Ten, który patrzył na ostatnie, nie zasługiwał w moim przekonaniu na nic.
Zostałem teraz sam, choć jeszcze jakiś czas temu miałem kochającego chłopaka, przyjaciół, a nawet zespół. Miałem rodzinę, która odwróciła się ode mnie, kiedy tylko dowiedziała się, że nie będę mógł się poruszać o własnych siłach. Stwierdzili, że będę jedynie kłopotem i na nic im się nie przydam w takim stanie.
Od samego początku twierdzili, że skoro mam GazettO, to nic więcej nie potrzebuję. Uważali, że na wszystko mnie stać, każdą rzecz mam na wyciągnięcie ręki. Miłości jednak kupić nie mogłem. Nie była na sprzedaż, była ogromnym uczuciem dwojga kochających się ludzi, bez względu na płeć, wiek lub wygląd. Ten, który patrzył na ostatnie, nie zasługiwał w moim przekonaniu na nic.
Rodzinę to ja miałem totalnie pokręconą. Matka nie wiedziała już, czego chce od życia, po tym jak ojciec ją zostawił dla europejskiej blond zdziry, z którą wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Od tego momentu nie dawał żadnego znaku i przestał się kontaktować z rodziną, przez co w oczach matki stałem się maszyną pieniężną. Nic dziwnego, bo w końcu tylko ja miałem jakiś zarobek. Mama tylko chciała wszystko ze mnie wydusić, choć nigdy jej się to nie udało. Sam w końcu też musiałem z czegoś żyć. Przenieśmy się może kilka lat wstecz, bo ten akurat temat nie należy do moich ulubionych.
***** Rok 2003 *****
- Ah, Yuki! Tak dawno się nie widzieliśmy - porwałem przyjaciółkę w ramiona, okręcając się około.
- Yuu-chan, to tylko kilka tygodni. Obiecałam, że przyjadę na ten koncert, więc jestem - roześmiała się całując mnie w oba policzki.
- No tak, prawie bym zapomniał - zażartowałem, Cieszyłem się, że przyjechała, bo chciałem w końcu pokazać jej, co potrafię.
- Gdzie reszta? - Yuki rozejrzała się, po chwili wbijając we mnie charakterystyczny, upierdliwy wzrok. - Powiedziałeś przecież, że mnie przedstawisz.
- Czekają na nas na sali koncertowej - pogładziłem ją po włosach, chwyciłem jej dłoń i ruszyłem w stronę klubu, w którym za kilka godzin mieliśmy zagrać.
- Jak w domu? - wiedziałem, że w końcu zada to pytanie, Martwiła się o mnie, choć tyle razy już tłumaczyłem, że ma tyle swoich spraw, że nie musi przejmować się jeszcze moimi.
- Bez zmian - westchnąłem zrezygnowany. - Odkąd wyjechałaś nic się nie zmieniło.
- Rozumiem, a próbowałeś może czegoś? Są ośrodki, które ...
- Nie - przerwałem jej. - Nie poruszaj już tego tematu, jej to nie pomoże.
- Ok, niech będzie - odparła i zaczęła opowiadać o tym, jak jej idzie na studiach w Londynie, o chłopaku, z którym jest od ponad pół roku i również o tym, jakie to miasto jest piękne.
- Nie żałuję, że wyjechałam, jedynie tylko strasznie za tobą tęsknię - dodała na koniec.
- Wiem, ja za tobą też - odparłem. - Gotowa, by wejść do tych jaskiń? - zaśmiałem się i objąłem Yuki ramieniem.
- Oczywiście - odpowiedziała uśmiechem, po czym weszliśmy do klubu.
czwartek, 18 września 2014
Coming Soon
Witam po dłuższej przerwie. Chciałabym przeprosić za nieobecność, ale pewnie większość z was zrozumie, czym jest dla autora załamanie twórczości. Przez cały ten czas wena nie chciała wrócić, nie miałam pomysłów na nowe opowiadania, ani ukończenie tych zaczętych.
Jak pewnie zauważyliście, z bloga zniknęło Do YUU Love ME?. Jego miejsce zajmie całkiem nowe opowiadanie, które mam nadzieję przypadnie czytelnikom do gustu :)
Kolejny rozdział Dirty Dancing pojawi się już niebawem, tak jak i planowany sequel Nakigahary ;)
BROKEN oraz Nakigahara - Nowy Początek - Coming Soon :)
czwartek, 12 czerwca 2014
Dirty Dancing cz. 13/1
[Aoi]
Po rozmowie z Akirą zrozumiałem, że nie powinienem naciskać go na powiedzenie prawdy Małemu. Widziałem, że źle to wpływa na jego psychikę. Nigdy nie przypuszczałem, że tych dwoje trafi na siebie w późniejszym czasie. Nawet nie miałem pojęcia, że osobą, którą tamtego dnia potrącił Suzuki, okaże się właśnie Takanori.
Miałem do siebie żal, że widząc blizny młodego nie przyszło mi na myśli, że może być on poszkodowanym w wypadku mojego najbliższego przyjaciela. Byłem wtedy w szpitalu, kiedy tylko się o tym dowiedziałem. Akira nie był w stanie tam pójść, więc obiecałem mu, że dowiem się, co jest z chłopakiem. Moja siostra była pielęgniarką w tamtym szpitalu, co ułatwiło mi zadanie. Wystarczył jeden telefon, rodzaj wypadku i moja ciekawość. Nie powiedziałem, kto spowodował ten wypadek, bo nie chciałem, by Suzuki trafił za kraty. Na pytanie, kim dla mnie jest poszkodowany, odpowiedziałem, że dowiedziałem się od znajomych, że chłopak jest bratem jednego z nich.
Poszedłem tam następnego dnia, zaraz po otrzymaniu kilku informacji. Te blizny zostały w mojej pamięci, lecz nie rozumiem, dlaczego nie rozpoznałem ich kilka miesięcy później, przy kolejnym spotkaniu z Takanorim, pracującym ówcześnie w 13STAIRS. Nie poznałem go oczywiście od razu, bo od tamtego momentu bardzo się zmienił. Kiedy go widziałem był czarnowłosym chłopaczkiem, o twarzy dziecka. Blond włosy, makijaż i styl zmieniły go w zupełności.
Porzuciłem nagle rozmyślania i skierowałem się w stronę pokoju, w którym jakiś czas temu skryli się Ruki z Kouyou. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zastałem tam coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Uruś siedział na podłodze, trzymając w dłoniach gitarę, obok niego podekscytowany Takanori z kartkami w łapkach.
- Zagraj tak - mruknął blondynek wręczając mojemu Aniołkowi plik karteczek. - Dokładnie tak jak jest napisane, jeśli coś nie będzie pasowało, śmiało zmieniaj akordy.
- Cassis? - zdziwił się Kou, który nadal nie wyczuł mojej obecności. - Co to w ogóle jest?
- Sam to napisałem, kiedyś - odparł młodszy. - Wiesz, miałem kiedyś ciężki okres. Wypadek źle na mnie wpływał, więc postanowiłem czymś się zająć, by przestać myśleć i zapomnieć.
Poczułem ukłucie w sercu. On nadal cierpiał, ukrywając to przed wszystkimi. Pierwszy raz się otworzył przed Kouyou, czego byłem świadkiem. Wiedziałem, że nie mogę nic zrobić, ponieważ nie powinienem się wtrącać. To Akira musi mu wszystko wyjaśnić, póki ma na to czas, bo w chwili, w której młody sam się dowie, może być już za późno.
Uruha zaczął grać piosenkę, którą polecił Ruki. Jego palce zgrabnie przesuwały się po progach, pieszcząc struny w wielkim uczuciem. Nie wiedziałem, że gra, nigdy mi o tym nie mówił, miałem takie wrażenie. Wkładał w grę całą swoją wrażliwość, co nadawało pięknego zarysu utworu. Był stworzony do tego, by grać.
- Pięknie - mruknąłem pełny uznania. Chłopcy spojrzeli na mnie, nieco przestraszeni.
- Długo tu jesteś? - zapytał Ruki, oskrarżycielsko wskazując na mnie palcem, na co Kou głośno się zaśmiał.
- Chwilę - odpowiedziałem nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Młody udając oburzenie, zabrał gitarę i dumnie unosząc głowę do góry, opuścił pomieszczenie. Cicho zamknąłem za nim drzwi i zbliżyłem się znacznie do Kou.
Usiadłem za nim, obejmując go tak, aby mógł oprzeć się o mój tors. Wtuliłem nos w jego włosy, zaciągając się odurzającym zapachem cynamonu.
- Nie mówiłeś mi, że grasz - mruknąłem, splatając nasze palce.
- Nie pytałeś - chłopak westchnął tajemniczo, chwilę po tym wstając.
- Przecież dobrze wiesz, że prosiłeś, bym nie pytał cię o twoje prywatne życie - zauważyłem, chyba nawet trafnie, bo młodszy odwrócił się w moją stronę. - Ostatnio zrobiłeś się tajemniczy, Kou - odpowiedziało mi to samo westchnięcie, tym razem czuć w nim było cień irytacji.
- Wiem, ale nie rozumiem, dlaczego cię o to poprosiłem - jęknął cicho. - Prawie nic o mnie nie wiesz, a to wszystko przez moją głupotę.
- Nie mów tak nawet - zaoponowałem. - Rozumiem, dlaczego o tym wspomniałeś, dlatego też spełniłem twoją prośbę. Zawsze możemy nadrobić te kilka informacji, co ty na to?
Zauważyłem jak Uruha nerwowo zacisnął pięści. Zacząłem się zastanawiać, co takiego ukrywa, ale zapewne to tylko moje przewrażliwienie i nic takiego nie ma nawet miejsca.
Mój niepokój przybrał na sile, kiedy tylko spojrzałem w jego zaszklone oczy.
- Ja... sam nie wiem, dlaczego zrobiłeś dla mnie tak wiele - szepnął chwytając mnie za dłonie. - Do tej pory wydawało mi się, że jestem nikim, aż nagle pojawiasz się ty i wszystko zmieniasz. Cały mój świat nabiera całkiem innego znaczenia, czuję, że jestem jeszcze coś warty, choć jest we mnie ta myśl, że przecież byłem, jestem dziwką. Jestem nią, cokolwiek byś powiedział, zawsze nią będę, bo jednak wylądowałem w takim miejscu.
- Nie, nie jesteś, nie robiłeś tam nic złego. Byłem pierwszym, który cię tam odwiedził, a potem miałem cię na wyłączność, więc nie masz prawa tak o sobie myśleć - odpowiedziałem, zamykając w uścisku jego kruche ciałko.
- Zrobiłem coś złego - załkał. - Tobie zrobiłem coś złego - poczułem na szyi jego łzy.
- Nie, nie zrobiłeś. Chciałem tego, ponieważ ... już na wejściu poczułem, że jesteś wyjątkowy. Przez chwilę nie chciałem dopuścić do tego, co się stało, ale nie żałuję - ucałowałem go we włosy, przyciągając go bliżej siebie. Chłopak zadrżał i odsunął się ode mnie.
- Ja chyba nie jestem ... gotowy - szepnął i spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Nie miałem zamiaru nic ci zrobić - uniosłem dłonie w obronnym geście. - Niczego nie sugerowałem, przysięgam ... [c.d.n. ...]
Po rozmowie z Akirą zrozumiałem, że nie powinienem naciskać go na powiedzenie prawdy Małemu. Widziałem, że źle to wpływa na jego psychikę. Nigdy nie przypuszczałem, że tych dwoje trafi na siebie w późniejszym czasie. Nawet nie miałem pojęcia, że osobą, którą tamtego dnia potrącił Suzuki, okaże się właśnie Takanori.
Miałem do siebie żal, że widząc blizny młodego nie przyszło mi na myśli, że może być on poszkodowanym w wypadku mojego najbliższego przyjaciela. Byłem wtedy w szpitalu, kiedy tylko się o tym dowiedziałem. Akira nie był w stanie tam pójść, więc obiecałem mu, że dowiem się, co jest z chłopakiem. Moja siostra była pielęgniarką w tamtym szpitalu, co ułatwiło mi zadanie. Wystarczył jeden telefon, rodzaj wypadku i moja ciekawość. Nie powiedziałem, kto spowodował ten wypadek, bo nie chciałem, by Suzuki trafił za kraty. Na pytanie, kim dla mnie jest poszkodowany, odpowiedziałem, że dowiedziałem się od znajomych, że chłopak jest bratem jednego z nich.
Poszedłem tam następnego dnia, zaraz po otrzymaniu kilku informacji. Te blizny zostały w mojej pamięci, lecz nie rozumiem, dlaczego nie rozpoznałem ich kilka miesięcy później, przy kolejnym spotkaniu z Takanorim, pracującym ówcześnie w 13STAIRS. Nie poznałem go oczywiście od razu, bo od tamtego momentu bardzo się zmienił. Kiedy go widziałem był czarnowłosym chłopaczkiem, o twarzy dziecka. Blond włosy, makijaż i styl zmieniły go w zupełności.
Porzuciłem nagle rozmyślania i skierowałem się w stronę pokoju, w którym jakiś czas temu skryli się Ruki z Kouyou. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zastałem tam coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Uruś siedział na podłodze, trzymając w dłoniach gitarę, obok niego podekscytowany Takanori z kartkami w łapkach.
- Zagraj tak - mruknął blondynek wręczając mojemu Aniołkowi plik karteczek. - Dokładnie tak jak jest napisane, jeśli coś nie będzie pasowało, śmiało zmieniaj akordy.
- Cassis? - zdziwił się Kou, który nadal nie wyczuł mojej obecności. - Co to w ogóle jest?
- Sam to napisałem, kiedyś - odparł młodszy. - Wiesz, miałem kiedyś ciężki okres. Wypadek źle na mnie wpływał, więc postanowiłem czymś się zająć, by przestać myśleć i zapomnieć.
Poczułem ukłucie w sercu. On nadal cierpiał, ukrywając to przed wszystkimi. Pierwszy raz się otworzył przed Kouyou, czego byłem świadkiem. Wiedziałem, że nie mogę nic zrobić, ponieważ nie powinienem się wtrącać. To Akira musi mu wszystko wyjaśnić, póki ma na to czas, bo w chwili, w której młody sam się dowie, może być już za późno.
Uruha zaczął grać piosenkę, którą polecił Ruki. Jego palce zgrabnie przesuwały się po progach, pieszcząc struny w wielkim uczuciem. Nie wiedziałem, że gra, nigdy mi o tym nie mówił, miałem takie wrażenie. Wkładał w grę całą swoją wrażliwość, co nadawało pięknego zarysu utworu. Był stworzony do tego, by grać.
- Pięknie - mruknąłem pełny uznania. Chłopcy spojrzeli na mnie, nieco przestraszeni.
- Długo tu jesteś? - zapytał Ruki, oskrarżycielsko wskazując na mnie palcem, na co Kou głośno się zaśmiał.
- Chwilę - odpowiedziałem nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Młody udając oburzenie, zabrał gitarę i dumnie unosząc głowę do góry, opuścił pomieszczenie. Cicho zamknąłem za nim drzwi i zbliżyłem się znacznie do Kou.
Usiadłem za nim, obejmując go tak, aby mógł oprzeć się o mój tors. Wtuliłem nos w jego włosy, zaciągając się odurzającym zapachem cynamonu.
- Nie mówiłeś mi, że grasz - mruknąłem, splatając nasze palce.
- Nie pytałeś - chłopak westchnął tajemniczo, chwilę po tym wstając.
- Przecież dobrze wiesz, że prosiłeś, bym nie pytał cię o twoje prywatne życie - zauważyłem, chyba nawet trafnie, bo młodszy odwrócił się w moją stronę. - Ostatnio zrobiłeś się tajemniczy, Kou - odpowiedziało mi to samo westchnięcie, tym razem czuć w nim było cień irytacji.
- Wiem, ale nie rozumiem, dlaczego cię o to poprosiłem - jęknął cicho. - Prawie nic o mnie nie wiesz, a to wszystko przez moją głupotę.
- Nie mów tak nawet - zaoponowałem. - Rozumiem, dlaczego o tym wspomniałeś, dlatego też spełniłem twoją prośbę. Zawsze możemy nadrobić te kilka informacji, co ty na to?
Zauważyłem jak Uruha nerwowo zacisnął pięści. Zacząłem się zastanawiać, co takiego ukrywa, ale zapewne to tylko moje przewrażliwienie i nic takiego nie ma nawet miejsca.
Mój niepokój przybrał na sile, kiedy tylko spojrzałem w jego zaszklone oczy.
- Ja... sam nie wiem, dlaczego zrobiłeś dla mnie tak wiele - szepnął chwytając mnie za dłonie. - Do tej pory wydawało mi się, że jestem nikim, aż nagle pojawiasz się ty i wszystko zmieniasz. Cały mój świat nabiera całkiem innego znaczenia, czuję, że jestem jeszcze coś warty, choć jest we mnie ta myśl, że przecież byłem, jestem dziwką. Jestem nią, cokolwiek byś powiedział, zawsze nią będę, bo jednak wylądowałem w takim miejscu.
- Nie, nie jesteś, nie robiłeś tam nic złego. Byłem pierwszym, który cię tam odwiedził, a potem miałem cię na wyłączność, więc nie masz prawa tak o sobie myśleć - odpowiedziałem, zamykając w uścisku jego kruche ciałko.
- Zrobiłem coś złego - załkał. - Tobie zrobiłem coś złego - poczułem na szyi jego łzy.
- Nie, nie zrobiłeś. Chciałem tego, ponieważ ... już na wejściu poczułem, że jesteś wyjątkowy. Przez chwilę nie chciałem dopuścić do tego, co się stało, ale nie żałuję - ucałowałem go we włosy, przyciągając go bliżej siebie. Chłopak zadrżał i odsunął się ode mnie.
- Ja chyba nie jestem ... gotowy - szepnął i spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Nie miałem zamiaru nic ci zrobić - uniosłem dłonie w obronnym geście. - Niczego nie sugerowałem, przysięgam ... [c.d.n. ...]
wtorek, 3 czerwca 2014
I Don't Know You (Reituki)
Zamykam oczy, by móc w pełni rozkoszować się jego dotykiem. Dłonie ma chłodne, przez co po moim ciele wciąż przechodzą dreszcze. Nie wiem, czego odczuwam bardziej? Czy to podniecenie wzrastające z minuty na minutę, czy może lodowate palce, które pieszczą moje kruche ciało?
Boisz się? Pyta szeptem powoli zbliżając swoją twarz do mojej. Czuję wyraźnie jego przyspieszony, gorący oddech. Pachnie cynamonem, jak zawsze. Jednak dopiero teraz mam sposobność poczuć go dokładnie, całym sobą.
Nie, nie boję się, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie czuję się w pełni gotowy, jednakże dla niego jestem w stanie zrobić to, czego zapragnie. Pociąga mnie, budzi rządzę, rozpala każdy zakątek skóry swoim delikatnym dotykiem. Nie jest brutalny, sam temu nie wierzę. Na pierwszy rzut oka nie widać w nim delikatności. Umięśnione ciało, głęboki głos, dziwna opaska przesłaniająca jego śliczny nosek, który tylko raz dane mi było zobaczyć.
Teraz jest zupełnym przeciwieństwem samego siebie. Nie spieszy się, uważnie poznaje każdy zakątek mojego ciała, na którym raz po raz składa gorące pocałunki. Pragnie mnie, widzę to w jego oczach. Chcę dać mu wszystko, na co mnie tylko stać. Dla niego postaram się oddać jak najlepiej. Tak, jak będzie sobie życzył.
Jesteś taki piękny ... Od jego słów przyjemnie kręci mi się w głowie. Działa na mnie jak narkotyk. Mógłbym się od niego uzależnić, ale czy on chce tego samego? Nie, w tym momencie to nieistotne. Całą uwagę skupiam na jego czynach.
Kiedy przygryza lekko mój lewy sutek, jęczę cichutko wyginając się w łuk. Wie, co na mnie działa i doskonale to wykorzystuje. Może to i nasz pierwszy raz, ale mam wrażenie, jakbym znał go od dawna. A przecież poznaliśmy się kilka godzin wcześniej. Umiejętnie owinął sobie moją osobę w okół palca. Dobrze wiedział, co dostanie. Jemu nie potrafiłbym odmówić.
Jedyne czego się obawiam to tego, że gdy będzie już po wszystkim, zniknie i więcej go nie zobaczę. Gdybym tylko mógł, zatrzymałbym go przy sobie, nawet wbrew jego woli. Nie obchodziłoby mnie wcale, czy chce zostać, czy nie. Zamknąłbym go w złotej klatce i nie pozwoliłbym mu odejść, za nic w świecie.
Sięgam do jego rozporka i ostrożnie go rozpinam. Zsuwam z niego spodnie wraz z bielizną. Wciągam głośno powietrze na widok jego przyrodzenia. Jest zbyt duży, zaczynam się zastanawiać, czy aby nie sprawi mi nim bólu. Szybko jednak odrzucam tą myśl od siebie. Nie zrobiłby tego, nie. Nie jest taki; nie powinienem się o nim w taki sposób wypowiadać, nie znam go, nie wiem jaki jest. Postanawiam dać się ponieść pożądaniu.
Pochyla się nade mną i składa na moich ustach subtelny pocałunek. Sięga do stolika i chwilę później w jego dłoniach znajduje się mała buteleczka. Otwiera ją i całą jej zawartość wylewa na swoją dłoń. Rozsmarowuje substancję na członku i wsuwa we mnie kolejno swoje palce.
Odczuwam dyskomfort, nie wiem, co będzie dalej. Nie mam pewności, że za chwilę nie zerwę się z łóżka i nie ucieknę od niego najdalej, jak tylko będę mógł. To, co ma między nami miejsce, jest dla mnie nowe. Nie mam pojęcia jak zareaguje moje ciało w znaczącej chwili.
Ufam mu, choć nie znam Akiry. Tak, tak właśnie ma na imię. Tylko tyle o nim wiem. Poznaję teraz jego ciało, lecz gdzieś w głębi czuję, że chciałbym go jeszcze bliżej poznać. Nie przyjmuję do wiadomości tego, że może zaraz po wszystkim wyrzucić mnie ze swojego domu i już nie będzie dane mi go zobaczyć. Jęczę, gdy drażni palcem moją prostatę.
Teraz może zaboleć. Drżę, chyba nawet nie z podniecenia. Obawy napełniają cały mój umysł. Kiedy wyjmuje swoje palce, czuję pustkę, chociaż już po chwili wypełnia mnie sobą. Nawet nie odczuwam bólu, nie jest źle. Uśmiecham się i odszukuję jego usta.
Porusza się powoli, rytmicznie i szepcze mi do ucha dość niegrzeczne słowa. Nie powiem, że mi się nie podoba, bo jest wręcz przeciwnie. Moje ciało płonie pod jego dotykiem, biodra dorównują tempa stanowczym pchnięciom. Nie mogę milczeć, głośno oznajmiam mu jak bardzo mi dobrze. Chcę by o tym wiedział.
Przyspieszając zmienia kąt pchnięcia i bez problemu trafia w moją prostatę. Krzyczę jego imię, czując jak moje mięśnie zaczynają zaciskać się na jego członków. Punkt kulminacyjny osiągamy niedługo po tym, w tym samym czasie. Opada na mnie dysząc wprost do mojego ucha. Staramy się uspokoić oddech, co nie jest dość łatwe. Nie po takich przeżyciach.
Powoli ze mnie wychodzi, kładzie się za mną i przytula się do moich pleców. Czule gładzi mój tors, dłoń zatrzymując na dłużej w okolicy serca. Po chwili całuje mnie we włosy i splata palce naszych dłoni.
Pozwól mi zostać, proszę. Nie potrafię mu odmówić, choć nie rozumiem dlaczego prosi mnie, by mógł zostać u siebie. Szybko jednak zdaję sobie sprawę, że chodzi mu o coś więcej. Zgadzam się bez chwili wahania, szybko zapominając o tym jak się poznaliśmy.
Boisz się? Pyta szeptem powoli zbliżając swoją twarz do mojej. Czuję wyraźnie jego przyspieszony, gorący oddech. Pachnie cynamonem, jak zawsze. Jednak dopiero teraz mam sposobność poczuć go dokładnie, całym sobą.
Nie, nie boję się, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie czuję się w pełni gotowy, jednakże dla niego jestem w stanie zrobić to, czego zapragnie. Pociąga mnie, budzi rządzę, rozpala każdy zakątek skóry swoim delikatnym dotykiem. Nie jest brutalny, sam temu nie wierzę. Na pierwszy rzut oka nie widać w nim delikatności. Umięśnione ciało, głęboki głos, dziwna opaska przesłaniająca jego śliczny nosek, który tylko raz dane mi było zobaczyć.
Teraz jest zupełnym przeciwieństwem samego siebie. Nie spieszy się, uważnie poznaje każdy zakątek mojego ciała, na którym raz po raz składa gorące pocałunki. Pragnie mnie, widzę to w jego oczach. Chcę dać mu wszystko, na co mnie tylko stać. Dla niego postaram się oddać jak najlepiej. Tak, jak będzie sobie życzył.
Jesteś taki piękny ... Od jego słów przyjemnie kręci mi się w głowie. Działa na mnie jak narkotyk. Mógłbym się od niego uzależnić, ale czy on chce tego samego? Nie, w tym momencie to nieistotne. Całą uwagę skupiam na jego czynach.
Kiedy przygryza lekko mój lewy sutek, jęczę cichutko wyginając się w łuk. Wie, co na mnie działa i doskonale to wykorzystuje. Może to i nasz pierwszy raz, ale mam wrażenie, jakbym znał go od dawna. A przecież poznaliśmy się kilka godzin wcześniej. Umiejętnie owinął sobie moją osobę w okół palca. Dobrze wiedział, co dostanie. Jemu nie potrafiłbym odmówić.
Jedyne czego się obawiam to tego, że gdy będzie już po wszystkim, zniknie i więcej go nie zobaczę. Gdybym tylko mógł, zatrzymałbym go przy sobie, nawet wbrew jego woli. Nie obchodziłoby mnie wcale, czy chce zostać, czy nie. Zamknąłbym go w złotej klatce i nie pozwoliłbym mu odejść, za nic w świecie.
Sięgam do jego rozporka i ostrożnie go rozpinam. Zsuwam z niego spodnie wraz z bielizną. Wciągam głośno powietrze na widok jego przyrodzenia. Jest zbyt duży, zaczynam się zastanawiać, czy aby nie sprawi mi nim bólu. Szybko jednak odrzucam tą myśl od siebie. Nie zrobiłby tego, nie. Nie jest taki; nie powinienem się o nim w taki sposób wypowiadać, nie znam go, nie wiem jaki jest. Postanawiam dać się ponieść pożądaniu.
Pochyla się nade mną i składa na moich ustach subtelny pocałunek. Sięga do stolika i chwilę później w jego dłoniach znajduje się mała buteleczka. Otwiera ją i całą jej zawartość wylewa na swoją dłoń. Rozsmarowuje substancję na członku i wsuwa we mnie kolejno swoje palce.
Odczuwam dyskomfort, nie wiem, co będzie dalej. Nie mam pewności, że za chwilę nie zerwę się z łóżka i nie ucieknę od niego najdalej, jak tylko będę mógł. To, co ma między nami miejsce, jest dla mnie nowe. Nie mam pojęcia jak zareaguje moje ciało w znaczącej chwili.
Ufam mu, choć nie znam Akiry. Tak, tak właśnie ma na imię. Tylko tyle o nim wiem. Poznaję teraz jego ciało, lecz gdzieś w głębi czuję, że chciałbym go jeszcze bliżej poznać. Nie przyjmuję do wiadomości tego, że może zaraz po wszystkim wyrzucić mnie ze swojego domu i już nie będzie dane mi go zobaczyć. Jęczę, gdy drażni palcem moją prostatę.
Teraz może zaboleć. Drżę, chyba nawet nie z podniecenia. Obawy napełniają cały mój umysł. Kiedy wyjmuje swoje palce, czuję pustkę, chociaż już po chwili wypełnia mnie sobą. Nawet nie odczuwam bólu, nie jest źle. Uśmiecham się i odszukuję jego usta.
Porusza się powoli, rytmicznie i szepcze mi do ucha dość niegrzeczne słowa. Nie powiem, że mi się nie podoba, bo jest wręcz przeciwnie. Moje ciało płonie pod jego dotykiem, biodra dorównują tempa stanowczym pchnięciom. Nie mogę milczeć, głośno oznajmiam mu jak bardzo mi dobrze. Chcę by o tym wiedział.
Przyspieszając zmienia kąt pchnięcia i bez problemu trafia w moją prostatę. Krzyczę jego imię, czując jak moje mięśnie zaczynają zaciskać się na jego członków. Punkt kulminacyjny osiągamy niedługo po tym, w tym samym czasie. Opada na mnie dysząc wprost do mojego ucha. Staramy się uspokoić oddech, co nie jest dość łatwe. Nie po takich przeżyciach.
Powoli ze mnie wychodzi, kładzie się za mną i przytula się do moich pleców. Czule gładzi mój tors, dłoń zatrzymując na dłużej w okolicy serca. Po chwili całuje mnie we włosy i splata palce naszych dłoni.
Pozwól mi zostać, proszę. Nie potrafię mu odmówić, choć nie rozumiem dlaczego prosi mnie, by mógł zostać u siebie. Szybko jednak zdaję sobie sprawę, że chodzi mu o coś więcej. Zgadzam się bez chwili wahania, szybko zapominając o tym jak się poznaliśmy.
wtorek, 18 marca 2014
Dirty Dancing cz. 12
Ostrzeżenia: przekleństwa (?)
*
[Ruki]
- Akiś? - zapytałem nieco przestraszony. - Jakiś samochód właśnie zaparkował pod na..., znaczy pod twoim domem - poprawiłem się szybko i spojrzałem na blondyna. Ten podszedł do mnie, spojrzał przez okno i uśmiechnął się.
- Nie ma się czego bać, młody. To tylko auto Yuu, akcja chyba się powiodła - odpowiedział i zamknął moje drobne ciało w uścisku. - Naszym domem, kochanie - dodał i musnął mnie ustami w skroń. Wczepiłem się w niego jak mała małpka, przysłuchując się biciu jego serca.
Ten magiczny moment przerwał dzwonek do drzwi. Reita poszedł otworzyć, a ja szybko poprawiłem swoje ubranie i pobiegłem za nim. Przed nami stał Yuu, co dziwne, stał tam sam.
- Yuu, czy...? - słowa nie mogły mi przejść przez gardło, spodziewałem się najgorszego.
- Ruki, Rei.. - zaczął czarnowłosy, na co moje serce w tym momencie przestało bić.
- Jezu, stary, powiedz w końcu, o co chodzi, a nie tylko mi tutaj napięcie robisz - warknął Akiś, co trochę mnie przestraszyło.
- Nie wyszło tak, jak chcieliśmy, bo nie do końca przemyśleliśmy nasz plan - ciągnął w nieskończoność, nawet ręcę zaczęły mi się pocić z przerażenia. - Nie wyszło, bo DaiDai nawalił i szybko musieliśmy szukać nowej osoby na jego miejsce. Muszę przyznać, że młody poradził sobie świetnie, aczkolwiek, hm, musieliśmy zmienić scenariusz. Shindy jest na prawdę... świetnym aktorem.
- Mów żesz, jak poszło, a nie opowiadasz całą historię - wtrącił blondyn i przygarnął mnie do siebie.
- Bo chodzi o to, że... Czekajcie, zdania nie zaczyna się od bo.. - urwał i spojrzał za siebie. - Kouyou, możesz tutaj podejść.
- Boże, Kou! - wyrwałem się z ramion Akiry i rzuciłem się na szyję starszemu chłopakowi. - Tak się martwiłem. Nic ci nie jest? Może jesteś głodny? Akiś właśnie coś miał przygotować..
- Spokojnie, Ruks, nic mi nie jest. Dziękuję, ale chyba nie jestem głodny - odparł rudowłosy, po czym wszyscy usłyszeliśmy jak jego żołądek domaga się pożywienia.
- Nie wykręcaj się, kilka kilogramów ci nie zaszkodzi - dodał Rei, na co wszyscy się roześmialiśmy.
- No, na co czekacie? Wchodźcie - mruknął po chwili.
*
[Reita]
- Co dalej? - zapytałem czarnowłosego, kiedy razem sprzątaliśmy w kuchni po zjedzonej kolacji.
- Jak to co? - odparł - Będzie dobrze, wierzę w to.
- Nie jesteś do końca przekonany - zauważyłem, i chyba nawet trafnie, bo Yuu spuścił tylko głowę i wytarł dłonie w papierowy ręcznik.
- Boję się, że jednak zauważą różnicę między Kou, a Shinyą - westchnął. - Ja jebię, przecież oni nawet nie są do siebie podobni! Różna długość i kolor włosów, inne ciała, inny wzrost!
- Nie martw się, to Tsuzuku. Po nim wszystko spływa - położyłem dłoń na jego ramieniu i lekko je uścisnąłem. - Nie masz się o co bać, bądźcie szczęśliwi jak my.
- On wie? - Yuu spojrzał na mnie znacząco i uniósł brew.
- Jak, kurwa, jak sobie to wyobrażasz? - warknałem wściekły. - Co mam mu niby powiedzieć, hm? No, co?
- Prawdę - odpowiedział starszy i zaczął zmywać kolejne talerze. - Bądź z nim szczery, bo pewnie tego od ciebie oczekuje, tak jak ty od niego.
- Ja... nie mogę na nie patrzeć, bo... Yuu, ja wtedy sobie to wszystko przypominam, widzę to. A Takanori? On robi wszystko, by je zakryć, bym ich nie widział. Wstydzi się ich, a ja?
- Porozmawiaj z nim, na pewno zrozumie - zasugerował czarnowłosy.
- Tak sądzisz? Co zrobi jak się dowie? Pomyślałeś o tym? - zasypałem go pytaniami, na które sam sobie bałem się odpowiedzieć.
- Wolisz, żeby nie wiedział? Będziesz czekał, aż sam ci powie od czego są te blizny? Ale jak to zrobi, to co mu powiesz? Będziesz udawał, że nic nie wiesz, że się martwisz, przejmujesz?
- Skończmy ten temat, Yuu. Czuję, że przekraczamy granicę - uciąłem, powracając do przerwanego zajęcia.
*
[Uruha]
- Nawet nie wiesz jak mi przykro - westchnął blondynek, mocno ściskając moje dłonie. - Gdybym wiedział, nie zrobiłbym tego, nigdy. Czy mógłbyś mi kiedyś.. to.. wybaczyć?
- Nie mam czego wybaczać, sam chciałem tam być - powtórzyłem po raz kolejny tego wieczoru. - Przez moment nawet byłem szczęśliwy, wiesz?
- Nie mogłeś, bo... to nie jest miejsce, w którym, no wiesz.. można być szczęśliwym - odpowiedział blondynek i odwrócił wzrok.
- Wiem, że nie, ale tamten dzień, w którym po raz pierwszy... Wtedy poznałem Yuu, teraz rozumiesz? - zapytałem wpatrując się w jego oczy.
- Ja.. nie wiedziałem - spuścił głowę i pociągnął noskiem.
- Ej, młody, ty.. ty płaczesz? - zdziwiłem się. - Nie masz ku temu powodów, skarbie. Nic nie zawiniłeś, wiesz? Dzięki tobie poznałem osobę, z którą wiem, że chcę być. To twoja zasługa.
- Nie mów tak - mruknął oschle. - To ja cię namówiłem być był...
- Ale nie byłem - przerwałem mu i uniosłem palcami jego podbródek. - No, może pierwszego dnia trochę przesadziłem, ale to i tak niczego nie zmieniło. Byłem wtedy szczęśliwy.
- Oral, czy anal? - zapytał z uśmiechem. Odpowiedziałem mu tym samym i mocno do siebie przytuliłem.
- Taniec.. z oralnym końcem - szepnąłem wprost do jego ucha. - Ale wtedy wygrałem wszystko, o czym tylko marzyłem, Ruki.
*
[Ruki]
- Akiś? - zapytałem nieco przestraszony. - Jakiś samochód właśnie zaparkował pod na..., znaczy pod twoim domem - poprawiłem się szybko i spojrzałem na blondyna. Ten podszedł do mnie, spojrzał przez okno i uśmiechnął się.
- Nie ma się czego bać, młody. To tylko auto Yuu, akcja chyba się powiodła - odpowiedział i zamknął moje drobne ciało w uścisku. - Naszym domem, kochanie - dodał i musnął mnie ustami w skroń. Wczepiłem się w niego jak mała małpka, przysłuchując się biciu jego serca.
Ten magiczny moment przerwał dzwonek do drzwi. Reita poszedł otworzyć, a ja szybko poprawiłem swoje ubranie i pobiegłem za nim. Przed nami stał Yuu, co dziwne, stał tam sam.
- Yuu, czy...? - słowa nie mogły mi przejść przez gardło, spodziewałem się najgorszego.
- Ruki, Rei.. - zaczął czarnowłosy, na co moje serce w tym momencie przestało bić.
- Jezu, stary, powiedz w końcu, o co chodzi, a nie tylko mi tutaj napięcie robisz - warknął Akiś, co trochę mnie przestraszyło.
- Nie wyszło tak, jak chcieliśmy, bo nie do końca przemyśleliśmy nasz plan - ciągnął w nieskończoność, nawet ręcę zaczęły mi się pocić z przerażenia. - Nie wyszło, bo DaiDai nawalił i szybko musieliśmy szukać nowej osoby na jego miejsce. Muszę przyznać, że młody poradził sobie świetnie, aczkolwiek, hm, musieliśmy zmienić scenariusz. Shindy jest na prawdę... świetnym aktorem.
- Mów żesz, jak poszło, a nie opowiadasz całą historię - wtrącił blondyn i przygarnął mnie do siebie.
- Bo chodzi o to, że... Czekajcie, zdania nie zaczyna się od bo.. - urwał i spojrzał za siebie. - Kouyou, możesz tutaj podejść.
- Boże, Kou! - wyrwałem się z ramion Akiry i rzuciłem się na szyję starszemu chłopakowi. - Tak się martwiłem. Nic ci nie jest? Może jesteś głodny? Akiś właśnie coś miał przygotować..
- Spokojnie, Ruks, nic mi nie jest. Dziękuję, ale chyba nie jestem głodny - odparł rudowłosy, po czym wszyscy usłyszeliśmy jak jego żołądek domaga się pożywienia.
- Nie wykręcaj się, kilka kilogramów ci nie zaszkodzi - dodał Rei, na co wszyscy się roześmialiśmy.
- No, na co czekacie? Wchodźcie - mruknął po chwili.
*
[Reita]
- Co dalej? - zapytałem czarnowłosego, kiedy razem sprzątaliśmy w kuchni po zjedzonej kolacji.
- Jak to co? - odparł - Będzie dobrze, wierzę w to.
- Nie jesteś do końca przekonany - zauważyłem, i chyba nawet trafnie, bo Yuu spuścił tylko głowę i wytarł dłonie w papierowy ręcznik.
- Boję się, że jednak zauważą różnicę między Kou, a Shinyą - westchnął. - Ja jebię, przecież oni nawet nie są do siebie podobni! Różna długość i kolor włosów, inne ciała, inny wzrost!
- Nie martw się, to Tsuzuku. Po nim wszystko spływa - położyłem dłoń na jego ramieniu i lekko je uścisnąłem. - Nie masz się o co bać, bądźcie szczęśliwi jak my.
- On wie? - Yuu spojrzał na mnie znacząco i uniósł brew.
- Jak, kurwa, jak sobie to wyobrażasz? - warknałem wściekły. - Co mam mu niby powiedzieć, hm? No, co?
- Prawdę - odpowiedział starszy i zaczął zmywać kolejne talerze. - Bądź z nim szczery, bo pewnie tego od ciebie oczekuje, tak jak ty od niego.
- Ja... nie mogę na nie patrzeć, bo... Yuu, ja wtedy sobie to wszystko przypominam, widzę to. A Takanori? On robi wszystko, by je zakryć, bym ich nie widział. Wstydzi się ich, a ja?
- Porozmawiaj z nim, na pewno zrozumie - zasugerował czarnowłosy.
- Tak sądzisz? Co zrobi jak się dowie? Pomyślałeś o tym? - zasypałem go pytaniami, na które sam sobie bałem się odpowiedzieć.
- Wolisz, żeby nie wiedział? Będziesz czekał, aż sam ci powie od czego są te blizny? Ale jak to zrobi, to co mu powiesz? Będziesz udawał, że nic nie wiesz, że się martwisz, przejmujesz?
- Skończmy ten temat, Yuu. Czuję, że przekraczamy granicę - uciąłem, powracając do przerwanego zajęcia.
*
[Uruha]
- Nawet nie wiesz jak mi przykro - westchnął blondynek, mocno ściskając moje dłonie. - Gdybym wiedział, nie zrobiłbym tego, nigdy. Czy mógłbyś mi kiedyś.. to.. wybaczyć?
- Nie mam czego wybaczać, sam chciałem tam być - powtórzyłem po raz kolejny tego wieczoru. - Przez moment nawet byłem szczęśliwy, wiesz?
- Nie mogłeś, bo... to nie jest miejsce, w którym, no wiesz.. można być szczęśliwym - odpowiedział blondynek i odwrócił wzrok.
- Wiem, że nie, ale tamten dzień, w którym po raz pierwszy... Wtedy poznałem Yuu, teraz rozumiesz? - zapytałem wpatrując się w jego oczy.
- Ja.. nie wiedziałem - spuścił głowę i pociągnął noskiem.
- Ej, młody, ty.. ty płaczesz? - zdziwiłem się. - Nie masz ku temu powodów, skarbie. Nic nie zawiniłeś, wiesz? Dzięki tobie poznałem osobę, z którą wiem, że chcę być. To twoja zasługa.
- Nie mów tak - mruknął oschle. - To ja cię namówiłem być był...
- Ale nie byłem - przerwałem mu i uniosłem palcami jego podbródek. - No, może pierwszego dnia trochę przesadziłem, ale to i tak niczego nie zmieniło. Byłem wtedy szczęśliwy.
- Oral, czy anal? - zapytał z uśmiechem. Odpowiedziałem mu tym samym i mocno do siebie przytuliłem.
- Taniec.. z oralnym końcem - szepnąłem wprost do jego ucha. - Ale wtedy wygrałem wszystko, o czym tylko marzyłem, Ruki.
niedziela, 16 marca 2014
Listen Closely (Reituki, One Shot)
Nie jestem taki jak wszyscy. Przyjaciele mówią mi, że jestem wyjątkowy i mam te prawdziwe uczucia. Nie do końca wiem, o co im chodzi. Uczucia jak uczucia, każdy je ma.
Ogrom różnych uczuć przedziera się przeze mnie, lecz nie do końca je wszystkie akceptuję. Już wyjaśniam, dlaczego? Z prostego powodu, męczą mnie niektóre z nich, a mianowicie wrażliwość, ufność, miłość. Są zbyt duże, jak dla przeciętnego człowieka. Ile można wzruszać się bez powodu? Ufać każdemu, wierzyć w każde jego słowo? Kochać zbyt wielu na raz?
Nie do końca jest mi z nimi dobrze, bo należy dodać fakt, że nie wszystkim się to podoba, a zwłaszcza rodzinie. Oni tylko czekają, aż stanie się coś złego, by winą obarczyć moją osobę, bo tak jest im wygodnie. Buntuję się tylko dlatego, że chcę, by mnie w końcu zauważono.
Nie wszystko robię tak, jak powinno być, bo po co? Przecież każdy tak robi, ale ja nie chcę być "każdym". Chcę być sobą pod każdym względem, decyzją, czy czymś jeszcze, ale przecież nie będę pisał o wszystkim, bo jest tego zbyt dużo. Wielu osobom nie podoba się moje podejście, ale cóż, taki już jestem. Nie zmienię się, nawet jeśli będzie to przymuszone.
Szarość, która wypełniała moje dni, kiedy zbyt długi czas nie widziałem się z najbliższymi osobami, przytłaczała mnie. Powodowała, że spadałem na dno, z którego nie mogłem się podnieść. Ale to mijało, na szczęście, czy też nie. Miałem świadomość, że jeśli faktycznie będzie gorzej niż było, będę mógł odezwać się do każdego z nich. Nadal tak jest, możliwe, że i lepiej, ale po co to komu, wystarczy, że ja o tym wiem.
Nikt inny nie musi, bo nie ma takiej potrzeby. Radzę sobie świetnie, jak na razie, więc nie potrzebuję pomocy z zewnątrz. A to, co jest głęboko we mnie, zostawiam samemu sobie i przyjaciołom.
Pomimo tego, że jest jak jest, mój świat jest piękny. Dostęp do niego mają tylko nieliczni. Nie udostępniam go zwykłym ludziom, ponieważ boję się, że zaburzą jego spokój i równowagę, a ma być idealny. Dokładnie taki, jaki stworzyłem i dlatego też, nie pozwolę go zniszczyć, bo to będzie tak, jakby ktoś zabrał z niego część mnie. Tą szczególną część mnie.
Nie, nie jestem sam. Mam kogoś, kto jest dla mnie najważniejszy. Ktoś, kto zwykłą szarość samą swoją obecnością zmienia w tęczę. Ktoś, kogo kocham i na kim mi zależy. Osoba, która mnie zmienia, dla której chcę żyć. To dla niego bije moje serce, u jego boku zasypiam i budzę się każdego dnia, z jego ustami łączę swoje w przepełnionym miłością pocałunku, to z jego dłońmi splatam swoje i to w jego tors tak ufnie się wtulam, bo czuję to poczucie bezpieczeństwa. To dla niego uśmiecham się każdego dnia, o nim myślę, na co moje serce radośnie przyspiesza. Chwile bez niego są niczym, są puste, lecz kiedy wraca znowu wschodzi słońce i oświeca nas swoim pięknym blaskiem. Cieszę się, że go mam, jest wspaniały.
Ruki, wiele razy chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham, jednak zawsze brakuje mi na to odwagi. Wiem, że czujesz to samo, więc nie powinienem mieć z tym problemu, nie sądzisz? Chociaż ty też jeszcze nie wypowiedziałeś tych dwóch pięknych słów. Może to za wcześnie? Może powinniśmy zaczekać jakiś czas? Bo przecież nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Ale wiesz dobrze, że cię nie zostawię, cokolwiek by się nie stało. Zawsze będę z tobą, nie patrząc na to, czy okoliczności będą temu sprzyjać. Jesteś najważniejszy~
Wsłuchaj się dokładnie w bicie swojego serca ...
Ogrom różnych uczuć przedziera się przeze mnie, lecz nie do końca je wszystkie akceptuję. Już wyjaśniam, dlaczego? Z prostego powodu, męczą mnie niektóre z nich, a mianowicie wrażliwość, ufność, miłość. Są zbyt duże, jak dla przeciętnego człowieka. Ile można wzruszać się bez powodu? Ufać każdemu, wierzyć w każde jego słowo? Kochać zbyt wielu na raz?
Nie do końca jest mi z nimi dobrze, bo należy dodać fakt, że nie wszystkim się to podoba, a zwłaszcza rodzinie. Oni tylko czekają, aż stanie się coś złego, by winą obarczyć moją osobę, bo tak jest im wygodnie. Buntuję się tylko dlatego, że chcę, by mnie w końcu zauważono.
Nie wszystko robię tak, jak powinno być, bo po co? Przecież każdy tak robi, ale ja nie chcę być "każdym". Chcę być sobą pod każdym względem, decyzją, czy czymś jeszcze, ale przecież nie będę pisał o wszystkim, bo jest tego zbyt dużo. Wielu osobom nie podoba się moje podejście, ale cóż, taki już jestem. Nie zmienię się, nawet jeśli będzie to przymuszone.
Szarość, która wypełniała moje dni, kiedy zbyt długi czas nie widziałem się z najbliższymi osobami, przytłaczała mnie. Powodowała, że spadałem na dno, z którego nie mogłem się podnieść. Ale to mijało, na szczęście, czy też nie. Miałem świadomość, że jeśli faktycznie będzie gorzej niż było, będę mógł odezwać się do każdego z nich. Nadal tak jest, możliwe, że i lepiej, ale po co to komu, wystarczy, że ja o tym wiem.
Nikt inny nie musi, bo nie ma takiej potrzeby. Radzę sobie świetnie, jak na razie, więc nie potrzebuję pomocy z zewnątrz. A to, co jest głęboko we mnie, zostawiam samemu sobie i przyjaciołom.
Pomimo tego, że jest jak jest, mój świat jest piękny. Dostęp do niego mają tylko nieliczni. Nie udostępniam go zwykłym ludziom, ponieważ boję się, że zaburzą jego spokój i równowagę, a ma być idealny. Dokładnie taki, jaki stworzyłem i dlatego też, nie pozwolę go zniszczyć, bo to będzie tak, jakby ktoś zabrał z niego część mnie. Tą szczególną część mnie.
Nie, nie jestem sam. Mam kogoś, kto jest dla mnie najważniejszy. Ktoś, kto zwykłą szarość samą swoją obecnością zmienia w tęczę. Ktoś, kogo kocham i na kim mi zależy. Osoba, która mnie zmienia, dla której chcę żyć. To dla niego bije moje serce, u jego boku zasypiam i budzę się każdego dnia, z jego ustami łączę swoje w przepełnionym miłością pocałunku, to z jego dłońmi splatam swoje i to w jego tors tak ufnie się wtulam, bo czuję to poczucie bezpieczeństwa. To dla niego uśmiecham się każdego dnia, o nim myślę, na co moje serce radośnie przyspiesza. Chwile bez niego są niczym, są puste, lecz kiedy wraca znowu wschodzi słońce i oświeca nas swoim pięknym blaskiem. Cieszę się, że go mam, jest wspaniały.
Ruki, wiele razy chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham, jednak zawsze brakuje mi na to odwagi. Wiem, że czujesz to samo, więc nie powinienem mieć z tym problemu, nie sądzisz? Chociaż ty też jeszcze nie wypowiedziałeś tych dwóch pięknych słów. Może to za wcześnie? Może powinniśmy zaczekać jakiś czas? Bo przecież nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Ale wiesz dobrze, że cię nie zostawię, cokolwiek by się nie stało. Zawsze będę z tobą, nie patrząc na to, czy okoliczności będą temu sprzyjać. Jesteś najważniejszy~
Wsłuchaj się dokładnie w bicie swojego serca ...
piątek, 14 marca 2014
Dirty Dancing cz.11 (Aoiha Version)
- Boję się - wyszeptał blondyn, gdy w końcu dojechali na miejscu.
- Czego? - zapytał Tsu, odrwacając się do niego zza kierownicy. - Przecież wszystko już ustaliliśmy.
- Mogą się zorientować - odpowiedział tamten i zaczął nerwowo przygryzać wargę.
- Załóż czapkę i okulary - wtrącił czarnowłosy, siedzący obok chłopaka. - Nie zorientują się, powiedzieliśmy kim niby jesteś i uwierzyli. Chodźmy już - dodał i wyszedł z auta.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - burknął, zaciskając dłonie w pięści. - Pomogę wam, w końcu tyle mogę zrobić.
- Yori się o niczym nie dowie, nie martw się - Yuu poklepał go po ramieniu.
- Mówisz tak tylko dlatego, że to nie twoja siostra.
- Spokojnie, przecież sam tego chciałeś, tak? - blondyn pokiwał głową - Dlatego my ci w tym pomagamy, bo mamy też w tym jakiś cel, jasne? A Yori i tak się tobą nie interesowała, jak dobrze pamiętam - mruknął Tsuzuku, przypominając sobie, jak chłopak był traktowany przez swoją siostrę. Pokręcił tylko głową, kierując się do wejścia.
- Gotowy? - czarnowłosy posłał młodszemu przyjazny uśmiech.
- Tak, gotowy. Niech się dzieje, co ma być - odpowiedział i wszedł razem z nim do budynku.
*******
- Wiecie, co mamy robić? - Tsuzuku zapytał dla pewności.
- Tak, oczywiście - odparł Kouyou i zaczął zakładać przygotowane rzeczy.
Yuu obserwował chłopaka, ciesząc się, że w końcu będzie po wszystkim. Uruha nareszcie będzie wolny, z czego niezmiernie się cieszył. Miało być tak, jak oboje tego pragnęli.
- Możemy iść - mruknął rudowłosy i uściskał mocno blondyna. - Dasz radę, młody. Dziękuję, Shindy.
- Nie musisz, po prostu ja tego chcę. Chcę być taki jak oni - odpowiedział i odsunął się. - Idź, czekają na ciebie.
- Do widzenia, Shindy - Uruha posłał mu uśmiech pełny wdzięczności i ruszył za dwojgiem mężczyzn.
******
Patrzyłem, jak powoli budynek znika z moich oczu. Nie wierzyłem do samego końca, że to się dzieje na prawdę. Byłem już wolny, co powodowało, że miałem ochotę płakać ze szczęścia. Stwierdziłem jednak, że przez cały czas pobytu z tym miejscu wylałem za dużo łez.
Spojrzałem na moją dłoń splecioną z drugą, należącą do Yuu. Moje serce od razu mocniej zabiło, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło. Teraz liczył się tylko on, i nic więcej.
Mój świat w końcu uległ zmianie. Można by powiedzieć, że było tak, jak sobie wymarzyłem. Tylko, że kiedy to robiłem, nie wierzyłem, że może się tak stać. Ale teraz wiedziałem, że nawet te banalne marzenia mogą się spełnić, zwłaszcza, jeśli mamy u swojego boku osobę, której powierzamy w zupełności całe swoje życie. W moim przypadku był to Yuu, którego darzyłem niewyobrażalnym uczuciem. Śmiało mogłem powiedzieć, że na nikim wcześniej nie zależało mi tak, ja właśnie na nim. Aoi był człowiekiem, do którego miałem szczególne zaufanie. Wyciągnął mnie z miejsca, które wcale nie było tym, czym sobie wyobraziłem.
- Gdzie jedziemy? - zapytałem z ciekawości, mocniej ściskając dłoń Yuu.
- Do Reity i Rukiego - odparł. - Chcą się z nami zobaczyć.
- A potem? - nie mogłem się doczekać jego odpowiedzi.
- Do domu, Kouyou - spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. Odpowiedziałem mu tym samym, a w kącikach oczu zaczęły gromadzić się łzy. Otarłem je szybko wolną dłonią, po czym wbiłem zaciekawiony wzrok w drogę.
- Czego? - zapytał Tsu, odrwacając się do niego zza kierownicy. - Przecież wszystko już ustaliliśmy.
- Mogą się zorientować - odpowiedział tamten i zaczął nerwowo przygryzać wargę.
- Załóż czapkę i okulary - wtrącił czarnowłosy, siedzący obok chłopaka. - Nie zorientują się, powiedzieliśmy kim niby jesteś i uwierzyli. Chodźmy już - dodał i wyszedł z auta.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - burknął, zaciskając dłonie w pięści. - Pomogę wam, w końcu tyle mogę zrobić.
- Yori się o niczym nie dowie, nie martw się - Yuu poklepał go po ramieniu.
- Mówisz tak tylko dlatego, że to nie twoja siostra.
- Spokojnie, przecież sam tego chciałeś, tak? - blondyn pokiwał głową - Dlatego my ci w tym pomagamy, bo mamy też w tym jakiś cel, jasne? A Yori i tak się tobą nie interesowała, jak dobrze pamiętam - mruknął Tsuzuku, przypominając sobie, jak chłopak był traktowany przez swoją siostrę. Pokręcił tylko głową, kierując się do wejścia.
- Gotowy? - czarnowłosy posłał młodszemu przyjazny uśmiech.
- Tak, gotowy. Niech się dzieje, co ma być - odpowiedział i wszedł razem z nim do budynku.
*******
- Wiecie, co mamy robić? - Tsuzuku zapytał dla pewności.
- Tak, oczywiście - odparł Kouyou i zaczął zakładać przygotowane rzeczy.
Yuu obserwował chłopaka, ciesząc się, że w końcu będzie po wszystkim. Uruha nareszcie będzie wolny, z czego niezmiernie się cieszył. Miało być tak, jak oboje tego pragnęli.
- Możemy iść - mruknął rudowłosy i uściskał mocno blondyna. - Dasz radę, młody. Dziękuję, Shindy.
- Nie musisz, po prostu ja tego chcę. Chcę być taki jak oni - odpowiedział i odsunął się. - Idź, czekają na ciebie.
- Do widzenia, Shindy - Uruha posłał mu uśmiech pełny wdzięczności i ruszył za dwojgiem mężczyzn.
******
Patrzyłem, jak powoli budynek znika z moich oczu. Nie wierzyłem do samego końca, że to się dzieje na prawdę. Byłem już wolny, co powodowało, że miałem ochotę płakać ze szczęścia. Stwierdziłem jednak, że przez cały czas pobytu z tym miejscu wylałem za dużo łez.
Spojrzałem na moją dłoń splecioną z drugą, należącą do Yuu. Moje serce od razu mocniej zabiło, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło. Teraz liczył się tylko on, i nic więcej.
Mój świat w końcu uległ zmianie. Można by powiedzieć, że było tak, jak sobie wymarzyłem. Tylko, że kiedy to robiłem, nie wierzyłem, że może się tak stać. Ale teraz wiedziałem, że nawet te banalne marzenia mogą się spełnić, zwłaszcza, jeśli mamy u swojego boku osobę, której powierzamy w zupełności całe swoje życie. W moim przypadku był to Yuu, którego darzyłem niewyobrażalnym uczuciem. Śmiało mogłem powiedzieć, że na nikim wcześniej nie zależało mi tak, ja właśnie na nim. Aoi był człowiekiem, do którego miałem szczególne zaufanie. Wyciągnął mnie z miejsca, które wcale nie było tym, czym sobie wyobraziłem.
- Gdzie jedziemy? - zapytałem z ciekawości, mocniej ściskając dłoń Yuu.
- Do Reity i Rukiego - odparł. - Chcą się z nami zobaczyć.
- A potem? - nie mogłem się doczekać jego odpowiedzi.
- Do domu, Kouyou - spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. Odpowiedziałem mu tym samym, a w kącikach oczu zaczęły gromadzić się łzy. Otarłem je szybko wolną dłonią, po czym wbiłem zaciekawiony wzrok w drogę.
czwartek, 6 marca 2014
Dirty Dancing cz. 10 (Reituki Version)
Ten sam oddech, te same myśli, te same splecione dłonie, takie same uderzenia naszych serc. Było wręcz idealnie. Współgraliśmy ze sobą, co bardzo mi odpowiadało. Nigdy nie myślałem, że kiedyś z kimś się tak zsynchronizuję. Z nim było niesamowicie pięknie. Tak, jak sobie wymarzyłem. Przeszkadzało mi tylko jedno - liczne blizny na mojej szyi i klatce piersiowej, które nastąpiły w chwili tamtego wypadku.
Starałem się je ukryć jak tylko się da. Zazwyczaj w tych miejscach rysowałem kredką czarne kreski, bo się wstydziłem tego wszystkiego. Gorzej było z torsem, ale jeśli już następowało między nami jakieś zbliżenie, potrafiłem wyłączyć świadomość tego, że one tam są.
Z tamtego momentu pamiętam niewiele. Jedynie tylko silne uderzenie, a potem usłyszałem jak samochód odjeżdża z miejsca z piskiem opon. Leżałem tak długą chwilę, po której straciłem świadomość.
Obudziłem się kilka dni później. Całe ciało przeszywał silny ból, którego nie potrafiłem znieść. Pielęgniarki co chwilę przybiegały, by podać mi kolejną dawkę leków przeciwbólowych, które działały zaledwie parę minut. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy od tego czasu swoje własne odbicie w lustrze. Twarz miałem opuchniętą, łuk brwiowy rozcięty, cała klatka piersiowa pokryta kilkoma warstwami bandażu, a szyję zdobił okropny kołnierz ortopedyczny, spod którego wystawało kilka opatrunków. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zostaną po tym znaczeniu jakieś widoczne ślady. Łudziłem się, że wszysto się idealnie wygoi, lecz mówili mi, że mogą zostać małe blizny, być może nawet nie rzucające się w oczy.
Policja przychodziła co drugi dzień, pytając wciąż o to samo, co było dość irytujące. Za każdym razem powtarzałem, że nic nie pamiętam, bo taka była prawda. Nic a nic, miałem kompletną pustkę w głowie. Czułem się tak, jakby ktoś wyciął mi wspomnienia. Nie mogłem sobie przypomnieć nawet momentów, które nastąpiły chwilę przed tym wydarzeniem.
Leżałem tak jeszcze przez kilka dni. Mundurowi dali w końcu spokój, a ja już nawet nie czułem bólu. Kołnierz z opatrunkami zdjęli mi dopiero w dniu wypisu. Nie zwróciłem wtedy uwagi na to, co się pod nimi kryło. Zauważyłem dopiero w domu, kiedy wszedłem pod prysznic. Przyznam szczerze, że przeżyłem szok. Chciałem się ich pozbyć, dlatego też odbrapałem całą szyję prawie do krwi. Nienawidziłem ich, były nad wyraz szpetne.
To właśnie wtedy zrozumiałem, że w normalnym ludzkim świecie nie będzie dla mnie miejsca.
Znalazłem przez przypadek pewne ogłoszenie w internecie. Brzmiało ono mniej więcej tak:
"Poszukujemy panów do pracy w nowo otwartym Domu Rozrywki Publicznej. Oferujemy zakwaterowanie i duże zarobki."
Pomyślałem, dlaczego nie? Przecież i tak nikt by mnie nie chciał, bo jestem tak okropny. Wszystko było winą tych pieprzonych blizn, gdyby nie one, nigdy nie zdecydowałbym się na taki krok. Nigdy w życiu nawet nie przeszłaby przez myśl, że mógłbym stać się miejscową dziwką. Ale teraz nie miałem wyboru, musiałem przyjąć taką ofertę.
Pierwszego dnia mojej pracy miałem już pierwszego klienta. Mężczyznę o nazwisku Shiroyama Yuu. Bałem się jak cholera, jednak postanowiłem, że dam z siebie wszystko, mimo, że jeszcze nigdy tego nie robiłem. Zdałem się na intuicję, która mnie poprowadziła. Po raz pierwszy tego dnia namalowałem na szyi pierwsze kreski, żeby nikt nie zadawał pytań.
Parę tygodni później dowiedziałem się, że odwiedzi mnie ktoś nowy, bo Yuu zdecydował się na nowego w tej branży, Takashimę Kouyou, który został tutaj sprowadzony przeze mnie. Poznaliśmy się już chwilę potem, jak wyszedłem ze szpitala. Dokładnie spotkałem go na parkingu. Zaintrygował mnie, dlatego też kiedy rozpocząłem moją przygodę, stwierdziłem, że świetnie by się do tego nadawał. Był śliczny, idealny, a co najważniejsze - miał piękne uda, których z pewnością zazdrościłaby mu nie jedna modelka światowej sprawy. Co prawda, nie był do końca przekonany, co do mojego pomysłu, ale obiecał, że spróbuje.
Przybyszem, o którym wspominałem wyżej, był niejaki Suzuki Akira. Od samego początku bardzo, ale to bardzo mnie pociągał. Był tak męski i zaborczy, dokładnie mój typ, dlatego też dla niego starałem się jeszcze bardziej. Przynajmniej do momentu, w którym zacząłem czuć coś więcej, niż tylko fascynacja jego osobą. Pokochałem go, ale nie wierzyłem, że może on to w jakiś sposób odwzajemnić. Przecież byłem tylko jego dziwką, nic nie znaczącą dziwką. Pocałunek, którym obdarzył mnie pewnego dnia sprawił, że chciałem być tylko jego, całym sobą. Nie tylko ciałem, ale i sercem, które on przyjął bez wahania.
Starałem się je ukryć jak tylko się da. Zazwyczaj w tych miejscach rysowałem kredką czarne kreski, bo się wstydziłem tego wszystkiego. Gorzej było z torsem, ale jeśli już następowało między nami jakieś zbliżenie, potrafiłem wyłączyć świadomość tego, że one tam są.
Z tamtego momentu pamiętam niewiele. Jedynie tylko silne uderzenie, a potem usłyszałem jak samochód odjeżdża z miejsca z piskiem opon. Leżałem tak długą chwilę, po której straciłem świadomość.
Obudziłem się kilka dni później. Całe ciało przeszywał silny ból, którego nie potrafiłem znieść. Pielęgniarki co chwilę przybiegały, by podać mi kolejną dawkę leków przeciwbólowych, które działały zaledwie parę minut. Wtedy zobaczyłem po raz pierwszy od tego czasu swoje własne odbicie w lustrze. Twarz miałem opuchniętą, łuk brwiowy rozcięty, cała klatka piersiowa pokryta kilkoma warstwami bandażu, a szyję zdobił okropny kołnierz ortopedyczny, spod którego wystawało kilka opatrunków. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zostaną po tym znaczeniu jakieś widoczne ślady. Łudziłem się, że wszysto się idealnie wygoi, lecz mówili mi, że mogą zostać małe blizny, być może nawet nie rzucające się w oczy.
Policja przychodziła co drugi dzień, pytając wciąż o to samo, co było dość irytujące. Za każdym razem powtarzałem, że nic nie pamiętam, bo taka była prawda. Nic a nic, miałem kompletną pustkę w głowie. Czułem się tak, jakby ktoś wyciął mi wspomnienia. Nie mogłem sobie przypomnieć nawet momentów, które nastąpiły chwilę przed tym wydarzeniem.
Leżałem tak jeszcze przez kilka dni. Mundurowi dali w końcu spokój, a ja już nawet nie czułem bólu. Kołnierz z opatrunkami zdjęli mi dopiero w dniu wypisu. Nie zwróciłem wtedy uwagi na to, co się pod nimi kryło. Zauważyłem dopiero w domu, kiedy wszedłem pod prysznic. Przyznam szczerze, że przeżyłem szok. Chciałem się ich pozbyć, dlatego też odbrapałem całą szyję prawie do krwi. Nienawidziłem ich, były nad wyraz szpetne.
To właśnie wtedy zrozumiałem, że w normalnym ludzkim świecie nie będzie dla mnie miejsca.
Znalazłem przez przypadek pewne ogłoszenie w internecie. Brzmiało ono mniej więcej tak:
"Poszukujemy panów do pracy w nowo otwartym Domu Rozrywki Publicznej. Oferujemy zakwaterowanie i duże zarobki."
Pomyślałem, dlaczego nie? Przecież i tak nikt by mnie nie chciał, bo jestem tak okropny. Wszystko było winą tych pieprzonych blizn, gdyby nie one, nigdy nie zdecydowałbym się na taki krok. Nigdy w życiu nawet nie przeszłaby przez myśl, że mógłbym stać się miejscową dziwką. Ale teraz nie miałem wyboru, musiałem przyjąć taką ofertę.
Pierwszego dnia mojej pracy miałem już pierwszego klienta. Mężczyznę o nazwisku Shiroyama Yuu. Bałem się jak cholera, jednak postanowiłem, że dam z siebie wszystko, mimo, że jeszcze nigdy tego nie robiłem. Zdałem się na intuicję, która mnie poprowadziła. Po raz pierwszy tego dnia namalowałem na szyi pierwsze kreski, żeby nikt nie zadawał pytań.
Parę tygodni później dowiedziałem się, że odwiedzi mnie ktoś nowy, bo Yuu zdecydował się na nowego w tej branży, Takashimę Kouyou, który został tutaj sprowadzony przeze mnie. Poznaliśmy się już chwilę potem, jak wyszedłem ze szpitala. Dokładnie spotkałem go na parkingu. Zaintrygował mnie, dlatego też kiedy rozpocząłem moją przygodę, stwierdziłem, że świetnie by się do tego nadawał. Był śliczny, idealny, a co najważniejsze - miał piękne uda, których z pewnością zazdrościłaby mu nie jedna modelka światowej sprawy. Co prawda, nie był do końca przekonany, co do mojego pomysłu, ale obiecał, że spróbuje.
Przybyszem, o którym wspominałem wyżej, był niejaki Suzuki Akira. Od samego początku bardzo, ale to bardzo mnie pociągał. Był tak męski i zaborczy, dokładnie mój typ, dlatego też dla niego starałem się jeszcze bardziej. Przynajmniej do momentu, w którym zacząłem czuć coś więcej, niż tylko fascynacja jego osobą. Pokochałem go, ale nie wierzyłem, że może on to w jakiś sposób odwzajemnić. Przecież byłem tylko jego dziwką, nic nie znaczącą dziwką. Pocałunek, którym obdarzył mnie pewnego dnia sprawił, że chciałem być tylko jego, całym sobą. Nie tylko ciałem, ale i sercem, które on przyjął bez wahania.
środa, 5 marca 2014
Dirty Dancing cz. 9 (Reituki & Aoiha Version)
Jak widać wracam, tym razem z Dirty Dancing. Wybaczcie długość : )
- Myślisz, że im się uda? - zapytał Takanori, siedząc na podłodze i zajadając się czekoladowymi ciastkami. Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się.
- Uda się, bo Yuu wie, co robi - odparł i zsunął się z kanapy, zajmując miejsce obok młodszego. Objął go ramieniem w pasie, przyciągając do siebie, po czym złączył ich usta w krótkim, ale czułym pocałunku. Ruki zamruczał cicho, wpychając sobie do ust kolejną słodycz.
- Boję się, że nie wyjdzie - mruknął blondynek, marszcząc śmiesznie nosek.
- Uwierz mi, dadzą radę. Shiroyama sobie poradzi, nawet lepiej niż się wydaje - odpowiedział, rozprzepując młodszemu włosy.
- Zostaw - Ruki burknął urażony - Muszę zmienić kolor włosów, nie podoba mi się już ten blond.
- Zmień na jaki tylko zechcesz - chłopak roześmiał się cicho. - Jesteś głodny? - zapytał i udał się do kuchni.
- Nie, bo będę gruby, a wtedy już nie będziesz mnie chciał - syknął blondynek sięgając po kolejną słodycz.
- Szybciej przytyjesz od tych ciastek - Suzuki roześmiał się i podszedł do mniejszego. Kucnął przed nim, ujmując jego twarz w dłonie - Nawet jeśli będziesz nie wiadomo jak brzydki, czy nie wiem, pamiętaj, że zawsze będę cię kochał bez względu na wszystko, słyszysz? - Takanori skinął głową i mocno go przytulił.
- Dziękuję - szepnął - kocham cię.
*****
[Uruha]
Mówili o mnie, co nie do końca rozumiałem. Bałem się, mimo że ufałem Yuu bezgranicznie. Ciekawiło mnie najbardziej, kim jest ten cały Tsuzuku i skąd się tutaj wziął?
Sądząc po tym, jak przebiegała ich rozmowa, śmiało mogłem stwierdzić, że znają się już jakiś czas. Jeśli dobrze zrozumiałem, mieli jakiś plan. Nieznajomy mi chłopak miał być niby stylistą, co wynikało z tego, co powiedział Aoi. Dlaczego skłamali, jaki mieli w tym cel?
Oczywiście wierzyłem, że Yuu powie mi prawdę prędzej, czy później. Postanowiłem, że udam, że się budzę i nie dam po sobie poznać, że coś słyszałem. Co jak co, ale gra aktorska nieźle mi wychodziła. Zacząłem się poruszać, po czym usiadłem na łóżku i przetarłem oczy, by wciąż stwarzać pozory.
- Widzę, że nasza śpiąca królewna się obudziła - zaśmiał się Tsuzuku. Jego śmiech wydawał się być szczery.
- Moja śpiąca królewna - poprawił czarnowłosy i przysiadł obok mnie. - Dzień dobry - szepnął i pocałował mnie prosto w usta. Chętnie odpowiedziałem na pieszczotę i nieśmiało splotłem nasze palce razem. Yuu mocniej ścisnął moją dłoń, a drugą przyciągnął do siebie i mocno przytulił.
- Co tu robicie? - zapytałem, mierząc intensywnie nieznajomego wzrokiem.
- Mamy małą niespodziankę - mruknął chłopak, a Aoi przytaknął.
- Jaką niespodziankę? - ucieszyłem się, przez co uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Być może jeszcze dzisiaj uda mi się cię stąd wyciągnąć - odpowiedział starszy, muskając mnie we włosy.
- Co, jak to? - zapytałem z niedowierzaniem - Co chcecie zrobić?
- Spokojnie, Uruha - westchnął młodszy, podnosząc się z krzesła, po czym zmierzając w naszą stronę. - Musisz tylko się zgodzić i współpracować, inaczej nic z tego nie wyjdzie. A chyba chcesz uciec z tego miejsca, czyż nie? - pokiwałem głową potwierdzając jego słowa, bo przecież na prawdę chciałem to zrobić.
- Wyjdziemy z Yuu, ale wrócimy, słyszysz? Wrócimy i zabierzemy cię stąd - dodał po chwili i ujął moją wolną dłoń, mocno ją ściskając. - Musisz tylko nam zaufać, dobrze?
- Co mam robić? - zapytałem, nie do końca zdając sobie sprawę ze swoich słów.
- Nic, po prostu nic nie mów na ten temat, jeśli ktoś przyjdzie i zapyta o to, co tutaj robiliśmy. Jak pojawią się jakieś pytania, powiedz, że poszliśmy po znajomego fryzjera, bo stwierdziłeś, że chcesz coś zrobić z włosami - przytaknąłem na znak, że rozumiem.
- Kouyou, przyjdziemy za chwilę z Shindy'm. Zajmie on twoje miejsce tutaj, nie pytaj jak to zrobimy, tylko po prostu nam zaufaj - poprosił czarnowłosy, na co ja złączyłem nasze usta w pocałunku i wyplątałem się z jego objęć.
- Wrócicie, tak? - chciałem się upewnić, bo komu jak komu, ale Tsuzuku nie potrafiłem zaufać w żaden sposób.
- Tak, skarbie, wrócimy - zapewnił i mocno mnie do siebie przytulił.
- Myślisz, że im się uda? - zapytał Takanori, siedząc na podłodze i zajadając się czekoladowymi ciastkami. Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się.
- Uda się, bo Yuu wie, co robi - odparł i zsunął się z kanapy, zajmując miejsce obok młodszego. Objął go ramieniem w pasie, przyciągając do siebie, po czym złączył ich usta w krótkim, ale czułym pocałunku. Ruki zamruczał cicho, wpychając sobie do ust kolejną słodycz.
- Boję się, że nie wyjdzie - mruknął blondynek, marszcząc śmiesznie nosek.
- Uwierz mi, dadzą radę. Shiroyama sobie poradzi, nawet lepiej niż się wydaje - odpowiedział, rozprzepując młodszemu włosy.
- Zostaw - Ruki burknął urażony - Muszę zmienić kolor włosów, nie podoba mi się już ten blond.
- Zmień na jaki tylko zechcesz - chłopak roześmiał się cicho. - Jesteś głodny? - zapytał i udał się do kuchni.
- Nie, bo będę gruby, a wtedy już nie będziesz mnie chciał - syknął blondynek sięgając po kolejną słodycz.
- Szybciej przytyjesz od tych ciastek - Suzuki roześmiał się i podszedł do mniejszego. Kucnął przed nim, ujmując jego twarz w dłonie - Nawet jeśli będziesz nie wiadomo jak brzydki, czy nie wiem, pamiętaj, że zawsze będę cię kochał bez względu na wszystko, słyszysz? - Takanori skinął głową i mocno go przytulił.
- Dziękuję - szepnął - kocham cię.
*****
[Uruha]
Mówili o mnie, co nie do końca rozumiałem. Bałem się, mimo że ufałem Yuu bezgranicznie. Ciekawiło mnie najbardziej, kim jest ten cały Tsuzuku i skąd się tutaj wziął?
Sądząc po tym, jak przebiegała ich rozmowa, śmiało mogłem stwierdzić, że znają się już jakiś czas. Jeśli dobrze zrozumiałem, mieli jakiś plan. Nieznajomy mi chłopak miał być niby stylistą, co wynikało z tego, co powiedział Aoi. Dlaczego skłamali, jaki mieli w tym cel?
Oczywiście wierzyłem, że Yuu powie mi prawdę prędzej, czy później. Postanowiłem, że udam, że się budzę i nie dam po sobie poznać, że coś słyszałem. Co jak co, ale gra aktorska nieźle mi wychodziła. Zacząłem się poruszać, po czym usiadłem na łóżku i przetarłem oczy, by wciąż stwarzać pozory.
- Widzę, że nasza śpiąca królewna się obudziła - zaśmiał się Tsuzuku. Jego śmiech wydawał się być szczery.
- Moja śpiąca królewna - poprawił czarnowłosy i przysiadł obok mnie. - Dzień dobry - szepnął i pocałował mnie prosto w usta. Chętnie odpowiedziałem na pieszczotę i nieśmiało splotłem nasze palce razem. Yuu mocniej ścisnął moją dłoń, a drugą przyciągnął do siebie i mocno przytulił.
- Co tu robicie? - zapytałem, mierząc intensywnie nieznajomego wzrokiem.
- Mamy małą niespodziankę - mruknął chłopak, a Aoi przytaknął.
- Jaką niespodziankę? - ucieszyłem się, przez co uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Być może jeszcze dzisiaj uda mi się cię stąd wyciągnąć - odpowiedział starszy, muskając mnie we włosy.
- Co, jak to? - zapytałem z niedowierzaniem - Co chcecie zrobić?
- Spokojnie, Uruha - westchnął młodszy, podnosząc się z krzesła, po czym zmierzając w naszą stronę. - Musisz tylko się zgodzić i współpracować, inaczej nic z tego nie wyjdzie. A chyba chcesz uciec z tego miejsca, czyż nie? - pokiwałem głową potwierdzając jego słowa, bo przecież na prawdę chciałem to zrobić.
- Wyjdziemy z Yuu, ale wrócimy, słyszysz? Wrócimy i zabierzemy cię stąd - dodał po chwili i ujął moją wolną dłoń, mocno ją ściskając. - Musisz tylko nam zaufać, dobrze?
- Co mam robić? - zapytałem, nie do końca zdając sobie sprawę ze swoich słów.
- Nic, po prostu nic nie mów na ten temat, jeśli ktoś przyjdzie i zapyta o to, co tutaj robiliśmy. Jak pojawią się jakieś pytania, powiedz, że poszliśmy po znajomego fryzjera, bo stwierdziłeś, że chcesz coś zrobić z włosami - przytaknąłem na znak, że rozumiem.
- Kouyou, przyjdziemy za chwilę z Shindy'm. Zajmie on twoje miejsce tutaj, nie pytaj jak to zrobimy, tylko po prostu nam zaufaj - poprosił czarnowłosy, na co ja złączyłem nasze usta w pocałunku i wyplątałem się z jego objęć.
- Wrócicie, tak? - chciałem się upewnić, bo komu jak komu, ale Tsuzuku nie potrafiłem zaufać w żaden sposób.
- Tak, skarbie, wrócimy - zapewnił i mocno mnie do siebie przytulił.
wtorek, 4 marca 2014
Liebster Award
~ Zostałam nominowana przez Vanilia Shake ~
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną pracę'. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody nominowany powinien ujawnić 11 faktów o sobie, odpowiedzieć na 11 pytań od osoby, która go nominowała oraz samemu nominować 11 blogów i zadać ich autorom 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował"
11 faktów o mnie:
1. Jestem uzależniona od J-rocka, nie wyobrażam sobie dnia bez tego gatunku.
2. Można śmiało mnie nazwać niepoprawną romantyczką.
3. Uwielbiam japońskie horrory, co prawda nie straszą, ale czasami wzruszają (np, Chakushin Ari)
4. Jestem uzależniona od Redd'sów, zwłaszcza żurawinowych.
5. Ulubione jedzenie to frytki i pizza margheritta, ale tylko przygotowana przez mojego chłopaka <3 span="">3>
6. Kocham pluszowe misie \*o*/
7. Mam manię przepisywania tekstów azjatyckich piosenek, ale tylko tych w romanizacji XDD
8. Chciałabym móc doknąć udek Uruhy, są śliczne *.*
9. Jeśli miałabym możliwość, spakowałabym wszystkie swoje rzeczy i wyjechała do Japonii.
10. Koty to najsłodsze stworzonka na świecie, w moim przekonaniu oczywiście.
11. Moje życie zaczyna się dopiero po 22, w dzień zazwyczaj śpię.
Pytania od Vanilia Shake:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
Przeważnie słucham j-rocka, choć w sumie k-pop i c-pop nie jest mi obcy ^_^
2. Twój ulubiony zespół/solista to...?
Zespół: the GazettE, X Japan
Solista: Gackt ;)
3. Twoje największe marzenie?
Chciałabym wyjechać do Japonii~
4. Czego nie lubisz bądź co nie podoba Ci się w ludziach?
Brak tolerancji.
5. Gdyby można było wybrać kraj pochodzenia, jaki byłby Twój?
Oczywiście, JaponMyia \*o*/
6. Czy chętnie poznajesz nowych ludzi?
Jak najbardziej ;)
7. Jakim zwierzęciem chciał(a)byś być?
Hm, kotem? Uwielbiam te zwierzaki XDD
8. Jak postrzegasz świat?
Według mnie światu brakuje tolerancji. Nie wszystko jest akceptowane, przykładem może być homoseksualizm. Ludzie żyją z uprzedzeniami, nie otwierają się na coś nowego.
9. Czy masz już plany na przyszłość?
Tak, mam, ale wolałabym zostawić je tylko dla siebie ; )
10. Twoje ulubione wspomnienie?
Są to dni, w których poznawałam moich obecnych przyjaciół <3 span="">3>
11. Rzeczy, których najbardziej nie lubisz, to...?
Czy disco polo może podlegać pod te rzeczy? Nie cierpię tego!
Nominuję:
9. Kin no Sekai
11. ~ Minam ~ Rose ~
Pytania:
1. Kiedy zaczęła się twoja przygoda z yaoi?
2. Yaoi/Yuri, co wolisz?
3. Jaki gatunek muzyczny jest ci najbliższy? Dlaczego?
4. Gdybyś mógł/mogła zostać jedną postacią z anime, kim by ona była?
5. Manga czy anime?
6. Jest możliwość spotkania się z członkami twojego ulubionego zespołu. Co chciałbyś/chciałabyś mu powiedzieć?
7. Jakie jest twoje ulubione jedzenie?
8. Kim chciałbyś/chciałabyś być w przyszłości?
9. Jakie są twoje pasje, talenty?
10. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłeś/zrobiłaś?
11. Gdybyś mógł/mogła, z którym członkiem ulubionego zespołu chciałbyś/chciałabyś spędzić jeden dzień swojego życia?
czwartek, 27 lutego 2014
W Ukryciu (Nieświadomy) 2/?
Na prośbę Mekashi ~ Proszę, mam nadzieję, że się spodoba :)
Nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, kiedy to wszystko tak na prawdę się zaczęło.
Moment, w którym zacząłem czuć coś więcej nadszedł bardzo szybko.
To był czas, w którym każde z nas żyło we własnym świecie z osobami, które kochaliśmy.
Choć ty byłeś w pełni oddany, pomimo, że nie układało się tak, jakbyś chciał.
W sumie, to mi pierwszemu zaczęło się sypać, lecz nie miałem sił naprawiać tego wciąż i wciąż. Powiedz mi, ile tak można? Ile razy trzeba naprawiać coś, co i tak będzie miało swój koniec o wiele szybciej niż ktoś mógłby się tego spodziewać.
Zdarzało się, że w czwórkę spotykaliśmy się na imprezach wspólnych przyjaciół, chociaż jeśli o mnie chodzi, przeważnie byłem tam sam. On towarzyszył mi raz, czy dwa. A przecież mówił do samego końca, że kocha, ale jednak nie ma siły do samotnej walki. Nie zauważał, że ja też próbowałem ratować ten związek, lecz chyba już wtedy spotykał się z kimś innym. Ty za to byłeś cały czas z człowiekiem, którego do pewnego momentu uważałem za kumla.
A tak szczerze, nie dbałem o to. Miałem już gdzieś nasze relacje, które sypały się niczym piasek, uciekający przez nasze palce. Czekałem tylko na moment, w którym sam zdasz sobie sprawę, że nie ma czego ratować.
Rozstanie po kilku dniach mnie zaskoczyło, ale jednak poczułem niewyobrażalną ulgę, że nie muszę już trwać w toksycznym związku, opartym na braku zaufania, bo przyznajmy szczerze, nie ufaliśmy sobie. Dlaczego więc to ciągnęliśmy?
Zadziwiające było to, kiedy w czwartek, dokładnie tydzień po moim rozstaniu, u ciebie stało się to samo. Jego zdaniem to ty byłeś winny, tak jak ja. Oboje zostaliśmy obarczeni winą za nasze nieudane związki. Wtedy po raz pierwszy zaczęliśmy się do siebie zbliżać, co pomogło choć trochę zapomnieć z tego, co przeszliśmy.
Czas robił swoje; moje uczucie do ciebie rosło na sile, ale nie zauważałeś tego. Straciłeś wiarę w to, że jeszcze może być dobrze. Ja cierpliwie stałem z boku, nie mówiąc nikomu o moich uczuciach, nic a nic. Tkwiło to tylko i wyłącznie w mojej świadomości. Serce nie sługa, mówią. Tak, serce nie jest sługą, nie trwa wiecznie przy jednej osobie. Ucieka za każdym razem ku innej, dla której mocniej zabije. I zabiło, kiedy wszystko się zaczęło niszczyć, kiedy oboje przeczuwaliśmy nasze końce. Jednak milczałem, mając cichą nadzieję, że to minie. Nie zrobiłbym tego swojemu kumplowi, nie zabrałbym ciebie dla własnej korzyści.
Miałem te pieprzone zasady, by nikomu nie wpieprzać się w związki. Nawet najgorszemu wrogowi nie mógłbym tego zrobić.
W moje urodziny o moich uczuciach dowiedział się mój najlepszy przyjaciel. Nikomu nic nie powiedział, spełnił moją prośbę. Przez długi czas nie wymówił ani jednego słowa na ten temat. Nie wytrzymał, kiedy zauważył, że sobie z tym nie radzę, jak to wszystko mnie przerasta. Dokładnie dwa tygodnie później.
Tak jak się spodziewałem, nie uwierzyłeś. Nie dopuszczałeś do siebie myśli, że może się to udać w jakikolwiek sposób. Nie przyjmowałeś tego do wiadomości. Ja jednak wciąż miałem nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie i spojrzysz na mnie trochę inaczej, niż na kumpla, czy nawet przyjaciela. Sam nie wiedziałem jakim tytułem mnie nazywasz. Ważne było, że mogłem spędzać z tobą dużo czasu. Chociażby wyskoczyć na piwo ze znajomymi.
Kilka dni później dowiedziałem się, że czujesz to samo do mnie, co ja do ciebie. Byłem szczęśliwy, jednak tym razem to mi brakło odwagi na chociaż jeden mały krok do przodu. Bałem się, tak cholernie, że może nie wyjdzie, może i nawet nie powinniśmy. Wszyscy skutecznie rozwiali moje wrażenia, dzięki czemu przystąpiłem do działania.
Może i jest to śmieszne, chociażby to, czym dałem nam obojgu do zrozumienia, że zasługujemy na to, by dać sobie szansę. Po prostu zapytałem, czy mogę się przytulić. Ku mojej radości, ty również przestałeś się bać i zgodziłeś się na taki obrót sprawy. Całą noc spędziliśmy w objęciach, którą karmiliśmy ciszą, która wcale nie była krępująca.
Wiesz, że już niedługo minie miesiąc?
Nawet nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy. Związek z tobą jest najpoważniejszy ze wszystkich, które miałem za sobą. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię stracić. Wtedy moje życie nie miałoby sensu. Umarłbym bez ciebie, gdybyś tylko zechciał kiedyś odejść.
Nie wszystkim podoba się to, że jesteśmy razem, wiem o tym. Chociażby twój przyjaciel nie jest z tego zadowolony. Boję się, to zrozumiałe, bo czuję się zagrożony, ale wierzę, że razem damy radę przez to przejść. Jesteśmy silni, w parze podwójnie.
Kocham cię całym sercem i nic tego nie zmieni.
Nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, kiedy to wszystko tak na prawdę się zaczęło.
Moment, w którym zacząłem czuć coś więcej nadszedł bardzo szybko.
To był czas, w którym każde z nas żyło we własnym świecie z osobami, które kochaliśmy.
Choć ty byłeś w pełni oddany, pomimo, że nie układało się tak, jakbyś chciał.
W sumie, to mi pierwszemu zaczęło się sypać, lecz nie miałem sił naprawiać tego wciąż i wciąż. Powiedz mi, ile tak można? Ile razy trzeba naprawiać coś, co i tak będzie miało swój koniec o wiele szybciej niż ktoś mógłby się tego spodziewać.
Zdarzało się, że w czwórkę spotykaliśmy się na imprezach wspólnych przyjaciół, chociaż jeśli o mnie chodzi, przeważnie byłem tam sam. On towarzyszył mi raz, czy dwa. A przecież mówił do samego końca, że kocha, ale jednak nie ma siły do samotnej walki. Nie zauważał, że ja też próbowałem ratować ten związek, lecz chyba już wtedy spotykał się z kimś innym. Ty za to byłeś cały czas z człowiekiem, którego do pewnego momentu uważałem za kumla.
A tak szczerze, nie dbałem o to. Miałem już gdzieś nasze relacje, które sypały się niczym piasek, uciekający przez nasze palce. Czekałem tylko na moment, w którym sam zdasz sobie sprawę, że nie ma czego ratować.
Rozstanie po kilku dniach mnie zaskoczyło, ale jednak poczułem niewyobrażalną ulgę, że nie muszę już trwać w toksycznym związku, opartym na braku zaufania, bo przyznajmy szczerze, nie ufaliśmy sobie. Dlaczego więc to ciągnęliśmy?
Zadziwiające było to, kiedy w czwartek, dokładnie tydzień po moim rozstaniu, u ciebie stało się to samo. Jego zdaniem to ty byłeś winny, tak jak ja. Oboje zostaliśmy obarczeni winą za nasze nieudane związki. Wtedy po raz pierwszy zaczęliśmy się do siebie zbliżać, co pomogło choć trochę zapomnieć z tego, co przeszliśmy.
Czas robił swoje; moje uczucie do ciebie rosło na sile, ale nie zauważałeś tego. Straciłeś wiarę w to, że jeszcze może być dobrze. Ja cierpliwie stałem z boku, nie mówiąc nikomu o moich uczuciach, nic a nic. Tkwiło to tylko i wyłącznie w mojej świadomości. Serce nie sługa, mówią. Tak, serce nie jest sługą, nie trwa wiecznie przy jednej osobie. Ucieka za każdym razem ku innej, dla której mocniej zabije. I zabiło, kiedy wszystko się zaczęło niszczyć, kiedy oboje przeczuwaliśmy nasze końce. Jednak milczałem, mając cichą nadzieję, że to minie. Nie zrobiłbym tego swojemu kumplowi, nie zabrałbym ciebie dla własnej korzyści.
Miałem te pieprzone zasady, by nikomu nie wpieprzać się w związki. Nawet najgorszemu wrogowi nie mógłbym tego zrobić.
W moje urodziny o moich uczuciach dowiedział się mój najlepszy przyjaciel. Nikomu nic nie powiedział, spełnił moją prośbę. Przez długi czas nie wymówił ani jednego słowa na ten temat. Nie wytrzymał, kiedy zauważył, że sobie z tym nie radzę, jak to wszystko mnie przerasta. Dokładnie dwa tygodnie później.
Tak jak się spodziewałem, nie uwierzyłeś. Nie dopuszczałeś do siebie myśli, że może się to udać w jakikolwiek sposób. Nie przyjmowałeś tego do wiadomości. Ja jednak wciąż miałem nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie i spojrzysz na mnie trochę inaczej, niż na kumpla, czy nawet przyjaciela. Sam nie wiedziałem jakim tytułem mnie nazywasz. Ważne było, że mogłem spędzać z tobą dużo czasu. Chociażby wyskoczyć na piwo ze znajomymi.
Kilka dni później dowiedziałem się, że czujesz to samo do mnie, co ja do ciebie. Byłem szczęśliwy, jednak tym razem to mi brakło odwagi na chociaż jeden mały krok do przodu. Bałem się, tak cholernie, że może nie wyjdzie, może i nawet nie powinniśmy. Wszyscy skutecznie rozwiali moje wrażenia, dzięki czemu przystąpiłem do działania.
Może i jest to śmieszne, chociażby to, czym dałem nam obojgu do zrozumienia, że zasługujemy na to, by dać sobie szansę. Po prostu zapytałem, czy mogę się przytulić. Ku mojej radości, ty również przestałeś się bać i zgodziłeś się na taki obrót sprawy. Całą noc spędziliśmy w objęciach, którą karmiliśmy ciszą, która wcale nie była krępująca.
Wiesz, że już niedługo minie miesiąc?
Nawet nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy. Związek z tobą jest najpoważniejszy ze wszystkich, które miałem za sobą. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię stracić. Wtedy moje życie nie miałoby sensu. Umarłbym bez ciebie, gdybyś tylko zechciał kiedyś odejść.
Nie wszystkim podoba się to, że jesteśmy razem, wiem o tym. Chociażby twój przyjaciel nie jest z tego zadowolony. Boję się, to zrozumiałe, bo czuję się zagrożony, ale wierzę, że razem damy radę przez to przejść. Jesteśmy silni, w parze podwójnie.
Kocham cię całym sercem i nic tego nie zmieni.
poniedziałek, 24 lutego 2014
Minął roczek, i co dalej?
Dokładnie 19 lutego minął pełny rok od założenia i pierwszego postu na tym blogu~
Na chwilę obecną, wena mi nie dopisuje i nie mam pojęcia kiedy do mnie wróci. Mam nadzieję, że zostaniecie, oczekując na kolejny wpis. Liczę, że nie długo możecie się czegoś spodziewać, o ile będę w stanie cokolwiek napisać :)
Jeszcze dziś wstawię ankietę, na podstawie której, wybierzecie, co chciałybyście/chcielibyście przeczytać w kolejnej notce.
Akiko~ <3 p="">3>
Na chwilę obecną, wena mi nie dopisuje i nie mam pojęcia kiedy do mnie wróci. Mam nadzieję, że zostaniecie, oczekując na kolejny wpis. Liczę, że nie długo możecie się czegoś spodziewać, o ile będę w stanie cokolwiek napisać :)
Jeszcze dziś wstawię ankietę, na podstawie której, wybierzecie, co chciałybyście/chcielibyście przeczytać w kolejnej notce.
Akiko~ <3 p="">3>
piątek, 31 stycznia 2014
Love? Pain? Sorrow? Anger? Joy? What did you feel here?
Tytuł: Love? Pain? Sorrow? Anger? Joy? What did you feel here?
Pairing: Reita x Kai
Gatunek: Angst
Ostrzeżenia: Przemoc, przekleństwa, seks, zamierzone powtórzenia
N/A: Pierwszy fick, jaki napisałem jakiś czas temu. Nie jestem przekonany, czy dobrze robię wstawiając go tutaj, ale myślę, że to dobry czas, by pokazać coś innego. Liczę na opinie i komentarze. Tyle ode mnie, zapraszam do przeczytania.
Pierwszy lutego; dzień, który wniósł wiele szczęścia, i równie tyle bólu. Nie wiem już sam, czego jest więcej. Dziwne, że tak jest mi dobrze, pomimo cierpienia, które potęguje się z dnia na dzień, godziny na godzinę, minuty na minutę. Świadomość, że darzy mnie tym osoba, której powierzyłem całe swoje życie skutecznie koi smutek, rozlewający się w moim sercu.
Pewnie większość będzie się zastanawiała nad tym, dlaczego się na to godzę? Odpowiedź jest prosta - to miłość błaga, bym znosił to wszystko. Muszę, bo chcę być z nim do końca. Do samego pieprzonego końca, który nadejdzie w chwili naszej śmierci.
Mam gdzieś słowa przyjaciół, którzy mówią, że lepiej by było gdybym zostawił Akirę.Wiem, że się martwią, ale jestem już dużym chłopcem, który wie, czego chce. Nie mógłbym odejść, za bardzo go kocham. Nie potrafiłbym bez niego żyć. Nie mogę się odciąć, bo pokochałem ten ból tak samo, jak i jego. Chociaż muszę przyznać, że uczucie do niego jest silniejsze.
Wypełnia cały mój świat, a ja jego. Czy na pewno? Nie mam pojęcia.
Wiem, że bez powodu tego nie robi. Są dni, w których jest innym człowiekiem. Kiedy emocje i alkohol nie biorą góry, jest dla mnie taki dobry. Ale wtedy tęsknię; tęsknię za uderzeniami jego dłoni, za krzykiem, kiedy się zdenerwuje. Lubię momenty, w których jest tak brutalny. Nie uciekam, wręcz przeciwnie.
Często sam nadstawiam policzek, bo przyznaję się do czegoś, czego nie zrobiłem. Tłumaczę, że nie mogłem na to wszystko patrzeć, że miałem dość. Nieświadomy mojego kłamstwa, wierzy w moje słowa. Kłamię, bo chcę chronić kumpli z zespołu. Alkohol znika, kiedy tylko się u nas pojawiają. Robią to wszystko po to, by przestać na chwilę żyć z myślą, że kiedy Reita się upije, zrobi mi krzywdę. Nie znieśliby, gdyby stracili lidera zespołu. Zakończyłaby się wtedy ich kariera, a tego nie chcieli. Zwłaszcza, że zbyt długo pracowali, by wznieść się na szczyt sławy. Jak mogliby nagle zniknąć? Ja wierzyłem, że i tak sobie poradzą.Ale wtedy ich drogi mogłyby się rozejść. Każdy poszedłby w swoją stronę.
- Kai, mógłbyś przynieść mi piwo? - głos nie wyraża prośby, lecz rozkaz. Idę do sypialni i staję w drzwiach.
- Ale, Akira.. - chciałbym, by choć raz nie pił. Brakuje mi od kilku dni jego bliskości.
- Przynieś mi piwo, proszę - odpowiada z narastającą złością, czym przerywa moją wypowiedź. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, będzie zły. Nie, nie zły, wściekły.
Cofam się, ale wiem, że zaprzeczam samemu sobie. Jednak ten jeden jedyny raz nie stawiam się i idę do lodówki, z której wyjmuję trunek, zanosząc go basiście.
- Zatańcz - rozkazuje po raz kolejny. Dziwi mnie to, bo wiedział, że nie potrafię. Udaję, że nie słyszę i opuszczam pomieszczenie.
- YUTAKA! - krzyczy, na co ja wracam do sypialni.
- Słucham? - pytam spokojnie, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Masz zatańczyć, zrozumiałeś? - przybiera spokojny ton głosu, a na ustach pojawia się kpiący uśmiech. - Jesteś dzisiaj moją dziwką, podnieć mnie, kotku.
Zamieram, dokładnie analizując słowa Reity. Po raz pierwszy się tak zachowuje, czego nie mogę wytłumaczyć. Dlaczego, Akira?
- Długo mam jeszcze czekać? - dodaje po chwili, wyraźnie niezadowolony z tego, że nie przystąpiłem do działania. Kilka słonych łez spływa po mojej twarzy, ale szybko je ocieram i wrzucam ciepłą bluzę, zostając w opinającej bokserce i równie obcisłych rurkach.
Na początku poruszam się bardzo nie pewnie, nucąc w myślach Filth in the beauty. Nie wiem, co dokładnie powinienem robić, lecz w końcu zdaję się na intuicję.
Kręce zmysłowo biodrami, rozchylając lekko usta. Nie podoba mi się to, co robię, ale chcę by blondynowi się podobało. Dłonią sunę po torsie, kończąc wędrówkę na kroczu, które uciskam. Cichy jęk wydobywa się z moich ust, na co uchylam powieki i spoglądam na siedzącego na łóżku Akirę. Od razu zauważam, że się podnieca tym, co robię.
Powoli podchodzę do łóżka, uprzednio zrzucając z siebie bokserkę. Popycham Reitę na poduszki, siadając na jego biodrach. Zmysłowo ocieram się o jego sztywną już męskość, co powoduje, że z jego ust wydobywa się krótki jęk. Pochylam się nad nim i całuję jego wargi.
Kiedy kończę, dostaję w twarz. Z pewnością zrobiłem coś, co nie spodobało się blondynowi.
- Nie pozwoliłem ci się całować - syczy, po chwili lądując nade mną. - Marna z ciebie, kurwa, Kai - po tych słowach zdziera ze mnie rurki i bokserki. Drżę, chyba po raz pierwszy ze strachu.
- Pamiętaj, jesteś moją dziwką, więc mogę zrobić z tobą, co chcę - mruczy mi do ucha, przez co dreszcz przechodzi przez całe moje ciało. Nie wiem, czego mam się spodziewać.
W końcu pozbywa się swoich ubrań i boleśnie zaciska dłoń na moim penisie. Jęczę, lecz wcale nie z przyjemności. Moja reakcja go rozbawia; śmieje się głośno, potęgując ból. Odwracam głowę w bok, bo nie chcę na to patrzeć. Coś się w nim zmieniło. Już nie jest taki jak wcześniej. Mam wrażenie, że jest inną osobą.
Krzyczę głośno, gdy bez ostrzeżenia we mnie wchodzi. Łzy zaczynają wypływać spod przymkniętych powiek. Ból jest rozdzierający, mam wrażenie, że rozrywa mnie od środka.
Od razu zaczyna się szybko poruszać. Czuję, jak po moich udach spływa krew.
- Przestań - szepczę, na co po raz kolejny wymierza mi policzek. Nie mam siły się bronić. Czekam, aż skończy.
Po paru pchnięciach dochodzi, od razu się ze mnie wysuwając. Kładzie się obok, próbując unormować oddech. Zakrywam się szczelnie kołdrą i ostatkiem sił odwracam się tyłem do niego. Już nie dbam o to, że może się to źle dla mnie skończy. Pierwszy raz nie chcę na niego patrzeć.
Czuję jak mnie przytula i całuje we włosy. Wiem, że podnosi się na łokciu i pochyla nade mną.
- Robię to, bo cię kocham, wiesz? Nie chcę cię stracić - słyszę, po czym zasypiam z nadzieją, że kolejnego dnia będzie lepiej.
Pairing: Reita x Kai
Gatunek: Angst
Ostrzeżenia: Przemoc, przekleństwa, seks, zamierzone powtórzenia
N/A: Pierwszy fick, jaki napisałem jakiś czas temu. Nie jestem przekonany, czy dobrze robię wstawiając go tutaj, ale myślę, że to dobry czas, by pokazać coś innego. Liczę na opinie i komentarze. Tyle ode mnie, zapraszam do przeczytania.
Pierwszy lutego; dzień, który wniósł wiele szczęścia, i równie tyle bólu. Nie wiem już sam, czego jest więcej. Dziwne, że tak jest mi dobrze, pomimo cierpienia, które potęguje się z dnia na dzień, godziny na godzinę, minuty na minutę. Świadomość, że darzy mnie tym osoba, której powierzyłem całe swoje życie skutecznie koi smutek, rozlewający się w moim sercu.
Pewnie większość będzie się zastanawiała nad tym, dlaczego się na to godzę? Odpowiedź jest prosta - to miłość błaga, bym znosił to wszystko. Muszę, bo chcę być z nim do końca. Do samego pieprzonego końca, który nadejdzie w chwili naszej śmierci.
Mam gdzieś słowa przyjaciół, którzy mówią, że lepiej by było gdybym zostawił Akirę.Wiem, że się martwią, ale jestem już dużym chłopcem, który wie, czego chce. Nie mógłbym odejść, za bardzo go kocham. Nie potrafiłbym bez niego żyć. Nie mogę się odciąć, bo pokochałem ten ból tak samo, jak i jego. Chociaż muszę przyznać, że uczucie do niego jest silniejsze.
Wypełnia cały mój świat, a ja jego. Czy na pewno? Nie mam pojęcia.
Wiem, że bez powodu tego nie robi. Są dni, w których jest innym człowiekiem. Kiedy emocje i alkohol nie biorą góry, jest dla mnie taki dobry. Ale wtedy tęsknię; tęsknię za uderzeniami jego dłoni, za krzykiem, kiedy się zdenerwuje. Lubię momenty, w których jest tak brutalny. Nie uciekam, wręcz przeciwnie.
Często sam nadstawiam policzek, bo przyznaję się do czegoś, czego nie zrobiłem. Tłumaczę, że nie mogłem na to wszystko patrzeć, że miałem dość. Nieświadomy mojego kłamstwa, wierzy w moje słowa. Kłamię, bo chcę chronić kumpli z zespołu. Alkohol znika, kiedy tylko się u nas pojawiają. Robią to wszystko po to, by przestać na chwilę żyć z myślą, że kiedy Reita się upije, zrobi mi krzywdę. Nie znieśliby, gdyby stracili lidera zespołu. Zakończyłaby się wtedy ich kariera, a tego nie chcieli. Zwłaszcza, że zbyt długo pracowali, by wznieść się na szczyt sławy. Jak mogliby nagle zniknąć? Ja wierzyłem, że i tak sobie poradzą.Ale wtedy ich drogi mogłyby się rozejść. Każdy poszedłby w swoją stronę.
- Kai, mógłbyś przynieść mi piwo? - głos nie wyraża prośby, lecz rozkaz. Idę do sypialni i staję w drzwiach.
- Ale, Akira.. - chciałbym, by choć raz nie pił. Brakuje mi od kilku dni jego bliskości.
- Przynieś mi piwo, proszę - odpowiada z narastającą złością, czym przerywa moją wypowiedź. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, będzie zły. Nie, nie zły, wściekły.
Cofam się, ale wiem, że zaprzeczam samemu sobie. Jednak ten jeden jedyny raz nie stawiam się i idę do lodówki, z której wyjmuję trunek, zanosząc go basiście.
- Zatańcz - rozkazuje po raz kolejny. Dziwi mnie to, bo wiedział, że nie potrafię. Udaję, że nie słyszę i opuszczam pomieszczenie.
- YUTAKA! - krzyczy, na co ja wracam do sypialni.
- Słucham? - pytam spokojnie, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Masz zatańczyć, zrozumiałeś? - przybiera spokojny ton głosu, a na ustach pojawia się kpiący uśmiech. - Jesteś dzisiaj moją dziwką, podnieć mnie, kotku.
Zamieram, dokładnie analizując słowa Reity. Po raz pierwszy się tak zachowuje, czego nie mogę wytłumaczyć. Dlaczego, Akira?
- Długo mam jeszcze czekać? - dodaje po chwili, wyraźnie niezadowolony z tego, że nie przystąpiłem do działania. Kilka słonych łez spływa po mojej twarzy, ale szybko je ocieram i wrzucam ciepłą bluzę, zostając w opinającej bokserce i równie obcisłych rurkach.
Na początku poruszam się bardzo nie pewnie, nucąc w myślach Filth in the beauty. Nie wiem, co dokładnie powinienem robić, lecz w końcu zdaję się na intuicję.
Kręce zmysłowo biodrami, rozchylając lekko usta. Nie podoba mi się to, co robię, ale chcę by blondynowi się podobało. Dłonią sunę po torsie, kończąc wędrówkę na kroczu, które uciskam. Cichy jęk wydobywa się z moich ust, na co uchylam powieki i spoglądam na siedzącego na łóżku Akirę. Od razu zauważam, że się podnieca tym, co robię.
Powoli podchodzę do łóżka, uprzednio zrzucając z siebie bokserkę. Popycham Reitę na poduszki, siadając na jego biodrach. Zmysłowo ocieram się o jego sztywną już męskość, co powoduje, że z jego ust wydobywa się krótki jęk. Pochylam się nad nim i całuję jego wargi.
Kiedy kończę, dostaję w twarz. Z pewnością zrobiłem coś, co nie spodobało się blondynowi.
- Nie pozwoliłem ci się całować - syczy, po chwili lądując nade mną. - Marna z ciebie, kurwa, Kai - po tych słowach zdziera ze mnie rurki i bokserki. Drżę, chyba po raz pierwszy ze strachu.
- Pamiętaj, jesteś moją dziwką, więc mogę zrobić z tobą, co chcę - mruczy mi do ucha, przez co dreszcz przechodzi przez całe moje ciało. Nie wiem, czego mam się spodziewać.
W końcu pozbywa się swoich ubrań i boleśnie zaciska dłoń na moim penisie. Jęczę, lecz wcale nie z przyjemności. Moja reakcja go rozbawia; śmieje się głośno, potęgując ból. Odwracam głowę w bok, bo nie chcę na to patrzeć. Coś się w nim zmieniło. Już nie jest taki jak wcześniej. Mam wrażenie, że jest inną osobą.
Krzyczę głośno, gdy bez ostrzeżenia we mnie wchodzi. Łzy zaczynają wypływać spod przymkniętych powiek. Ból jest rozdzierający, mam wrażenie, że rozrywa mnie od środka.
Od razu zaczyna się szybko poruszać. Czuję, jak po moich udach spływa krew.
- Przestań - szepczę, na co po raz kolejny wymierza mi policzek. Nie mam siły się bronić. Czekam, aż skończy.
Po paru pchnięciach dochodzi, od razu się ze mnie wysuwając. Kładzie się obok, próbując unormować oddech. Zakrywam się szczelnie kołdrą i ostatkiem sił odwracam się tyłem do niego. Już nie dbam o to, że może się to źle dla mnie skończy. Pierwszy raz nie chcę na niego patrzeć.
Czuję jak mnie przytula i całuje we włosy. Wiem, że podnosi się na łokciu i pochyla nade mną.
- Robię to, bo cię kocham, wiesz? Nie chcę cię stracić - słyszę, po czym zasypiam z nadzieją, że kolejnego dnia będzie lepiej.
środa, 29 stycznia 2014
Dirty Dancing cz. 8 (Reituki Version)
Zdecydowanym krokiem przestąpiłem próg budynku. Od razu uderzyła we mnie intensywna czerwień ścian, co było typowe dla takich miejsc. Odetchnąłem, głęboko i zacząłem przemierzać długi korytarz, aż do gabinetu, ze śmieszną dla mnie tabliczką - DYREKTOR. Nie sądziłem, że w takim miejscu używają takich stanowisk. Zaśmiałem się cicho, od razu naciskając klamkę.
Wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie przyjemny aromat cynamonu, co również było dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że mimo charakteru budynku, było coś, co tworzyło przyjemną aurę. W końcu przestał mnie dziwić fakt, że większość klientów tak zachwalała sobie to miejsce. Można było nawet powiedzieć, że siła z jaką to przyciągało, była bardzo silna. A pomyśleć, że dobra renoma może zdziałać cuda. Jednak to nie było to; droga, którą przekazywano sobie ten dom, należała do tych szeptanych. Musiała być bardzo dobra.
****
Krótka rozmowa, przyjemna dla nas obojga. Zaskoczył mnie fakt, że Takanori tak po prostu mógł opuścić to miejsce. Spodziewałem się, że zostanę odprawiony z kwitkiem. Yori się myliła; to było o wiele prostsze niż mogło się jej wydawać.
Została tylko jedna kwestia; co powiem młodemu, kiedy dotrę do jego pokoju. Nie wejdę tam przecież i nie powiem, że ma się pakować, bo zabieram go do siebie. No, bo jak by to brzmiało? Hej, Takanori~ Pakuj się i zabieram cię do domu, bo chcę cię uwolnić od tego wszystkiego, co jest tutaj? Jedziemy do mnie, bo chcę byś był tylko mój? Bo cię kocham?
Musiałem poukładać słowa w głowie, żeby to, co mam mu do powiedzenia zabrzmiało poprawnie; tak, jakby on chciał to usłyszeć. Bałem się, że mnie odrzuci. Powie, że mam się wynosić, bo nie chce opuszczać tego miejsca, bo chce, by nasze relacje były takie, jakie są teraz. Zrozumiałbym, ale chyba nie potrafił dłużej tutaj przychodzić. Nie umiałbym udawać, że szanuję jego zdanie i nie chcę na nic naciskać, że poczekam na moment, w którym będzie gotowy na taki krok. A co jeśli nigdy nie będzie? Co jeśli nie zechce takiego życia, bo może o nim zapomniał i zaczął stabilizować się z tym, który zaoferowano mu tutaj?
Dotarłem na miejsce, wszedłem, a Takanori radośnie poderwał się z łóżka i rzucił mi się na szyję. Przytuliłem go mocno do siebie, palce wplatając w jego miękkie włosy. Kiedy się ode mnie odsunął, pocałowałem go w czoło, chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę łóżka.
Ruki spojrzał na mnie zdziwiony, jednak posłusznie zajął miejsce obok mnie. Nieśmiało splotłem nasze palce, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę jego dłoni. Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem w jego piękne, małe oczka.
- Takanori - zacząłem, ale głos załamał mi się i nie mogłem powiedzieć nic więcej.
- Tak? - zapytał zaskoczony brakiem odwagi z mojej strony.
- Jak bardzo byłbyś zaskoczony, gdyby okazało się... - przerwałem, spuszczając wzrok w podłogę. Zaczął mnie bardzo interesować puchaty, czarny dywan.
- Okazało się, co? - ponaglił, unosząc mój podbródek i zmuszając do ponownego kontaktu wzrokowego.
- Gdyby okazało się, że mogę cię zabrać do siebie, a tobie pozostaje jedynie spakowanie się i udanie do wyjścia. Być może nawet żegnając się z tym miejscem środkowym palcem, co jest bardzo w twoim typie - wypowiedziałem na jednym wdechu i oczekiwałem odpowiedzi.
- Um, Akira, oczywiście, że byłbym zaskoczony i szczęśliwy, ale obaj wiemy, że jest to niemożliwe. Nie pozwolą mi odejść - odpowiedział uśmiechając się przepraszająco, po czym nerwowo zagryzł dolną wargę.
- Tak jak powiedziałem, pakuj się i czekaj tutaj mnie. Zaraz podjadę bliżej i pomogę ci z rzeczami - pocałowałem go prosto w usta i podniosłem się.
- Akira! - Takanori zawołał zdziwiony, na co odwróciłem się, posyłając mu uśmiech.
- Słucham?
- Albo sobie żartujesz, albo jesteś całkowicie poważny. Powiedz mi to jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć - poprosił, a ja po raz pierwszy mogłem zauważyć blask radości w jego oczach.
- Jedziemy do domu, pakuj się - powtórzyłem, a Ruki podbiegł do mnie i podskoczył, oplatając nogami moje biodra.
- Dziękuję - wyszeptał, a po chwili poczułem na szyi jego łzy. Postawiłem go na podłodze, a twarz objąłem dłońmi.
- Nie rycz, głupku - odpowiadam i ścieram kciukami słone strużki.
- Sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - zaszlochał i sięgnął do moich ust. Odpowiedziałem na pieszczotę i wyszedłem po samochód.
Chwilę później byliśmy w drodze do naszego już domu.
Wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie przyjemny aromat cynamonu, co również było dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że mimo charakteru budynku, było coś, co tworzyło przyjemną aurę. W końcu przestał mnie dziwić fakt, że większość klientów tak zachwalała sobie to miejsce. Można było nawet powiedzieć, że siła z jaką to przyciągało, była bardzo silna. A pomyśleć, że dobra renoma może zdziałać cuda. Jednak to nie było to; droga, którą przekazywano sobie ten dom, należała do tych szeptanych. Musiała być bardzo dobra.
****
Krótka rozmowa, przyjemna dla nas obojga. Zaskoczył mnie fakt, że Takanori tak po prostu mógł opuścić to miejsce. Spodziewałem się, że zostanę odprawiony z kwitkiem. Yori się myliła; to było o wiele prostsze niż mogło się jej wydawać.
Została tylko jedna kwestia; co powiem młodemu, kiedy dotrę do jego pokoju. Nie wejdę tam przecież i nie powiem, że ma się pakować, bo zabieram go do siebie. No, bo jak by to brzmiało? Hej, Takanori~ Pakuj się i zabieram cię do domu, bo chcę cię uwolnić od tego wszystkiego, co jest tutaj? Jedziemy do mnie, bo chcę byś był tylko mój? Bo cię kocham?
Musiałem poukładać słowa w głowie, żeby to, co mam mu do powiedzenia zabrzmiało poprawnie; tak, jakby on chciał to usłyszeć. Bałem się, że mnie odrzuci. Powie, że mam się wynosić, bo nie chce opuszczać tego miejsca, bo chce, by nasze relacje były takie, jakie są teraz. Zrozumiałbym, ale chyba nie potrafił dłużej tutaj przychodzić. Nie umiałbym udawać, że szanuję jego zdanie i nie chcę na nic naciskać, że poczekam na moment, w którym będzie gotowy na taki krok. A co jeśli nigdy nie będzie? Co jeśli nie zechce takiego życia, bo może o nim zapomniał i zaczął stabilizować się z tym, który zaoferowano mu tutaj?
Dotarłem na miejsce, wszedłem, a Takanori radośnie poderwał się z łóżka i rzucił mi się na szyję. Przytuliłem go mocno do siebie, palce wplatając w jego miękkie włosy. Kiedy się ode mnie odsunął, pocałowałem go w czoło, chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę łóżka.
Ruki spojrzał na mnie zdziwiony, jednak posłusznie zajął miejsce obok mnie. Nieśmiało splotłem nasze palce, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę jego dłoni. Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem w jego piękne, małe oczka.
- Takanori - zacząłem, ale głos załamał mi się i nie mogłem powiedzieć nic więcej.
- Tak? - zapytał zaskoczony brakiem odwagi z mojej strony.
- Jak bardzo byłbyś zaskoczony, gdyby okazało się... - przerwałem, spuszczając wzrok w podłogę. Zaczął mnie bardzo interesować puchaty, czarny dywan.
- Okazało się, co? - ponaglił, unosząc mój podbródek i zmuszając do ponownego kontaktu wzrokowego.
- Gdyby okazało się, że mogę cię zabrać do siebie, a tobie pozostaje jedynie spakowanie się i udanie do wyjścia. Być może nawet żegnając się z tym miejscem środkowym palcem, co jest bardzo w twoim typie - wypowiedziałem na jednym wdechu i oczekiwałem odpowiedzi.
- Um, Akira, oczywiście, że byłbym zaskoczony i szczęśliwy, ale obaj wiemy, że jest to niemożliwe. Nie pozwolą mi odejść - odpowiedział uśmiechając się przepraszająco, po czym nerwowo zagryzł dolną wargę.
- Tak jak powiedziałem, pakuj się i czekaj tutaj mnie. Zaraz podjadę bliżej i pomogę ci z rzeczami - pocałowałem go prosto w usta i podniosłem się.
- Akira! - Takanori zawołał zdziwiony, na co odwróciłem się, posyłając mu uśmiech.
- Słucham?
- Albo sobie żartujesz, albo jesteś całkowicie poważny. Powiedz mi to jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć - poprosił, a ja po raz pierwszy mogłem zauważyć blask radości w jego oczach.
- Jedziemy do domu, pakuj się - powtórzyłem, a Ruki podbiegł do mnie i podskoczył, oplatając nogami moje biodra.
- Dziękuję - wyszeptał, a po chwili poczułem na szyi jego łzy. Postawiłem go na podłodze, a twarz objąłem dłońmi.
- Nie rycz, głupku - odpowiadam i ścieram kciukami słone strużki.
- Sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - zaszlochał i sięgnął do moich ust. Odpowiedziałem na pieszczotę i wyszedłem po samochód.
Chwilę później byliśmy w drodze do naszego już domu.
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Happy Birthday, Akiko~
Dzisiaj Akiko obchodzi 18-ste urodziny~ Z tej okazji przygotowałem krótki one shot, który mam nadzieję, że spodoba się i wam, i głównej autorce.
Wszystkiego najlepszego siostrzyczko <3
Do dziś pamiętam dokładnie wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia.
Jego dłonie, błądzące po moim nagim ciele, poznając przy tym każdy jego skrawek.
Usta, które przyprawiały mnie o dreszcze.
Oddech, który idealnie pieścił moje wargi, ucho.
Cichy szept, który sprawiał, że pragnąłem więcej i więcej, choć na tyle nigdy nie zasłużyłem.
On dał mi to wszystko, pomimo, że nie do końca byłem fair.
Mimo, że czasem moje słowa go raniły.
Łamałem jego serce, mówiąc, że nie powinniśmy być razem, że lepiej by było, gdyby odszedł.
Jednak cały czas był przy mnie, nigdy nie chciał odejść.
Wierzył w nas, ten związek i w to, że będzie lepiej.
Kiedy ja traciłem nadzieję, wciąż mi ją przywracał.
Kochałem go, on mnie, ale nie mogłem, nie zasługiwałem.
Był, choć wiele razy powtarzałem, że chcę być sam, że go nie potrzebuję.
W głębi chciałem, by został na zawsze, lecz bałem się.
Obawiałem się, że nadejdzie dzień, w którym powie mi, że to koniec.
Nie przeżyłbym tego, nie.
Wołałem go za każdym razem, kiedy chciałem być blisko niego.
Móc całować jego wargi, które chłodził metalowy kolczyk, jaki w niej nosił.
Był mój, a ja jego.
Byliśmy jednością, tak idealną, iż wielu dziwiło się, że potrafimy tak długo cieszyć się sobą.
Ile to już lat?
Dziesięć, jednak oboje tego nie czujemy.
Mamy wrażenie, że poznaliśmy się wczoraj.
Jest to cudowne uczucie, które wypełnia nasze serca.
Tak zapatrzeni w siebie, że cały świat przestaje przy nas istnieć.
Jesteśmy tylko my, nikogo więcej.
Tworzymy idealną więź, można powiedzieć, nierozerwalną.
Takie coś nie dzieje się bez powodu; wierzę, że jest to przeznaczenie.
Dziś moje urodziny; zastanawiam się, czy pamięta.
Oczywiście, że tak.
Yuu nigdy nie zapomina.
Co roku dba, by ten dzień był najpiękniejszym dla nas obu.
Zawsze taki jest, bez względu na to, co przygotuje.
Wystarczy mi sama jego obecność; jest moim największym prezentem.
To, że jest obok, sprawia, że mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jestem szczęśliwy.
Słyszę, jak wchodzi do mieszkania.
Jego kroki rozpoznam wszędzie.
Znam go na pamięć.
Wiem, że kieruje się do kuchni, by przygotować kolację.
Wstaję z kanapy i biegnę do niego, by po chwili rzucić mu się na szyję i po raz kolejny powtórzyć mu, jak bardzo go kocham.
Obejmuje mnie mocno ramionami, dając mi poczucie bezpieczeństwa.
Jego gorący oddech otula moje ucho, jednocześnie powodując dreszcz, który sunie wzdłuż mojego kręgosłupa.
Yuu wyczuwa go, odsuwa się nieznacznie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku, na który mruczę z aprobatą.
Wiem już, że kolacja będzie musiał chwilę poczekać.
Zarzucam mu ręce na szyję, dając prowadzić się ku sypialni, po drodze zaczynając gubić odzież, którą mamy na sobie.
Kiedy jesteśmy już na miejscu, Yuu bierze mnie na ręce i delikatnie kładzie na łóżku.
Patrzę na niego, wyciągając do niego dłoń, którą chwyta i siada ma moim biodrach.
Jego ciężar jest przyjemny.
Przejeżdżam palcem wskazującym wzdłuż jego torsu, zatrzymując się przy pasku od spodni.
Spoglądam na niego sugestywnie, na co zrywa się z łóżka i pozbywa się ich wraz z bielizną.
Wciągam głośno powietrze, gdy ukazuje się przede mną w pełnej krasie.
Wygląda niczym bóg; jest moim bogiem.
Wraca do mnie, ale tym razem zajmuje miejsce pomiędzy moimi nogami.
Zsuwa z moich bioder dresowe spodnie, pod którymi nic nie mam.
Pochyla się nade mną i łączy nasze usta w przepełnionym miłością pocałunku.
Odpowiadam równie zachłannie, a moje ręce rozpoczynają wędrówkę po jego nagich plecach.
Zatrzymuję się przy jego pośladkach, przenosząc dłonie na biodra.
Yuu znaczy moją szyję kilkoma malinkami, przez co moje ciało wygina się w lekki łuk.
Proszę go, by się nie bawił, tylko od razu spełnia moją prośbę.
Sięga do nocnej szafki po lubrykant, po chwili wcierając go w swoją męskość.
Czuję jak się we mnie powoli wsuwa.
Odczuwam przyjemne wypełnienie, które tak uzależnia.
Lubię czuć go w sobie; wtedy wiem, że jesteśmy jednym.
Kilka powolnych ruchów, które w końcu nabierają szybkiego tempa.
Jęczę głośno, kiedy bez problemu trafia w moją prostatę.
Do końca uderza tylko w ten punkt.
Dochodzimy oboje, wykrzykując swoje imiona.
Jest mi niezmiernie dobrze.
Nie chodzi tutaj o fizyczność.
Obracam się na bok, twarzą do niego.
Posyłam mu delikatny uśmiech, na co on z uczuciem głaszcze mnie po policzku.
Przysuwam się bliżej i składam na jego ustach motyli pocałunek.
Kocham cię, Kouyou~
Kocham cię, Yuu.
Wszystkiego najlepszego, skarbie~
Wszystkiego najlepszego siostrzyczko <3
Do dziś pamiętam dokładnie wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia.
Jego dłonie, błądzące po moim nagim ciele, poznając przy tym każdy jego skrawek.
Usta, które przyprawiały mnie o dreszcze.
Oddech, który idealnie pieścił moje wargi, ucho.
Cichy szept, który sprawiał, że pragnąłem więcej i więcej, choć na tyle nigdy nie zasłużyłem.
On dał mi to wszystko, pomimo, że nie do końca byłem fair.
Mimo, że czasem moje słowa go raniły.
Łamałem jego serce, mówiąc, że nie powinniśmy być razem, że lepiej by było, gdyby odszedł.
Jednak cały czas był przy mnie, nigdy nie chciał odejść.
Wierzył w nas, ten związek i w to, że będzie lepiej.
Kiedy ja traciłem nadzieję, wciąż mi ją przywracał.
Kochałem go, on mnie, ale nie mogłem, nie zasługiwałem.
Był, choć wiele razy powtarzałem, że chcę być sam, że go nie potrzebuję.
W głębi chciałem, by został na zawsze, lecz bałem się.
Obawiałem się, że nadejdzie dzień, w którym powie mi, że to koniec.
Nie przeżyłbym tego, nie.
Wołałem go za każdym razem, kiedy chciałem być blisko niego.
Móc całować jego wargi, które chłodził metalowy kolczyk, jaki w niej nosił.
Był mój, a ja jego.
Byliśmy jednością, tak idealną, iż wielu dziwiło się, że potrafimy tak długo cieszyć się sobą.
Ile to już lat?
Dziesięć, jednak oboje tego nie czujemy.
Mamy wrażenie, że poznaliśmy się wczoraj.
Jest to cudowne uczucie, które wypełnia nasze serca.
Tak zapatrzeni w siebie, że cały świat przestaje przy nas istnieć.
Jesteśmy tylko my, nikogo więcej.
Tworzymy idealną więź, można powiedzieć, nierozerwalną.
Takie coś nie dzieje się bez powodu; wierzę, że jest to przeznaczenie.
Dziś moje urodziny; zastanawiam się, czy pamięta.
Oczywiście, że tak.
Yuu nigdy nie zapomina.
Co roku dba, by ten dzień był najpiękniejszym dla nas obu.
Zawsze taki jest, bez względu na to, co przygotuje.
Wystarczy mi sama jego obecność; jest moim największym prezentem.
To, że jest obok, sprawia, że mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jestem szczęśliwy.
Słyszę, jak wchodzi do mieszkania.
Jego kroki rozpoznam wszędzie.
Znam go na pamięć.
Wiem, że kieruje się do kuchni, by przygotować kolację.
Wstaję z kanapy i biegnę do niego, by po chwili rzucić mu się na szyję i po raz kolejny powtórzyć mu, jak bardzo go kocham.
Obejmuje mnie mocno ramionami, dając mi poczucie bezpieczeństwa.
Jego gorący oddech otula moje ucho, jednocześnie powodując dreszcz, który sunie wzdłuż mojego kręgosłupa.
Yuu wyczuwa go, odsuwa się nieznacznie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku, na który mruczę z aprobatą.
Wiem już, że kolacja będzie musiał chwilę poczekać.
Zarzucam mu ręce na szyję, dając prowadzić się ku sypialni, po drodze zaczynając gubić odzież, którą mamy na sobie.
Kiedy jesteśmy już na miejscu, Yuu bierze mnie na ręce i delikatnie kładzie na łóżku.
Patrzę na niego, wyciągając do niego dłoń, którą chwyta i siada ma moim biodrach.
Jego ciężar jest przyjemny.
Przejeżdżam palcem wskazującym wzdłuż jego torsu, zatrzymując się przy pasku od spodni.
Spoglądam na niego sugestywnie, na co zrywa się z łóżka i pozbywa się ich wraz z bielizną.
Wciągam głośno powietrze, gdy ukazuje się przede mną w pełnej krasie.
Wygląda niczym bóg; jest moim bogiem.
Wraca do mnie, ale tym razem zajmuje miejsce pomiędzy moimi nogami.
Zsuwa z moich bioder dresowe spodnie, pod którymi nic nie mam.
Pochyla się nade mną i łączy nasze usta w przepełnionym miłością pocałunku.
Odpowiadam równie zachłannie, a moje ręce rozpoczynają wędrówkę po jego nagich plecach.
Zatrzymuję się przy jego pośladkach, przenosząc dłonie na biodra.
Yuu znaczy moją szyję kilkoma malinkami, przez co moje ciało wygina się w lekki łuk.
Proszę go, by się nie bawił, tylko od razu spełnia moją prośbę.
Sięga do nocnej szafki po lubrykant, po chwili wcierając go w swoją męskość.
Czuję jak się we mnie powoli wsuwa.
Odczuwam przyjemne wypełnienie, które tak uzależnia.
Lubię czuć go w sobie; wtedy wiem, że jesteśmy jednym.
Kilka powolnych ruchów, które w końcu nabierają szybkiego tempa.
Jęczę głośno, kiedy bez problemu trafia w moją prostatę.
Do końca uderza tylko w ten punkt.
Dochodzimy oboje, wykrzykując swoje imiona.
Jest mi niezmiernie dobrze.
Nie chodzi tutaj o fizyczność.
Obracam się na bok, twarzą do niego.
Posyłam mu delikatny uśmiech, na co on z uczuciem głaszcze mnie po policzku.
Przysuwam się bliżej i składam na jego ustach motyli pocałunek.
Kocham cię, Kouyou~
Kocham cię, Yuu.
Wszystkiego najlepszego, skarbie~
piątek, 24 stycznia 2014
Me, Myself & I (Rozdział 1)
[Aoi]
Czytałem z zapartym tchem kolejny wpis na blogu Takanoriego. Tym razem pisał pod kątem bardziej osobistym. Przedstawiał w nim całe dotychczasowe życie, które tak idealnie ukrywał. Emocje, z jakimi to pisał, momentami przyprawiały mnie o dreszcze, czasem łzy wzruszenia. Pomimo młodego wieku, na prawdę wiele przeżył.
Intrygował mnie; odczuwałem potrzebę bliższego poznania jego osoby. Wiedziałem, że może nie będzie tego chciał, bo w końcu zapamiętał mnie, jako istnego idiotę. Zachowywałem się jak człowiek pozbawiony, wszystkich możliwych, klepek w mózgu. Ale robiłem to tylko na pokaz, chciałem zwrócić na siebie uwagę. Jego uwagę. Jednak nie wyszło; nim zdobyłem się na odwagę, odszedł z naszej szkoły. Do dziś nieznany mi jest prawdziwy powód. Nie wierzyłem w ten, który podał na blogu. Wątpiłem wręcz w taką możliwość.
Wpis wydawał mi się bardzo prawdziwy. Nigdy nie spotkałem osoby, która w taki sposób opowiadałaby o swoim życiu. Z pewnością nie spodziewałem się tego po małym Matsumoto. Nie żebym się naśmiewał, czy coś. Jego niski wzrost powodował, że mimo mocnego makijażu i wyzywającego stroju, wyglądał bardzo uroczo. Uroczo? Yuu, w jaki sposób o nim myślisz?, zganiłem się w myślach. Nie byłem gejem, przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało.
Nie byłem zbyt popularny, choć większość osób wręcz ciągnęło do mnie; zwłaszcza słodkie panienki świecące biustem przy każdej okazji. Nie żeby mi się to nie podobało; po prostu nie lubiłem tego typu dziewczyn. Moim ideałem były kobiety, które swoją naturalnością przyciągały spojrzenia wielu mężczyzn. Co nie zmieniało faktu, że ładny makijaż wcale mi nie przeszkadzał. Mógłbym być właśnie z kimś takim, jak Ruki. Nie, on przecież jest facetem, pomyślałem szybko i wyrzuciłem z głowy taką możliwość.
Musiałem jednak przyznać, że młody coraz częściej zaprzątał mi głowę. Nie było chwili, w której nie przyszedłby mi na myśl. Nawet w najprostszych czynnościach zastanawiałem się, w jaki sposób by to zrobił. Wzrok, którym obdarzałem dziewczyny, powodował, że po raz kolejny pojawiał się w moich myślach. Podświadomie nawet chciałem o nim myśleć. Nie mogłem się uwolnić od widoku jego twarzy. W każdym klubie, dookoła widziałem tylko jego. Czyżbym się faktycznie zakochał, zauroczył w mężczyźnie.
Ja, Shiroyama Yuu, obecnie w wieku dwudziestu czterech lat, oświadczam, że najprawdopodobniej jestem gejem. Dlaczego tak? Bo nadal kierowałem wzrok na piękne kobiety. Może w takim razie biseksualny? Raczej nie; nie mógłbym sobie wyobrazić pociągu do obu płci. Czyli jednak homo? To by wyjaśniało, dlaczego dziewczyny nie wzbudzają mojego pożądania. Za to młody, tak. Nie raz na myśl o nim robiło mi się ciasno w spodniach. Zwłaszcza, jeśli myślałem o nim wieczorami.
Były momenty, w których zastanawiałem się nad samym sobą. Bywało, że byłem zagubiony i nie do końca rozumiałem samego siebie. Dlatego też miałem dużo wątpliwości, jeśli chodziło o określenie siebie. Do tej pory wystarczała mi moja gitara, na której często komponowałem jakieś utwory. To było dla mnie wszystkim; niczego mi więcej nie brakowało, nawet osoby, dla której mógłbym wygrywać stworzone przez siebie melodie. Teraz wiedziałem, że potrzebuję konkretnej osoby; był nią Takanori.
***************************************************************************
[Reita]
Czasami wydaje mi się, że stoję nad przepaścią. Słyszę głośne tykania zegara, który odmierza mój czas. Muszę podjąć decyzję; skoczę, albo zawrócę, by zmierzyć się z przeciwnościami losu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo; że sam nie dam sobie z tym wszystkim rady. Skok, czy nazywając rzeczy po imieniu, samobójstwo, jest tak łatwe. Brak tylko odwagi na taki krok. Mam ochotę to zrobić, bo mam dość tego świata.
Czytam na głos wpis z kilku dni wstecz. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, kim jest autor tego bloga. The Suicide Circus, nazwa trochę mnie przeraża. Po pseudonimie kojarzę osobę, która go tworzy. Przypominam sobie czasy, kiedy ukradkiem badałem wzrokiem drobną postać blond chłopaka. Nawet o mnie nie wiedział; jeśli tak, to na pewno znał mnie jedynie z widzenia, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu. Nigdy jednak nie obdarzył mnie spojrzeniem. Może nie chciał, może miał ku temu powody.
Nie raz słyszałem, kiedy o nim szeptano. Uczniowie wymyślali plotki na jego temat, zupełnie go nie znając. W sumie, chyba nikt go nie znał. Rozmawiał tylko z kilkoma osobami, z którymi wychodził na przerwach zapalić papierosa. Tylko ich się trzymał, kiedy tylko pojawiał się w szkole. Na samym początku widywałem go codziennie; po jakimś czasie jego obecność była sporadyczna. Martwiłem się o niego, choć nikt o tym nie wiedział. Nawet on sam nie miał o tym pojęcia. Jak można martwić się o osobę, której się nie zna? Owszem, można, jeśli tylko nam na niej zależy. A mnie zależało, podobał mi się, chciałem go poznać.
Jedynym powodem, dla którego nigdy nie zamieniłem z nim słowa, był nie kto inny, jak Shiroyama Yuu. Widziałem jak pożerał go wzrokiem, prawie przy tym rozbierając. Nie raz zauważałem w jego oczach pożądanie, kiedy spojrzenie kierowane było na młodego.
Heh, nie rozumiałem, dlaczego pomimo wieku, w jakim był Yuu, uczył się z Matsumoto w klasie. Słyszałem wiele teorii na jego temat; podobno nie zdał kilka razy i musiał powtarzać wciąż pierwszą klasę. Mówili też, że jego rodzice ciągle się przeprowadzali, z czego wynikało to, że Shiroyama nigdy nie miał możliwości zaliczenia semestru, co też nie dawało mu szansy na pełne ukończenie rocznika. Nie wierzyłem w żadną plotkę; jedynie on sam znał prawdziwy powód zaistniałej sytuacji.
Marzenia, tak górnolotne. Nie mogę ich spełnić, bo jest to niemożliwe. Każdy mi odmawia, a ja tylko chciałbym żeby mnie usłyszano. Żeby pokazano to, co mam im wszystkim do powiedzenia. Boli, jak cholera, jednak momentami jest to przyjemny ból.
Mam czasem nieodpartą chęć sięgnięcia po żyletkę, jednak brak mi na to odwagi. Nie mogę, chociaż bardzo bym chciał. Nawet jeśli bardzo bym się starał, nie zrobię tego. Boje się bólu, który ten ruch za sobą niesie. Podobno pomaga, koi złamane serce; może i tak, jednak pozostawia to po sobie niechciane blizny, które przez całe życie przypominają o tym, jak powstały. Ale przecież trzeba żyć chwilą, nie przeszłością. Wiem to, dlatego też nie pozwalam sobie na coś takiego. Nie potrafiłbym żyć, gdybym każdego dnia budząc się, widział te kreski na skórze i przypominając sobie, co to oznacza.
Wiem, że Takanori nie żartuje; jest całkowicie poważny. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, którego nie umiem nazwać. Nie wiem też, co ma na celu publiczne okazywanie takich emocji. "...chciałbym żeby mnie usłyszano", brzmi to jak niema prośba o pomoc. Chciałbym jakoś go wesprzeć, ale jest to niemożliwe. Suzuki Akira odpycha od siebie ludzi; tak było, jest i będzie. Nawet jeśli znajdę go i pomogę, nic nie uzyskam. Jedynie kolejne odepchnięcie.
Czytałem z zapartym tchem kolejny wpis na blogu Takanoriego. Tym razem pisał pod kątem bardziej osobistym. Przedstawiał w nim całe dotychczasowe życie, które tak idealnie ukrywał. Emocje, z jakimi to pisał, momentami przyprawiały mnie o dreszcze, czasem łzy wzruszenia. Pomimo młodego wieku, na prawdę wiele przeżył.
Intrygował mnie; odczuwałem potrzebę bliższego poznania jego osoby. Wiedziałem, że może nie będzie tego chciał, bo w końcu zapamiętał mnie, jako istnego idiotę. Zachowywałem się jak człowiek pozbawiony, wszystkich możliwych, klepek w mózgu. Ale robiłem to tylko na pokaz, chciałem zwrócić na siebie uwagę. Jego uwagę. Jednak nie wyszło; nim zdobyłem się na odwagę, odszedł z naszej szkoły. Do dziś nieznany mi jest prawdziwy powód. Nie wierzyłem w ten, który podał na blogu. Wątpiłem wręcz w taką możliwość.
Wpis wydawał mi się bardzo prawdziwy. Nigdy nie spotkałem osoby, która w taki sposób opowiadałaby o swoim życiu. Z pewnością nie spodziewałem się tego po małym Matsumoto. Nie żebym się naśmiewał, czy coś. Jego niski wzrost powodował, że mimo mocnego makijażu i wyzywającego stroju, wyglądał bardzo uroczo. Uroczo? Yuu, w jaki sposób o nim myślisz?, zganiłem się w myślach. Nie byłem gejem, przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało.
Nie byłem zbyt popularny, choć większość osób wręcz ciągnęło do mnie; zwłaszcza słodkie panienki świecące biustem przy każdej okazji. Nie żeby mi się to nie podobało; po prostu nie lubiłem tego typu dziewczyn. Moim ideałem były kobiety, które swoją naturalnością przyciągały spojrzenia wielu mężczyzn. Co nie zmieniało faktu, że ładny makijaż wcale mi nie przeszkadzał. Mógłbym być właśnie z kimś takim, jak Ruki. Nie, on przecież jest facetem, pomyślałem szybko i wyrzuciłem z głowy taką możliwość.
Musiałem jednak przyznać, że młody coraz częściej zaprzątał mi głowę. Nie było chwili, w której nie przyszedłby mi na myśl. Nawet w najprostszych czynnościach zastanawiałem się, w jaki sposób by to zrobił. Wzrok, którym obdarzałem dziewczyny, powodował, że po raz kolejny pojawiał się w moich myślach. Podświadomie nawet chciałem o nim myśleć. Nie mogłem się uwolnić od widoku jego twarzy. W każdym klubie, dookoła widziałem tylko jego. Czyżbym się faktycznie zakochał, zauroczył w mężczyźnie.
Ja, Shiroyama Yuu, obecnie w wieku dwudziestu czterech lat, oświadczam, że najprawdopodobniej jestem gejem. Dlaczego tak? Bo nadal kierowałem wzrok na piękne kobiety. Może w takim razie biseksualny? Raczej nie; nie mógłbym sobie wyobrazić pociągu do obu płci. Czyli jednak homo? To by wyjaśniało, dlaczego dziewczyny nie wzbudzają mojego pożądania. Za to młody, tak. Nie raz na myśl o nim robiło mi się ciasno w spodniach. Zwłaszcza, jeśli myślałem o nim wieczorami.
Były momenty, w których zastanawiałem się nad samym sobą. Bywało, że byłem zagubiony i nie do końca rozumiałem samego siebie. Dlatego też miałem dużo wątpliwości, jeśli chodziło o określenie siebie. Do tej pory wystarczała mi moja gitara, na której często komponowałem jakieś utwory. To było dla mnie wszystkim; niczego mi więcej nie brakowało, nawet osoby, dla której mógłbym wygrywać stworzone przez siebie melodie. Teraz wiedziałem, że potrzebuję konkretnej osoby; był nią Takanori.
***************************************************************************
[Reita]
Czasami wydaje mi się, że stoję nad przepaścią. Słyszę głośne tykania zegara, który odmierza mój czas. Muszę podjąć decyzję; skoczę, albo zawrócę, by zmierzyć się z przeciwnościami losu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo; że sam nie dam sobie z tym wszystkim rady. Skok, czy nazywając rzeczy po imieniu, samobójstwo, jest tak łatwe. Brak tylko odwagi na taki krok. Mam ochotę to zrobić, bo mam dość tego świata.
Czytam na głos wpis z kilku dni wstecz. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, kim jest autor tego bloga. The Suicide Circus, nazwa trochę mnie przeraża. Po pseudonimie kojarzę osobę, która go tworzy. Przypominam sobie czasy, kiedy ukradkiem badałem wzrokiem drobną postać blond chłopaka. Nawet o mnie nie wiedział; jeśli tak, to na pewno znał mnie jedynie z widzenia, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu. Nigdy jednak nie obdarzył mnie spojrzeniem. Może nie chciał, może miał ku temu powody.
Nie raz słyszałem, kiedy o nim szeptano. Uczniowie wymyślali plotki na jego temat, zupełnie go nie znając. W sumie, chyba nikt go nie znał. Rozmawiał tylko z kilkoma osobami, z którymi wychodził na przerwach zapalić papierosa. Tylko ich się trzymał, kiedy tylko pojawiał się w szkole. Na samym początku widywałem go codziennie; po jakimś czasie jego obecność była sporadyczna. Martwiłem się o niego, choć nikt o tym nie wiedział. Nawet on sam nie miał o tym pojęcia. Jak można martwić się o osobę, której się nie zna? Owszem, można, jeśli tylko nam na niej zależy. A mnie zależało, podobał mi się, chciałem go poznać.
Jedynym powodem, dla którego nigdy nie zamieniłem z nim słowa, był nie kto inny, jak Shiroyama Yuu. Widziałem jak pożerał go wzrokiem, prawie przy tym rozbierając. Nie raz zauważałem w jego oczach pożądanie, kiedy spojrzenie kierowane było na młodego.
Heh, nie rozumiałem, dlaczego pomimo wieku, w jakim był Yuu, uczył się z Matsumoto w klasie. Słyszałem wiele teorii na jego temat; podobno nie zdał kilka razy i musiał powtarzać wciąż pierwszą klasę. Mówili też, że jego rodzice ciągle się przeprowadzali, z czego wynikało to, że Shiroyama nigdy nie miał możliwości zaliczenia semestru, co też nie dawało mu szansy na pełne ukończenie rocznika. Nie wierzyłem w żadną plotkę; jedynie on sam znał prawdziwy powód zaistniałej sytuacji.
Marzenia, tak górnolotne. Nie mogę ich spełnić, bo jest to niemożliwe. Każdy mi odmawia, a ja tylko chciałbym żeby mnie usłyszano. Żeby pokazano to, co mam im wszystkim do powiedzenia. Boli, jak cholera, jednak momentami jest to przyjemny ból.
Mam czasem nieodpartą chęć sięgnięcia po żyletkę, jednak brak mi na to odwagi. Nie mogę, chociaż bardzo bym chciał. Nawet jeśli bardzo bym się starał, nie zrobię tego. Boje się bólu, który ten ruch za sobą niesie. Podobno pomaga, koi złamane serce; może i tak, jednak pozostawia to po sobie niechciane blizny, które przez całe życie przypominają o tym, jak powstały. Ale przecież trzeba żyć chwilą, nie przeszłością. Wiem to, dlatego też nie pozwalam sobie na coś takiego. Nie potrafiłbym żyć, gdybym każdego dnia budząc się, widział te kreski na skórze i przypominając sobie, co to oznacza.
Wiem, że Takanori nie żartuje; jest całkowicie poważny. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, którego nie umiem nazwać. Nie wiem też, co ma na celu publiczne okazywanie takich emocji. "...chciałbym żeby mnie usłyszano", brzmi to jak niema prośba o pomoc. Chciałbym jakoś go wesprzeć, ale jest to niemożliwe. Suzuki Akira odpycha od siebie ludzi; tak było, jest i będzie. Nawet jeśli znajdę go i pomogę, nic nie uzyskam. Jedynie kolejne odepchnięcie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)