~Perspektywa Uru~
Szczęście było kłamstwem. Wszyscy, którzy odczuwali to uczucie, byli dla mnie oszustami. Nie istniało nic takiego, a jeśli już, to przynosiło tylko ból i cierpienie. Ale ludzie byli szczęśliwi, choć trwało to tylko przez krótki czas. Bez żadnych następstw, bez niczego.
Nie, nie jestem idiotą. Wiem, że może nie mam racji, ale mówię o tym na swoim przykładzie. Zawsze tak było, nic nie mogło tego zmienić. Poza ranami w moim sercu nie miałem nic. Nawet nie umiałem kochać, bo nikt mnie tego nie nauczył. Miłości też nie było, tylko pustka.
Mdliło mnie na widok tych wszystkich zakochanych par, które przemieszczały się ulicami miast. Nic nieznaczące kocham cię wypływało z ust do ust, choć i tak wiedzieli, że to tylko jedno, wielkie kłamstwo. Ale i tak brnęli w to dalej, ponieważ tylko tyle im zostało.
Czekałem spokojnie na moment, w którym nie będę musiał już oglądać tego wszystkiego. Drażniło mnie to, ale nic nie mogłem zrobić. Było mi dobrze, w samotności. Nikt niczego nie oczekiwał, nie składał pocałunków na moim ciele. Nie było mi to potrzebne.
Chociaż, dla mnie wszystko było kłamstwem. Nawet ja sam, bo ciągle wmawiałem sobie, że czegoś nie ma. Ale może faktycznie wszystko istniało, tylko ja nie umiałem tego dostrzec.
Zbyt ślepy na dostrzeżenie w okół siebie piękna?
Od zawsze byłem dość chłodny w stosunku do innych, aż w końcu poznałem Rukiego, który już od jakiegoś czasu zajmował się prostytucją. To on nauczył mnie tego, że w tym zawodzie można zapomnieć o wszystkim. Złagodzić ból, który z dnia na dzień narasta w sercu. Że tam nie muszę być sobą, mogę udawać kogoś, kim nie jestem i nigdy nie będę. Choć z początku nie dopuszczałem do siebie myśli, że mógłbym coś takiego robić, to za namową Maleństwa zmieniłem zdanie. Być może to był to dla mnie początek czegoś nowego, lepszego.
Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc pierwszy dzień w pracy mnie dość mocno stresował. Takanori ciągle powtarzał, że mam się zdać na intuicję, iść jak to ujął, za głosem serca. On wiedział o co w tym chodziło, ponieważ zajmował się tym już kilka lat. Dla niego nie było to nowością, ale postanowiłem mu zaufać. Choć z drugiej strony nadal nie było mi łatwo.
Przydzielili mi pokój, który dotychczas należał do Małego. Przyznam, że było tam trochę chłodno, ale nie narzekałam. Ruki dostał miejsce w apartamencie, bo podobno zasłużył na to. Nie dziwiło mnie to, wiedział, co robić żeby umieć zadowolić. Ciągle słyszałem, że jakiś Yuu zrezygnował z jego usług i przyjdzie do niego ktoś inny. Ten Yuu musiał być jego stałym klientem. Ale skoro przychodził do niego regularnie, więc dlaczego zrezygnował?
Godzinę później przyszedł nasz szef i powiedział, że mam się przygotować, bo za chwilę przyjdzie mój pierwszy klient. Ręce mi się trzęsły, bo nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Nie znałem go, nie wiedziałem czego będzie oczekiwał. Zrzuciłem z siebie ubrania, szybko podkreśliłem oczy kredką i stanąłem przy łóżku odwrócony tyłem do drzwi. Czekałem, jednocześnie powoli uspokajając oddech i nerwy.
Ciche skrzypnięcie drzwi zasygnalizowały przybycie gościa. Podszedł do mnie i według panujących tutaj zasad,stanął przy łóżku i oczekiwał rozpoczęcia przedstawienia. Postanowiłem, że zaprezentuję coś, w czym jestem dobry, czyli taniec.
Nie wiem nawet kiedy moje ruchy stały się zbyt prowokujące. Widziałem jak to na niego działało, więc nie przerywałem. Stawałem się wyzywający, zostawiając w tym trochę zmysłowości. W końcu zdecydowałem się na ostrzejszy krok i pchnąłem go delikatnie na łóżko. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem ocierać się o jego rekcję. Przez spodnie czułem, że ma się czym pochwalić. Cieszył mnie to, że jednak coś potrafię, że mogłem doprowadzić go do takiego stanu. Potem wszystko potoczyło się szybko, a ostatnie, co zarejestrowałem to słonawa ciecz w moich ustach.
Kiedy usłyszałem jego imię, zdałem sobie sprawę kim jest. To był ten Yuu, ten, który zrezygnował z Maleństwa. Nie chciałem pytać dlaczego to zrobił. Nie chciałem być niegrzeczny.
Czuły pocałunek po wszystkim sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Dla mnie, jak i dla niego, to nie było zwykłe zaspokajanie. W tym było o wiele więcej.
Przychodził regularnie, ale nie po to żeby rozładować swoje seksualne napięcie. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Dzięki temu mogliśmy się poznać i zbliżyć do siebie.
Ciągle powtarzał, że mnie stąd zabierze, że mu na mnie zależy. Ale ja nie wierzyłem w żadne słowo o takiej treści. Nie chciałem żeby się nade mną litował.
piątek, 29 listopada 2013
wtorek, 26 listopada 2013
Dirty Dancing cz. 1
Nauczyłem się żyć bez osoby, którą kochałem całym sercem. To, moim zdaniem, była najlepsza decyzja z wszystkich tych, które podjąłem w swoim życiu. Niczego nie żałowałem.
****
Coraz częściej za namową Reity, najbliższego przyjaciela, odwiedzałem nocne kluby i zabawiałem się z tamtejszymi prostytutkami. W męskiej wersji, oczywiście. Tam mogłem być sobą, na co Kai nigdy mi nie pozwalał. Wszystko musiało byś tak, jak sobie zaplanował, według listy dopuszczanych zachowań. Ograniczenia nie sprzyjały naszemu związku, co tylko ja zauważałem. Dla niego było idealnie, tak jak sobie wymarzył.
Pomimo tego było nam ze sobą dobrze. Wytrzymaliśmy razem siedem lat, co jednocześnie było najdłuższym związkiem w moim życiu. W końcu przyszedł moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że nie dam rady tego ciągnąć. Musiałem zatrzymać najszczęśliwsze chwile, poczucie bycia kochanym, i, co najważniejsze miłość do drugiej osoby. Bo przecież nie byłem z nim ot tak, kochałem go całym sobą. Ale Yutaka podjął decyzję, zanim ja przystąpiłem do działania. Czekałem tylko na moment, w którym zda sobie z tego sprawę, lecz nigdy do tego nie doszło. Rozstanie było moją inicjatywą.
***
Akira od zawsze lubił takie wypady. Czerwone dzielnice były jego ulubionymi. Nie szukał związków, wolał przygody najczęściej na jedną noc. Nie kochał, bo twierdził, że nie jest mu to potrzebne. Nie angażował się i tego samego wymagał od innych. Poza przyjaźnią nie dopuszczał do siebie innych uczuć. Dla niego były one zbędne i nieprzydatne.
Od kiedy cieszyłem się wolnością, coraz częściej zaczynałem rozumować w ten sam sposób. Sypiałem z przypadkowymi osobami, z którymi poznawałem się na tego typu imprezach. Po wszystkim niczego nie żałowałem. Ja płaciłem, oni spełniali moje zachcianki. Taka była kolej rzeczy. Oczywiście, nie wymagałem wiele. W takich chwilach pozostawała we mnie resztka godności. Szanowałem siebie i innych, dlatego też nie chciałem żeby robili coś wbrew swojej woli. Nie podobne do mnie, ale jednak.
W końcu postanowiłem działać troszkę inaczej od zamierzonego celu. Wynająłem sobie idealnego chłopaka, z którym mogłem robić wszystko, na co tylko miałem ochotę. On nie miał nic przeciwko, wręcz uwielbiał takie zabawy. Idealny dla mnie.
Budynek mieścił się przecznicę od klubu, w którym najczęściej bawiłem się z Reitą. Nie rzucał się w oczy, był jednym z najciekawszych miejsc w czerwonej dzielnicy.
Blondynek nazywał się Ruki, po jakimś czasie dowiedziałem się jak ma na imię na prawdę. Matsumoto Takanori, prawdziwe cudo.
Miał zwinne łapki, równocześnie swój malutki języczek. Nie był zbyt wysoki, ale to akurat dodawało mu uroku. Głębią swojego głosiku oczarował mnie od razu. Dość specyficzny, jak na osobę pracującą w takiej branży.
Kilka tygodni później udało mi się namówić Opaskonosego na wizytę w tym domu. Odstąpiłem mu Ruksiątko, bo chciałem żeby przekonał się do tego miejsca. Zależało mi na tym, ponieważ chciałem pokazać mu, co tutaj potrafią. To nie było to, czego doświadczałem w 13STAIRS. To miało w sobie coś, czego od dawna poszukiwałem.
Właśnie wtedy miałem okazję po raz pierwszy ujrzeć najpiękniejszą istotę na ziemi. Wiedziałem tylko tyle, że jest tutaj nowy. Przyjęty zaledwie kilka godzin wcześniej. Spodziewałem się, że może nie być doświadczony tak jak Takanori. To, co zrobił potem spowodowało, że Ruki przy nim był niczym w porównaniu do niego.
Uruha sprawił, że moje serce zaczęło bić mocniej. Po raz kolejny zapragnąłem kochać i dzielić z kimś swoje życie. Tą osobą był właśnie on. I nie chodziło tu wcale o to, że był dobry w tym, co robi. Miał coś, co nie pozwalało mi przejść obok niego obojętnie. To, czym się zajmował nie było dla niego odpowiednie. Chciałem go stąd wyciągnąć, ale on nie uwierzył w moje słowa. Z resztą, nie dziwiłem mu się. Nikt nie przychodzi tutaj z pomocą.
Od tego momentu on stał się moją własnością. Nikt nie miał prawa go tknąć poza mną. Ja już nie przychodziłem tutaj żeby go pieprzyć. Nasze spotkania głównie były rozmowami, przez które poznawaliśmy się coraz bardziej. Co nie zmieniało faktu, że nadal mi nie ufał. Ciągle powtarzał, że wypowiadam słowa bez żadnego pokrycia. Nie wierzył, że chcę mu pomóc.
Nie rozumiał, że znaczy dla mnie o wiele więcej niż mu się wydawało.
****
Coraz częściej za namową Reity, najbliższego przyjaciela, odwiedzałem nocne kluby i zabawiałem się z tamtejszymi prostytutkami. W męskiej wersji, oczywiście. Tam mogłem być sobą, na co Kai nigdy mi nie pozwalał. Wszystko musiało byś tak, jak sobie zaplanował, według listy dopuszczanych zachowań. Ograniczenia nie sprzyjały naszemu związku, co tylko ja zauważałem. Dla niego było idealnie, tak jak sobie wymarzył.
Pomimo tego było nam ze sobą dobrze. Wytrzymaliśmy razem siedem lat, co jednocześnie było najdłuższym związkiem w moim życiu. W końcu przyszedł moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że nie dam rady tego ciągnąć. Musiałem zatrzymać najszczęśliwsze chwile, poczucie bycia kochanym, i, co najważniejsze miłość do drugiej osoby. Bo przecież nie byłem z nim ot tak, kochałem go całym sobą. Ale Yutaka podjął decyzję, zanim ja przystąpiłem do działania. Czekałem tylko na moment, w którym zda sobie z tego sprawę, lecz nigdy do tego nie doszło. Rozstanie było moją inicjatywą.
***
Akira od zawsze lubił takie wypady. Czerwone dzielnice były jego ulubionymi. Nie szukał związków, wolał przygody najczęściej na jedną noc. Nie kochał, bo twierdził, że nie jest mu to potrzebne. Nie angażował się i tego samego wymagał od innych. Poza przyjaźnią nie dopuszczał do siebie innych uczuć. Dla niego były one zbędne i nieprzydatne.
Od kiedy cieszyłem się wolnością, coraz częściej zaczynałem rozumować w ten sam sposób. Sypiałem z przypadkowymi osobami, z którymi poznawałem się na tego typu imprezach. Po wszystkim niczego nie żałowałem. Ja płaciłem, oni spełniali moje zachcianki. Taka była kolej rzeczy. Oczywiście, nie wymagałem wiele. W takich chwilach pozostawała we mnie resztka godności. Szanowałem siebie i innych, dlatego też nie chciałem żeby robili coś wbrew swojej woli. Nie podobne do mnie, ale jednak.
W końcu postanowiłem działać troszkę inaczej od zamierzonego celu. Wynająłem sobie idealnego chłopaka, z którym mogłem robić wszystko, na co tylko miałem ochotę. On nie miał nic przeciwko, wręcz uwielbiał takie zabawy. Idealny dla mnie.
Budynek mieścił się przecznicę od klubu, w którym najczęściej bawiłem się z Reitą. Nie rzucał się w oczy, był jednym z najciekawszych miejsc w czerwonej dzielnicy.
Blondynek nazywał się Ruki, po jakimś czasie dowiedziałem się jak ma na imię na prawdę. Matsumoto Takanori, prawdziwe cudo.
Miał zwinne łapki, równocześnie swój malutki języczek. Nie był zbyt wysoki, ale to akurat dodawało mu uroku. Głębią swojego głosiku oczarował mnie od razu. Dość specyficzny, jak na osobę pracującą w takiej branży.
Kilka tygodni później udało mi się namówić Opaskonosego na wizytę w tym domu. Odstąpiłem mu Ruksiątko, bo chciałem żeby przekonał się do tego miejsca. Zależało mi na tym, ponieważ chciałem pokazać mu, co tutaj potrafią. To nie było to, czego doświadczałem w 13STAIRS. To miało w sobie coś, czego od dawna poszukiwałem.
Właśnie wtedy miałem okazję po raz pierwszy ujrzeć najpiękniejszą istotę na ziemi. Wiedziałem tylko tyle, że jest tutaj nowy. Przyjęty zaledwie kilka godzin wcześniej. Spodziewałem się, że może nie być doświadczony tak jak Takanori. To, co zrobił potem spowodowało, że Ruki przy nim był niczym w porównaniu do niego.
Uruha sprawił, że moje serce zaczęło bić mocniej. Po raz kolejny zapragnąłem kochać i dzielić z kimś swoje życie. Tą osobą był właśnie on. I nie chodziło tu wcale o to, że był dobry w tym, co robi. Miał coś, co nie pozwalało mi przejść obok niego obojętnie. To, czym się zajmował nie było dla niego odpowiednie. Chciałem go stąd wyciągnąć, ale on nie uwierzył w moje słowa. Z resztą, nie dziwiłem mu się. Nikt nie przychodzi tutaj z pomocą.
Od tego momentu on stał się moją własnością. Nikt nie miał prawa go tknąć poza mną. Ja już nie przychodziłem tutaj żeby go pieprzyć. Nasze spotkania głównie były rozmowami, przez które poznawaliśmy się coraz bardziej. Co nie zmieniało faktu, że nadal mi nie ufał. Ciągle powtarzał, że wypowiadam słowa bez żadnego pokrycia. Nie wierzył, że chcę mu pomóc.
Nie rozumiał, że znaczy dla mnie o wiele więcej niż mu się wydawało.
niedziela, 24 listopada 2013
To the Dazzling Darkness (AoixUruha, UruhaxRuki)
Moje serce pękało z każdą chwilą. Najbardziej bolał widok ciebie z tym, który mi cię odebrał. Teraz smakowałeś jego ust, dotykałeś jego ciała. To jemu mówiłeś, że kochasz. To on kochał się z tobą w oświetlonym świecami pokoju. Tym samym, w którym do niedawna to ja kochałem ciebie. W tym samym mieszkaniu, w taki sam sposób robiłeś to z nim.
Cztery wypowiedziane przez ciebie słowa zniszczyły wszystko. Nigdy cię nie kochałem. Zadaję sobie ciągle to samo pytanie: dlaczego przez ten cały czas mnie okłamywałeś? Mówiłeś przecież, że kochasz, że jestem tym, który otrzymał twoje serce, ciebie całego. Byłeś mój, przez ten cały czas należałeś tylko do mnie. On był tylko przyjacielem, tak właśnie mówiłeś.
Mogłem to zauważyć wcześniej, bo spędzałeś z nim bardzo dużo czasu. Jednak ja, ślepy z miłości, wierzyłem w waszą przyjaźń. To ty pocieszałeś go kiedy rozstał się z Reitą. Ty zapraszałeś go do nas, wyczuwając wcześniej, że będę miał ochotę cię kochać. Robiłeś to specjalnie, ale ja zawsze inaczej to tłumaczyłem. Wierzyłem, że chcesz pomóc mu zapomnieć.
Nie wiem dokładnie od kiedy to trwało. Przez cały czas zachowywałeś się normalnie, tak jak na samym początku nas. Nie wzbudzałeś podejrzeń, ja niczego się nie domyślałem. Kiedy sypiałeś z nim, nadal nic nie podejrzewałem. Nie zwracałem uwagi na to, że z dnia na dzień jesteście sobie coraz bliżsi. Częściej go przytulałeś i całowałeś w policzek na przywitanie i pożegnanie. Brałem to tylko za przyjacielskie gesty, nic nieznaczące gesty. Tak było łatwiej.
Wszyscy o was wiedzieli, tylko nie ja. Nawet Reita mówił mi żebym cię zostawił póki jeszcze mam czas. Nie słuchałem, bo nie wierzyłem w żadne słowa kierowane pod twoim adresem. Przez cały czas cię usprawiedliwiałem, nie przyjmowałem do wiadomości, że mógłbyś mnie zdradzić. Mimo tego, że w przekonaniu lidera i basisty, stawałeś się dziwką.
Coraz częściej nie wracałeś na noc. Nic sobie z tego nie robiłem, bo miałeś świetne wymówki, które nie wzbudzały podejrzeń. W takich momentach siedziałem w twoim mieszkaniu sam, popijając czerwone wino i komponując. Wracałeś dość późno, jednak w takich momentach nie przychodziłeś do sypialni. Nocowałeś w salonie, w którym po jakimś czasie regularnie przebywałeś. Nasz pokój został moim, samotnym. Jednak nadal nic nie wiedziałem.
Nie kochaliśmy się już wcale, bo ciągle nie miałeś ochoty. Myślałem, że może potrzebujemy przerwy, że może faktycznie robimy to za często, tak jak sugerowałeś. Nie przypuszczałem, że możesz robić to z nim.
Z tą małą kurwą, którą był wokalista.
Kazałeś mi się wyprowadzić miesiąc później. Dopiero wtedy zacząłem zauważać, że wszystko się między nami psuje. Stwierdziłeś, że musimy od siebie odpocząć, że to pomoże uratować nasz związek. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że kłamałeś.
Szokiem było to,co zobaczyłem, kiedy pewnego dnia przyszedłem po parę swoich rzeczy.
Mieszkanie było otwarte, co nieco mnie zdziwiło. Zawsze je zamykał, więc nie rozumiałem dlaczego tak je zostawił. Uruha był strasznie przewrażliwiony na punkcie swoich rzeczy. Bał się, że ktoś się włamie i go okradnie, czego on nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
Od razu w oczy rzuciły mi się porozwalane ubrania, z pewnością nienależące do gitarzysty. Postanowiłem iść ich śladem, aż znalazłem się pod drzwiami sypialni, które po raz pierwszy były zamknięte. Już miałem wchodzić, gdy nagle usłyszałem przeciągły jęk spełnienia. Nie należał on do Kouyou, z pewnością. Otworzyłem energicznie drzwi, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. On, w ramionach Rukiego, zagłębiony w nim.. Ten widok spowodował mdłości.
- Aoi, wybacz.. - jego głos nie wyrażał skruchy - Wiesz, nie miałem jak ci tego powiedzieć, ale myślę, że to już najwyższy czas. Nigdy cię nie kochałem.
Kiedy wypowiedziałeś te słowa, obróciłem się i wybiegłem z twojego mieszkania. Brzydziłem się wami, jak nigdy dotąd. Czułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy przed moimi oczami pojawiał się obraz ciebie w nim. Tak obrzydliwe, że musiałem powstrzymywać się od wymiotów.
Teraz, stojąc pod twoim oknem, obserwuję jak dwa cenie łączą swoje usta w namiętnym pocałunku. Dłonie błądzą po waszych ciałach poznawając je na nowo. Wiem, co za chwilę nastąpi, ale nie dbam o to.
Wyciągam broń i kieruję ją w stronę okna. Ciągnę za spust, po czym słyszę jak szyba się rozlatuje, a potem przerażony krzyk. Należy on do ciebie, bo pewnie trafiłem w twoją nową miłość. Celuję po raz kolejny, po czym zapada głucha cisza. Po raz kolejny trafiłem i jestem z siebie zadowolony. Podchodzę bliżej, zaglądam przez wybite okno, patrzę z zachwytem na swoje dzieło. Należało wam się, doskonale zdajecie sobie z tego sprawę.
- Wiesz, Uruha, to jest najlepszy czas, żebyś w końcu się dowiedział. Nienawidzę cię!
Cztery wypowiedziane przez ciebie słowa zniszczyły wszystko. Nigdy cię nie kochałem. Zadaję sobie ciągle to samo pytanie: dlaczego przez ten cały czas mnie okłamywałeś? Mówiłeś przecież, że kochasz, że jestem tym, który otrzymał twoje serce, ciebie całego. Byłeś mój, przez ten cały czas należałeś tylko do mnie. On był tylko przyjacielem, tak właśnie mówiłeś.
Mogłem to zauważyć wcześniej, bo spędzałeś z nim bardzo dużo czasu. Jednak ja, ślepy z miłości, wierzyłem w waszą przyjaźń. To ty pocieszałeś go kiedy rozstał się z Reitą. Ty zapraszałeś go do nas, wyczuwając wcześniej, że będę miał ochotę cię kochać. Robiłeś to specjalnie, ale ja zawsze inaczej to tłumaczyłem. Wierzyłem, że chcesz pomóc mu zapomnieć.
Nie wiem dokładnie od kiedy to trwało. Przez cały czas zachowywałeś się normalnie, tak jak na samym początku nas. Nie wzbudzałeś podejrzeń, ja niczego się nie domyślałem. Kiedy sypiałeś z nim, nadal nic nie podejrzewałem. Nie zwracałem uwagi na to, że z dnia na dzień jesteście sobie coraz bliżsi. Częściej go przytulałeś i całowałeś w policzek na przywitanie i pożegnanie. Brałem to tylko za przyjacielskie gesty, nic nieznaczące gesty. Tak było łatwiej.
Wszyscy o was wiedzieli, tylko nie ja. Nawet Reita mówił mi żebym cię zostawił póki jeszcze mam czas. Nie słuchałem, bo nie wierzyłem w żadne słowa kierowane pod twoim adresem. Przez cały czas cię usprawiedliwiałem, nie przyjmowałem do wiadomości, że mógłbyś mnie zdradzić. Mimo tego, że w przekonaniu lidera i basisty, stawałeś się dziwką.
Coraz częściej nie wracałeś na noc. Nic sobie z tego nie robiłem, bo miałeś świetne wymówki, które nie wzbudzały podejrzeń. W takich momentach siedziałem w twoim mieszkaniu sam, popijając czerwone wino i komponując. Wracałeś dość późno, jednak w takich momentach nie przychodziłeś do sypialni. Nocowałeś w salonie, w którym po jakimś czasie regularnie przebywałeś. Nasz pokój został moim, samotnym. Jednak nadal nic nie wiedziałem.
Nie kochaliśmy się już wcale, bo ciągle nie miałeś ochoty. Myślałem, że może potrzebujemy przerwy, że może faktycznie robimy to za często, tak jak sugerowałeś. Nie przypuszczałem, że możesz robić to z nim.
Z tą małą kurwą, którą był wokalista.
Kazałeś mi się wyprowadzić miesiąc później. Dopiero wtedy zacząłem zauważać, że wszystko się między nami psuje. Stwierdziłeś, że musimy od siebie odpocząć, że to pomoże uratować nasz związek. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że kłamałeś.
Szokiem było to,co zobaczyłem, kiedy pewnego dnia przyszedłem po parę swoich rzeczy.
Mieszkanie było otwarte, co nieco mnie zdziwiło. Zawsze je zamykał, więc nie rozumiałem dlaczego tak je zostawił. Uruha był strasznie przewrażliwiony na punkcie swoich rzeczy. Bał się, że ktoś się włamie i go okradnie, czego on nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
Od razu w oczy rzuciły mi się porozwalane ubrania, z pewnością nienależące do gitarzysty. Postanowiłem iść ich śladem, aż znalazłem się pod drzwiami sypialni, które po raz pierwszy były zamknięte. Już miałem wchodzić, gdy nagle usłyszałem przeciągły jęk spełnienia. Nie należał on do Kouyou, z pewnością. Otworzyłem energicznie drzwi, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. On, w ramionach Rukiego, zagłębiony w nim.. Ten widok spowodował mdłości.
- Aoi, wybacz.. - jego głos nie wyrażał skruchy - Wiesz, nie miałem jak ci tego powiedzieć, ale myślę, że to już najwyższy czas. Nigdy cię nie kochałem.
Kiedy wypowiedziałeś te słowa, obróciłem się i wybiegłem z twojego mieszkania. Brzydziłem się wami, jak nigdy dotąd. Czułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy przed moimi oczami pojawiał się obraz ciebie w nim. Tak obrzydliwe, że musiałem powstrzymywać się od wymiotów.
Teraz, stojąc pod twoim oknem, obserwuję jak dwa cenie łączą swoje usta w namiętnym pocałunku. Dłonie błądzą po waszych ciałach poznawając je na nowo. Wiem, co za chwilę nastąpi, ale nie dbam o to.
Wyciągam broń i kieruję ją w stronę okna. Ciągnę za spust, po czym słyszę jak szyba się rozlatuje, a potem przerażony krzyk. Należy on do ciebie, bo pewnie trafiłem w twoją nową miłość. Celuję po raz kolejny, po czym zapada głucha cisza. Po raz kolejny trafiłem i jestem z siebie zadowolony. Podchodzę bliżej, zaglądam przez wybite okno, patrzę z zachwytem na swoje dzieło. Należało wam się, doskonale zdajecie sobie z tego sprawę.
- Wiesz, Uruha, to jest najlepszy czas, żebyś w końcu się dowiedział. Nienawidzę cię!
piątek, 15 listopada 2013
And I feel so far away...from you (Reituki)
Związek na odległość nie ma sensu. Wiemy o tym oboje, lecz ty robisz wszystko, żeby było inaczej. Nie możesz zapomnieć? Chociaż spróbuj. Mnie się udało, na chwilę. Ale wtedy byłem szczęśliwy, do teraz.
Wszystko zaczęło wracać do mnie z zawrotną prędkością. Zacząłem sobie przypominać chwilę, które razem spędziliśmy. Wiem, że było ich zbyt mało, ale to jeden z najlepszych okresów mojego życia. Nigdy wcześniej nie czułem się tak, jak przy tobie. W twojej obecności nie musiałem udawać, mogłem być sobą, choć nie wszytko, co robiłem ci nie odpowiadało.
Usprawiedliwiałem cię na każdy sposób. Myślałem, że się o mnie martwisz i nie chcesz mnie stracić. Kochałem cię, bo wierzyłem, że ty czujesz do mnie to samo. Może się myliłem?
Zacząłeś mnie ograniczać, choć doskonale wiedziałeś, że tego nie lubię. Kazałeś mi wybierać między dwiema rzeczami, które uwielbiałem i w które wkładałem całe swoje serce. Prawda była taka, że nic, ani nikt nie mógł zmienić mojej osoby. Nawet ty, chociaż byłeś dla mnie najważniejszy.
Z biegiem czasu zacząłem odczuwać, że moje uczucie do ciebie gaśnie. Z dnia na dzień, coraz bardziej się oddalałem od siebie. Ty za to byłeś zbyt ślepy żeby to zauważyć. Łudziłeś się, że jest taka samo jak przedtem. Jedyne, co zauważyłeś to to, że coraz rzadziej mówiłem do ciebie kocham cię. Tylko tyle i nic poza tym.
Czas mijał, a ja znalazłem sobie pracę. Pragnąłem usamodzielnić się i pokazać, że warto iść za głosem serca. Twoja zazdrość o moich współpracowników była nie do zniesienia. Wmawiałeś sobie, że chcą mnie tobie odebrać. Aż tak bardzo kochałeś? Przykro mi, ale nie wierzę w to.
Po tygodniowym stażu miałem trochę więcej czasu wolnego. Przyjeżdżałeś do mnie i spędzaliśmy ze sobą jak najwięcej chwil. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że może nie jest za późno. Że może jeszcze jest dobry czas na to, żeby moje uczucie do ciebie wróciło. Nie chciałem cię stracić, ale czułem, że nie powinienem cię dłużej okłamywać. Jaki to miałoby sens?
Widzieliśmy się zaledwie pięć razy, w ciągu trwającego dwa i pół miesiąca związku. To było śmieszne, bo podobno się kochaliśmy. Wróć, to chyba tylko ty kochałeś. Ja miałem sporo wątpliwości. Chciałem to zakończyć, ale nie potrafiłem. Nie umiałem cię zranić. Ty zrobiłeś to trochę później, ale teraz nie o tym.
Nie rozumiałeś, że jestem osobą wrażliwą. Krytykowałeś każdą łzę spływającą po moim policzku. Nawet tą, której nie widziałeś, lecz usłyszałeś mój płacz przez telefon. Rzucałeś aluzjami seksualnymi, choć wiedziałeś, że mam z tym złe wspomnienia i potrzebuję trochę więcej czasu. Wspominałem ci o tym na samym początku naszego związku. Zacząłem myśleć, że zależy ci tylko na jednym. Nie słyszałeś, kiedy podczas tamtej rozmowy mój głos zamienił się w cichy szloch. Nie chciałeś tego usłyszeć, nieprawdaż?
Z każdą chwilą byłem coraz dalej. Nasze rozmowy nie były już tak częste. Znajdywałem każdą możliwą wymówkę, żeby tylko z tobą nie rozmawiać. Wykręcałem się, bo nie chciałem słyszeć już twojego głosu. Zaczynałeś być nic nieznaczącym epizodem w moim życiu. Do rozstania doszło tydzień później.
To nie była twoja wina. Była to nasza, wspólna. Oboje zawiniliśmy, i ty, i ja. Wina leżała pośrodku. Pamiętam jak błagałeś wręcz o drugą szansę. Byłem nieugięty, nie chciałem próbować na nowo, bo zdałem sobie sprawę, że nic do ciebie nie czułem. Być może było to tylko zauroczenie, nic nieznacząca fascynacja. Teraz nie wiem, nie jestem pewny.
Właśnie kilka dni temu pomyślałem o tobie. Zastanawiałem się, co u ciebie. Z tego, co wiedziałem, to od miesiąca byłeś w związku. Cieszyłem się, że byłeś szczęśliwy.
Zdecydowałem się na jeden telefon do ciebie. Chciałem tylko chwilę porozmawiać. Dowiedziałem się, że jesteś już wolny, że to nie była miłość. Miło nam się rozmawiało, nie przeczę. Ale to tylko tyle z mojej strony.
Następnego dnia też zadzwoniłem, bo chciałem się czegoś upewnić. Powiedziałeś, że jeśli się spotkamy, możesz się we mnie jeszcze bardziej zakochać. Byłeś z nim, bo chciałeś o mnie zapomnieć, tak jak ja zapomniałem o tobie.
Kolejny dzień minął dobrze. Nie odczuwałem chęci rozmowy z tobą, zaczynałem powoli wyrzucać cię z pamięci. Parę godzin później sam zadzwoniłeś. Nie odebrałem, nie chciałem. Napisałem tylko krótką wiadomość:
Nie mogę teraz rozmawiać, mam ważne spotkanie. Ruki~
Teraz czuję się już wolny. Mam nadzieję, że zapomnisz. Ja ułożę sobie życie, a ty zrobisz to samo. Bez udziału ciebie i mnie. Tak, jakbyśmy się nie znali. Nigdy nie spotkaliśmy się na tej samej drodze. Ale bez względu na wszytko, dziękuję. Byłeś dla mnie wszystkim.
środa, 13 listopada 2013
Dirty Dancing (Aoiha) +18
Czułeś zimno, które brutalnie pieściło twoje ciało. Ku mojemu zdziwieniu nie broniłeś się, coraz bardziej pragnąłeś tego chłodu. Nie wiem, co było w nim takiego pociągającego?
Twoje nagie ciało prężyło się prowokująco, a ja nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Tańczyłeś w rytm cichej muzyki wydobywającej się z mojego telefonu. Seksowne ruchy powoli doprowadzały mnie do szaleństwa, ale wiedziałem, że nie mogę nic zrobić. Tylko stałem i patrzyłem. Takie były zasady tego miejsca, ty tańczyłeś, ja nie mogłem cię dotknąć, chyba, że sam wyraziłbyś na to zgodę. Czas mijał bardzo szybko, lecz nie zrobiłeś jeszcze żadnego ruchu w moją stronę.
Czułem się jakbym był sparaliżowany. Nie mogłem się poruszyć, bo działałeś na mnie hipnotyzująco. Gdybym mógł, zostałbym tutaj z tobą na zawsze. Nie miałem jednak takiego prawa, kiedy twój występ się skończy będę musiał odejść. Ale jeśli tego nie zrobię, przyjdą i wyprowadzą mnie siłą.
Ostatnie minuty były decydujące. Coraz bardziej prowokowałeś, a ja czułem, że zaczyna mi braknąć miejsca w spodniach. Kiedy tylko to zauważyłeś, podszedłeś i lekkim ruchem pchnąłeś mnie wielkie łoże, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Usiadłeś okrakiem na moich kolanach, zaraz potem zacząłeś zmysłowo ocierać się o moje krocze.
Z każdym twoim ruchem, z moich ust wydobywały się westchnięcia i ciche jęki. To, co właśnie robiłeś było złe, jednak ja nie potrafiłem tego zakończyć. Pozwalałem, abyś nadal mnie pobudzał, bardzo mi się to podobało. Z tobą przeżywałem coś niesamowitego.
Czułem, że jestem bliski spełnienia, ale nie potrafiłem ci o tym powiedzieć. Odchyliłem głowę do tyłu, wzdychając głośno. Domyśliłeś się, o co mi chodzi, dlatego też przyspieszyłeś swoje ruchy, a ustami zaatakowałeś moją szyję. Jęknąłem, kiedy poczułem mocne ugryzienie. Niespodziewanie zsunąłeś się na jasnoróżowy, puchaty dywan. Zwinne palce dobrały się do rozporka i jednym ruchem ściągnęły je, wraz z bokserkami.
Twój wzrok był przerażający. Widziałem w nim pożądanie, którego się bałem. Ciepły oddech owiewał mojego członka, a twoje oczy wpatrywały się w moje. Bałem się ciebie, tak, po prostu. Usta zassały się na główce, po czym usłyszałem pomruk aprobaty. Przeszły mnie dreszcze, gdyż męskość objęła fala przyjemnych wibracji. Robiłeś to zapamiętale, tak, jakbyś robił to nie jeden raz. Dzisiaj widziałem cię tutaj po raz pierwszy, chociaż odwiedzałem to miejsce wiele razy. Dowiedziałem się, że to twój pierwszy dzień w "pracy". Myślałem, że jesteś jeszcze nie doświadczony.
Krzyknąłem twój pseudonim, kiedy doszedłem. Wiedziałem, że to już koniec, że nie mogę już nic zrobić. Zasady. I tak byłem zadowolony, więc więcej ni oczekiwałem.
Uruha, śliczny. Pasowało to do ciebie. W świetle świeczek wyglądałeś pięknie, nie dziwię się, że tak cię nazwali. Ciekawiło mnie, dlaczego w tym pokoju zawsze było chłodno. Coś mi nie pasowało, ale nie narzekałem. Z tobą, w tym miejscu, mogłem spędzić wieczność.
- Aoi... - cichy szept wydobył się z twoich ust, a czarne, niemal jak noc, oczy znowu napotkały moje spojrzenie.
- Słucham? - Zapytałem zdezorientowany.
- Mnie nadali pseudonim, a ja nadaję go też tobie. - Uśmiechnąłeś się i sięgnąłeś w stronę mojej dłoni. Nieśmiało splotłeś nasze palce i wbiłeś wzrok w dłonie.
- Pasuje do ciebie, Aoi. - Dodałeś po chwili, wolną dłonią podając mi bieliznę. - Ubierz się, jest zimno.
Skinąłem głową, po czym puściłem twoją dłoń i ubrałem odzienie.
- Przyjdziesz jeszcze? - Zapytałeś z nadzieją w głosie.
- Przyjdę - odparłem - Jak ci na imię?
- Takashima Kouyou, ale wolę, żebyś mówił do mnie Uruha.
- Jestem Shiroyama Yuu, miło cię poznać.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Patrzyłem na ciebie, ale ty skutecznie odwracałeś wzrok. Zacząłeś oddalać się w drugi koniec pokoju, nerwowo przygryzając wargę. Zdecydowałem, że zareaguję. Nikt się przecież nie dowie, nieprawdaż?
Ruszyłem w twoim kierunku i chwyciłem za nadgarstek. Obróciłem cię w moją stronę i bez ostrzeżenia złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.
- Kiedyś cię stąd zabiorę.
- Nie obiecuj, skoro obaj wiemy, że tego nie zrobisz.
- Obiecuję.
Twoje nagie ciało prężyło się prowokująco, a ja nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Tańczyłeś w rytm cichej muzyki wydobywającej się z mojego telefonu. Seksowne ruchy powoli doprowadzały mnie do szaleństwa, ale wiedziałem, że nie mogę nic zrobić. Tylko stałem i patrzyłem. Takie były zasady tego miejsca, ty tańczyłeś, ja nie mogłem cię dotknąć, chyba, że sam wyraziłbyś na to zgodę. Czas mijał bardzo szybko, lecz nie zrobiłeś jeszcze żadnego ruchu w moją stronę.
Czułem się jakbym był sparaliżowany. Nie mogłem się poruszyć, bo działałeś na mnie hipnotyzująco. Gdybym mógł, zostałbym tutaj z tobą na zawsze. Nie miałem jednak takiego prawa, kiedy twój występ się skończy będę musiał odejść. Ale jeśli tego nie zrobię, przyjdą i wyprowadzą mnie siłą.
Ostatnie minuty były decydujące. Coraz bardziej prowokowałeś, a ja czułem, że zaczyna mi braknąć miejsca w spodniach. Kiedy tylko to zauważyłeś, podszedłeś i lekkim ruchem pchnąłeś mnie wielkie łoże, które znajdowało się w tym pomieszczeniu. Usiadłeś okrakiem na moich kolanach, zaraz potem zacząłeś zmysłowo ocierać się o moje krocze.
Z każdym twoim ruchem, z moich ust wydobywały się westchnięcia i ciche jęki. To, co właśnie robiłeś było złe, jednak ja nie potrafiłem tego zakończyć. Pozwalałem, abyś nadal mnie pobudzał, bardzo mi się to podobało. Z tobą przeżywałem coś niesamowitego.
Czułem, że jestem bliski spełnienia, ale nie potrafiłem ci o tym powiedzieć. Odchyliłem głowę do tyłu, wzdychając głośno. Domyśliłeś się, o co mi chodzi, dlatego też przyspieszyłeś swoje ruchy, a ustami zaatakowałeś moją szyję. Jęknąłem, kiedy poczułem mocne ugryzienie. Niespodziewanie zsunąłeś się na jasnoróżowy, puchaty dywan. Zwinne palce dobrały się do rozporka i jednym ruchem ściągnęły je, wraz z bokserkami.
Twój wzrok był przerażający. Widziałem w nim pożądanie, którego się bałem. Ciepły oddech owiewał mojego członka, a twoje oczy wpatrywały się w moje. Bałem się ciebie, tak, po prostu. Usta zassały się na główce, po czym usłyszałem pomruk aprobaty. Przeszły mnie dreszcze, gdyż męskość objęła fala przyjemnych wibracji. Robiłeś to zapamiętale, tak, jakbyś robił to nie jeden raz. Dzisiaj widziałem cię tutaj po raz pierwszy, chociaż odwiedzałem to miejsce wiele razy. Dowiedziałem się, że to twój pierwszy dzień w "pracy". Myślałem, że jesteś jeszcze nie doświadczony.
Krzyknąłem twój pseudonim, kiedy doszedłem. Wiedziałem, że to już koniec, że nie mogę już nic zrobić. Zasady. I tak byłem zadowolony, więc więcej ni oczekiwałem.
Uruha, śliczny. Pasowało to do ciebie. W świetle świeczek wyglądałeś pięknie, nie dziwię się, że tak cię nazwali. Ciekawiło mnie, dlaczego w tym pokoju zawsze było chłodno. Coś mi nie pasowało, ale nie narzekałem. Z tobą, w tym miejscu, mogłem spędzić wieczność.
- Aoi... - cichy szept wydobył się z twoich ust, a czarne, niemal jak noc, oczy znowu napotkały moje spojrzenie.
- Słucham? - Zapytałem zdezorientowany.
- Mnie nadali pseudonim, a ja nadaję go też tobie. - Uśmiechnąłeś się i sięgnąłeś w stronę mojej dłoni. Nieśmiało splotłeś nasze palce i wbiłeś wzrok w dłonie.
- Pasuje do ciebie, Aoi. - Dodałeś po chwili, wolną dłonią podając mi bieliznę. - Ubierz się, jest zimno.
Skinąłem głową, po czym puściłem twoją dłoń i ubrałem odzienie.
- Przyjdziesz jeszcze? - Zapytałeś z nadzieją w głosie.
- Przyjdę - odparłem - Jak ci na imię?
- Takashima Kouyou, ale wolę, żebyś mówił do mnie Uruha.
- Jestem Shiroyama Yuu, miło cię poznać.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Patrzyłem na ciebie, ale ty skutecznie odwracałeś wzrok. Zacząłeś oddalać się w drugi koniec pokoju, nerwowo przygryzając wargę. Zdecydowałem, że zareaguję. Nikt się przecież nie dowie, nieprawdaż?
Ruszyłem w twoim kierunku i chwyciłem za nadgarstek. Obróciłem cię w moją stronę i bez ostrzeżenia złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.
- Kiedyś cię stąd zabiorę.
- Nie obiecuj, skoro obaj wiemy, że tego nie zrobisz.
- Obiecuję.
sobota, 9 listopada 2013
Przepraszam, dłużej tak nie potrafię... (Epilog)
Wspólną ciszę przerywał tylko miarowy oddech basisty. Leżeliśmy tak już kilka minut, a ja nadal nie otrzymałem odpowiedzi. Zaczynałem się bać jego reakcji. To, co stało się chwil temu, nie powinno się wydarzyć, ale nie żałowałem tego. W głębi duszy czułem, że to było przeznaczenie. Tak musiało się stać, żebyśmy obaj dostrzegli siłę naszego uczucia.
Kiedy Reita zaczął wplatać palce w moje włosy, delikatnie je przeczesując, zyskałem pewność, że nie śpi. Wtuliłem się bardziej w jego bok i westchnąłem cicho.
- Co jest, mały? - Usłyszałem cichy szept, na co uśmiechnąłem się do siebie.
- Nie, nic - odpowiedziałem. - Myślę tylko..
- O nas? - To pytanie mnie zaskoczyło. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, i pokiwałem nią na potwierdzenie. Na usta blondyna wpłynął piękny uśmiech, po czym pocałował mnie w czoło. Nie wiedziałem jak mam rozumieć jego zachowanie.
- Wiesz, ja też dużo myślałem o nas, o tobie. - Dodał, splatając przy tym nasze palce.
- Żałujesz? - Zapytałem dla pewności.
Odpowiedziała mi jedynie cisza, która zaczynała mnie powoli irytować. Była dość trudna do zniesienia. Chciałem tylko znać prawdę, ale jak widać, nie była mi w tej chwili dana.
- Nie, a ty? - Po pewnym czasie odpowiedział, całując mnie we włosy.
- Nie, a powinienem? - Do moich uszy dobiegł stłumiony chichot. Również się zaśmiałem, bo ta rozmowa zaczynała robić się śmieszna i banalna. Gdyby któryś z nas żałował, to raczej nie rozmawialibyśmy ze sobą w taki sposób. - Myślisz, że możemy spróbować na nowo?
- Chciałbym... tylko nie wiem, czy chcesz tego samego. - Uniosłem się po raz kolejny i wbiłem w niego wzrok.
- Jeśli nie chciałbym, nie byłoby mnie tutaj. - Posłałem mu uśmiech, a po chwili spojrzałem na niego z wyrzutem. Akira po raz kolejny się roześmiał i złączył na krótką chwilę nasze usta. Zamruczałem z aprobatą, a kiedy się odsunął, prychnąłem udając obrażonego.
Złożyłem na jego wargach jeszcze jeden pocałunek, po czym wtuliłem się w niego, tak jak poprzednio.
- Kocham cię, Takanori. - Upragniona odpowiedź dotarła do mnie po chwili.
***
Patrząc na mnie podczas koncertów, bądź oglądając zdjęcia z sesji zdjęciowych, zapewne zauważacie we mnie pewność siebie i prowokację. Myślicie, że jestem niewyżyty seksualnie i pieprzę wszystko, co się rusza. Łącznie z barierkami podczas występów.
Prawda jest niestety taka, że to tylko maska, pod którą ukrywam prawdziwego siebie. Nie jestem taki, za jakiego mnie macie.
Możecie jedynie gdybać, co do mojej osoby w rzeczywistości. Tylko tyle wam zostaje, bo prawda o Matsumoto Takanorim, niestety, ale nie będzie ujawniona. Nigdy nie będzie wam dane poznać, kim jestem na prawdę.
Kiedy Reita zaczął wplatać palce w moje włosy, delikatnie je przeczesując, zyskałem pewność, że nie śpi. Wtuliłem się bardziej w jego bok i westchnąłem cicho.
- Co jest, mały? - Usłyszałem cichy szept, na co uśmiechnąłem się do siebie.
- Nie, nic - odpowiedziałem. - Myślę tylko..
- O nas? - To pytanie mnie zaskoczyło. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, i pokiwałem nią na potwierdzenie. Na usta blondyna wpłynął piękny uśmiech, po czym pocałował mnie w czoło. Nie wiedziałem jak mam rozumieć jego zachowanie.
- Wiesz, ja też dużo myślałem o nas, o tobie. - Dodał, splatając przy tym nasze palce.
- Żałujesz? - Zapytałem dla pewności.
Odpowiedziała mi jedynie cisza, która zaczynała mnie powoli irytować. Była dość trudna do zniesienia. Chciałem tylko znać prawdę, ale jak widać, nie była mi w tej chwili dana.
- Nie, a ty? - Po pewnym czasie odpowiedział, całując mnie we włosy.
- Nie, a powinienem? - Do moich uszy dobiegł stłumiony chichot. Również się zaśmiałem, bo ta rozmowa zaczynała robić się śmieszna i banalna. Gdyby któryś z nas żałował, to raczej nie rozmawialibyśmy ze sobą w taki sposób. - Myślisz, że możemy spróbować na nowo?
- Chciałbym... tylko nie wiem, czy chcesz tego samego. - Uniosłem się po raz kolejny i wbiłem w niego wzrok.
- Jeśli nie chciałbym, nie byłoby mnie tutaj. - Posłałem mu uśmiech, a po chwili spojrzałem na niego z wyrzutem. Akira po raz kolejny się roześmiał i złączył na krótką chwilę nasze usta. Zamruczałem z aprobatą, a kiedy się odsunął, prychnąłem udając obrażonego.
Złożyłem na jego wargach jeszcze jeden pocałunek, po czym wtuliłem się w niego, tak jak poprzednio.
- Kocham cię, Takanori. - Upragniona odpowiedź dotarła do mnie po chwili.
***
Patrząc na mnie podczas koncertów, bądź oglądając zdjęcia z sesji zdjęciowych, zapewne zauważacie we mnie pewność siebie i prowokację. Myślicie, że jestem niewyżyty seksualnie i pieprzę wszystko, co się rusza. Łącznie z barierkami podczas występów.
Prawda jest niestety taka, że to tylko maska, pod którą ukrywam prawdziwego siebie. Nie jestem taki, za jakiego mnie macie.
Możecie jedynie gdybać, co do mojej osoby w rzeczywistości. Tylko tyle wam zostaje, bo prawda o Matsumoto Takanorim, niestety, ale nie będzie ujawniona. Nigdy nie będzie wam dane poznać, kim jestem na prawdę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)