środa, 29 stycznia 2014

Dirty Dancing cz. 8 (Reituki Version)

 Zdecydowanym krokiem przestąpiłem próg budynku. Od razu uderzyła we mnie intensywna czerwień ścian, co było typowe dla takich miejsc. Odetchnąłem, głęboko i zacząłem przemierzać długi korytarz, aż do gabinetu, ze śmieszną dla mnie tabliczką - DYREKTOR. Nie sądziłem, że w takim miejscu używają takich stanowisk. Zaśmiałem się cicho, od razu naciskając klamkę.
 Wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie przyjemny aromat cynamonu, co również było dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że mimo charakteru budynku, było coś, co tworzyło przyjemną aurę. W końcu przestał mnie dziwić fakt, że większość klientów tak zachwalała sobie to miejsce. Można było nawet powiedzieć, że siła z jaką to przyciągało, była bardzo silna. A pomyśleć, że dobra renoma może zdziałać cuda. Jednak to nie było to; droga, którą przekazywano sobie ten dom, należała do tych szeptanych. Musiała być bardzo dobra.
****
 Krótka rozmowa, przyjemna dla nas obojga. Zaskoczył mnie fakt, że Takanori tak po prostu mógł opuścić to miejsce. Spodziewałem się, że zostanę odprawiony z kwitkiem. Yori się myliła; to było o wiele prostsze niż mogło się jej wydawać.
 Została tylko jedna kwestia; co powiem młodemu, kiedy dotrę do jego pokoju. Nie wejdę tam przecież i nie powiem, że ma się pakować, bo zabieram go do siebie. No, bo jak by to brzmiało? Hej, Takanori~ Pakuj się i zabieram cię do domu, bo chcę cię uwolnić od tego wszystkiego, co jest tutaj? Jedziemy do mnie, bo chcę byś był tylko mój? Bo cię kocham?
 Musiałem poukładać słowa w głowie, żeby to, co mam mu do powiedzenia zabrzmiało poprawnie; tak, jakby on chciał to usłyszeć. Bałem się, że mnie odrzuci. Powie, że mam się wynosić, bo nie chce opuszczać tego miejsca, bo chce, by nasze relacje były takie, jakie są teraz. Zrozumiałbym, ale chyba nie potrafił dłużej tutaj przychodzić. Nie umiałbym udawać, że szanuję jego zdanie i nie chcę na nic naciskać, że poczekam na moment, w którym będzie gotowy na taki krok. A co jeśli nigdy nie będzie? Co jeśli nie zechce takiego życia, bo może o nim zapomniał i zaczął stabilizować się z tym, który zaoferowano mu tutaj?
 Dotarłem na miejsce, wszedłem, a Takanori radośnie poderwał się z łóżka i rzucił mi się na szyję. Przytuliłem go mocno do siebie, palce wplatając w jego miękkie włosy. Kiedy się ode mnie odsunął, pocałowałem go w czoło, chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę łóżka.
 Ruki spojrzał na mnie zdziwiony, jednak posłusznie zajął miejsce obok mnie. Nieśmiało splotłem nasze palce, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę jego dłoni. Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem w jego piękne, małe oczka.
 - Takanori - zacząłem, ale głos załamał mi się i nie mogłem powiedzieć nic więcej.
 - Tak? - zapytał zaskoczony brakiem odwagi z mojej strony.
 - Jak bardzo byłbyś zaskoczony, gdyby okazało się... - przerwałem, spuszczając wzrok w podłogę. Zaczął mnie bardzo interesować puchaty, czarny dywan.
 - Okazało się, co? - ponaglił, unosząc mój podbródek i zmuszając do ponownego kontaktu wzrokowego.
 - Gdyby okazało się, że mogę cię zabrać do siebie, a tobie pozostaje jedynie spakowanie się i udanie do wyjścia. Być może nawet żegnając się z tym miejscem środkowym palcem, co jest bardzo w twoim typie - wypowiedziałem na jednym wdechu i oczekiwałem odpowiedzi.
 - Um, Akira, oczywiście, że byłbym zaskoczony i szczęśliwy, ale obaj wiemy, że jest to niemożliwe. Nie pozwolą mi odejść - odpowiedział uśmiechając się przepraszająco, po czym nerwowo zagryzł dolną wargę.
 - Tak jak powiedziałem, pakuj się i czekaj tutaj mnie. Zaraz podjadę bliżej i pomogę ci z rzeczami - pocałowałem go prosto w usta i podniosłem się.
 - Akira! - Takanori zawołał zdziwiony, na co odwróciłem się, posyłając mu uśmiech.
 - Słucham?
 - Albo sobie żartujesz, albo jesteś całkowicie poważny. Powiedz mi to jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć - poprosił, a ja po raz pierwszy mogłem zauważyć blask radości w jego oczach.
 - Jedziemy do domu, pakuj się - powtórzyłem, a Ruki podbiegł do mnie i podskoczył, oplatając nogami moje biodra.
 - Dziękuję - wyszeptał, a po chwili poczułem na szyi jego łzy. Postawiłem go na podłodze, a twarz objąłem dłońmi.
 - Nie rycz, głupku - odpowiadam i ścieram kciukami słone strużki.
 - Sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - zaszlochał i sięgnął do moich ust. Odpowiedziałem na pieszczotę i wyszedłem po samochód.
 Chwilę później byliśmy w drodze do naszego już domu.

3 komentarze: