piątek, 31 stycznia 2014

Love? Pain? Sorrow? Anger? Joy? What did you feel here?

Tytuł: Love? Pain? Sorrow? Anger? Joy? What did you feel here?
Pairing: Reita x Kai
Gatunek: Angst
Ostrzeżenia: Przemoc, przekleństwa, seks, zamierzone powtórzenia
N/A: Pierwszy fick, jaki napisałem jakiś czas temu. Nie jestem przekonany, czy dobrze robię wstawiając go tutaj, ale myślę, że to dobry czas, by pokazać coś innego. Liczę na opinie i komentarze. Tyle ode mnie, zapraszam do przeczytania.


Pierwszy lutego; dzień, który wniósł wiele szczęścia, i równie tyle bólu. Nie wiem już sam, czego jest więcej. Dziwne, że tak jest mi dobrze, pomimo cierpienia, które potęguje się z dnia na dzień, godziny na godzinę, minuty na minutę. Świadomość, że darzy mnie tym osoba, której powierzyłem całe swoje życie skutecznie koi smutek, rozlewający się w moim sercu.
Pewnie większość będzie się zastanawiała nad tym, dlaczego się na to godzę? Odpowiedź jest prosta - to miłość błaga, bym znosił to wszystko. Muszę, bo chcę być z nim do końca. Do samego pieprzonego końca, który nadejdzie w chwili naszej śmierci.
Mam gdzieś słowa przyjaciół, którzy mówią, że lepiej by było gdybym zostawił Akirę.Wiem, że się martwią, ale jestem już dużym chłopcem, który wie, czego chce. Nie mógłbym odejść, za bardzo go kocham. Nie potrafiłbym bez niego żyć. Nie mogę się odciąć, bo pokochałem ten ból tak samo, jak i jego. Chociaż muszę przyznać, że uczucie do niego jest silniejsze.
Wypełnia cały mój świat, a ja jego. Czy na pewno? Nie mam pojęcia.
Wiem, że bez powodu tego nie robi. Są dni, w których jest innym człowiekiem. Kiedy emocje i alkohol nie biorą góry, jest dla mnie taki dobry. Ale wtedy tęsknię; tęsknię za uderzeniami jego dłoni, za krzykiem, kiedy się zdenerwuje. Lubię momenty, w których jest tak brutalny. Nie uciekam, wręcz przeciwnie.
Często sam nadstawiam policzek, bo przyznaję się do czegoś, czego nie zrobiłem. Tłumaczę, że nie mogłem na to wszystko patrzeć, że miałem dość. Nieświadomy mojego kłamstwa, wierzy w moje słowa. Kłamię, bo chcę chronić kumpli z zespołu. Alkohol znika, kiedy tylko się u nas pojawiają. Robią to wszystko po to, by przestać na chwilę żyć z myślą, że kiedy Reita się upije, zrobi mi krzywdę. Nie znieśliby, gdyby stracili lidera zespołu. Zakończyłaby się wtedy ich kariera, a tego nie chcieli. Zwłaszcza, że zbyt długo pracowali, by wznieść się na szczyt sławy. Jak mogliby nagle zniknąć? Ja wierzyłem, że i tak sobie poradzą.Ale wtedy ich drogi mogłyby się rozejść. Każdy poszedłby w swoją stronę.
- Kai, mógłbyś przynieść mi piwo? - głos nie wyraża prośby, lecz rozkaz. Idę do sypialni i staję w drzwiach.
- Ale, Akira.. - chciałbym, by choć raz nie pił. Brakuje mi od kilku dni jego bliskości.
- Przynieś mi piwo, proszę - odpowiada z narastającą złością, czym przerywa moją wypowiedź. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, będzie zły. Nie, nie zły, wściekły.
Cofam się, ale wiem, że zaprzeczam samemu sobie. Jednak ten jeden jedyny raz nie stawiam się i idę do lodówki, z której wyjmuję trunek, zanosząc go basiście.
- Zatańcz - rozkazuje po raz kolejny. Dziwi mnie to, bo wiedział, że nie potrafię. Udaję, że nie słyszę i opuszczam pomieszczenie.
- YUTAKA! - krzyczy, na co ja wracam do sypialni.
- Słucham? - pytam spokojnie, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Masz zatańczyć, zrozumiałeś? - przybiera spokojny ton głosu, a na ustach pojawia się kpiący uśmiech. - Jesteś dzisiaj moją dziwką, podnieć mnie, kotku.
Zamieram, dokładnie analizując słowa Reity. Po raz pierwszy się tak zachowuje, czego nie mogę wytłumaczyć. Dlaczego, Akira?
- Długo mam jeszcze czekać? - dodaje po chwili, wyraźnie niezadowolony z tego, że nie przystąpiłem do działania. Kilka słonych łez spływa po mojej twarzy, ale szybko je ocieram i wrzucam ciepłą bluzę, zostając w opinającej bokserce i równie obcisłych rurkach.
Na początku poruszam się bardzo nie pewnie, nucąc w myślach Filth in the beauty. Nie wiem, co dokładnie powinienem robić, lecz w końcu zdaję się na intuicję.
Kręce zmysłowo biodrami, rozchylając lekko usta. Nie podoba mi się to, co robię, ale chcę by blondynowi się podobało. Dłonią sunę po torsie, kończąc wędrówkę na kroczu, które uciskam. Cichy jęk wydobywa się z moich ust, na co uchylam powieki i spoglądam na siedzącego na łóżku Akirę. Od razu zauważam, że się podnieca tym, co robię.
Powoli podchodzę do łóżka, uprzednio zrzucając z siebie bokserkę. Popycham Reitę na poduszki, siadając na jego biodrach. Zmysłowo ocieram się o jego sztywną już męskość, co powoduje, że z jego ust wydobywa się krótki jęk. Pochylam się nad nim i całuję jego wargi.
Kiedy kończę, dostaję w twarz. Z pewnością zrobiłem coś, co nie spodobało się blondynowi.
- Nie pozwoliłem ci się całować - syczy, po chwili lądując nade mną. - Marna z ciebie, kurwa, Kai - po tych słowach zdziera ze mnie rurki i bokserki. Drżę, chyba po raz pierwszy ze strachu.
- Pamiętaj, jesteś moją dziwką, więc mogę zrobić z tobą, co chcę - mruczy mi do ucha, przez co dreszcz przechodzi przez całe moje ciało. Nie wiem, czego mam się spodziewać.
W końcu pozbywa się swoich ubrań i boleśnie zaciska dłoń na moim penisie. Jęczę, lecz wcale nie z przyjemności. Moja reakcja go rozbawia; śmieje się głośno, potęgując ból. Odwracam głowę w bok, bo nie chcę na to patrzeć. Coś się w nim zmieniło. Już nie jest taki jak wcześniej. Mam wrażenie, że jest inną osobą.
Krzyczę głośno, gdy bez ostrzeżenia we mnie wchodzi. Łzy zaczynają wypływać spod przymkniętych powiek. Ból jest rozdzierający, mam wrażenie, że rozrywa mnie od środka.
Od razu zaczyna się szybko poruszać. Czuję, jak po moich udach spływa krew.
- Przestań - szepczę, na co po raz kolejny wymierza mi policzek. Nie mam siły się bronić. Czekam, aż skończy.
Po paru pchnięciach dochodzi, od razu się ze mnie wysuwając. Kładzie się obok, próbując unormować oddech. Zakrywam się szczelnie kołdrą i ostatkiem sił odwracam się tyłem do niego. Już nie dbam o to, że może się to źle dla mnie skończy. Pierwszy raz nie chcę na niego patrzeć.
Czuję jak mnie przytula i całuje we włosy. Wiem, że podnosi się na łokciu i pochyla nade mną.
- Robię to, bo cię kocham, wiesz? Nie chcę cię stracić - słyszę, po czym zasypiam z nadzieją, że kolejnego dnia będzie lepiej.

środa, 29 stycznia 2014

Dirty Dancing cz. 8 (Reituki Version)

 Zdecydowanym krokiem przestąpiłem próg budynku. Od razu uderzyła we mnie intensywna czerwień ścian, co było typowe dla takich miejsc. Odetchnąłem, głęboko i zacząłem przemierzać długi korytarz, aż do gabinetu, ze śmieszną dla mnie tabliczką - DYREKTOR. Nie sądziłem, że w takim miejscu używają takich stanowisk. Zaśmiałem się cicho, od razu naciskając klamkę.
 Wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie przyjemny aromat cynamonu, co również było dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że mimo charakteru budynku, było coś, co tworzyło przyjemną aurę. W końcu przestał mnie dziwić fakt, że większość klientów tak zachwalała sobie to miejsce. Można było nawet powiedzieć, że siła z jaką to przyciągało, była bardzo silna. A pomyśleć, że dobra renoma może zdziałać cuda. Jednak to nie było to; droga, którą przekazywano sobie ten dom, należała do tych szeptanych. Musiała być bardzo dobra.
****
 Krótka rozmowa, przyjemna dla nas obojga. Zaskoczył mnie fakt, że Takanori tak po prostu mógł opuścić to miejsce. Spodziewałem się, że zostanę odprawiony z kwitkiem. Yori się myliła; to było o wiele prostsze niż mogło się jej wydawać.
 Została tylko jedna kwestia; co powiem młodemu, kiedy dotrę do jego pokoju. Nie wejdę tam przecież i nie powiem, że ma się pakować, bo zabieram go do siebie. No, bo jak by to brzmiało? Hej, Takanori~ Pakuj się i zabieram cię do domu, bo chcę cię uwolnić od tego wszystkiego, co jest tutaj? Jedziemy do mnie, bo chcę byś był tylko mój? Bo cię kocham?
 Musiałem poukładać słowa w głowie, żeby to, co mam mu do powiedzenia zabrzmiało poprawnie; tak, jakby on chciał to usłyszeć. Bałem się, że mnie odrzuci. Powie, że mam się wynosić, bo nie chce opuszczać tego miejsca, bo chce, by nasze relacje były takie, jakie są teraz. Zrozumiałbym, ale chyba nie potrafił dłużej tutaj przychodzić. Nie umiałbym udawać, że szanuję jego zdanie i nie chcę na nic naciskać, że poczekam na moment, w którym będzie gotowy na taki krok. A co jeśli nigdy nie będzie? Co jeśli nie zechce takiego życia, bo może o nim zapomniał i zaczął stabilizować się z tym, który zaoferowano mu tutaj?
 Dotarłem na miejsce, wszedłem, a Takanori radośnie poderwał się z łóżka i rzucił mi się na szyję. Przytuliłem go mocno do siebie, palce wplatając w jego miękkie włosy. Kiedy się ode mnie odsunął, pocałowałem go w czoło, chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę łóżka.
 Ruki spojrzał na mnie zdziwiony, jednak posłusznie zajął miejsce obok mnie. Nieśmiało splotłem nasze palce, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę jego dłoni. Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem w jego piękne, małe oczka.
 - Takanori - zacząłem, ale głos załamał mi się i nie mogłem powiedzieć nic więcej.
 - Tak? - zapytał zaskoczony brakiem odwagi z mojej strony.
 - Jak bardzo byłbyś zaskoczony, gdyby okazało się... - przerwałem, spuszczając wzrok w podłogę. Zaczął mnie bardzo interesować puchaty, czarny dywan.
 - Okazało się, co? - ponaglił, unosząc mój podbródek i zmuszając do ponownego kontaktu wzrokowego.
 - Gdyby okazało się, że mogę cię zabrać do siebie, a tobie pozostaje jedynie spakowanie się i udanie do wyjścia. Być może nawet żegnając się z tym miejscem środkowym palcem, co jest bardzo w twoim typie - wypowiedziałem na jednym wdechu i oczekiwałem odpowiedzi.
 - Um, Akira, oczywiście, że byłbym zaskoczony i szczęśliwy, ale obaj wiemy, że jest to niemożliwe. Nie pozwolą mi odejść - odpowiedział uśmiechając się przepraszająco, po czym nerwowo zagryzł dolną wargę.
 - Tak jak powiedziałem, pakuj się i czekaj tutaj mnie. Zaraz podjadę bliżej i pomogę ci z rzeczami - pocałowałem go prosto w usta i podniosłem się.
 - Akira! - Takanori zawołał zdziwiony, na co odwróciłem się, posyłając mu uśmiech.
 - Słucham?
 - Albo sobie żartujesz, albo jesteś całkowicie poważny. Powiedz mi to jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć - poprosił, a ja po raz pierwszy mogłem zauważyć blask radości w jego oczach.
 - Jedziemy do domu, pakuj się - powtórzyłem, a Ruki podbiegł do mnie i podskoczył, oplatając nogami moje biodra.
 - Dziękuję - wyszeptał, a po chwili poczułem na szyi jego łzy. Postawiłem go na podłodze, a twarz objąłem dłońmi.
 - Nie rycz, głupku - odpowiadam i ścieram kciukami słone strużki.
 - Sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - zaszlochał i sięgnął do moich ust. Odpowiedziałem na pieszczotę i wyszedłem po samochód.
 Chwilę później byliśmy w drodze do naszego już domu.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Happy Birthday, Akiko~

Dzisiaj Akiko obchodzi 18-ste urodziny~ Z tej okazji przygotowałem krótki one shot, który mam nadzieję, że spodoba się i wam, i głównej autorce.
Wszystkiego najlepszego siostrzyczko <3



Do dziś pamiętam dokładnie wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia.
Jego dłonie, błądzące po moim nagim ciele, poznając przy tym każdy jego skrawek.
Usta, które przyprawiały mnie o dreszcze.
Oddech, który idealnie pieścił moje wargi, ucho.
Cichy szept, który sprawiał, że pragnąłem więcej i więcej, choć na tyle nigdy nie zasłużyłem.
On dał mi to wszystko, pomimo, że nie do końca byłem fair.
Mimo, że czasem moje słowa go raniły.
Łamałem jego serce, mówiąc, że nie powinniśmy być razem, że lepiej by było, gdyby odszedł.
Jednak cały czas był przy mnie, nigdy nie chciał odejść.
Wierzył w nas, ten związek i w to, że będzie lepiej.
Kiedy ja traciłem nadzieję, wciąż mi ją przywracał.
Kochałem go, on mnie, ale nie mogłem, nie zasługiwałem.
Był, choć wiele razy powtarzałem, że chcę być sam, że go nie potrzebuję.
W głębi chciałem, by został na zawsze, lecz bałem się.
Obawiałem się, że nadejdzie dzień, w którym powie mi, że to koniec.
Nie przeżyłbym tego, nie.
Wołałem go za każdym razem, kiedy chciałem być blisko niego.
Móc całować jego wargi, które chłodził metalowy kolczyk, jaki w niej nosił.
Był mój, a ja jego.
Byliśmy jednością, tak idealną, iż wielu dziwiło się, że potrafimy tak długo cieszyć się sobą.
Ile to już lat?
Dziesięć, jednak oboje tego nie czujemy.
Mamy wrażenie, że poznaliśmy się wczoraj.
Jest to cudowne uczucie, które wypełnia nasze serca.
Tak zapatrzeni w siebie, że cały świat przestaje przy nas istnieć.
Jesteśmy tylko my, nikogo więcej.
Tworzymy idealną więź, można powiedzieć, nierozerwalną.
Takie coś nie dzieje się bez powodu; wierzę, że jest to przeznaczenie.
Dziś moje urodziny; zastanawiam się, czy pamięta.
Oczywiście, że tak.
Yuu nigdy nie zapomina.
Co roku dba, by ten dzień był najpiękniejszym dla nas obu.
Zawsze taki jest, bez względu na to, co przygotuje.
Wystarczy mi sama jego obecność; jest moim największym prezentem.
To, że jest obok, sprawia, że mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jestem szczęśliwy.
Słyszę, jak wchodzi do mieszkania.
Jego kroki rozpoznam wszędzie.
Znam go na pamięć.
Wiem, że kieruje się do kuchni, by przygotować kolację.
Wstaję z kanapy i biegnę do niego, by po chwili rzucić mu się na szyję i po raz kolejny powtórzyć mu, jak bardzo go kocham.
Obejmuje mnie mocno ramionami, dając mi poczucie bezpieczeństwa.
Jego gorący oddech otula moje ucho, jednocześnie powodując dreszcz, który sunie wzdłuż mojego kręgosłupa.
Yuu wyczuwa go, odsuwa się nieznacznie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku, na który mruczę z aprobatą.
Wiem już, że kolacja będzie musiał chwilę poczekać.
Zarzucam mu ręce na szyję, dając prowadzić się ku sypialni, po drodze zaczynając gubić odzież, którą mamy na sobie.
Kiedy jesteśmy już na miejscu, Yuu bierze mnie na ręce i delikatnie kładzie na łóżku.
Patrzę na niego, wyciągając do niego dłoń, którą chwyta i siada ma moim biodrach.
Jego ciężar jest przyjemny.
Przejeżdżam palcem wskazującym wzdłuż jego torsu, zatrzymując się przy pasku od spodni.
Spoglądam na niego sugestywnie, na co zrywa się z łóżka i pozbywa się ich wraz z bielizną.
Wciągam głośno powietrze, gdy ukazuje się przede mną w pełnej krasie.
Wygląda niczym bóg; jest moim bogiem.
Wraca do mnie, ale tym razem zajmuje miejsce pomiędzy moimi nogami.
Zsuwa z moich bioder dresowe spodnie, pod którymi nic nie mam.
Pochyla się nade mną i łączy nasze usta w przepełnionym miłością pocałunku.
Odpowiadam równie zachłannie, a moje ręce rozpoczynają wędrówkę po jego nagich plecach.
Zatrzymuję się przy jego pośladkach, przenosząc dłonie na biodra.
Yuu znaczy moją szyję kilkoma malinkami, przez co moje ciało wygina się w lekki łuk.
Proszę go, by się nie bawił, tylko od razu spełnia moją prośbę.
Sięga do nocnej szafki po lubrykant, po chwili wcierając go w swoją męskość.
Czuję jak się we mnie powoli wsuwa.
Odczuwam przyjemne wypełnienie, które tak uzależnia.
Lubię czuć go w sobie; wtedy wiem, że jesteśmy jednym.
Kilka powolnych ruchów, które w końcu nabierają szybkiego tempa.
Jęczę głośno, kiedy bez problemu trafia w moją prostatę.
Do końca uderza tylko w ten punkt.
Dochodzimy oboje, wykrzykując swoje imiona.
Jest mi niezmiernie dobrze.
Nie chodzi tutaj o fizyczność.
Obracam się na bok, twarzą do niego.
Posyłam mu delikatny uśmiech, na co on z uczuciem głaszcze mnie po policzku.
Przysuwam się bliżej i składam na jego ustach motyli pocałunek.
Kocham cię, Kouyou~
Kocham cię, Yuu.
Wszystkiego najlepszego, skarbie~ 

piątek, 24 stycznia 2014

Me, Myself & I (Rozdział 1)

[Aoi]
Czytałem z zapartym tchem kolejny wpis na blogu Takanoriego. Tym razem pisał pod kątem bardziej osobistym. Przedstawiał w nim całe dotychczasowe życie, które tak idealnie ukrywał. Emocje, z jakimi to pisał, momentami przyprawiały mnie o dreszcze, czasem łzy wzruszenia. Pomimo młodego wieku, na prawdę wiele przeżył.
 Intrygował mnie; odczuwałem potrzebę bliższego poznania jego osoby. Wiedziałem, że może nie będzie tego chciał, bo w końcu zapamiętał mnie, jako istnego idiotę. Zachowywałem się jak człowiek pozbawiony, wszystkich możliwych, klepek w mózgu. Ale robiłem to tylko na pokaz, chciałem zwrócić na siebie uwagę. Jego uwagę. Jednak nie wyszło; nim zdobyłem się na odwagę, odszedł z naszej szkoły. Do dziś nieznany mi jest prawdziwy powód. Nie wierzyłem w ten, który podał na blogu. Wątpiłem wręcz w taką możliwość.
 Wpis wydawał mi się bardzo prawdziwy. Nigdy nie spotkałem osoby, która w taki sposób opowiadałaby o swoim życiu. Z pewnością nie spodziewałem się tego po małym Matsumoto. Nie żebym się naśmiewał, czy coś. Jego niski wzrost powodował, że mimo mocnego makijażu i wyzywającego stroju, wyglądał bardzo uroczo. Uroczo? Yuu, w jaki sposób o nim myślisz?, zganiłem się w myślach. Nie byłem gejem, przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało.
 Nie byłem zbyt popularny, choć większość osób wręcz ciągnęło do mnie; zwłaszcza słodkie panienki świecące biustem przy każdej okazji. Nie żeby mi się to nie podobało; po prostu nie lubiłem tego typu dziewczyn. Moim ideałem były kobiety, które swoją naturalnością przyciągały spojrzenia wielu mężczyzn. Co nie zmieniało faktu, że ładny makijaż wcale mi nie przeszkadzał. Mógłbym być właśnie z kimś takim, jak Ruki. Nie, on przecież jest facetem, pomyślałem szybko i wyrzuciłem z głowy taką możliwość.
 Musiałem jednak przyznać, że młody coraz częściej zaprzątał mi głowę. Nie było chwili, w której nie przyszedłby mi na myśl. Nawet w najprostszych czynnościach zastanawiałem się, w jaki sposób by to zrobił. Wzrok, którym obdarzałem dziewczyny, powodował, że po raz kolejny pojawiał się w moich myślach. Podświadomie nawet chciałem o nim myśleć. Nie mogłem się uwolnić od widoku jego twarzy. W każdym klubie, dookoła widziałem tylko jego. Czyżbym się faktycznie zakochał, zauroczył w mężczyźnie.
 Ja, Shiroyama Yuu, obecnie w wieku dwudziestu czterech lat, oświadczam, że najprawdopodobniej jestem gejem. Dlaczego tak? Bo nadal kierowałem wzrok na piękne kobiety. Może w takim razie biseksualny? Raczej nie; nie mógłbym sobie wyobrazić pociągu do obu płci. Czyli jednak homo? To by wyjaśniało, dlaczego dziewczyny nie wzbudzają mojego pożądania. Za to młody, tak. Nie raz na myśl o nim robiło mi się ciasno w spodniach. Zwłaszcza, jeśli myślałem o nim wieczorami.
 Były momenty, w których zastanawiałem się nad samym sobą. Bywało, że byłem zagubiony i nie do końca rozumiałem samego siebie. Dlatego też miałem dużo wątpliwości, jeśli chodziło o określenie siebie. Do tej pory wystarczała mi moja gitara, na której często komponowałem jakieś utwory. To było dla mnie wszystkim; niczego mi więcej nie brakowało, nawet osoby, dla której mógłbym wygrywać stworzone przez siebie melodie. Teraz wiedziałem, że potrzebuję konkretnej osoby; był nią Takanori.
***************************************************************************
[Reita]
Czasami wydaje mi się, że stoję nad przepaścią. Słyszę głośne tykania zegara, który odmierza mój czas. Muszę podjąć decyzję; skoczę, albo zawrócę, by zmierzyć się z przeciwnościami losu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo; że sam nie dam sobie z tym wszystkim rady. Skok, czy nazywając rzeczy po imieniu, samobójstwo, jest tak łatwe. Brak tylko odwagi na taki krok. Mam ochotę to zrobić, bo mam dość tego świata.
 Czytam na głos wpis z kilku dni wstecz. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, kim jest autor tego bloga. The Suicide Circus, nazwa trochę mnie przeraża. Po pseudonimie kojarzę osobę, która go tworzy. Przypominam sobie czasy, kiedy ukradkiem badałem wzrokiem drobną postać blond chłopaka. Nawet o mnie nie wiedział; jeśli tak, to na pewno znał mnie jedynie z widzenia, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu. Nigdy jednak nie obdarzył mnie spojrzeniem. Może nie chciał, może miał ku temu powody.
 Nie raz słyszałem, kiedy o nim szeptano. Uczniowie wymyślali plotki na jego temat, zupełnie go nie znając. W sumie, chyba nikt go nie znał. Rozmawiał tylko z kilkoma osobami, z którymi wychodził na przerwach zapalić papierosa. Tylko ich się trzymał, kiedy tylko pojawiał się w szkole. Na samym początku widywałem go codziennie; po jakimś czasie jego obecność była sporadyczna. Martwiłem się o niego, choć nikt o tym nie wiedział. Nawet on sam nie miał o tym pojęcia. Jak można martwić się o osobę, której się nie zna? Owszem, można, jeśli tylko nam na niej zależy. A mnie zależało, podobał mi się, chciałem go poznać.
 Jedynym powodem, dla którego nigdy nie zamieniłem z nim słowa, był nie kto inny, jak Shiroyama Yuu. Widziałem jak pożerał go wzrokiem, prawie przy tym rozbierając. Nie raz zauważałem w jego oczach pożądanie, kiedy spojrzenie kierowane było na młodego.
 Heh, nie rozumiałem, dlaczego pomimo wieku, w jakim był Yuu, uczył się z Matsumoto w klasie. Słyszałem wiele teorii na jego temat; podobno nie zdał kilka razy i musiał powtarzać wciąż pierwszą klasę. Mówili też, że jego rodzice ciągle się przeprowadzali, z czego wynikało to, że Shiroyama nigdy nie miał możliwości zaliczenia semestru, co też nie dawało mu szansy na pełne ukończenie rocznika. Nie wierzyłem w żadną plotkę; jedynie on sam znał prawdziwy powód zaistniałej sytuacji.
 Marzenia, tak górnolotne. Nie mogę ich spełnić, bo jest to niemożliwe. Każdy mi odmawia, a ja tylko chciałbym żeby mnie usłyszano. Żeby pokazano to, co mam im wszystkim do powiedzenia. Boli, jak cholera, jednak momentami jest to przyjemny ból.
 Mam czasem nieodpartą chęć sięgnięcia po żyletkę, jednak brak mi na to odwagi. Nie mogę, chociaż bardzo bym chciał. Nawet jeśli bardzo bym się starał, nie zrobię tego. Boje się bólu, który ten ruch za sobą niesie. Podobno pomaga, koi złamane serce; może i tak, jednak pozostawia to po sobie niechciane blizny, które przez całe życie przypominają o tym, jak powstały. Ale przecież trzeba żyć chwilą, nie przeszłością. Wiem to, dlatego też nie pozwalam sobie na coś takiego. Nie potrafiłbym żyć, gdybym każdego dnia budząc się, widział te kreski na skórze i przypominając sobie, co to oznacza.
 Wiem, że Takanori nie żartuje; jest całkowicie poważny. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, którego nie umiem nazwać. Nie wiem też, co ma na celu publiczne okazywanie takich emocji. "...chciałbym żeby mnie usłyszano", brzmi to jak niema prośba o pomoc. Chciałbym jakoś go wesprzeć, ale jest to niemożliwe. Suzuki Akira odpycha od siebie ludzi; tak było, jest i będzie. Nawet jeśli znajdę go i pomogę, nic nie uzyskam. Jedynie kolejne odepchnięcie.

wtorek, 21 stycznia 2014

Forever~ (Aoiha)

 Otwieram oczy i z niepokojem rozglądam się po pomieszczeniu. Przestraszony, rejestruję, że nie jestem u siebie. Pokój jest mi obcy, nie rozpoznaję go. W końcu siadam na łóżku, spoglądając uważnie na każdy szczegół. Mam nadzieję, że coś zwróci moją uwagę, co pomoże mi się zlokalizować. Pomieszczenie urządzone jest w podobnym stylu do mojego. Jestem zdziwiony faktem, że ktoś poza mną interesuje się czymś podobnym, co przenosi na wystrój mieszkania. Do mojego ciała nagle dociera rozdzierający chłód; orientuję się po chwili, że jestem jedynie w bokserkach. Zaczynam drżeć, już nie tylko z zimna, ale też ze strachu. Podnoszę się, w celu znalezienia moich ubrań, które są poza moim zasięgiem; nie ma ich w tym pokoju, przez co na powrót pakuję się do łóżka i szczelnie nakrywam kocem.
 Rozglądam się po łóżku i dostrzegam małą karteczkę, leżącą na drugiej poduszce. Drżącą dłonią podnoszę ją i rozkładam. Na niej znajduje się nieznane mi pismo, nie potrafię go rozpoznać. Mam dziwne przeczucie, że nie należy ono do żadnych z moich przyjaciół. Po chwili zastanowienia decyduję się przeczytać jej zawartość.
Chciałbym, żebyś czuł się jak u siebie, Kou.
 Przez chwilę zastanawiam się nad sensem zapisanego słowa. Ktoś, albo coś, wcale nie interesuje się tym samym. Osoba, która mnie tu w jakiś sposób przetransportowała do tego miejsca jedynie chciała, abym poczuł się jak w swoim domu. Przeraża mnie ta możliwość. Może ktoś chciał, żebym myślał, że budzę się we własnym domu. Boję się, jak nigdy dotąd. Nie wiem też, co może mi grozić. Czuję, że jestem w niebezpieczeństwie.
 Wstaję po raz kolejny i podchodzę do drzwi, z nadzieją, że nie są one zamknięte. Łapię za klamkę, cicho wzdychając z ulgą. Otwierają się lekko, a ja cofam się w tył, z obawy, co może mnie za nimi czekać. Kiedy drzwi uchylają się całkowicie, zauważam schody prowadzące na dół. Z lewej strony, pod ścianą, stała mała komoda, na której znajdował się mały wazonik z kilkoma różami. Natomiast po prawej drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do łazienki. Ruszam w ich kierunku, cicho stawiając kroki, bojąc się, że może mnie ktoś usłyszeć. Docieram do celu szybciej, niż przypuszczałem. Sięgam do klamki, otwieram je i wchodzę po środka, uprzednio zapalając światło.
 Tak jak się spodziewałem, znajduję się w łazience połączonej z toaletą. Jasne kafelki odbijają światło, co daje wrażenie, że pomieszczenie jest jeszcze jaśniejsze. Małe lampki, umieszczone na suficie, wydają się mieć mnie pod obserwacją. Kręcę głową, próbując pozbyć się idiotycznych myśli, które się w niej pojawiają. Szybko załatwiam swoją potrzebę i podchodzę do umywalki, na której znajduję kolejną karteczkę. Chwytam ją, od razu odczytując słowa, jakie zostały na niej zawarte.
Na wieszakach wiszą czyste ręczniki, umyj się. Na pralce leżą, przygotowane przeze mnie, ubrania dla ciebie. Twoje uprałem, były brudne. Jak skończysz, zejdź na śniadanie.
 Uśmiecham się lekko, po czym uświadamiam sobie, że jednak nie powinienem. Coraz bardziej dziwi mnie sytuacja, w której się znajduję. Osoba, która mnie... uprowadziła, zdaje się o mnie dbać, co nie jest moim zdaniem normalne. Jeśli to porywacz, to raczej powinien trzymać mnie zamkniętego w piwnicy, ze skrępowanymi dłońmi i nogami, opaską na oczach, co gorsza, z kneblem w ustach. Sprawa zaczyna mnie intrygować, lecz zamiast rozmyślać na ten temat, zrzucam z siebie bokserki i wchodzę pod prysznic, od razu odkręcając gorącą wodę.
 Ciepłe strumienie spływają po moim ciele, co nieco mnie rozluźnia. Nadal jednak jestem zaniepokojony tym, co się dzieje. Opieram głowę o kafelki, oddychając głęboko. Jeszcze parę minut stoję w tej pozycji, po czym wychodzę i wycieram się dokładnie ręcznikami. Podchodzę do pralki, i sięgam po kolejną karteczkę, leżącą na ubraniach.
Mam nadzieję, że będą pasować i spodobają ci się *^*
 To, co się dzieje zaczyna mi się podobać. Dawno nikt tak o mnie nie dbał. Już nie martwi mnie fakt, że nie wiem kim jest ta osoba. Pragnę podziękować jej z całego serca, lecz zdrowy rozsądek podpowiada mi, abym był ostrożny. Bez zastanowienia nakładam czarne bokserki, po czym sięgam po ubrania. Tego samego koloru koszulka jest lekko postrzępiona z przodu i od razu przypada mi do gustu. Szare, obcisłe rurki idealnie dopasowują się do moich bioder. Przeglądam się w lustrze, po chwili stwierdzając, że dobrze wyglądam. Widzę małą kartkę naklejoną na ramie i ściągam ją delikatnie.
W szafce są kosmetyki. Jeśli chcesz, możesz ich użyć.
 Otwieram drzwiczki wymienionego mebla, wyjmując puder i grafitową kredkę. Chwilę zajmuje mi nałożenie kosmetyków, co pozytywnie mnie zaskakuje, bo zazwyczaj trochę to trwa. Przyglądam się swojemu odbiciu, po chwili decyduję się opuścić pomieszczenie.
 Schodzę po schodach w dół i odnajduje wzrokiem kuchnię. Wchodzę do niej, siadam przy małym stoliku. Na serwetce, która leżała koło talerza, widniał napis Smacznego~.
 Rozpoczynam jedzenie przygotowanych kanapek. Muszę przyznać, że są pyszne. Zaczynam zastanawiać się, jak smakują inne potrawy zrobione przez tajemniczą osobę. Kończę jeść i odnoszę talerz do zlewu. Karteczka, która znajduje się na kafelkach głosi:
 Czekam na ciebie w ogrodzie~
 Odkładam talerz i kieruję się w kierunku, który podpowiada mi intuicja. Trafiam do salonu, z którego dostrzegam wyjście na ogród. Ruszam pewnie w tą stronę i zamieram.
 Widzę małą altankę, do której prowadzi ścieżka usłana różami. Oczy momentalnie zachodzą mi łzami wzruszenia. Kieruję się do wspomnianej budowli, a łzy szczęścia spływają po moich policzkach.
 - Pięknie wyglądasz Uru~ - uśmiecham się i przykładam dłoń do ust. Yuu podchodzi do mnie i mocno obejmuje mnie ramionami. Ufnie się w niego wczepiam i pozwalam, by słonawa ciecz moczyła tors starszego. Odsuwam się trochę i łapczywie wpijam się w usta Shiroyamy, który z równą zachłannością oddaje pocałunek. Przerywamy, kiedy tylko zaczyna nam braknąć powietrza.
 - Kocham cię, Yuu - szepczę cicho, na co Aoi uśmiecha się delikatnie.
 - Kocham cię, Takashima Kouyou - odpowiada i po raz kolejny łączy nasze usta w namiętnym pocałunku.

wtorek, 7 stycznia 2014

Dirty Dancing cz. 7 (Reituki Version)

Wyszedłem z rodzinnego domu, jakby nigdy nic. Nie dałem po sobie poznać, że coś planuję. Nie tym razem, z czego nawet bylem dumny. Matka nie zadawała pytań, ojciec nie krytykował. W końcu miałem święty spokój. Właśnie zmierzałem w stronę mojego małego, skromnego mieszkanka, bo spodziewałam się gościa. W zasadzie, hm, nie powiedziałbym na dziewczynę 'gościówa', więc pozostałem przy bardziej kulturalnej wersji. Yori, bo tak miała ona na imię, miała wpaść za niecałe pół godziny. Miałem szczęście, że dom rodziców znajdował się jedynie piętnaście minut ode mnie, co wcale nie było zamierzone. Do dziś pamiętam moją reakcję, kiedy dowiedziałem się, że staruszkowie kupują dom w okolicy. Prawie nie wyszedłem z siebie, ale postanowiłem zachować szacunek, który do nich żywiłem. Co jak co, ale niezbyt podobała mi się wizja co tygodniowych niedzielnych obiadków u mamusi i tatusia. Wiele razy próbowałem przekonać ich, że nie jestem już małym, biednym Akirą, ale nie przekonałem ich, czego żałowałem. Musiałem im w końcu uświadomić, że mam dwadzieścia dziewięć lat, i jestem już dorosłym mężczyzną, który poradzi sobie sam we wszystkim. Chociaż patrząc na moje talenty kulinarne, można by rzec, że się do tego nie nadaję. Wystarczy chociażby spojrzeć na zawartość mojej lodówki, ale mniejsza. Nie o tym mowa teraz, więc cofnijmy się kilka zdań wcześniej.
 Yori była moją znajomą, powiedziałbym, że nawet dobrą znajomą, ale jednak tak bym tego nie nazwał. Odkąd pamiętam, była związana z Tsuzuku, z którym nie miałem dobrych relacji. Znaliśmy się, aczkolwiek stroniłem od takiego towarzystwa, w jakim się obracał. Nawet nie rozumiałem, po co mu to wszystko. Kłopoty, które sprawiał gang były nie do pomyślenia. Dziwnym trafem nigdy nie trafili w ręce policji, a szczególnie ten ich szef, Yoshiki. Skąd to wiem? Trochę od Yuu, troszkę od Yori, mniejszą część słyszałem bezpośrednio od Tsu, ale były to raczej tylko wspominki z ostatnich wypadów. Mówił o tym, kiedy jego dziewczyna i ja spotykaliśmy się w trójkę. Czasami do nas dołączał też Shiroyama, lecz on zdawał się utrzymywać dość dobre kontakty z tamtą bandą. Słyszałem nawet, że kiedyś im w czymś pomógł, a oni mają u niego dług do spłacenia, więc kiedy tylko Yuu ma problem, leci do nich. Pomagają mu, oczywiście, co nie zmieniało faktu, że bardzo mi się to nie podobało. Zwłaszcza, że był moim przyjacielem. Bałem się o niego, czego on nie potrafił zrozumieć.
 Dziewczyna miała przekazać mi dość ważne informacje. Nigdy nie czekałem na coś, tak jak teraz. One miały pomóc mi w pewnej sprawie, o której na chwilę obecną nie wspomnę. Spodziewałem się nawet tych najgorszych, ale nie dbałem o nie. Liczyło się tylko to, co rozwijało się od pewnego czasu w moim sercu. Uczucia podobno są sprzeczne. Będąc z osobą, która jest dla ciebie ważna kochasz ją, a potem, kiedy wszystko zmierza ku końcowi, zaczynasz ją nienawidzić.  Jaki w tym sens, skoro aż tak się różnią? Trwałem w tym przekonaniu dość długo, co skończyło się jednonocnymi zabawami na tzw. czerwonej dzielnicy. Tam praktycznie cały czas panowała krwista czerwień. Możliwe, że miała nadawać temu miejscu uroku, bądź uświadamiać ludzi, co się tam znajduje i zapraszać w jej skromne progi. Rozumiałem, że czerwone budynki przykuwają uwagę. Ale po co do jasnej cholery czerwone latarnie, z równie czerwonym światłem?! Tego za nic w świecie nie mogłem pojąć.
 Takanori, bo to właśnie jego dotyczyły wiadomości, które właśnie niosła mi Takari. W sumie, to nie na nią czekałem, tylko na to, co miała mi do przekazania. Pewnie większość z was pomyśli, że jestem chujem, ale serio, mnie kobiety nie kręcą. Zwłaszcza takie, które świecą cyckami i dupą, przesadą jest dla mnie takie zachowanie, więc zrozumcie.
 W mieszkaniu byłem piętnaście minut przed czasem. Wskoczyłem pod prysznic, szybko się umyłem, po czym zmieniłem ubrania na świeże. W międzyczasie poprawiłem jeszcze włosy i nałożyłem na twarz lekki makijaż. Trzeba przyznać, że podobałem się sobie w takim wydaniu. W końcu to cały ja, perfekcyjny i nie do przebicia. Ach, ta skromność ^*^
 Czekałem już trochę zniecierpliwiony. Yori wciąż nie było, przez co nawet zacząłem sądzić, że raczej się już nie pojawi. Szczerze, nie ufałem tej dziewczynie, aczkolwiek miała coś, co z pewnością by mi się przydało. Chciałem Rukiego wyciągnąć z tego miejsca, nie pasowało do niego wcale. Martwiłem się o niego, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem. W Takari była nadzieja, że może jednak mi się uda. Dzwonek do drzwi otrzeźwił mnie nieco, po czym ruszyłem otworzyć. Tak jak się spodziewałem, dziewczyna nic się nie zmieniła.
 - Ja tylko na chwileczkę - rzuciła w drzwiach i skierowała się do salonu. No tak, czego ja się mogłem po niej spodziewać, brak kultury po prostu. Zamknąłem drzwi, od razu ruszając za nią.
 - Pewnie Tsu na ciebie czeka - mruknąłem od niechcenia. Drażniła mnie troszeczkę.
 - Nie, nie jesteśmy już razem - odparła bez żadnych emocji. - Jest tak samo niebezpieczny jak jego znajomi. Wolałam się nie narażać i odeszłam.
 - Zawsze to robisz - skwitowałem z grymasem. - Zawsze odchodzisz, kiedy czujesz się zagrożona. O kogo tym razem chodzi.
 - Mia - lakoniczna odpowiedź. Aż nie mogłem uwierzyć, że się poddała przez tego dzieciaka, który na dodatek był mężczyzną, do cholery. No co za kobiety!
 - Aha, rozumiem. Co tam masz? - natychmiast zmieniłem temat. Wiedziałem, że jeśli zabrnę za daleko, skończy się na użalaniu nad sobą, w wykonaniu Yori. A tego już bym nie strawił.
 - Matsumoto Takanori, lat dwadzieścia osiem. Urodzony w Osace, ale wydaje mi się, że ta informacja jest fałszywa. Możliwe, że ją wymyślili dla pozorów. Jako nastolatek marzył o zespole rockowym, w którym byłby wokalistą. To nawet działa na twoją korzyść, bo zdarzało ci się pograć na basie. Masz więc jeden argument, Suzuki, mianowicie podobne zainteresowania.
 - To wszystko? - spojrzałem na nią wyczekująco, po tym, jak zakończyła wypowiedź.
 - Kilka lat temu miał wypadek, potrącił go samochód. Dokładnie taki sam ja twój. Nie złapano przestępcy, uciekł z miejsca zdarzenia i ślad po nim zaginął. Akira?
 - Hm? - mruknąłem, dokładnie pochłaniając jej słowa.
 - Podejrzewam, że tamte wydarzenia skłoniły go do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Dowiedziałam się przez przypadek, że Takanori stoi za tym, że ten bliski przyjaciel Yuu tam się znalazł. Uważałabym na niego na twoim miejscu, Suzuki. Nie wpakuj się w kłopoty - dodała i wstała z kanapy, po czym ruszyła do wyjścia. Usłyszałem za nią trzask drzwi.
 Nawet się nie przywitała, już nie wspomnę o pożegnaniu, pomyślałem. Miałem już mały, niecny plan. Postanowiłem, że następnego dnia złożę wizytę u samego szefa Rukiego. Tylko pozostało mi ułożyć monolog, który w pełni do niego trafi. Bowiem wiedziałem, że próba wydostania Małego, nawet rzez kupno może nie być aż tak łatwa. Dzięki niemu facet miał pieniądze, bo był najbardziej opłacalną dziwką w całym Tokio. Liczyłem, że niedługo się to zmieni.

środa, 1 stycznia 2014

Dirty Dancing cz. 6 (Reituki Version)

Część można uznać za wstęp do chwilowo zmienionej fabuły dotyczącej, jak widać Reituki :)
Przepraszam za długość ;-;

 Spojrzałem na śpiącego Akirę, leżącego w tym momencie obok mnie. Momentalnie uśmiechnąłem się na ten widok, bo przy nim byłem szczęśliwy. Czułem, że jestem teraz w odpowiednim miejscu. Takim, o jakim marzyłem. Hm, niczego mi nie brakuje. Absolutnie niczego.

Tak, czy inaczej, wydawało mi się, że skądś znam blondyna. Gdzieś widziałem już tę twarz, przepaskę. Nie wiedziałem jednak, dlaczego nie mogłem sobie przypomnieć. Wiesz, mógłbyś mi pomóc? Bo ja już nie wiem sam, o co w tym chodzi. Takich rzeczy się nie zapomina, prawda?

 Przeczytałem każdy wpis do ciebie, od samego początku do końca. Nic nie znalazłem na ten temat. Ale, skoro ja go kojarzę, to raczej powinienem wiedzieć skąd, nie sądzisz? 
Mam wrażenie, że w mojej pamięci są jakieś dziwne luki. No, wiesz przecież, o co mi chodzi.

 Od momentu powrotu "do żywych", jak ja to określam, jest o niebo lepiej. Cieszę się, że opuściłem tamto miejsce, przestało mi się podobać. Yuu miał Kou, a ja trafiłem na Reitę, którego już znałem. Znałem, nie, nie znałem. Widziałem, znałem z widzenia?
Myślę, że poznaliśmy się gdzieś przypadkiem, ale to pewnie nie było nic szczególnego, skoro nie pamiętałem o tym. Albo też widziałem go na mieście, czy w klubach, w których wcześniej pracowałem. Może był jednym z klientów, nie wiem, ale chcę żebyś dał mi wskazówkę.

 Od wypadku wiesz o mnie wszystko, więc pomóż mi, choć troszeczkę. No dobra, może trochę więcej niż troszeczkę, ale ja po prostu jestem ciekawy. Więc, jak będzie?

 Lubię te nasze rozmowy. Ja piszę, ty milczysz, ale mimo wszystko rozumiesz, chociaż nie potrafisz mówić. Jesteś tylko stosem kartek w okładce, lecz rozumiesz mnie najlepiej. Czasem do zrozumienia nie potrzeba słów, tak jak jest w naszym przypadku.

 Ostatnio wróciłem pamięcią do "tamtych" wydarzeń, wiesz? Wszystko wróciło; każda sekunda, minuta, godzina przed, i po wszystkim. I nawet nie bolało tak bardzo, kiedy zrozumiałem, do czego doprowadził wypadek. A wiesz przecież, że jeszcze kilka tygodni wcześniej cierpiałem z tego powodu. Myślę, że to Akira skutecznie koi mój ból, choć nie zdaje sobie z niego sprawy. 

 Tak, jak się domyślasz, nie powiedziałem mu. To chyba jeszcze nie ten czas, nie uważasz? Jestem tutaj dopiero od tygodnia; moim zdaniem, to za szybko żeby o tym mówić. Nawet ciężko mi o tym napisać, więc nie zrobię tego. Ale wydaje mi się, że się domyśla, lecz milczy na ten temat. Jestem pewny, że wie, ale zwyczajnie się boi. A dlaczego? Z powodu tego, że nic nie zmienia faktu, że byłem, jestem, i nadal będę dziwką. Nawet, kiedy z tym skończę, będę żył w świadomości, że kiedyś taki byłem.

 Nadal będę dziwką, ale nie praktykującą. Mam nadzieję, że rozumiesz.

 Myślę, że to tyle na dzisiaj, mój przyjacielu. 

 Dziękuję, oczekuj mnie jutro.

Twój Takanori..