Wiem, że wszyscy spodziewali się kolejnego rozdziału Dirty Dancing, za co przepraszam. Część jest w trakcie tworzenia, z nieco inną fabułą, która będzie towarzyszyła nam przez kolejne kilka rozdziałów. Była również propozycja o zamieszczeniu wątku Reituki, co też zostanie uwzględnione~
Chciałam też podziękować za dziesięć miesięcy spędzonych tutaj :) Przyznam, że dołączając do "blogerskiego społeczeństwa", jako autorka, nie spodziewałam się, że to, co podpowiada mi wena, zostanie przez was zaakceptowane. Jednak stało się wręcz przeciwnie, jesteście, czytacie, za co jestem wam bardzo wdzięczna. Problem jednak jest w komentowaniu, jak na wielu blogach w ostatnim czasie, ale mam nadzieję, że po nowym roku będzie inaczej~ Wasze komentarze mnie cieszą i mobilizują do dalszej pracy, jako autorka the GazettE Love :)
Co prawda, zdarzały się chwile zwątpienia, które powodowały, że miałam chęć usunięcia bloga i zaprzestania publikacji. Na całe szczęście, każdy kryzys udało się pokonać i zabrnąć aż tak daleko~
Życzę wam też, aby nowy rok przyniósł wiele radości, bo to jest najważniejsze, dla niektórych, może nie, więc decyzję o życzeniach pozostawiam dla was ;)
Do zobaczenia w przyszłym roku~
Akiko~
wtorek, 31 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Dirty Dancing cz.5
W korytarzu słyszę kroki. Doskonale wiem, kto jest ich właścicielem. Nie mogę powiedzieć, że nie, ale cieszę się, że jednak przyszedł. Chociaż tyle z jego strony, więc jestem wdzięczny. Kiedy słyszę w oddali inne, zaczynam się niepokoić. Coś dziwnego dzieje się mojej głowie. Mam coraz bardziej złe przeczucia. Boję się, że coś może się stać. Kładę się więc na łóżku i odwracam plecami do drzwi. Nie chcę patrzeć na to, co za chwilę będzie miało miejsce. Postanawiam udawać, że śpię, bo wtedy nic mi nie będzie groziło.
Drzwi otwierają się i dobrze wiem, kto wszedł pierwszy. Wchodzi w głąb pokoju i siada na moim łóżku. Zdaje się, że dał się nabrać na mój rzekomy sen. Zaraz po tym ktoś jeszcze wchodzi do pomieszczenia, przez co zaciskam mocniej powieki. Na chwilę wstrzymuję oddech, ale od razu go reguluję, aby nadal stwarzać pozory.
Nieznajomy siada na krześle i cicho wzdycha, a ja nie wiem czego mam się spodziewać. Yuu wstaje i zajmuje miejsce przy małym stoliku w rogu pokoju. Tam, gdzie siedziała obca mi osoba.
- To on? - słyszę i zaczynam nerwowo przygryzać wargę. Chodzi mu o mnie, najpewniej. Tysiące myśli krąży w mojej głowie. Nie rozumiem, po co Aoi go tutaj przyprowadził.
- Tak, to właśnie Kouyou. Porozmawiamy z nim jak tylko się obudzi . Tsu, masz dużo czasu? - pyta, po czym czuję jego wzrok na mnie.
- Yuu, przecież wiesz, że czas nie gra dla mnie roli - odpowiada nieznajomy. - Poczekajmy.
Z barwy głosu wnioskuję, iż to jest jeszcze młody chłopak. Zapewne młodszy od Yuu. Nie wiem, o czym chcą ze mną rozmawiać, ale nachodzi mnie myśl, że powinienem zaufać przybyszowi. Jest przecież znajomym czarnowłosego. Gdyby mu nie ufał, nie przyszedłby z nim do mnie. Dziwi mnie tylko jedna rzecz, jak to możliwe, że wpuścili tutaj tego Tsu.
- Jak myślisz, jak to przyjmie? - chłopak pyta, po czym słyszę cichy szmer. Otwieram jedno oko i widzę jak młodszy podchodzi do okna. Reflektuję się jednak i na nowo zamykam powiekę.
- Myślę, że się ucieszy - Yuu odpowiada tylko tyle. Nie wiem, o co może chodzić. Z czego miałbym się ucieszyć? Nic nie rozumiem z zaistniałej sytuacji.
- Dziwni ci ludzie tutaj, Yuu - wnioskuje nieznajomy i wraca na swoje miejsce. - Gdyby mi ktoś wcisnął taką bajeczkę, w życiu bym nie uwierzył, a oni? Wyglądają na totalnych idiotów, a powinni być bardziej uważni na to, kto wchodzi w ich skromne progi.
- To prawda - śmieje się cicho czarnowłosy. - Dziwię się, że nie mają tutaj żadnej ochrony, tak jak w innych miejscach, podobnych do tych. Mają jednak zaufanych ludzi, którzy pilnują tutaj porządku.
- Wiesz, czasami nawet i to nie pomaga. Nigdy nie wiadomo, kto tu przyjdzie i jakie będzie miał zamiary. Nikt tego nie wie, Yuu. Ale nadal nie rozumiem, jakim cudem uwierzyli w twoją historię o mnie, jako o styliście, bo Kouyou potrzebna jest metamorfoza. Na ich miejscu patrzyłbym na ciebie, jak na idiotę, a siebie wyrzuciłbym stąd i wydał na siebie zakaz wstępu tutaj. Ty poniósłbyś karę, jeszcze nie wiem jaką, ale byś ją miał.
- Znowu zaczynasz gadać jak najęty - odpowiada Yuu i ponownie siada koło mnie. Delikatnie głaszcze mnie po plecach i nakrywa szczelniej kocem.
- Nic się nie zmieniłeś, Tsuzuku - dodaje, a ja w końcu znam prawdziwe imię gościa - Tsuzuku, nawet ładnie. Tylko nadal nie rozumiem, po co on tutaj jest.
- Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają, na przykład, Yori. Ona postanowiła odejść i wieść normalne życie, z dala od środowiska, w którym się obracam. Zostawiła mnie, bo uważała, że jestem tak samo niebezpieczny, jak Kaoru, bądź Yoshiki. Ale nadal nie wie, jak bardzo się myliła. Tak poza tym, znalazłem odpowiedniego kandydata.
- Kim on jest?
- To Shindy, blondwłosy chłopak. Rozmawiałem z nim po naszym ostatnim spotkaniu, jest pozytywnie nastawiony. W końcu to będzie jakaś odskocznia od tego, co robi. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo. Wolałbym być tutaj, niż tam gdzie on.
- Tsu, często używasz słowa "gdybym" - zauważa Aoi, wykazując przy tym zainteresowanie wspomnianym zjawiskiem.
- Yuu, czasami trzeba postawić się na czyimś miejscu, żeby zrozumieć, co dana osoba czuje. Wtedy jest ci łatwiej jej pomóc i wesprzeć, na ile jesteś w stanie. Ja się postawiłem na miejscu Kouyou i doskonale wiem, co musi czuć, kiedy musi tutaj spędzać całe swoje życia. Z dala od cywilizacji, bo ci, którzy znajdują się w tym budynku, nie są ludźmi. To zwierzęta żywiące się krzywdą innych, na przykład Kou, czy Rukiego. Ten to ma szczęście, że trafił w ręce Reity. U nikogo nie będzie mu tak dobrze, jak właśnie u niego.
- Tobie się tylko tak wydaję, Tsuzuku. Akira kupił Małego, więc jeśli mu się znudzi jego towarzystwo, będzie zmuszony go tutaj zwrócić.
- Dobre chociaż tyle, że Takanori nadal ma kontakt ze światem, z ludźmi. Zanim zaczął tutaj pracować na stałe, nie musiał tutaj spędzać każdej doby swego życia. Wiem, że to on namówił Kouyou do takiej pracy. To jego powinieneś teraz obwiniać o coś takiego.
Zaraz, skąd ten Tsuzuku o tym wie? Kim jest i co tutaj robi? Nie mogę zapytać, bo się zorientują. Yuu, kogo przyprowadziłeś?
Drzwi otwierają się i dobrze wiem, kto wszedł pierwszy. Wchodzi w głąb pokoju i siada na moim łóżku. Zdaje się, że dał się nabrać na mój rzekomy sen. Zaraz po tym ktoś jeszcze wchodzi do pomieszczenia, przez co zaciskam mocniej powieki. Na chwilę wstrzymuję oddech, ale od razu go reguluję, aby nadal stwarzać pozory.
Nieznajomy siada na krześle i cicho wzdycha, a ja nie wiem czego mam się spodziewać. Yuu wstaje i zajmuje miejsce przy małym stoliku w rogu pokoju. Tam, gdzie siedziała obca mi osoba.
- To on? - słyszę i zaczynam nerwowo przygryzać wargę. Chodzi mu o mnie, najpewniej. Tysiące myśli krąży w mojej głowie. Nie rozumiem, po co Aoi go tutaj przyprowadził.
- Tak, to właśnie Kouyou. Porozmawiamy z nim jak tylko się obudzi . Tsu, masz dużo czasu? - pyta, po czym czuję jego wzrok na mnie.
- Yuu, przecież wiesz, że czas nie gra dla mnie roli - odpowiada nieznajomy. - Poczekajmy.
Z barwy głosu wnioskuję, iż to jest jeszcze młody chłopak. Zapewne młodszy od Yuu. Nie wiem, o czym chcą ze mną rozmawiać, ale nachodzi mnie myśl, że powinienem zaufać przybyszowi. Jest przecież znajomym czarnowłosego. Gdyby mu nie ufał, nie przyszedłby z nim do mnie. Dziwi mnie tylko jedna rzecz, jak to możliwe, że wpuścili tutaj tego Tsu.
- Jak myślisz, jak to przyjmie? - chłopak pyta, po czym słyszę cichy szmer. Otwieram jedno oko i widzę jak młodszy podchodzi do okna. Reflektuję się jednak i na nowo zamykam powiekę.
- Myślę, że się ucieszy - Yuu odpowiada tylko tyle. Nie wiem, o co może chodzić. Z czego miałbym się ucieszyć? Nic nie rozumiem z zaistniałej sytuacji.
- Dziwni ci ludzie tutaj, Yuu - wnioskuje nieznajomy i wraca na swoje miejsce. - Gdyby mi ktoś wcisnął taką bajeczkę, w życiu bym nie uwierzył, a oni? Wyglądają na totalnych idiotów, a powinni być bardziej uważni na to, kto wchodzi w ich skromne progi.
- To prawda - śmieje się cicho czarnowłosy. - Dziwię się, że nie mają tutaj żadnej ochrony, tak jak w innych miejscach, podobnych do tych. Mają jednak zaufanych ludzi, którzy pilnują tutaj porządku.
- Wiesz, czasami nawet i to nie pomaga. Nigdy nie wiadomo, kto tu przyjdzie i jakie będzie miał zamiary. Nikt tego nie wie, Yuu. Ale nadal nie rozumiem, jakim cudem uwierzyli w twoją historię o mnie, jako o styliście, bo Kouyou potrzebna jest metamorfoza. Na ich miejscu patrzyłbym na ciebie, jak na idiotę, a siebie wyrzuciłbym stąd i wydał na siebie zakaz wstępu tutaj. Ty poniósłbyś karę, jeszcze nie wiem jaką, ale byś ją miał.
- Znowu zaczynasz gadać jak najęty - odpowiada Yuu i ponownie siada koło mnie. Delikatnie głaszcze mnie po plecach i nakrywa szczelniej kocem.
- Nic się nie zmieniłeś, Tsuzuku - dodaje, a ja w końcu znam prawdziwe imię gościa - Tsuzuku, nawet ładnie. Tylko nadal nie rozumiem, po co on tutaj jest.
- Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają, na przykład, Yori. Ona postanowiła odejść i wieść normalne życie, z dala od środowiska, w którym się obracam. Zostawiła mnie, bo uważała, że jestem tak samo niebezpieczny, jak Kaoru, bądź Yoshiki. Ale nadal nie wie, jak bardzo się myliła. Tak poza tym, znalazłem odpowiedniego kandydata.
- Kim on jest?
- To Shindy, blondwłosy chłopak. Rozmawiałem z nim po naszym ostatnim spotkaniu, jest pozytywnie nastawiony. W końcu to będzie jakaś odskocznia od tego, co robi. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo. Wolałbym być tutaj, niż tam gdzie on.
- Tsu, często używasz słowa "gdybym" - zauważa Aoi, wykazując przy tym zainteresowanie wspomnianym zjawiskiem.
- Yuu, czasami trzeba postawić się na czyimś miejscu, żeby zrozumieć, co dana osoba czuje. Wtedy jest ci łatwiej jej pomóc i wesprzeć, na ile jesteś w stanie. Ja się postawiłem na miejscu Kouyou i doskonale wiem, co musi czuć, kiedy musi tutaj spędzać całe swoje życia. Z dala od cywilizacji, bo ci, którzy znajdują się w tym budynku, nie są ludźmi. To zwierzęta żywiące się krzywdą innych, na przykład Kou, czy Rukiego. Ten to ma szczęście, że trafił w ręce Reity. U nikogo nie będzie mu tak dobrze, jak właśnie u niego.
- Tobie się tylko tak wydaję, Tsuzuku. Akira kupił Małego, więc jeśli mu się znudzi jego towarzystwo, będzie zmuszony go tutaj zwrócić.
- Dobre chociaż tyle, że Takanori nadal ma kontakt ze światem, z ludźmi. Zanim zaczął tutaj pracować na stałe, nie musiał tutaj spędzać każdej doby swego życia. Wiem, że to on namówił Kouyou do takiej pracy. To jego powinieneś teraz obwiniać o coś takiego.
Zaraz, skąd ten Tsuzuku o tym wie? Kim jest i co tutaj robi? Nie mogę zapytać, bo się zorientują. Yuu, kogo przyprowadziłeś?
poniedziałek, 23 grudnia 2013
All I want for Christmas is... Yuu? (Aoiha, One Shot)
Zimno, które ogarniało jego ciało było jakby ukojeniem. Stał na balkonie paląc, któregoś już z rzędu, papierosa. Ubrany zaledwie w za dużą koszulkę z krótkim rękawem i rozciągniętych spodniach od piżamy. Nie cieszył się, że już wkrótce będą święta. Nie czuł świątecznej magii, czaru. Irytowali go nawet ludzie, którzy zabiegani przemierzali ulice w poszukiwaniu prezentów dla najbliższych. On nawet nie miał komu zrobić prezentu; chyba, że jego kotka, Black Star, byłaby zachwycona nową kuwetą, czy może zabawką.
Olał fakt, że na zewnątrz było około -20 stopni. Nie dbał o to, bo nie miał po co, tym bardziej dla kogo. Chociaż, gdzieś w głębi, chciał czuć, że jest komuś potrzebny, że pozna czym jest poczucie bezpieczeństwa z ukochaną osobą. Ale niestety, od kilku lat marzył o tym samym, co jemu na złość nigdy nie chciało się spełnić. Tak, jakby na to nie zasłużył.
W sumie, to miał jeszcze jedno marzenie, które nosiło imię Yuu. Nawet sam nie wiedział do końca, kiedy się to wszystko zaczęło, jak się rozwijało. Ta niewiedza koiła ból, który w sobie nosił od kilku lat. Na samym początku nie był świadomy tego, co powoli rodziło się w jego sercu. Czuł pragnienie przebywania w towarzystwie drugiego gitarzysty; jeszcze wtedy uważał to za czystą przyjaźń, którą czarnowłosy odwzajemniał. To z nim przecież na początku kariery złapał najlepszy kontakt; z innymi również, ale trochę to trwało, zanim się z nimi zakolegował. Nie dotyczyło to jednak Reity, z którym znał się dobrze, jeszcze za czasów liceum. Potem również i Kai'a, który dołączył do nich rok później, po odejściu Yune.
Syknął cicho, kiedy niedopałek papierosa zetknął się z jego skórą. Zabrał go równie szybko i wyrzucił za balkon. Już miał sięgać po następnego, gdy nie spodziewanie usłyszał dzwonek do drzwi. Westchnął i ruszył w celu ich otwarcia. Zatrzymał się jeszcze w przedpokoju, spojrzał w lustro, po czym przetarł zmęczoną twarz dłońmi i przeczesał lekko włosy palcami.
Otworzył i jego serce wybiło szybszy rytm. Nadzieja znowu w nim ożyła, na co uśmiechnął się promiennie.
- Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał przybysza, przesuwając się w bok i wpuszczając go do mieszkania.
- Wiesz, byłbym szybciej, ale niestety winda znowu ma awarię, więc musiałem wchodzić po schodach. - Odpowiedział mu czarnowłosy, od razu pozbywając się kurtki i butów.
- Tak poza tym to jest już dziesiąta, nie jest aż tak wcześnie - dodał po chwili, na co oboje zachichotali.
- Nie przygotowujesz się do świąt? - zapytał rudzielec zapraszając gościa do salonu. - Od samego rana ludzie biegają po ulicach żeby zdążyć ze wszystkim. Zostało mało czasu - dodał zgodnie z prawdą; nie spał od siódmej i większość czasu spędził na balkonie, paląc fajki i kpiąco uśmiechając się na widok podekscytowanych świętami mieszkańców Tokio i okolic.
- Nie, akurat w tym roku jestem zmuszony spędzać je samotnie, więc nie muszę się specjalnie przygotowywać - odparł Yuu kierując wzrok na Kouyou - A ty nic nie robisz?
- W sumie, to nie mam po co - mruknął przenosząc wzrok na Black Star, która zaczęła pod stołem ocierać się o jego nogi - Kupię coś kociakowi i z głowy.
Ty przynajmniej, co roku spędzasz święta z rodziną, więc rok bez nich nie robi ci różnicy.
Ja z kolei od kilkunastu lat muszę siedzieć sam, ewentualnie w towarzystwie kota.
Uśmiechnął się, kiedy kotka ufnie podeszła do Yuu i dała mu się pogłaskać. Zaskoczyła go, bo zazwyczaj podchodzi do ludzi z dystansem i wielką ostrożnością.
- Kouyou, rozumiem, że jest ci ciężko. Ale po tym wszystkim powinieneś mieć siłę żeby żyć dalej, nie patrzeć w przeszłość.
Zadrżał pod wpływem jego słów. Doskonale wiedział, że starszy ma rację, ale bał mu się ją przyznać. Uciekał przed tym jak tylko mógł. Szybko się otrząsnął i spojrzał na czarnowłosego.
- Próbuję, Yuu - standardowa odpowiedź na tego typu słowa, do każdego, bez wyjątku. - Tylko, że już mam dość tej samotności, która ogarnia całego mnie i przenosi się na wszystko dookoła. Wypełnia mieszkanie, serce - dosłownie wszystko.
- Kou, ale to nie musi być tak. Nie musisz być samotny - poczuł jak drugi gitarzysta kładzie mu dłoń na ramieniu i delikatnie obrócił go w swoją stronę. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chcesz już dłużej być samotnym.
Tak jak nakazał, wlepił wzrok w jego oczy. Zaniemówił, gdy tylko dostrzegł w nich piękno, którego w nich jeszcze nie widział. Oddech lekko mu przyspieszył, a serce na powrót wybijało szybki rytm.
- Nie chcę.. - szepnął tylko, ale nie dane mu było dokończyć. Usta Yuu przykryły jego i zamknęły w czułym pocałunku, który Kouyou odwzajemnił.
W końcu mógł spędzić święta z osobą, którą kochał. I uwierzył, że marzenia na prawdę się spełniają.
Olał fakt, że na zewnątrz było około -20 stopni. Nie dbał o to, bo nie miał po co, tym bardziej dla kogo. Chociaż, gdzieś w głębi, chciał czuć, że jest komuś potrzebny, że pozna czym jest poczucie bezpieczeństwa z ukochaną osobą. Ale niestety, od kilku lat marzył o tym samym, co jemu na złość nigdy nie chciało się spełnić. Tak, jakby na to nie zasłużył.
W sumie, to miał jeszcze jedno marzenie, które nosiło imię Yuu. Nawet sam nie wiedział do końca, kiedy się to wszystko zaczęło, jak się rozwijało. Ta niewiedza koiła ból, który w sobie nosił od kilku lat. Na samym początku nie był świadomy tego, co powoli rodziło się w jego sercu. Czuł pragnienie przebywania w towarzystwie drugiego gitarzysty; jeszcze wtedy uważał to za czystą przyjaźń, którą czarnowłosy odwzajemniał. To z nim przecież na początku kariery złapał najlepszy kontakt; z innymi również, ale trochę to trwało, zanim się z nimi zakolegował. Nie dotyczyło to jednak Reity, z którym znał się dobrze, jeszcze za czasów liceum. Potem również i Kai'a, który dołączył do nich rok później, po odejściu Yune.
Syknął cicho, kiedy niedopałek papierosa zetknął się z jego skórą. Zabrał go równie szybko i wyrzucił za balkon. Już miał sięgać po następnego, gdy nie spodziewanie usłyszał dzwonek do drzwi. Westchnął i ruszył w celu ich otwarcia. Zatrzymał się jeszcze w przedpokoju, spojrzał w lustro, po czym przetarł zmęczoną twarz dłońmi i przeczesał lekko włosy palcami.
Otworzył i jego serce wybiło szybszy rytm. Nadzieja znowu w nim ożyła, na co uśmiechnął się promiennie.
- Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał przybysza, przesuwając się w bok i wpuszczając go do mieszkania.
- Wiesz, byłbym szybciej, ale niestety winda znowu ma awarię, więc musiałem wchodzić po schodach. - Odpowiedział mu czarnowłosy, od razu pozbywając się kurtki i butów.
- Tak poza tym to jest już dziesiąta, nie jest aż tak wcześnie - dodał po chwili, na co oboje zachichotali.
- Nie przygotowujesz się do świąt? - zapytał rudzielec zapraszając gościa do salonu. - Od samego rana ludzie biegają po ulicach żeby zdążyć ze wszystkim. Zostało mało czasu - dodał zgodnie z prawdą; nie spał od siódmej i większość czasu spędził na balkonie, paląc fajki i kpiąco uśmiechając się na widok podekscytowanych świętami mieszkańców Tokio i okolic.
- Nie, akurat w tym roku jestem zmuszony spędzać je samotnie, więc nie muszę się specjalnie przygotowywać - odparł Yuu kierując wzrok na Kouyou - A ty nic nie robisz?
- W sumie, to nie mam po co - mruknął przenosząc wzrok na Black Star, która zaczęła pod stołem ocierać się o jego nogi - Kupię coś kociakowi i z głowy.
Ty przynajmniej, co roku spędzasz święta z rodziną, więc rok bez nich nie robi ci różnicy.
Ja z kolei od kilkunastu lat muszę siedzieć sam, ewentualnie w towarzystwie kota.
Uśmiechnął się, kiedy kotka ufnie podeszła do Yuu i dała mu się pogłaskać. Zaskoczyła go, bo zazwyczaj podchodzi do ludzi z dystansem i wielką ostrożnością.
- Kouyou, rozumiem, że jest ci ciężko. Ale po tym wszystkim powinieneś mieć siłę żeby żyć dalej, nie patrzeć w przeszłość.
Zadrżał pod wpływem jego słów. Doskonale wiedział, że starszy ma rację, ale bał mu się ją przyznać. Uciekał przed tym jak tylko mógł. Szybko się otrząsnął i spojrzał na czarnowłosego.
- Próbuję, Yuu - standardowa odpowiedź na tego typu słowa, do każdego, bez wyjątku. - Tylko, że już mam dość tej samotności, która ogarnia całego mnie i przenosi się na wszystko dookoła. Wypełnia mieszkanie, serce - dosłownie wszystko.
- Kou, ale to nie musi być tak. Nie musisz być samotny - poczuł jak drugi gitarzysta kładzie mu dłoń na ramieniu i delikatnie obrócił go w swoją stronę. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chcesz już dłużej być samotnym.
Tak jak nakazał, wlepił wzrok w jego oczy. Zaniemówił, gdy tylko dostrzegł w nich piękno, którego w nich jeszcze nie widział. Oddech lekko mu przyspieszył, a serce na powrót wybijało szybki rytm.
- Nie chcę.. - szepnął tylko, ale nie dane mu było dokończyć. Usta Yuu przykryły jego i zamknęły w czułym pocałunku, który Kouyou odwzajemnił.
W końcu mógł spędzić święta z osobą, którą kochał. I uwierzył, że marzenia na prawdę się spełniają.
czwartek, 19 grudnia 2013
W cieniu... - Part 10
To nie było tak, że nie chciał czy coś. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak działał na Ślicznego. Ale uważał, że rudzielec potrzebuje czasu na taką decyzję, bo przecież nie miał dobrych wspomnień, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju stosunki seksualne. Daisuke wystarczająco pokazał mu, co to ból i brak spełnienia. Reita tylko chciał pozostawić w umyśle Kouyou najlepsze doznania i wyzbycie się uprzedzeń. Ot co, troskliwy Akira.
Wcześniej nikt nie pomyślałby, że może tak się zmienić pod czyimś wpływem. Wróć, to nie tak. Chodziło głównie o to, że osoby, które przebywały z nim niemal codziennnie nigdy nie wpadłby na to, że z twardego i mającego dystans do wszystkiego mężczyzny, zmieni się w opiekuńczego i wrażliwego przedstawiciela płci męskiej. Cóż, on sam nawet by w to nie uwierzył.
Było w nim coś, co nakazywało mu martwić się o Kou. O każdy jego ruch, decyzję. Czuł, że musi mu zapewnić bezpieczeństwo, bo tylko on jest w stanie to zrobić. Znaczy, nie popadł w jakąś manię samozadowolenia i wyższości; po prostu czuł, że to jest jego obowiązek, bo przecież to on przygarnął Ślcznego, pomógł mu uwolnić się od toksycznego związku, który nie działał na niego zbyt dobrze. Cholera, on był na skraju załamania nerwowego, a Reita trwał w tym czasie u jego boku. Gdyby nie on... to nie wiedział co by się wtedy stało. Pojawił się w życiu Uruhy w odpowiednim czasie.
Patrzył teraz z uśmiechem na ustach na, po raz kolejny znikającego w łazience, Kou. Bawiła go trochę ta sytuacja, bo przecież mógł mu trochę pomóc. Oczywiście, nie myślał tutaj o seksie, a jedynie o pomocy z problemem swojemu mężczyźnie. Zaśmiał się na to, co pojawiło się w jego myślach. Chaotyczny był zawsze, a co za tym szło, zawsze chaotycznie wykonywał różne czynności. To rozbawiło go jeszcze bardziej, bo chyba nikt inny na świecie nie miał takich problemów jak on.
- Uruś, pomóc w czymś? - zapytał z trudem opanowując śmiech.
- N-nie trzeba-ah, j-jest okay - wyjęczał rudzielec, co przyprawiło Szmaciaka o lekkie rumieńce i nagły przypływ gorąca.
- Jesteś pewny Kou-chan? Bo wiesz, jeśli mógłbym to...?
- Oh, zamknij się, Akira. N-nie musisz, poradzę sobie - przerwał mu głos dobiegający zza drzwi.
Doskonale wiedział, co jego partner wyprawia w tamtym pomieszczeniu. Wiedział, ale wolał nie denerwować go, bo nie znał jeszcze objawów jego złości, więc wolał siedzieć cicho. Co nie zmieniało faktu, że chciał się tam teraz znaleźć. Jednak opanował się, nie miał pewności czy w tej chwili Kouyou byłby gotowy na taki ruch z jego strony. Z jednej strony widział, że chciał, ale z drugiej nie miał pewności jak zareagowałoby jego ciało na coś takiego. Psychicznie może i był gotowy mu się oddać, ale fizycznie to już inna sprawa. Wolał czekać na dalszy rozwój wydarzeń. W końcu miał klasę, nie mógł nic zrobić bez upewnienia.
Wcześniej nikt nie pomyślałby, że może tak się zmienić pod czyimś wpływem. Wróć, to nie tak. Chodziło głównie o to, że osoby, które przebywały z nim niemal codziennnie nigdy nie wpadłby na to, że z twardego i mającego dystans do wszystkiego mężczyzny, zmieni się w opiekuńczego i wrażliwego przedstawiciela płci męskiej. Cóż, on sam nawet by w to nie uwierzył.
Było w nim coś, co nakazywało mu martwić się o Kou. O każdy jego ruch, decyzję. Czuł, że musi mu zapewnić bezpieczeństwo, bo tylko on jest w stanie to zrobić. Znaczy, nie popadł w jakąś manię samozadowolenia i wyższości; po prostu czuł, że to jest jego obowiązek, bo przecież to on przygarnął Ślcznego, pomógł mu uwolnić się od toksycznego związku, który nie działał na niego zbyt dobrze. Cholera, on był na skraju załamania nerwowego, a Reita trwał w tym czasie u jego boku. Gdyby nie on... to nie wiedział co by się wtedy stało. Pojawił się w życiu Uruhy w odpowiednim czasie.
Patrzył teraz z uśmiechem na ustach na, po raz kolejny znikającego w łazience, Kou. Bawiła go trochę ta sytuacja, bo przecież mógł mu trochę pomóc. Oczywiście, nie myślał tutaj o seksie, a jedynie o pomocy z problemem swojemu mężczyźnie. Zaśmiał się na to, co pojawiło się w jego myślach. Chaotyczny był zawsze, a co za tym szło, zawsze chaotycznie wykonywał różne czynności. To rozbawiło go jeszcze bardziej, bo chyba nikt inny na świecie nie miał takich problemów jak on.
- Uruś, pomóc w czymś? - zapytał z trudem opanowując śmiech.
- N-nie trzeba-ah, j-jest okay - wyjęczał rudzielec, co przyprawiło Szmaciaka o lekkie rumieńce i nagły przypływ gorąca.
- Jesteś pewny Kou-chan? Bo wiesz, jeśli mógłbym to...?
- Oh, zamknij się, Akira. N-nie musisz, poradzę sobie - przerwał mu głos dobiegający zza drzwi.
Doskonale wiedział, co jego partner wyprawia w tamtym pomieszczeniu. Wiedział, ale wolał nie denerwować go, bo nie znał jeszcze objawów jego złości, więc wolał siedzieć cicho. Co nie zmieniało faktu, że chciał się tam teraz znaleźć. Jednak opanował się, nie miał pewności czy w tej chwili Kouyou byłby gotowy na taki ruch z jego strony. Z jednej strony widział, że chciał, ale z drugiej nie miał pewności jak zareagowałoby jego ciało na coś takiego. Psychicznie może i był gotowy mu się oddać, ale fizycznie to już inna sprawa. Wolał czekać na dalszy rozwój wydarzeń. W końcu miał klasę, nie mógł nic zrobić bez upewnienia.
sobota, 14 grudnia 2013
Dirty Dancing cz. 4
- Nie proś, nie chcę żebyś to robił.
- Chcę stąd wyjść, rozumiesz? Zapomniałem już jak wygląda miasto, tamto życie. Cholera, Yuu, ja nadal jestem człowiekiem.
- Kou, nie mogę. Nie mogę cię skrzywdzić w taki sposób.
- I tak wystarczająco krzywdzisz mnie; nie chcesz mnie stąd zabrać. To boli, Aoi.
- Po raz pierwszy od kilku dni zwracasz się to mnie w ten sposób.
- Jak mówiłem na początku - pasuje do ciebie. Ładnie byłoby ci w niebieskim.
- Ty za to i tak jesteś śliczny, jak głosi twój pseudonim.
- Yuu, proszę, nie zmieniaj tematu.
- Kouyou, przepraszam. Muszę już iść, przyjdę jutro. Do widzenia, skarbie.
- Znowu uciekasz! Czego się boisz, co? Poznać prawdy, czy być ze mną, jak obiecywałeś?
- Do jutra, Kouyou, do jutra.
****
Po raz kolejny musiałem wyjść żeby nie drążył tego tematu. Nie rozumiałem, dlaczego mu tak na tym zależało. Na tym kupnie. Nie mogłem mu tego zrobić, nie mogłem go sobie przywłaszczyć. A kupienie go właśnie tak wyglądało. Gdyby nam nie wyszło, bo nikt nie musi wiedzieć, że służy do zupełnie innych celów niż zakładali, musiałbym go oddać tutaj z powrotem. A tego nie chciałem.
Kouyou nawet nie próbował mnie zrozumieć. Ciągle tylko chciał, wręcz błagał żebym w końcu to zrobił. Ale przecież to byłaby dla niego większa krzywda. Nie zniósłbym tego, za bardzo mi na nim zależało. To, co rodziło się we mnie przez ostatnie tygodnie spędzone z nim, było coraz bardziej poważniejsze. Coś czułem, ale to jeszcze nie była miłość. Zauroczenie? Możliwe, więc nie mogłem pozwolić żeby potem o wiele bardziej cierpiał. Nie byłem podłym człowiekiem.
Dni mijały, a Uruha coraz bardziej się ode mnie oddalał. Sugerował zachowaniem, że go zawiodłem, nie spełniłem jego oczekiwań. Ale ja na prawdę nie mogłem nic zrobić. Nie potrafiłbym; to dobre wyrażenie, idealne do zaistniałej sytuacji.
Usłyszałem pewnego dnia, że Reita wykupił Małego. Nic o tym nie wiedziałem, bo nie było okazji do spotkania. Mój świat kręcił się tylko w okół Kouyou, któremu z całego serca chciałem pomóc, ale on nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że moja pomoc będzie wyglądała trochę inaczej niż zakładał. To ja miałem plan, a on nawet o tym nie wiedział; tylko domagał się kupna.
****
- Tsuzuku, potrzebuję twojej pomocy.
- Jak zawsze, Yuu. Co masz w sobie takiego, że nigdy nie potrafię ci odmówić?
- Nie wiem, nie wnikajmy. Wiesz, o co mi chodzi.
- Tak, z tego co zrozumiałem z rozmowy telefonicznej, chodzi ci o tego dzieciaka z burdelu?
- O Kouyou, Tsu. Mogę na ciebie liczyć?
- Okay, popytam gdzie trzeba, może uda mi się coś ogarnąć.
- Oni nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz?
- Od tego jestem, Shiroyama. To akurat moja specjalność. Gwarantuję ci, że nikt o tym nie usłyszy, ani zobaczy. Do zobaczenia po wszystkim.
- Ile potrzebujesz czasu?
- Niewiele, ale odwiedzaj go regularnie żeby nie wzbudzać podejrzeń. Odezwę się.
- Obiecaj mi, że nie stanie mu się krzywda.
- Yuu, to bolało. Nic mu nie będzie, już ja się o to postaram.
- Ufam ci, Tsuzuku.
- Chcę stąd wyjść, rozumiesz? Zapomniałem już jak wygląda miasto, tamto życie. Cholera, Yuu, ja nadal jestem człowiekiem.
- Kou, nie mogę. Nie mogę cię skrzywdzić w taki sposób.
- I tak wystarczająco krzywdzisz mnie; nie chcesz mnie stąd zabrać. To boli, Aoi.
- Po raz pierwszy od kilku dni zwracasz się to mnie w ten sposób.
- Jak mówiłem na początku - pasuje do ciebie. Ładnie byłoby ci w niebieskim.
- Ty za to i tak jesteś śliczny, jak głosi twój pseudonim.
- Yuu, proszę, nie zmieniaj tematu.
- Kouyou, przepraszam. Muszę już iść, przyjdę jutro. Do widzenia, skarbie.
- Znowu uciekasz! Czego się boisz, co? Poznać prawdy, czy być ze mną, jak obiecywałeś?
- Do jutra, Kouyou, do jutra.
****
Po raz kolejny musiałem wyjść żeby nie drążył tego tematu. Nie rozumiałem, dlaczego mu tak na tym zależało. Na tym kupnie. Nie mogłem mu tego zrobić, nie mogłem go sobie przywłaszczyć. A kupienie go właśnie tak wyglądało. Gdyby nam nie wyszło, bo nikt nie musi wiedzieć, że służy do zupełnie innych celów niż zakładali, musiałbym go oddać tutaj z powrotem. A tego nie chciałem.
Kouyou nawet nie próbował mnie zrozumieć. Ciągle tylko chciał, wręcz błagał żebym w końcu to zrobił. Ale przecież to byłaby dla niego większa krzywda. Nie zniósłbym tego, za bardzo mi na nim zależało. To, co rodziło się we mnie przez ostatnie tygodnie spędzone z nim, było coraz bardziej poważniejsze. Coś czułem, ale to jeszcze nie była miłość. Zauroczenie? Możliwe, więc nie mogłem pozwolić żeby potem o wiele bardziej cierpiał. Nie byłem podłym człowiekiem.
Dni mijały, a Uruha coraz bardziej się ode mnie oddalał. Sugerował zachowaniem, że go zawiodłem, nie spełniłem jego oczekiwań. Ale ja na prawdę nie mogłem nic zrobić. Nie potrafiłbym; to dobre wyrażenie, idealne do zaistniałej sytuacji.
Usłyszałem pewnego dnia, że Reita wykupił Małego. Nic o tym nie wiedziałem, bo nie było okazji do spotkania. Mój świat kręcił się tylko w okół Kouyou, któremu z całego serca chciałem pomóc, ale on nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że moja pomoc będzie wyglądała trochę inaczej niż zakładał. To ja miałem plan, a on nawet o tym nie wiedział; tylko domagał się kupna.
****
- Tsuzuku, potrzebuję twojej pomocy.
- Jak zawsze, Yuu. Co masz w sobie takiego, że nigdy nie potrafię ci odmówić?
- Nie wiem, nie wnikajmy. Wiesz, o co mi chodzi.
- Tak, z tego co zrozumiałem z rozmowy telefonicznej, chodzi ci o tego dzieciaka z burdelu?
- O Kouyou, Tsu. Mogę na ciebie liczyć?
- Okay, popytam gdzie trzeba, może uda mi się coś ogarnąć.
- Oni nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz?
- Od tego jestem, Shiroyama. To akurat moja specjalność. Gwarantuję ci, że nikt o tym nie usłyszy, ani zobaczy. Do zobaczenia po wszystkim.
- Ile potrzebujesz czasu?
- Niewiele, ale odwiedzaj go regularnie żeby nie wzbudzać podejrzeń. Odezwę się.
- Obiecaj mi, że nie stanie mu się krzywda.
- Yuu, to bolało. Nic mu nie będzie, już ja się o to postaram.
- Ufam ci, Tsuzuku.
piątek, 6 grudnia 2013
Dirty Dancing cz. 3
~ Uruha~
Dla ciebie kilka słów, dla mnie o wiele więcej. Słowa, które spijałem z twoich ust, dawały mi nadzieję na lepsze jutro. Setki pocałunków pozbawionych uczucia sprawiały, że coraz bardziej cię pragnąłem. Zatracałem się w tobie, choć wiedziałem, że nie powinienem.
Przychodziłeś, a ja za każdym razem nie chciałem żebyś odchodził. Chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że takie tutaj panują zasady, chciałem abyś został ze mną na wieczność. Byłem zauroczony, pociągałeś mnie, podobałeś mi się. Miałeś cechy, których nigdy wcześniej nie poznałem. Odróżniałeś się od innych, byłeś wyjątkowy.
Tęskniłem, kiedy cię nie było. Ale wtedy miałem czas żeby pomyśleć o tej sytuacji. Chciałeś mnie stąd zabrać, zaczynałem nawet w to wierzyć. Czy to aby nie były obietnice bez pokrycia? Nie próbowałeś mnie oszukać? Zrobić mi złudnej nadziei, że mogę żyć inaczej? Z tobą u boku? Bez zmartwień i cierpienia? Bez bólu?
Nie wiedziałem, czy mogę ci ufać. Choć sprawiałeś takie wrażenie, nadal miałem wątpliwości. To przecież ja sam sobie wybrałem takie życie, nie powinieneś się nade mną litować. To ja się sprzedawałem, nie ty. I choć tylko ty byłeś moim klientem, to nie zmieniało faktu, że byłem dziwką. Nie zasługiwałem na ciebie, byłem tego pewny.
Nic nie mogłem ci dać, nic nie miałem. Nie posiadałem nawet uczuć, nie wiedziałem, co znaczy kochać. Szczerze mówiąc, byłem nikim. A kim byłem w twoich oczach?
- Uruś, jestem już. - Usłyszałem twój głos i od razu serce mi szybciej zabiło. Odwróciłem się w twoją stronę, posyłając najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Cieszę się, że jesteś, Aoi. - Odparłem radośnie. Cieszyłem się z twojej obecności, było mi lżej.
Usiadłeś obok mnie i objąłeś mnie ramieniem. Czułem przyjemne ciepło, które biło od ciebie. Wtuliłem się w twój tors, jednocześnie zaciągając się twoim cudownym zapachem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za tobą tęskniłem. - Szepnąłem nieśmiało bojąc się twojej reakcji.
- Ja też tęskniłem, skarbie. - W tym momencie poczułem twoje usta na swoim czole. Parzyło mnie to miejsce, ale twój kolczyk skutecznie chłodził. To uczucie trwało do czasu, aż zabrałeś swoje wargi.
Już nie musiałem nic mówić. Ta cisza była kojąca, nie niezręczna. I właśnie to mi się podobało, że rozumiemy się bez słów. Choć dla innych mogło wydawać się to dziwne, dla mnie było niezwykłe, magiczne. Przy tobie czułem, że mogę wszystko.
Ciszę przerywały tylko nasze równomierne oddechy, które były balsamem dla moich uszu. Nie musiałem się martwić, że ktoś przyjdzie i nam przeszkodzi. Byłem twoją własnością i dzięki temu mogłeś spędzać tutaj tyle czasu, ile ci się podobało. Niestety, nie mogliśmy opuszczać pomieszczenie, było to zabronione. Chyba, że kupiłbyś mnie. Ale tego nie chciałeś zrobić. Mówiłeś, że za bardzo ci na mnie zależy żeby zrobić coś takiego.
- Kup mnie, proszę. - Poprosiłem, unosząc głowę i wpatrując się w twoje piękne oczy.
- Nie proś mnie o to, nie zrobię tego.
- Ja nie chcę już tutaj być. Yuu, zabierz mnie stąd.
- Zabiorę, ale jeszcze nie teraz. Muszę wszystko sobie poukładać, dopiero wtedy zacznę działać. Kou, nie zrobię ci takiej krzywdy.
Standardowa rozmowa od kilku dni. Upierałeś się, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Nie docierały do ciebie żadne argumenty. Ciągle powtarzałeś to samo, a ja zacząłem tracić nadzieję. Gdyby ci na mnie zależało, zrobiłbyś to dawno. Czyli kłamałeś..
Dla ciebie kilka słów, dla mnie o wiele więcej. Słowa, które spijałem z twoich ust, dawały mi nadzieję na lepsze jutro. Setki pocałunków pozbawionych uczucia sprawiały, że coraz bardziej cię pragnąłem. Zatracałem się w tobie, choć wiedziałem, że nie powinienem.
Przychodziłeś, a ja za każdym razem nie chciałem żebyś odchodził. Chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że takie tutaj panują zasady, chciałem abyś został ze mną na wieczność. Byłem zauroczony, pociągałeś mnie, podobałeś mi się. Miałeś cechy, których nigdy wcześniej nie poznałem. Odróżniałeś się od innych, byłeś wyjątkowy.
Tęskniłem, kiedy cię nie było. Ale wtedy miałem czas żeby pomyśleć o tej sytuacji. Chciałeś mnie stąd zabrać, zaczynałem nawet w to wierzyć. Czy to aby nie były obietnice bez pokrycia? Nie próbowałeś mnie oszukać? Zrobić mi złudnej nadziei, że mogę żyć inaczej? Z tobą u boku? Bez zmartwień i cierpienia? Bez bólu?
Nie wiedziałem, czy mogę ci ufać. Choć sprawiałeś takie wrażenie, nadal miałem wątpliwości. To przecież ja sam sobie wybrałem takie życie, nie powinieneś się nade mną litować. To ja się sprzedawałem, nie ty. I choć tylko ty byłeś moim klientem, to nie zmieniało faktu, że byłem dziwką. Nie zasługiwałem na ciebie, byłem tego pewny.
Nic nie mogłem ci dać, nic nie miałem. Nie posiadałem nawet uczuć, nie wiedziałem, co znaczy kochać. Szczerze mówiąc, byłem nikim. A kim byłem w twoich oczach?
- Uruś, jestem już. - Usłyszałem twój głos i od razu serce mi szybciej zabiło. Odwróciłem się w twoją stronę, posyłając najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Cieszę się, że jesteś, Aoi. - Odparłem radośnie. Cieszyłem się z twojej obecności, było mi lżej.
Usiadłeś obok mnie i objąłeś mnie ramieniem. Czułem przyjemne ciepło, które biło od ciebie. Wtuliłem się w twój tors, jednocześnie zaciągając się twoim cudownym zapachem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za tobą tęskniłem. - Szepnąłem nieśmiało bojąc się twojej reakcji.
- Ja też tęskniłem, skarbie. - W tym momencie poczułem twoje usta na swoim czole. Parzyło mnie to miejsce, ale twój kolczyk skutecznie chłodził. To uczucie trwało do czasu, aż zabrałeś swoje wargi.
Już nie musiałem nic mówić. Ta cisza była kojąca, nie niezręczna. I właśnie to mi się podobało, że rozumiemy się bez słów. Choć dla innych mogło wydawać się to dziwne, dla mnie było niezwykłe, magiczne. Przy tobie czułem, że mogę wszystko.
Ciszę przerywały tylko nasze równomierne oddechy, które były balsamem dla moich uszu. Nie musiałem się martwić, że ktoś przyjdzie i nam przeszkodzi. Byłem twoją własnością i dzięki temu mogłeś spędzać tutaj tyle czasu, ile ci się podobało. Niestety, nie mogliśmy opuszczać pomieszczenie, było to zabronione. Chyba, że kupiłbyś mnie. Ale tego nie chciałeś zrobić. Mówiłeś, że za bardzo ci na mnie zależy żeby zrobić coś takiego.
- Kup mnie, proszę. - Poprosiłem, unosząc głowę i wpatrując się w twoje piękne oczy.
- Nie proś mnie o to, nie zrobię tego.
- Ja nie chcę już tutaj być. Yuu, zabierz mnie stąd.
- Zabiorę, ale jeszcze nie teraz. Muszę wszystko sobie poukładać, dopiero wtedy zacznę działać. Kou, nie zrobię ci takiej krzywdy.
Standardowa rozmowa od kilku dni. Upierałeś się, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Nie docierały do ciebie żadne argumenty. Ciągle powtarzałeś to samo, a ja zacząłem tracić nadzieję. Gdyby ci na mnie zależało, zrobiłbyś to dawno. Czyli kłamałeś..
czwartek, 5 grudnia 2013
To tylko seks? cz.10 + Epilog
Kłamstwo, które przez cały czas rosło w sile, nabierało szybkiego tempa. Czy na prawdę go kochałem? Nie wiem, ale miałem nadzieję, że akurat w tym go nie oszukałem.
Kłamałem, mówiąc, że tamten dzień nie powinien się wydarzyć. Kłamałem, mówiąc, że seks nic dla mnie nie znaczył. Kłamałem, wmawiając sobie, że chcę zapomnieć.
Czytając wiadomość od Toshiyi ulżyło mi. W końcu mogłem wziąć sprawę na poważnie. Patrząc w tym momencie na pogrążoną we śnie twarz Rukiego, zdałem sobie sprawę jak wiele straciłem, mówiąc mu takie rzeczy. Wiedziałem już jak bardzo go wtedy zraniłem. Nie chciałem tego, nie tak miało być. Gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego.
Zależało mi na tym małym wariacie. Po raz kolejny nie mogłem go stracić. Zbyt wiele dla mnie znaczył. Pierwszy raz w życiu tak bardzo kochałem, teraz miałem już pewność, co do moich uczuć. Nikt wcześniej takich nie wzbudzał, jak on. Takanori był wyjątkowy, jedyny.
Musiałem się przyznać, że kłamałem, lecz nie wiedziałem jak młody to przyjmie, czy mi wybaczy. Każdy w końcu rozumie swoje błędy, stara się je naprawić. Przecież uczymy się na błędach. Ja popełniłem ich zbyt wiele, jednak miałem ich świadomość. Chociaż tyle.
Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy zauważyłem delikatny uśmiech na ustach Aniołka. Serce zabiło szybciej, przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Nie było to pożądanie, to była miłość. Miłość, która mimo wszystko nas łączyła. Choć kiedyś rozdzieliła, nadal istniała. Żyła w nas przez cały czas, pomimo, że obaj próbowaliśmy zapomnieć. On z Toshiyą, a ja... sam nie wiem. Ja tylko chciałem jego szczęścia, dlatego żyłem w cieniu, z dala od niego. Bo beze mnie mógł poczuć się kochany, co ja wtedy wszystko zaprzepaściłem. Byłem idiotą, nadal jestem. Ale ta mała istotka zmieniła wiele w moim życiu, za co byłem wdzięczny.
Kochałem, nie kłamałem. Uczucie żyło głęboko we mnie, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Teraz było wspaniale, z nim obok.
Przed oczami miałem obraz tego, co Toshiya próbował zrobić Maleństwu. Wiedziałem, że zrobił to specjalnie. Żeby pokazać Rukiemu, że jestem nieobliczalny, że łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. I choć już go za to przeprosiłem, nadal miałem wyrzuty sumienia. Nie powinienem tak reagować, rzucać wyzwiskami w jego stronę. Ale stało się, byłem winny.
Chciałem mu wynagrodzić całe zło, jakie mu wyrządziłem. Zdawałem sobie sprawę, że mogę nie podołać, ale dla niego chciałem spróbować. Dla niego chciałem żyć, dla niego budzić się rano z uśmiechem na ustach. Dla niego pragnąłem naszego szczęścia, dla niego chciałem móc grać na każdym koncertem. Dla niego chciałem patrząc głęboko w oczy mówić szeptem kocham cię. Dla niego chciałem wszystkiego, bo to on był moją muzą. Mój Takanori.
***
Od tych zdarzeń minęły dwa lata. Nadal jestem z Takanorim i jestem szczęśliwy. Mogę śmiało powiedzieć, że ten czas mnie zmienił. Na lepsze, rzecz jasna, na lepsze.
Planujemy ślub, pół roku po trasie oznajmiliśmy, że jesteśmy razem. Pozostali byli szczęśliwi, nie bardziej niż ja. Wszystko jest idealne, jak z bajki. A to wszystko zasługa wokalisty.
Toshiya z Shinyą też są razem, od roku. Trochę to trwało, aż do końca zdali sobie sprawę jak wielkie uczucie ich łączy. Ale pomimo wszystko, życzę im szczęścia z całego serca.
W życiu każdego z nas pojawia się moment, w którym zaczynamy w siebie wątpić. Wszystko, co robimy wydaje nam się złe i bez sensu. Marzenia przestają się spełniać i jest coraz gorzej.
Ale w takich momentach nie należy się poddawać. Zacznijmy walczyć o swoje szczęście, tak jak to zrobiłem ja, wasz Reita.
Kłamałem, mówiąc, że tamten dzień nie powinien się wydarzyć. Kłamałem, mówiąc, że seks nic dla mnie nie znaczył. Kłamałem, wmawiając sobie, że chcę zapomnieć.
Czytając wiadomość od Toshiyi ulżyło mi. W końcu mogłem wziąć sprawę na poważnie. Patrząc w tym momencie na pogrążoną we śnie twarz Rukiego, zdałem sobie sprawę jak wiele straciłem, mówiąc mu takie rzeczy. Wiedziałem już jak bardzo go wtedy zraniłem. Nie chciałem tego, nie tak miało być. Gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego.
Zależało mi na tym małym wariacie. Po raz kolejny nie mogłem go stracić. Zbyt wiele dla mnie znaczył. Pierwszy raz w życiu tak bardzo kochałem, teraz miałem już pewność, co do moich uczuć. Nikt wcześniej takich nie wzbudzał, jak on. Takanori był wyjątkowy, jedyny.
Musiałem się przyznać, że kłamałem, lecz nie wiedziałem jak młody to przyjmie, czy mi wybaczy. Każdy w końcu rozumie swoje błędy, stara się je naprawić. Przecież uczymy się na błędach. Ja popełniłem ich zbyt wiele, jednak miałem ich świadomość. Chociaż tyle.
Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy zauważyłem delikatny uśmiech na ustach Aniołka. Serce zabiło szybciej, przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Nie było to pożądanie, to była miłość. Miłość, która mimo wszystko nas łączyła. Choć kiedyś rozdzieliła, nadal istniała. Żyła w nas przez cały czas, pomimo, że obaj próbowaliśmy zapomnieć. On z Toshiyą, a ja... sam nie wiem. Ja tylko chciałem jego szczęścia, dlatego żyłem w cieniu, z dala od niego. Bo beze mnie mógł poczuć się kochany, co ja wtedy wszystko zaprzepaściłem. Byłem idiotą, nadal jestem. Ale ta mała istotka zmieniła wiele w moim życiu, za co byłem wdzięczny.
Kochałem, nie kłamałem. Uczucie żyło głęboko we mnie, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Teraz było wspaniale, z nim obok.
Przed oczami miałem obraz tego, co Toshiya próbował zrobić Maleństwu. Wiedziałem, że zrobił to specjalnie. Żeby pokazać Rukiemu, że jestem nieobliczalny, że łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. I choć już go za to przeprosiłem, nadal miałem wyrzuty sumienia. Nie powinienem tak reagować, rzucać wyzwiskami w jego stronę. Ale stało się, byłem winny.
Chciałem mu wynagrodzić całe zło, jakie mu wyrządziłem. Zdawałem sobie sprawę, że mogę nie podołać, ale dla niego chciałem spróbować. Dla niego chciałem żyć, dla niego budzić się rano z uśmiechem na ustach. Dla niego pragnąłem naszego szczęścia, dla niego chciałem móc grać na każdym koncertem. Dla niego chciałem patrząc głęboko w oczy mówić szeptem kocham cię. Dla niego chciałem wszystkiego, bo to on był moją muzą. Mój Takanori.
***
Od tych zdarzeń minęły dwa lata. Nadal jestem z Takanorim i jestem szczęśliwy. Mogę śmiało powiedzieć, że ten czas mnie zmienił. Na lepsze, rzecz jasna, na lepsze.
Planujemy ślub, pół roku po trasie oznajmiliśmy, że jesteśmy razem. Pozostali byli szczęśliwi, nie bardziej niż ja. Wszystko jest idealne, jak z bajki. A to wszystko zasługa wokalisty.
Toshiya z Shinyą też są razem, od roku. Trochę to trwało, aż do końca zdali sobie sprawę jak wielkie uczucie ich łączy. Ale pomimo wszystko, życzę im szczęścia z całego serca.
W życiu każdego z nas pojawia się moment, w którym zaczynamy w siebie wątpić. Wszystko, co robimy wydaje nam się złe i bez sensu. Marzenia przestają się spełniać i jest coraz gorzej.
Ale w takich momentach nie należy się poddawać. Zacznijmy walczyć o swoje szczęście, tak jak to zrobiłem ja, wasz Reita.
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Co dalej?
Jako, że mam zaczętych kilka opowiadań (a nie wiem, co wstawić ;c), co chciałybyście/-liście w następnej notce? Zaczęłam ósmą część Do YUU Love Me?, ale może czas na coś innego?
Nie chciałabym robić tu spamu tym samym opowiadaniem, więc decyzja należy do was. Opowiadanie, które pojawiało się najczęściej w Waszych komentarzach w najbliższym czasie zostanie opublikowane : )
Nie chciałabym robić tu spamu tym samym opowiadaniem, więc decyzja należy do was. Opowiadanie, które pojawiało się najczęściej w Waszych komentarzach w najbliższym czasie zostanie opublikowane : )
Subskrybuj:
Posty (Atom)